Czy powinnam Cię przeprosić, Córeczko?

DSCN8239

Stało się. Ten dzień różnił się od poprzedników.
To właśnie dzisiaj pierwszy raz zaprowadziłam Cię do opiekunki.
Wraz z tatusiem, już od tygodnia, staraliśmy się przygotować Ciebie na tę nową sytuację. Pamiętasz, jak Ci tłumaczyliśmy, że po wakacjach urosłaś i że towarzystwo mamy w domu powoli przestaje Ci wystarczać?
Twoje starsze rodzeństwo pół dnia spędza w szkole, a Tobie przydałyby się znajomości z dziećmi w zbliżonym do Ciebie wieku. A poza tym w kontaktach z holenderskimi rówieśnikami szybciej nauczyłabyś się języka niderlandzkiego.
To miał być prezent dla nas obu…

Niby nic wielkiego. Tylko jeden dzień w tygodniu.
Dzień pod opieką „cioci Geraldine”. Mówisz, że nie znasz tej cioci.
Ale to nie szkodzi, Kochanie! To jest miła pani pedagog, wykształcona, wyszkolona tak, jak trzeba. Ona kocha dzieci, zobaczysz, i Ty ją polubisz.
W domu cioci, oprócz Ciebie, będą jeszcze dwie dziewczynki takie małe jak Ty.
A po sąsiedzku znajduje się piękny plac zabaw, na którym będziecie się wspólnie bawić. Przerywasz mi.
Mówisz, że nie chcesz się bawić z dziećmi. Tak, wiem.
Codziennie wychodzę z Tobą na długi spacer i za każdym razem odwiedzamy inny plac zabaw. Bawisz się tylko wtedy, gdy jest pusto. A jak pojawiają się małe dzieci…
No dobrze, dobrze, nie obrażaj się.
Nie życzysz sobie, bym zdradzała Twe sekrety, więc będę milczeć.

Ale czasem martwię się o Ciebie, Córeczko. Chcę Twojego szczęścia.
Przez jakiś czas się łudziłam, że może unikasz dzieci na dworze z powodu bariery językowej.
W Holandii mówi się po niderlandzku. To trudny język, pewnie nie za bardzo go rozumiesz, bo w domu rozmawiamy po polsku. Jednak Twoja babcia wspominała, że latem, będąc w Polsce, chodziłaś z dziadkiem na plac zabaw i tam byłaś królową piaskownicy… dopóki nie pojawiło się inne dziecko. Wtedy od razu podrywałaś się z piasku i … no dobrze, już dobrze. Nie złość się, nic więcej nie powiem.
Ale tam dzieci mówiły po polsku… Zatem to nie kwestia języka.

Myślałam o tej sytuacji i wiesz, co mi przyszło do głowy?
Że może to ja popełniam jakiś błąd w relacji z Tobą. Tak bardzo Cię kocham, że chcę ochronić przed całym złem tego świata. I może nieświadomie Cię krzywdzę zakładając złotą klatkę? Piękną, ale mimo wszystko klatkę. Więzienie…
Właśnie stąd wziął się ten pomysł z „ciocią Geraldine”…
Dla Ciebie, dla Twojego dobra.
Byś stała się bardziej samodzielna, niezależna, autonomiczna.

Ale też dla mnie, Córeczko. Tak, nie ukrywam tego.
Uwielbiam Ciebie, Twojego brata i siostrę, całą Waszą trójkę.
Wiecie o tym, bo powtarzam Wam to jak zdarta płyta.
Pragnę być dla Was najlepszą mamą jaką potrafię. Chciałabym dać Wam swój czas, uwagę, energię. Czysty dom, zdrowe posiłki. Marzę, by pomalować Wasze dzieciństwo najbardziej radosnymi kolorami z palety barw.

I co? I często, gęsto zwyczajnie bywam zmęczona. Zbyt zmęczona, by się bawić.
By zagrać z Wami w jakąś grę, nawet by aktywnie – ale tak naprawdę aktywnie – wysłuchać Waszych opowieści.
Wiele osób mówi „szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko”.
Ja osobiście jakoś nie przepadam za tym hasłem. Może i jest prawdziwe, ale zakrawa mi na frazes, pusty slogan. Bo co w sytuacji, gdy mama jest nieszczęśliwa?
Na przykład, gdy ma kłopoty w pracy?
To dziecko siłą rozpędu też staje się nieszczęśliwe?
Niekoniecznie.

