A jednak noworoczne podsumowanie…

DSCN9226

Ostatnio skarżyłam się, że dokucza mi wirus nowej choroby zwanej „nicniechciejstwem”. Okazało się, że ani dolegliwość nie jest nowa, ani tym bardziej ja – wyjątkowa;) O tej porze roku, między innymi za sprawą małej ilości promieni słonecznych, wiele osób wykazuje charakterystyczne symptomy: brak chęci na cokolwiek (może poza słodką przekąską) oraz obniżony nastrój, czyli – wypisz, wymaluj – „nicniechciejstwo pospolite” lub w gwarze śląskiej – „leńgotropi”. Ostatnio spróbowałam trochę ponegocjować z tym moim leniem i przekonać go, by zostawił mnie w spokoju. Już go rozgryzłam i nie dam się łatwo nabrać na jego niecne sztuczki. Mierzyliśmy swoje siły przez kilka dni i, jak to w życiu, raz wróg był na wierzchu, raz ja… Ostatecznie jednak „nicniechciejstwo” dało za wygraną. Mam nadzieję, że poszło sobie w siną dal i nieprędko się pojawi. Gdy zniknęło, czym prędzej wyjęłam z szuflady zakurzony „Zeszyt na specjalną okazję”, o którym ostatnio wspominałam. Na początku stycznia dokonuję w nim podsumowania minionego roku, zapisuję nowe postanowienia i weryfikuję plany ubiegłoroczne. Wreszcie uzupełniłam swoje notatki!

Napisałam parę postanowień, ale tym razem nadałam im formę życzeniową. Wszelkie nakazy i zakazy źle mi się kojarzą, zamiast motywować – stresują i zniechęcają. Prawda, że lepiej brzmi: „Byłoby wspaniale, jakbym w tym roku zaczęła rozmawiać z Holendrami po niderlandzku”, zamiast: „Postanawiam posługiwać się językiem niderlandzkim w rozmowach z Holendrami”? W tym drugim przypadku postanowienie może i brzmi bardziej poważnie, zobowiązująco, ale o ileż łatwiej jest się poddać i odpuścić sobie taki nakaz już na samym wstępie!

Miniony rok dla naszej pięcioosobowej rodzinki nie był zły. Już prawie dwa lata mieszkamy w Holandii (dokładnie 21 miesięcy). Starsze dzieci nauczyły się biegle posługiwać językiem niderlandzkim, mówią płynnie, samodzielnie czytają książki. Jestem z nich dumna, bo pomimo trudnych początków, ostatecznie dzieciaki dobrze przystosowały się do życia w innym kraju. W szkole są chwalone przez nauczycieli, dobrze się uczą. Uczęszczają na zajęcia dodatkowe, które sobie same wybrały. Znalazły przyjaciół i właściwie w każdym tygodniu, po lekcjach, w naszym domu pojawiają się ich znajomi. Syn i córka również często odwiedzają swoich przyjaciół.

DSCN9203

W tym roku świętowaliśmy roczek naszej najmłodszej córeczki i byliśmy świadkami niezwykłej przemiany niemowlęcia w małą dziewczynkę. Towarzyszyliśmy maleńkiej w stawianiu pierwszych nieporadnych kroczków, które teraz doprowadziła do perfekcji. Córcia nauczyła się biegać, wchodzić po schodach i tańczyć, czyli obracać wokół własnej osi machając przy tym zaciekle łapkami. Nadal daje nam porządnie do wiwatu, energia ją rozsadza, ma szalone pomysły typu wspinaczka na meble, robienie salta przy wychodzeniu z łóżeczka. Najmłodsze dziecię jest brawurowe, ale też bardzo samodzielne. Pije z kubka, posługuje się łyżką, samo je. Nieustannie uczy nas cierpliwości i pokory zwłaszcza podczas rytuałów usypiania. Moment udania się na spoczynek oraz przebudzenia manifestuje dzikim krzykiem, wrzaskiem i płaczem. Marzę, by w tym roku córka okazała nieco litości naszym uszom i nauczyła się zasypiać nieco ciszej a budzić łagodniej. Może by tak, proszę pani, uśmiech na dzień dobry dla „steranych” rodziców w prezencie noworocznym? Cóż, na razie nic z tego! Najzwyczajniej nie zasłużyliśmy. Czasem jednak mała królewna, w ramach wyjątku, zaszczyca nas swoim uśmieszkiem, okraszonym dwoma dołeczkami w policzkach, dodatkowo przytula się, obejmie maleńkimi ramionkami i wtedy całe zmęczenie ulatuje z człowieka jak powietrze z pękniętego balonika. I, nawet po nieprzespanej nocy, wraca energia i chęć do życia!

