Herfstvakantie, czyli ferie jesienne

DSCN7607

Ten tydzień zleciał nam szybko jak z „bicza trzasł”.
Miało to tę zaletę, że tym razem dwie Siostry (Samotność i Tęsknota), o których wspominałam w poprzedniej notatce, nie zdążyły nas odwiedzić. Natomiast Brat Zmęczenie gościł u nas często, jednak z jego towarzystwem jesteśmy najbardziej oswojeni.
Zatem co się stało, że czas tak gonił?

Ano w minionym tygodniu w Holandii trwały ferie jesienne, czyli jak mówią tutejsi „herfstvakantie”. Dzieciaki zaczęły szkołę w połowie sierpnia, więc uczyły się już dwa miesiące. Nadeszła pora na tygodniową przerwę. Krótka regeneracja sił potrzebna jest zarówno nauczycielom jak i uczniom; pokuszę się o stwierdzenie, że tym pierwszym nawet bardziej.

DSCN7637

Dla dzieci ferie są tożsame z luzem, beztroską i zabawą. Dla rodziców…cóż, jest to wyzwanie!
Pora wzmożonej pracy, wysiłku i aktywności. Trzeba nieźle ruszyć głową i tak zorganizować czas, by dzieci były zadowolone i wypoczęte, ale też by samemu nie nabawić się nerwicy, a wręcz czerpać radość z przebywania z potomstwem w domu. By, jak mówi przysłowie, „wilk był syty i owca cała”!
W czasie październikowego tygodnia nie mogliśmy sobie pozwolić na wyjazd do Polski ani gdziekolwiek, więc musieliśmy poszukać atrakcji w okolicy.
Przede wszystkim odwiedziliśmy bibliotekę.

DSCN7639

Zawsze powtarzam dzieciom, że nic nie przegania nudy skuteczniej niż interesująca książka. I to jest prawda! Przekonał się o tym Groszek, który tym razem wypożyczył opasłe tomisko o wilku i psie. Wydawało mi się, że synek trochę przeliczył się ze swoimi możliwościami czytelniczymi, ale okazało się, że rośnie nam prawdziwy pożeracz literatury. Książka musiała być ciekawa, bo następnego dnia młody, już o 6 rano, wpadł do mojej sypialni z informacją „mamo, wciągnęła mnie, jestem na 123 stronie”! Trochę potrwało, zanim zaspana przeanalizowałam tę wiadomość i zrozumiałam jej sens. Gwoli sprawiedliwości dodam, że Iskierka też uwielbia czytać. Natomiast Okruszek tym razem wprawił nas w osłupienie, bo autentycznie przestraszył się jednej z wypożyczonych książeczek, nota bene przeznaczonej dla dzieci w jego wieku. Zdarzyło się to pierwszy raz, dotąd córcia bardzo pozytywnie reagowała na wszelkiego rodzaju książki. Natomiast ta jedna napawała naszą dziewuszkę tak wielkim przerażeniem, że na sam widok okładki mała wydawała z siebie dziki pisk. Była to w sumie urocza książeczka z serii „ A kuku!”. Co druga strona zawierała otwór, w którym pojawiała się podobizna wybranej części ciała jakiegoś zwierzaka. Dopiero przewróciwszy kartkę, ukazywała się cała zwierzęca postać. Obejrzawszy na spokojnie książkę, jednak przyznałam Okruszkowi rację. Otwór, przez który spogląda zaczerwienione oko małego buldoga albo otwór z uzbrojonym w ostre zęby pyskiem innego czworonoga – może budzić grozę.

Ale ferie to nie tylko czytanie, to przede wszystkim czas na zabawę!
Wreszcie nasze dzieciaki mogły do woli pobawić się zabawkami pluszowymi, pograć w gry planszowe, porysować, ulepić z plasteliny całe mnóstwo kotów i psów. Gdy tylko pozwalała pogoda, wychodziliśmy na długie spacery i okupowaliśmy wszystkie okoliczne place zabaw.

DSCN7437

Groszek chętnie grał w piłkę i jeździł na rowerze. Iskierka zbierała kolorowe liście i skakała na skakance, a mały Okruszek, jak zwykle, bawił się z nami w berka i chowanego, czyli uciekał gdzie popadnie i chował się, też gdzie popadnie. Taki wiek, taki temperament!

DSCN7448

Groszek odwiedził kolegę ze szkolnej ławy w jego domu, a nam złożyła wizytę wspólna koleżanka dzieci. Dzięki życzliwości i serdeczności naszej tutejszej polskiej znajomej, dzieci załapały się na wizytę w kinie. Ta miła osóbka jechała na film dla dzieci ze swoją córeczką i sama zaproponowała, że przy okazji zabierze Groszka i Iskierkę. Tym samym moje dzieci po raz pierwszy zaliczyły kino w Holandii i, już nie po raz pierwszy, zdały egzamin z praktycznej znajomości języka niderlandzkiego, bowiem świetnie zrozumiały treść obcojęzycznego filmu. A ja, miałam trzy godziny czasu dla siebie i Okruszka, więc też nie mogę narzekać!

W deszczową środę zapisaliśmy dzieci na zajęcia do domu kultury. Zawsze to jakieś urozmaicenie i okazja doświadczenia czegoś nowego. Zajęcia okazały się bardzo ciekawe, dzieci określiły je wyrazem „przefajne”. Miały temat „Raar, maar waar”, co oznacza „Dziwne, ale prawdziwe”. Z pomocą przebranego Einsteina dzieciaki wykonywały różne doświadczenia i robiły wynalazki. Groszek nauczył się „grać” na kieliszku, którego brzegi są wilgotne od śliny.

DSCN7529

Iskierka spotkała się z psiapsiółką z poprzedniej szkoły (tej dla obcokrajowców), więc co prawda nie nauczyła się żadnej sztuczki, ale za to bawiła się doskonale, a przecież przede wszystkim o to chodziło! Oboje wykonali piękne, cudaczne ptaki z różnorodnych materiałów, które stały się oryginalną ozdobą mieszkania.

DSCN7537

W czwartek z kolei Igotata sprezentował sobie (i nam) jeden dzień urlopu. Początkowo zamierzaliśmy odbyć jakąś dalszą wycieczkę, ale z jakichś powodów plan się nie powiódł. Chcąc ratować sytuację, tata, może trochę niebacznie, zaproponował dzieciakom zabawę w ogromnym małpim gaju w miejscowości Zaandam. Oczywiście naszym rozrabiakom ten pomysł od razu przypadł do gustu. W try miga siedzieli gotowi w samochodzie. Niestety, chyba wielu rodziców wyszło z tą samą inicjatywą. Gdy tylko pojawiliśmy się na miejscowym parkingu, już po samym stężeniu decybeli w powietrzu, można było się zorientować, gdzie dokładnie znajduje się dziecięca arkadia. Przestępując próg klubiku z kulkami i zjeżdżalniami, od razu pojęliśmy, że to, co może i dla dzieci jest rajem, dla rodziców już niekoniecznie! W sali zabaw dosłownie roiło się od biegających dzieci. Patrząc na ich harce, zgodnie stwierdziliśmy z Igotatą, że w tak zatłoczonej i hałaśliwej przestrzeni, zamiast miło spędzić popołudnie, co najwyżej możemy nabawić się bólu głowy, nic poza tym. Zresztą wszystkie bilety wstępu wyprzedano. Groszek był niepocieszony, Iskierka dzielnie przełknęła tę wiadomość, Okruszek nie zrozumiał, o co w tym biega.

Wykonaliśmy w tył zwrot i w zamian zajechaliśmy do skansenu Zaanse Schans, który znajduje się po sąsiedzku. Nie przeszkadzało nam, że niedawno odwiedziliśmy to piękne miejsce. Tam wraca się z przyjemnością, a poza tym ostatnio nie obejrzeliśmy wszystkiego. Czas to nadrobić. Ze względu na pochmurną pogodę, dziś nastawiliśmy się głównie na zwiedzenie Muzeum Zaans.

DSCN7631

I choć dzieci początkowo miały naburmuszone miny, muzeum samo się obroniło. Młodzi gniewni szybko zapomnieli o fochach z powodu niedoszłej do skutku wizyty w małpim gaju. Przy wejściu do muzeum każdy z nas dostał specjalne słuchawki, pełniące rolę przewodnika digitalnego. Dzieciaki lubią nowinki techniczne, więc samo obsługiwanie takiego sprzętu sprawia im radość i stanowi atrakcję.

DSCN7543

Przy każdej ekspozycji, przykładało się „przewodnika” do oznakowanego miejsca i od razu można było dowiedzieć się informacji na temat oglądanego obiektu. Widzieliśmy dawne regionalne produkty w oryginalnych opakowaniach: spożywcze (ryż, mleko dla dzieci, słodycze…), maszynę do robienia lizaków, lalki…

DSCN7544

Bardzo zaciekawiła nas interaktywna mapa przedstawiająca lokalizację i przeznaczenie wiatraków działających w tutejszej okolicy na przestrzeni kilkuset lat. Poprzez przesuwanie dłoni na krawędzi makiety, wybierało się konkretny wiek, a wtedy na planie kręciły się tylko wiatraki działające w tamtym okresie. Dodatkowo na ekranie pojawiały się obrazowe wykresy, przedstawiające procentową liczbę młynów mielących zboża, oleje, pigmenty, drewno…

DSCN7558

W XVIII wieku niemal cała makieta wirowała, działało wówczas tysiąc wiatraków.
Obecnie „rusza” się zaledwie kilka.

W muzeum znajdują się portrety wpływowych ludzi zamieszkujących tę okolicę i ich rodzin. Nasz podziw budziły sprzęty domowe z dawnych lat, piękne naczynia porcelanowe, sztućce, różne rozmaitości ozdobione motywami wiatraków, zwierząt, elementów przyrody. Zielonymi saneczkami, z wymalowanymi wzorkami, chętnie sami byśmy się przejechali!

DSCN7567

Okruszek oczywiście wypatrzył lalę i śliczny domek, nawet chwilę mógł się nimi pobawić.
W muzeum jest usytuowany punkt widokowy. Przez lornetki można śledzić malowniczy pejzaż Zaanse Schans, można przyglądać się detalom budynków i wiatraków bądź spacerującym przechodniom.

DSCN7577

W oddzielnej części budynku muzeum znajduje się fabryka czekolady i herbatników znanej holenderskiej marki „Verade”. Łasuchy, i nie tylko, prześledzą tu cały proces produkcji czekolady. Zobaczą, jaką drogę pokonuje ziarno kakaowca, aby przeistoczyć się w pyszną tabliczkę czekolady!

DSCN7582

Niestety wytwórnia, choć wydaje się realistyczna, tak naprawdę jest tylko atrapą, a czekoladowy zapach unoszący się w powietrzu, dolatuje z muzealnej kawiarni.
Na pocieszenie, po dokonaniu tego smutnego odkrycia, pan kustosz częstuje wszystkich chętnych ciasteczkami „Verkade”.

DSCN7595

Po kilkugodzinnej wizycie w muzeum nie mogliśmy sobie odmówić spaceru uliczkami skansenu, tym bardziej, że niebo się rozchmurzyło. Zauważyliśmy, że od czasu naszej ostatniej wizyty, kurczaki w zagrodach sporo urosły, a liście pożółkły.

DSCN7614

Obowiązkowo udaliśmy się do sklepu ze swojskim nabiałem. Nie obeszło się bez zakupu, po degustacji kilku gatunków serów, ostatecznie nabyliśmy ser wędzony, kokosowy i zielony z pesto.

DSCN7597

W drodze do domu dzieci przyznały, że początkowo obawiały się, że muzeum będzie nudne, ale na szczęście okazało się „przefajne”. Tak zresztą jak całe jesienne ferie.
W niedzielę, czyli ostatniego dnia „herfstvakantie” przyroda spłatała nam psikusa. W parku, pełnym złotych i rdzawych liści, ujrzeliśmy … całe poletko fioletowych krokusów.

DSCN7647

– Mamusiu, jakie w końcu są te ferie: jesienne czy wiosenne? – Spytały dzieci.
– Hmm…Patrząc na te kwiaty, to mam wątpliwości. Ale co tam! Najważniejsze, że były „przefajne”! – Odpowiedziałam po „ichniemu”.

DSCN7619

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „Herfstvakantie, czyli ferie jesienne

  1. hrabina pisze:

    faktycznie, dzieciaki miały mnóstwo atrakcji i radości. Muzeum jest genialne! a ta część z wiatrakami… sama bym się pobawiła.

    Ja myślę, że to nie krokusy kwitły tylko zimowity jesienne. tak mi się wydaje, one wyrastają bez liści, za to z lilaróżowymi kwiatami o tej właśnie porze roku.

    pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dziękuję! A z tymi kwiatami masz absolutną rację. Ale się uśmialiśmy z mężem i dziećmi z naszej pomyłki! Rzeczywiście wzięliśmy zimowity jesienne za krokusy. Niestety, marni z nas botanicy;) Człowiek cały czas się uczy! Teraz już zapamiętamy – dzięki Tobie:):):)

      Polubienie

  2. gorzkaherbata pisze:

    Mi by się przydały takie ferie jesienne 🙂 A potem zimowe, wiosenne i wakacje tak ze dwa razy w roku 😀 A te mapie gaje dla dzieci, zawsze miałam migrenę, jak wychodziłam z takich przybytków…Dobrze, że Młodego już nie ciągnie do takich miejsc, twierdzi, że za duży jest 😀

    Polubione przez 1 osoba

  3. Igomama pisze:

    To prawda, ferie dla rodziców też by się przydały. Najlepiej o każdej porze roku:)
    Hmm, jeden z plusów dorastania dzieci=brak wizyt w zatłoczonych małpich gajach. 😉

    Polubienie

  4. Tami pisze:

    Witaj
    Właśnie trafiłam tu od Allochtonki, super blog. Ja mieszkam w Holandii od 4 lat i pomału czuję się jak w domu, chętnie będę tu zaglądać.pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

  5. Igomama pisze:

    Witam również:) Bardzo mi miło! Dziękuję za tak ciepłe słowa i odwiedziny.
    Niestety wciąż mam za mało czasu na pisanie, ale takie komentarze jak Twój, bardzo mnie motywują. Dziękuję i zapraszam.

    Polubienie

Dodaj komentarz