W każdym razie, ten jeden dzień w tygodniu (a tak po prawdzie to pół dnia), gdy Ty byłabyś u cioci Geraldine, przydałby mi się właśnie na okiełznanie wszystkich domowych spraw. Spokojne sprzątanie, samotne zakupy, gotowanie w ciszy.
A przy okazji może chwila relaksu?

Wczoraj wieczorem tatuś przypomniał Ci, że nazajutrz pójdziesz do cioci Geraldine. Potwierdziłaś, że rozumiesz. Nawet tak zabawnie tłumaczyłaś, że „ti (bo tak ostatnio siebie nazywasz) idzie do dzieci, a mama – nie”.
Poranek był uroczysty: nasze „bejbi” idzie do opiekunki!
Brat i siostra szykowali się do szkoły, a Ty do cioci. 
Założyłam Ci nową bluzeczkę z Elzą i Anną z „Krainy Lodu”, żebyś ładnie wyglądała. Zapakowałam do plecaka ubranka na zmianę, ulubiony obiadek, owoce, wodę.Obserwowałaś wszystkie zabiegi ze stoickim spokojem. Sprawiałaś wrażenie zadowolonej. Zrobiłam Ci nawet zdjęcie przed naszym domem.

DSCN8214

Wszystko zdawało się być ok. A potem nagle zaczęło się psuć…
Po drodze minęłyśmy niewielki plac zabaw. Ty chciałaś się bawić. Teraz!
Wyjaśniłam, że nie mamy czasu, bo spieszymy się do cioci i że prawdopodobnie pójdziesz tam z dziećmi. Jednak ta odpowiedź Cię nie zadowoliła.
Rozpłakałaś się. Pewnie myślałaś, że łzy spowodują zmianę mojej decyzji.
Znasz dobrze matczyną słabość… Zdarzało się, że ulegałam twoim łzom, nie rozpoznawałam tych prawdziwych od udawanych.
Ale tym razem nie mogłam Ci ulec. Nie chciałam się spóźnić, a Ty nie chciałaś się uspokoić.

Gdy weszłyśmy do domu niani łzy zmieniły się w potok, wodospad, a w końcu w prawdziwe morze. Nie zwracałaś uwagi na uśmiechającą się do Ciebie dziewczynkę, nie interesowały Cię zabawki, nic. Tylko krzyczałaś.
Pożegnanie miało być krótkie,  zgodnie z  wcześniejszą prośbą Geraldine.
Kobieta zapewniała, że płacz dwuletniego dziecka w chwili rozstania z rodzicem jest naturalny, ale zazwyczaj maluch szybko się uspokaja i zaczyna eksplorować nowe otoczenie. Uwierzyłam jej, bo tak chciałam.
Tak było po prostu łatwiej.
A twój płacz niósł się echem po ulicy jeszcze długo.
A może istniał tylko w mojej głowie, w sercu?

DSCN8216

Pusty dom przywitał mnie cichutko i ze spokojem – jak kot, który łasi się do nóg swego pana i mruczy… Dom wyczuł mój smutek. Tak naprawdę lubi być wypełniony codziennym gwarem, dziecięce trele wprawiają go w dobry humor…
A teraz w domu króluje cisza i pustka… Taka nienaturalna. Taka głucha.

Jeszcze do niedawna marzyłam o tej chwili. O samotności.
Żeby móc wreszcie spokojnie posprzątać i ugotować; żeby pójść do sklepu i nie myśleć, czy mały człowiek zdoła cierpliwie wysiedzieć w wózku.
Gdyby rok temu ktoś podarował mi kilka wolnych godzin, najprawdopodobniej przeznaczyłabym je na sen. Wtedy wciąż mi go brakowało…
Jednak czasy nocnych pobudek szczęśliwie mam za sobą, teraz w miarę się wysypiam, zatem sen za dnia byłby zwykłym marnotrawstwem czasu.