DSCN9192

Jeśli chodzi o wakacje, to spędziliśmy je w Polsce. Trochę u dziadków, trochę nad morzem… A w sierpniu odbył się chrzest Lusi, naszej chrzestnej córeczki! W minionym roku powstał też ten blog – „Dzieciaki i wiatraki”. To była inicjatywa mojego męża. Widział, jak nieustannie piszę e-maile do przyjaciół i znajomych z Polski i zaproponował, abym dokumentowała nasze życie na emigracji w formie bloga. Miałam mnóstwo obaw odnośnie tego pomysłu, ale po namyśle postanowiłam podjąć się tego zadania. Początkowo blog miał być skierowany do rodziny i przyjaciół. Jednak po pewnym czasie okazało się, że zaglądają do nas osoby nieznajome, żyjące również na emigracji, ale niekoniecznie. Matki z trójką dzieci, z dwójką bądź z jednym maluszkiem, lecz nie tylko… Także osoby samotne. Starsze i młodsze…Bardzo cieszą mnie te wirtualne znajomości, witam każdego czytelnika i dziękuję za odwiedziny na naszej stronie. Komentarze motywują mnie do pracy. A już najmilej jest mi, gdy ludzie w jakiś sposób trafią na stronę „Dzieciaki i wiatraki”, poczytają, a potem wracają. Zaczynają nas traktować trochę jak swoich znajomych. Sprawdzają, co u nas się wydarzyło, jak dajemy sobie radę z dala od rodziny, czy najmłodsza temperamentna pociecha nadal rządzi całym gospodarstwem. Na początku zakładałam, że blog będzie miał charakter bardziej krajoznawczy i turystyczny. Chciałam pisać głównie o miejscach wartych odwiedzenia w Holandii. Jednak praktyka zweryfikowała moje plany.

Okazało się, że na blogu przeważają zapiski z codziennego życia, a zwiedzania u nas stosunkowo mało. Cóż! Może to się ociupinę zmieni w tym roku? Dzieci są coraz starsze i jest szansa, że uda nam się zobaczyć trochę więcej wiatraków i kanałów niż dotychczas;) Nie mogę obiecać, że będę pisać częściej i ciekawiej. Bo nie będę. Nie to, żebym nie chciała, ale jestem realistką. Przy trójce szkrabów do zaopiekowania, gdy mąż przebywa cały dzień poza domem, nie stać mnie na więcej. Włączanie komputera w obecności półtorarocznej córki jest pozbawione sensu, no chyba, że ktoś lubi obluzowane klawisze bądź inne niespodzianki na ekranie, wywołane przez dwie maleńkie, sprawne rączki. Ja w każdym razie się poddałam. Piszę wieczorami, gdy dzieci leżą w łóżkach. Na razie na blogu znajduje się 57 postów. To nie jest specjalnie duża liczba; dla mnie jednak oznacza tyleż wieczorów spędzonych przed ekranem komputera, a czasem nawet więcej. Ale nie żałuję! Warto.

A skoro już jesteśmy przy podsumowaniu, to jako ciekawostkę zdradzę, że w minionym roku największą popularnością na blogu cieszył się tekst „(nie)Idealne życie na emigracji”. Na drugim miejscu uplasował się „Bukiet życzeń na urodziny męża”. Tyle, jeśli chodzi o statystyki. Natomiast mojemu sercu zdecydowanie najbliższy jest wpis „O twojej walce”. To dla mnie nie tylko słowo pisane… Z kolei bawi mnie tekst dedykowany siedmioletniemu synkowi „Jak Smerf Kanapowiec został Smerfem Sportowcem”. Relaksuje „Pamiętnik Okruszka”, czyli świat widziany oczami najmłodszej córeczki. Zwłaszcza za udany uważam odcinek „Mam 19 miesięcy”. Jaki będzie ten Nowy Rok? Co nam przyniesie? Co będzie warte podzielenia się na blogu? Dziś wracając ze spaceru, zobaczyłam na niebie piękną tęczę. Jej widok napełnił moje serce nadzieją i wiarą, że to jednak będzie udany rok. Trzeba tylko czynić dobro wokół siebie, bo ono łączy ludzi właśnie jak tęcza… A ta, dziś widziana przeze mnie, na dodatek była podwójna…

DSCN9234

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „A jednak noworoczne podsumowanie…

  1. hrabina pisze:

    I niech te wszystkie Twoje życzenia się spełnią, bo oczywiście, ze lepiej jest sobie coś zakładać, że się zrobi, w formie życzeniowej niż nakazowej.

    Polubione przez 1 osoba

  2. szarabajka pisze:

    Pozostaje mi tylko przyłączyć się do powyższych życzeń.

    Czytam, zostawiając małe ślady, ale tempo nie jest imponujące :-/

    Polubione przez 1 osoba

  3. Igomama pisze:

    Hrabino i Szarabajko bardzo Wam dziękuję:)
    A ślady zauważyłam, miło mi się zrobiło, ale mam wyrzuty sumienia, nie trzeba…
    Na tym poprzestańmy;) Obiecuję też odwiedzać Wasze blogi:)

    Polubienie

  4. plucazycia pisze:

    Ojej! Wspaniałe podsumowanie! Życzę samych sukcesów w noworocznych postanowieniach! To niechciejstwo to ja znam, widać nawet po moim blogu ostatnio…Och jak się cieszę ze nie jestem z tym sama! 🙂 Ale motywujesz do ogarnięcia się 🙂 Powiem tak jestem pod meeega wrażeniem z tym niderlandzkim – 2 lata i takie efekty jak czytam ze dzieci tak szybko się uczą i w ogóle to podziwiam i trzymam kciuki! 🙂 Pozdrawiam!

    Polubione przez 1 osoba

  5. Igomama pisze:

    Dziękuję bardzo za te pełne entuzjazmu słowa. I też Ci życzę siły w walce z „nicniechciejstwem”. Wierzę, że dasz radę, a swoją drogą, ja żadnego „lenia” na Twoim blogu nie zauważyłam:) A to prawda, że dzieciaki mają niezwykłą łatwość przyswajania języków obcych! I żeby nie było, że to moje takie zdolne. Nie! Wszystkie młode umysły tak mają. Szkoda, że zdolności lingwistyczne mijają z wiekiem! Moja skromna osoba jest tego doskonałym przykładem:( Niestety… Pozdrawiam!

    Polubienie

Dodaj komentarz