Bajanie o schodach

DSCN0059

W pewnym niewielkim, ale uroczym miasteczku – razem z mamą, tatą, starszym bratem i siostrą – mieszkała mała dziewczynka. Gdy rodzeństwo spędzało czas w szkole, nasza bohaterka przebywała w domu pod opieką mamusi. Bawiła się, próbowała wykonywać różne domowe czynności, wspinała się na meble, oglądała książeczki.
Ot, wiodła zwyczajne życie – podobnie jak wiele innych prawie dwuletnich dziewczynek. Codziennie przed południem malutka wychodziła z mamą na dwór. A to odprowadzały rodzeństwo do szkoły, to znów robiły zakupy, odwiedzały plac zabaw czy po prostu spacerowały. Dziewczynka najpierw siedziała w wózku, a gdy jej się znudziło i zapragnęła ruchu, to wychodziła ze spacerówki i szła obok mamy. No może nie tak zupełnie…

Dokładanie nasza malutka maszerowała wszędzie tam, gdzie raczej nie powinna. Zamiast iść po chodniku, wybierała przechadzkę po ścieżce rowerowej. Może dlatego, że uwielbiała kolor różowy, a może – gdyż korciło ją przekraczanie granic wyznaczanych przez rodziców? Nic w tym niezwykłego, dwuletnie dziewczynki lubią sprawdzać, co jeszcze mogą zrobić, a czego już nie. Nasza dziewuszka wstępowała do wszystkich mijanych po drodze ogródków, biegała za każdym kotem, goniła ptaki.
Jednak największą atrakcją na spacerze były dla niej schody…

DSCN0047

Tak, zwyczajne schody!
Gdy w trakcie spaceru, malutka zauważała stopnie, od razu podejmowała próbę wspinaczki. Początkowo słabo jej szło. Bała się upadku, lękała wysokości. Czuła się niepewnie, ale mimo obaw schody zawsze ją intrygowały i pociągały. Wspinanie się było świetnym ćwiczeniem dla małych nóżek, które kochały każdą formę ruchu.
Schody dawały nową perspektywę widzenia świata.
Gdy dziewczynka stawała w końcu na szczycie, rozpierało ją cudowne uczucie wolności, władzy, panowania nad swoim ciałem i nad przestrzenią. O tak! Dla tego stanu euforii warto się wspinać, warto próbować przezwyciężyć lęk i słabość.
Zresztą nie tylko wejście na szczyt się liczy. Sama wspinaczka dostarcza wiele radości! A potem jeszcze trzeba zejść w dół, korzystając przy tym z różnych metod. Oczywiście, gdy w międzyczasie małe nóżki się zmęczą, można sobie usiąść na schodku i odpocząć. Wszak relaks zawsze jest wskazany!

DSCN0056

W czasie jednego spaceru nasza mała bohaterka potrafiła „zaliczyć” kilkanaście bądź więcej napotkanych po drodze schodów.
I tak codziennie. Miesiąc po miesiącu…

Tak samo jak dziewczynka uwielbiała schody, jej mama ich nie znosiła.
Wiedziała, co one oznaczają. Córka zaraz zacznie się wspinać. A potem schodzić.
I znowu wchodzić… Będzie to trwało niemal bez końca!
A przecież trzeba wracać do domu. Obiad robić. Małą położyć na drzemkę. Dom ogarnąć, zanim starsze dzieci wrócą ze szkoły.
Czasem widząc schody na horyzoncie, kobieta próbowała niepostrzeżenie zmienić drogę, ale dziecko wyczuwając jej zamiar, głośno protestowało.
A matkę coraz bardziej złościł nowy rytuał córeczki. Rodzicielce zaczynało brakować cierpliwości. Przy pierwszych zmaganiach ze schodami, matka asekurowała małą, jednak po jakimś czasie dziecko zaczęło pewnie pokonywać stopnie, więc pomoc matki stała się zbyteczna. A przecież mamy chcą czuć się potrzebne! Mamy lubią robić pożyteczne rzeczy i nie znoszą marnowania czasu, bo wciąż mają go za mało. A mają go za mało, dlatego, że są mamami… Właśnie. Więc naszą mamę denerwowały nałogowe próby chodzenia córki po schodach. Nudziło ją stanie i patrzenie na dziecko robiące w kółko te same czynności.
I tak codziennie. Miesiąc po miesiącu…

DSCN9524

Pewnego dnia nasze znajome jak zwykle poszły na spacer.
Po jakimś czasie natrafiły na schody. Jak zwykle. Dziewczynka rozpoczęła wspinaczkę.
Też jak zwykle.
Ale to nie była ta sama nieporadna wspinaczka jak miesiąc temu albo dwa!
Maleńka pokonywała stopnie płynnie, lekko, z gracją, niemal jak baletnica.
Pewnie weszła na górę, po czym uśmiechnęła się do mamy i zeszła w dół.
Już nie zsuwała się na pupie jak niegdyś, już nie schodziła tyłem na czworakach.
Wręcz zbiegła z wdziękiem ze schodków zupełnie jakby nie miała niespełna dwóch lat.