Co mam robić? Marzyłam o przeczytaniu książki. O rowerowym wypadzie za miasto. O „dniu piękności”, gdy można położyć sobie maseczkę na twarz, włączyć relaksującą muzykę, czyli jakiś szum oceanu albo odgłosy lasu i bez wyrzutów sumienia pogrążyć się w błogostanie. Dobrze byłoby też odpowiedzieć na zaległe maile…
Tymczasem nic mi się nie chce.
Teraz, kiedy teoretycznie to wszystko mogę zrobić, to w praktyce  – już nie…
Bo nie chcę.
Do licha z relaksem, gdy w uszach wibruje mi Twój krzyk, Córeczko, a przed oczami pojawiają się Twe łzy. A może moje…?
I już tęsknię… Wiem. Obejrzę sobie Twoje zdjęcia.
O, tu byłaś taka malusia! A na tym wysoko podnosisz główkę, od małego byłaś silna.
I tak szybko zaczęłaś raczkować… Moja dzielna!
Coraz bardziej za Tobą tęsknię.

Kawa mi nie smakuje, nie potrafię się skupić na lekturze.
Przecież masz dopiero dwa lata i cztery miesiące. To tak niewiele!
Może to był zły pomysł z tymi wtorkami u opiekunki?
Może wymyśliłam sobie troskę o Twój rozwój społeczny i kompetencje językowe (bla, bla, bla), żeby mieć przykrywkę dla własnego egoizmu i wygody?

A czas mija. Zegar nie zna odpoczynku. Posłusznie odmierza minutę po minucie, jak zegarmistrz mu przykazał. Nie myśli, nie szuka problemów, nie użala się nad sobą.
Po prostu tyka cichutko: tik tak i tak tak…
No właśnie, ani się obejrzę, a trzeba będzie odebrać Cię od niani i starszym dzieciom obiad podać. Czas wziąć się za robotę…
Jak to mówią? „Na kaca, najlepsza praca”.
Ciekawe, czy na tego moralnego też?
Więc biegiem zrywam się z krzesła i biorę za sprzątanie.

DSCN8223

Warkot odkurzacza i brzęk naczyń w zlewie skutecznie zagłuszają moje „psie” myśli.
Taniec z miotłą jest lepszy na chandrę niż fitness.
Może i dla ogródka znajdzie się wolna chwilka?
Wyrywam chwasty z ziemi, a przy okazji wyrzucam z głowy strachy i lęki.
A na koniec wstawiam pranie. Usunę zabrudzenia z tkanin, a serce oczyszczę z niedobrych emocji. Powtarzam swoją mantrę: „mojej córeczce nie dzieje się krzywda.
Trochę odpoczynku od siebie przyniesie korzyści nam obu.
Będę spokojniejsza, będę mieć więcej energii, znajdę czas dla starszych dzieci, które też bardzo zabiegają o moją uwagę. W posprzątanym domu będzie nam się lepiej żyło.”

Ale teraz muszę już biec po zakupy, bo jeszcze obiad trzeba ugotować…
Zegar nie chce zrobić sobie przerwy…

Wszystko gotowe, córeczko!
Tak się cieszę, zaraz się spotkamy…

…Twoje oczy są wesołe i roześmiane, tulisz czerwonego Teletubisia o imieniu Po pożyczonego od cioci. Śmiejesz się i „gadasz” po swojemu.
Opowiadasz: dzieci, ciocia, hopsi, am, aja. Rozumiem prawie wszystko.
Zjadłaś, spałaś i byliście na placu zabaw.
Buju, ziii…. Acha, bujałaś się na huśtawce i zjeżdżałaś na ślizgawce.
Jesteś zadowolona i szczęśliwa.
Uff, jak dobrze!
Kocham Cię, córeczko.

I naprawdę… nie muszę przepraszać ?

DSCN8237

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „Czy powinnam Cię przeprosić, Córeczko?

  1. Marzena pisze:

    Ahh te nasze matczyne udręki.. pierwszy dzień u niani, pierwszy dzień w przedszkolu, pierwszy dzień w szkole…te same emocje.. biegiem z pracy, żeby maleństwo nie musiało siedzieć zbyt długo po lekcjach w tej przepełnionej świetlicy i.. „Ale Mamo… już? ja się tu świetnie bawię”.
    Niereformowalne jesteśmy 🙂 Pozdrawiam!

    Polubione przez 1 osoba

  2. kalipso pisze:

    Te emocje tak mi bliskie…:) Z jednej strony chcemy wypuścić dzieci spod swoich nadopiekuńczych skrzydełek, odetchnąć też, a z drugiej to uporczywe bicie się z myślami, widok zapłakanej dziecięcej buźki przed oczami.
    Pięknie napisałaś, Igomamo:)

    Polubione przez 1 osoba

  3. matkakarolina pisze:

    Przecena dopiero pojawia się te problemy… Fajnie piszesz 🙂

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz