Odkąd dzieci wróciły do szkoły, mam wrażenie, że czas znów przyśpieszył.
Z trójką uroczych, ale wymagających ciągłej uwagi pociech, dni mijają stanowczo za szybko.
Przez ten nieustanny pęd i niezliczoną liczbę obowiązków domowych, mam problem z regularnym sporządzaniem notatek. Wciąż z czymś jestem „do tyłu”, piętrzą się zaległości, narasta zmęczenie i frustracja…
A gdy pociąg zwany życiem pędzi zbyt szybko, to warto na chwilę się zatrzymać, zwolnić tempo, chociaż na moment.
Dokładnie tak zrobiliśmy w sobotę. Piękna pogoda utwierdziła nas w przekonaniu, że to jest idealny dzień na wycieczkę do … Zaanse Schans, jednej z głównych atrakcji kraju słynącego z tulipanów.
Cóż to za miejsce? Naprawdę niezwykłe!
Można je nazwać „Holandią w pigułce” bądź jej kwintesencją.
Zaanse Schans jest malowniczą wioską, położoną nad rzeką Zaan, niedaleko Amsterdamu. Nazwa „schans” oznacza „szańce” zbudowane w tym miejscu w XIX wieku, aby zatrzymać hiszpańskie wojska.
Jest to unikalny „żywy” skansen, w którym można się przenieść w czasie trzysta, czterysta lat wstecz. Znajdziemy tu domy, gospodarstwa, sklepy, małe zakłady rzemiosła ludowego, restauracyjki, muzea… no i wiatraki! A wszystko tak malownicze, że wręcz wydaje się nierzeczywiste, niemal jak z bajki lub ze snu.
Od pierwszego wejrzenia zakochujemy się w Zaanse Schans. Momentalnie przestajemy zerkać na telefon (pełniący funkcję zegarka) i bierzemy głęboki oddech, bo czyste powietrze aż prosi, by się nim rozkoszować.
Codzienne kłopoty zostają za nami. To nic, że w domu piętrzy się stos ubrań do prasowania, lodówka dopomina się o nowych lokatorów ze sklepu spożywczego, podłogom – jak co dzień – marzy się romans z miotłą…
Jest tylko tu i teraz. Niebieska woda, zielona trawa, na której pasą się owce i kozy, poprzecina wąskimi kanałami… Wiejskie domki zbudowane z drewna, pomalowane głównie na zielono, z białymi obwódkami wokół okien i drzwi, ozdobione szczytami o różnorodnych kształtach.
Do posesji przylegają śliczne ogródki. Gdaczą kury. Jabłonki kuszą dojrzałymi owocami. Bańki na mleko błyszczą się w słońcu. Główna droga nie zna śladów samochodów. Nikt się nie śpieszy. My też nie. Poddajemy się błogiej atmosferze. Cieszymy się pięknem tego miejsca.
Zaglądamy do „Klompenmakerij”, czyli fabryki chodaków. Tu można nie tylko zaopatrzyć się w tradycyjne holenderskie botki, ale także popatrzeć jak ludowy rzemieślnik przemienia kawałek drewna w zgrabny chodaczek.
Natomiast w innej zagrodzie jest okazja, by przyjrzeć się tradycyjnej produkcji sera, po czym dostać oczopląsu od mnogości różnych gatunków tego smakołyku na półkach w sklepie z serami „Catharina Hoeve”.
Nasze kubki smakowe i zmysł powonienia są w Zaanse Schans nieustannie poddawane próbie wytrzymałości i odporności na pokusy. Wystarczy, że wspomnę o domie chleba, fabryce czekolady, sklepiku ze słodyczami…
Wędrując główną alejką, docieramy do Museumwinkel. Jest to uroczy sklep w starym stylu, będący repliką z 1887 r., tak popularnego obecnie w całej Holandii, supermarketu Albert Heijn. Wchodzimy do środka pierwszego „Albertheijna” i uderza nas w nozdrza niezwykły zapach kawy, kandyzu, mięty, drewna…
Znów czas stanął w miejscu. Zdecydowanie! Mam na to niezbity dowód. W Muzeum Zegarów, które znajduje się po sąsiedzku, każdy zegar wybija inną godzinę… A swoją drogą piękne są te zegary!
Dzieci z zachwytem na twarzy przyglądają się ruchomym elementom na tarczach. Tu faluje woda, dalej kołysze się statek, rybak zarzuca wędkę, by po chwili wyłowić rybę… Takie małe cudeńka, które wywołują uśmiech na twarzy. A do tego czarujące dźwięki, piękne melodyjki, delikatne tykanie…Tik tak czy bim bam bom?
Tego już nie usłyszeliśmy, bo spotykamy naszych dobrych znajomych, którzy mają dzieci odpowiadające ilością i wiekiem naszym. Odtąd towarzyszy nam czwórka rozrabiaków w wieku szkolnym i dwoje maluchów w wózkach. Razem sztuk sześć, a przy takiej liczbie dzieciaków nie sposób usłyszeć słowa współrozmówcy, a co dopiero tykanie zegara.
Ale za to jest wesoło! Dzieci już się śmieją, biegają, bawią…
Idziemy razem do wiatraków. Wczuwam się w rolę przewodnika i informuję, że trzysta lat temu było w tym miejscu prawie tysiąc wiatraków. Najpierw służyły do osuszania terenu, a potem wykorzystywano je w celach produkcyjnych. Przerabiały zboża, ryż, konopie, papier, drzewo, olej, gorczycę, tytoń i inne surowce przywożone do Holandii z zamorskich krajów.
Dziś zachowało się tu zaledwie trzynaście wiatraków, większość z nich nadal jest sprawna.
Dzieci nudzi mój wykład, chcą zwiedzać. Wchodzimy więc do młyna „Kot”. To jedyny wiatrak na świecie, który mieli pigment na farbę i barwniki. Z jego górnej części roztacza się piękna panorama na inne młyny.
Ten widok jest wart wspięcia się po schodach, w zasadzie będących drabiną i, bynajmniej, niebudzących zaufania. Na górze jest tak pięknie! I pachnie czekoladą z pobliskiej wytwórni… Cóż, jesteśmy w niebie. Dokładnie tak!
I nie chce się wracać na ziemię do codziennych spraw i obowiązków.
Jednak, po jakimś czasie, słyszymy głos: „Halo, tu Ziemia! Nadchodzi czas powrotu”.
Posłusznie podążamy w kierunku parkingu. Odruchowo przełączam się na ziemski tryb i zaczynam myśleć o prasowaniu, zakupach, sprzątaniu. Ale… stop!
Przecież cudownie zrelaksowani, pełni nowych wrażeń, podołamy wszystkiemu, prawda?Bez lęku damy radę zadaniom, które stawia przed nami nowy tydzień.
Bardzo w to wierzę, podziwiając, po raz ostatni tego dnia, bajkową panoramę Zaanse Schans.
Wspaniała wycieczka, bardzo ciekawie opisana. Zdjęcia przedstawiają sielankowe widoki. nic tylko tam pozostać…
a wiesz, że ja tak bardzo nie przejmuję się tymi podłogami w domu, oknami krzyczącymi, że nieumyte już pół roku lub więcej… odsuwam to na bok, bo spędzam czas z dziećmi, bądź coś dla nich robię, albo dla naszej rodziny, albo po prostu chwytam za książkę. Na sprzątanie zawsze przyjdzie czas 🙂 Mój dom jest relatywnie czysty, nie błyszczy, to fakt, ale za to głowę uwolniłam od stresu, który jeszcze rok temu mnie zabijał 🙂
Więcej takich wycieczek, bądź chwil wyluzowania Ci życzę!
pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Serdecznie dziękuję za miłe słowa i życzenia! Masz stuprocentową rację – czas poświęcony dzieciom, rodzinie jest znacznie ważniejszy niż super czyste mieszkanie. A chwila z dobrą książką jest bezcenna i bardzo potrzebna nie tylko nam, mamom! Och, rzeczywiście trzeba uwalniać głowę od stresu, którego pełno wokół nas,a wszyscy będziemy znacznie szczęśliwsi!
PolubieniePolubienie
Fantastyczne miejsce! Z fabryki czekolady to pewnie wołami by mnie nie wyciągnęli 😛 Te zegary piękne, i wiatraki też, a te sery..! Bajka normalnie :))
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję za tak entuzjastyczne słowa:) Rzeczywiście – piękne miejsce! Taka troszkę Holandia „w pigułce”:) Wiatraki wyglądają tu bardzo malowniczo. Holenderskie sery są pyszne, natomiast „fabryka czekolady” to, w tym przypadku, określenie trochę na wyrost;) Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam:)
PolubieniePolubienie
Rozmarzyłaaam się 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ale wspaniały wpis 🙂 „Jest tylko tu i teraz” Tę zasadę staram sie stosowac na codzień, ale fakt w tym pędzie to i ona się gubi przez nadgodziny w pracy a czas jest taki niemiłosiernie szybki. Ale my planujemy wypad w przyszły weekend, jeszcze tylko tydzień :)! pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję! To prawda, że obecnie czas pędzi często zbyt szybko. Właśnie dlatego warto się zatrzymać, a weekendowe wyjazdy są ku temu świetną okazją. I można się rozmarzyć;)
Życzę udanego wypadu za tydzień!
PolubieniePolubienie
Skanseny, to obok zamków innych ciekawych miejsc druga moja pasja. Te wiatraki i domki są cudne, a patrząc na szkraby jedzące lody muszę lecieć do mojej lodówki po porcję dla siebie 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prawda, że „zaraźliwy” widok? Też tak mam! I również lubię skanseny, muzea, zamki:)
PolubieniePolubienie