DSCN9571

Naraz matka przetarła zmęczone oczy…
Dotarło do niej, że jej mała córeczka właśnie zdobyła kolejną umiejętność. Kamień milowy. Mama spojrzała z dumą na dziecko.
A potem jeszcze raz objęła wzrokiem schody.
I wtedy to zobaczyła!
Na każdym stopniu dostrzegła uśmiechniętą istotkę. Napotkawszy zdumiony wzrok kobiety, małe stworki zaczęły radośnie skakać i bić brawa.
A potem wykrzyknęły swoje imiona. “Cierpliwość”, „Pracowitość”, „Pokora”, „Odwaga”, „Radość”, „Optymizm”, „Dobre chęci” wybrzmiało w powietrzu, a echo powtórzyło…

Matka jeszcze raz przetarła oczy myśląc, że znów ma omamy wzrokowe spowodowane chronicznym niewyspaniem. Obraz się rozmył. Radosne istoty zniknęły.
Dla odmiany pojawiły się nowe ludki. Na każdym stopniu siedziała teraz kobieta podobna do naszej matki. A może to była ona sama? Tajemnicze zjawy jęczały i wyglądały wręcz żałobnie. Wyciągnęły przed siebie dłonie z kciukami skierowanymi w dół.
A potem każda z kobiet wymawiała tylko jedno słowo… Czyżby swoje imię?
Początkowy szept przeszedł w krzyk. To było straszne! W powietrzu unosiły się pojedyncze wyrazy: „Lenistwo”, „Wygodnictwo”, „Tchórzostwo”, „Nieśmiałość”, „Pesymizm”…
Każde z tych słów wywoływało bolesny skurcz na twarzy kobiety.
Zadawało ból, wbijało drzazgę w jej serce. Ale widocznie to było potrzebne!
Kobieta zrozumiała. Odkryła swoją prawdę o schodach.
Gdy wróciła do domu i położyła córeczkę do łóżeczka, wzięła do rąk notatnik…

DSCN0052

„Dotąd wydawało mi się, że w schodach nie ma niczego niezwykłego.
Ot, po prostu czasem są potrzebne i już. Łączą dwie powierzchnie o różnej wysokości. Osoba starsza na widok schodów westchnie z goryczą i pomyśli „O nie, znowu te schody… A mnie tak bolą kolana!”
Człowiek niepełnosprawny zacznie się rozglądać za windą, a gdy jej nie znajdzie pewnie cofnie się i poszuka innej drogi.
Sportowiec energicznie wbiegnie na górę pokonując za jednym razem trzy stopnie… Schody – to tyle? A jednak dziś zrozumiałam, że nie tyle. Że znacznie więcej!
Moja najmłodsza córeczka właśnie nauczyła się wchodzić i schodzić po schodach.
Niby nie ma w tym fakcie niczego nadzwyczajnego, taka kolej rzeczy, mała ma prawie dwa lata. Już czas…
A przecież zanim córka posiadła tę umiejętność, wykonała tysiące prób, które – przyznaję to – czasem mnie nużyły, innym razem denerwowały; bywało, że bawiły… Ona wchodziła i schodziła po raz enty, a ja stałam i patrzyłam. Też po raz enty…
Tylko za każdym razem w towarzystwie innych emocji; które zależały od mojej formy psychicznej w danym dniu. I tak sobie stałam. Patrzyłam…
Aż w końcu do mnie dotarło, że moja córka odniosła sukces. Czas na świętowanie!
Ale pojęłam też znacznie więcej.
Zrozumiałam, że powinnam wziąć przykład z mojej dwuletniej córki i znaleźć swoje własne schody. Po to, by je pokonać.
Jak moja dziewczynka! Te schody są we mnie…
Pora pokonać słabości, które czyhają na mnie na każdym stopniu.
Szepczą, że nie warto próbować, bo i tak nic mi się nie uda.
Radzą „Odpuść sobie, jesteś za słaba, nie dasz rady”…

Zwykle to dzieci uczą się od dorosłych, a dziś ja nauczyłam się czegoś od malutkiej dziewczynki. Mogę ją podziwiać. Mogę zazdrościć.
A mogę również pójść w jej ślady i spróbować pokonać swoje schody.
Podjąć tysiące prób i nie zaprzestać.
Imać się różnych sposobów aż w końcu trafi się ten najlepszy…”

DSCN0049

Słoneczne, wiosenne południe.
W pewnym niewielkim, ale przyjemnym miasteczku jak zwykle o tej porze spaceruje matka z córką. Znam je z widzenia.
Dziewczynka najpierw siedzi w wózku, potem niecierpliwi się i pokazuje mamie, że chce chodzić. O, są schody! Pewnie mała zacznie się wspinać. Dotąd tak robiła…
A jednak tym razem nie! Dziwne, poszła dalej. Ominęła schody.
Zobaczyła murek.
Staje przed nim i próbuje nań wejść. Jest trudno, matka jej pomaga.
Dziewczynka idzie po murku w tę i z powrotem, chwieje się lekko na boki.
Mama trzyma ją za rękę, uśmiecha się.
Hmm, co to? Mam wrażenie, że na murku ktoś siedzi.
Wygląda jakby kobieta z kimś się witała. O, a teraz jakby komuś dziękowała…

Zwariowała czy co? A może to ja zwariowałem? Co to wszystko znaczy? Przeklinam głośno. Matka to usłyszała i w tym momencie odwraca twarz w moją stronę.
Zdaje sobie sprawę, że ją obserwowałem… Rozgniewa się?
Nie, uśmiecha się i chyba coś do mnie mówi. Czy dobrze słyszę?
To brzmi jak: „Pokonaj swoje schody! A jak zdobędziesz schody, pokonaj swój mur…”
Dalej nie słyszę. Uciekam. Chcę uciec od tych słów. Ale czy na pewno? A może…
Może warto… pokonać te cholerne schody, które tkwią głęboko we mnie… ?
Wzorem tej dziewczynki i tej kobiety… Spróbuję?

DSCN0060

Ten wpis został opublikowany w kategorii Okruszek i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na „Bajanie o schodach

  1. szarabajka pisze:

    Dwulatki kochają schody, to fakt. Niedawno się taką opiekowałam. Żeby uatrakcyjnić jej i sobie to wbieganie i zbieganie miałyśmy piłeczkę, którą toczyła z góry, a potem ją goniła. Dwulatki kochają też bawić się w Forresta Gumpa, co już jest znacznie mniej zabawne 🙂 i z tego mamie raczej nie radzę brać przykładu – głupio byłoby pędem przebiec przez życie.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Gosia Niedziółka pisze:

    Mój Rafał także fascynowal się schodami i tą potrzebą sprawdzania się pozostała do dziś

    Polubione przez 1 osoba

  3. hrabina pisze:

    Super zdjęcia; faktycznie, kolejny etap zaliczony, a przy okazji jaki morał nie tylko dla Ciebie, ale i dla nas, czytelników – pokonywac zyciowe schody tak, jak to robią dzieci. Pięknie napisane.

    Polubione przez 1 osoba

  4. cichosza pisze:

    bardzo ciekawa i pouczająca opowieść 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  5. kalipso pisze:

    Czasem takie dziecięce wspinanie się na schody, dosłowne i metaforyczne, strasznie irytuje. A przeciez to konieczne i nie do uniknięcia. Zawsze warto pokonywać swoje schody:) Pięknie napisałaś.

    Polubione przez 1 osoba

  6. Igomama pisze:

    Dziewczyny (Szarabajko,Gosiu, Hrabino, Cichosza, Kalipso) serdecznie dziękuję Wam za miłe i pełne ciepła komentarze. Dobrze wiedzieć, że też jesteście za pokonywaniem swoich życiowych schodów. A co do brania przykładu z Forresta Gumpa i przebiegnięcia przez życie (o czym wspomniałaś Szarabajko), to cały problem polega chyba na tym, żeby podjąć dobrą decyzję – kiedy warto biec, kiedy tylko przyspieszyć kroku, a kiedy jest czas na powolny spacer i delektowanie się każdą chwilą i miejscem. Ważne, by za paręnaście lat nie mieć poczucia, że faktycznie przebiegło się przez swoje życie tak naprawdę nie rozsmakowawszy się w nim.

    Polubienie

  7. Wspaniały wpis! Można powiedzieć HYMN DO SCHODÓW 😉 Ty to potrafisz 🙂 Gratulacje nowej umiejętności córeczki, ale przede wszystkim też nowego spojrzenia mamy 😉 pozdrawiam!

    Polubione przez 1 osoba

  8. Kasia pisze:

    ❤️

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz