Czy warto zabrać małe dziecko do teatru?

DSCN9988

W ubiegłą niedzielę miało miejsce dość niezwykłe wydarzenie: wybrałam się z moją najmłodszą córeczką do teatru.
Można spytać: „No i co w tym nadzwyczajnego? Wielkie mi halo!”
Niby racja, a jednak…
Po pierwsze – moja dziewczynka ma niecałe trzy lata.
Po drugie – to była jej pierwsza wizyta w teatrze.
A czy w ogóle warto zabierać takiego szkraba na przedstawienia teatralne?
Czy ma to jakikolwiek sens?
Wybaczcie -nie udzielę Wam konkretnej odpowiedzi, ale w zamian… podzielę się naszą historią. Posłuchajcie…

Gdy tylko dowiedziałam się, że w naszym mieście odbędzie się przedstawienie teatralne pt.: „Woezel en Pip” (czytaj: wuzel en pip) byłam przekonana, że moja córeczka powinna je obejrzeć. Woezel i Pip to imiona sympatycznych piesków – bohaterów popularnej holenderskiej bajki animowanej, którą znają tutaj wszystkie dzieci i dorośli.
W sklepach można kupić maskotki z postaciami psiaków i ich przyjaciół, koszulki, zabawki, książeczki, a nawet artykuły higieniczne.
Kiedy zamieszkaliśmy w Holandii najpierw moje starsze dzieci (ówczesne przedszkolaki) pokochały Woezla i Pipa, a teraz przyszła pora na najmłodszą pociechę, która również zapałała sympatią do zabawnych czworonogów.

DSCN0060

Przedstawienie było adresowane dla dzieci od 2 lat w ramach festiwalu dla maluszków odbywającego się w miniony weekend w naszym miasteczku.
Podejrzewałam, że bilety rozejdą się jak świeże bułeczki, toteż przezornie kupiłam je z miesięcznym wyprzedzeniem i powiem Wam, że był to ostatni moment.

DSCN0055

Bilety postawiłam na półce za szybą, by spokojnie czekały na swoją porę.
Dzień przedstawienia został wyróżniony w ściennym kalendarzu poprzez rysunek pieska przy liczbie „28” (na wszelki wypadek, by nie przegapić).
Zatem nasz Okruszek był absolutnie świadomy zbliżającej się wizyty w teatrze.
Cieszył się, nieustannie pytał: „czy to już dziś będzie Woezel i Pip?”.
Wtedy wskazywałam kalendarz i liczyłam dni dzielące nas od widowiska.
Wydawało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku…

W końcu doczekałyśmy się – nadeszła sobota, „ta” sobota…
Już od rana domowników ogarnął radosny nastrój.
Nic dziwnego, wszyscy byliśmy podekscytowani wprowadzeniem Okruszka w świat teatru, jego spotkaniem z bohaterami lubianej bajki.
Nawet, jeśli starsze rodzeństwo przez moment poczuło ukłucie zazdrości, to szybko się z nim uporało, mając w perspektywie popołudnie z tatą przy grach planszowych, tym razem w pełnym komforcie; bez obawy, że najmłodsza siostra zabierze karty, przesunie pionki, utrudni grę.

Przejrzawszy szafę z ubraniami Okruszka przygotowałam trzy „stylizacje” (tak, zwariowałam!), oczywiście nie dla siebie, lecz dla córci i w wyniku rodzinnego głosowania (a jakże!) zwyciężczynią została różowa sukienka.;)
Za niedługi czas można było zobaczyć nas, jak wsiadamy do autobusu: wystrojony Okruszek ze swoją zwariowaną mamusią z biletami teatralnymi w dłoni…

W teatrze zastałyśmy tłum dorosłych i dzieci w wieku mniej więcej zbliżonym do mojej dziewczynki. Zostawiłyśmy kurtki w szatni, po czym usiadłyśmy w foyer, gdzie Okruszek uzupełnił zasoby energetyczne z pomocą zdrowej przekąski i wody, na wszelki wypadek odwiedził też toaletę. Ot, wszystko jak należy…

DSCN9945

Bez żadnych uchybień.
W odpowiednim czasie zajęłyśmy właściwe miejsca na widowni.
Wzorem innym rodziców, na fotelu córki umieściłam specjalne siedzisko dla dzieci zwiększające komfort i poprawiające widoczność.
Nawet na zrobienie zdjęcia znalazł się czas; w końcu pierwsza wizyta w teatrze wymaga udokumentowania, prawda?
Zatem pstryk! I już. Pięknie.

DSCN9950

A potem….
Potem przestało być tak ładnie i układnie. Niestety!
Nagle zapadła ciemność i rozległa się muzyka – niechybny znak, że widowisko się zaczyna. Nie dla Okruszka…
Moja córcia tak się przestraszyła tej zmiany, że niemalże wpadła w panikę.
Rozpłakała się. Wołała: „Do domu! Do domu!”
Zbiegła z krzesełka gotowa czmychnąć z widowni.
Cóż, przyznam, że takiego zachowania w ogóle się nie spodziewałam…

Posadziłam sobie małą na kolanach, przytuliłam, wyjaśniłam, że nie dzieje się nic złego. Odwróciłam jej uwagę w kierunku odsłaniającej się kurtyny, za którą pojawił się obraz, wypisz – wymaluj, jak z ulubionej książeczki.

DSCN9962

Sukces! Szlochy ustały. Dziewczynka zaciekawiła się.
Nieśmiało i ostrożnie, poprzez zasłonkę z łez, spoglądała na bajecznie kolorowe dekoracje. Jednakże spokój nie był nam dany na długo.
Za chwilę, z impetem, na scenę wbiegły pluszowe pieski prowadzone przez aktorów, ubranych w czarne stroje. Ten szalony psi taniec, a zwłaszcza przebieżka przez widownię (tuż obok nas) wywołał nawrót płaczu.
Okrzyk „Do domu!”, w wydaniu mojego dziecka, wzmógł się.

Poczułam zdenerwowanie i bezradność. Co robić?
Wyjść z córką i nie przeszkadzać innym, czy jednak dać jej szansę obejrzeć spektakl? Dyskretnie rozejrzałam się po otoczeniu, a gdy w oczach sąsiadujących z nami widzów nie spostrzegłam oznak złości (typu: „Idźcie sobie w końcu i przestańcie nam przeszkadzać!”), lecz życzliwość i wyrozumiałość, zdecydowałam się zostać.

Udało nam się obejrzeć spektakl w całości.
Co prawda córka nie schodziła mi z kolan i cały czas trzymała moją rękę, ale na jej buźce widniało zainteresowanie akcją i losami bohaterów.
Ostatni kryzys nastąpił, gdy na scenie znienacka pojawił się lis; tej postaci moje dziecko nie znało, toteż nie wzbudziła jej zaufania (zresztą słusznie, gdyż był to złodziejaszek i psotnik). Na szczęście rabuś przeszedł metamorfozę i ostatecznie wszyscy bohaterowie się zaprzyjaźnili.
Przedstawienie zakończyło się sceną z tortem i wspólnym odśpiewaniem piosenki „Langzaam geleven”(nasze „Sto lat”), a te klimaty córa uwielbia, więc na koniec jej twarzyczkę ozdobił wielki uśmiech, a po łzach nie było ani śladu.

DSCN9964

Zatem: warto czy nie warto iść z dwulatkiem do teatru?
Ja, mimo wszystko, nie żałuję, choć bez wątpienia reakcja córki zaskoczyła mnie.
Wydawało mi się, że dobrze ją przygotowałam do wizyty w teatrze, bo wcześniej opowiadałam o spektaklu, pokazywałam bilety i wyróżniłam dzień w kalendarzu.
Poza tym mała była przyzwyczajona do różnych wyjść.

Starałam się, chciałam sprawić jej przyjemność.
Jednak po raz kolejny przekonałam się, że dzieci bywają nieprzewidywalne i potrafią na każdym kroku zaskakiwać. Nic nowego, prawda?

Gdybym mogła dać jakąś radę rodzicom planującym wyjście z maluszkiem na spektakl, to – jeśli mamy możliwość wyboru oczywiście- lepiej zdecydować się na przedstawienie w małej przytulnej sali i w kameralnej atmosferze. Wielka scena, widownia pełna nieznajomych osób, mocne nagłośnienie mogą przestraszyć Waszego „milusińskiego” – jak  to się stało w naszym przypadku.
Wiadomo jednak, że każde dziecko jest indywidualnością, zatem Wy możecie mieć całkiem inne doświadczenia i odczucia w tej materii. Podzielicie się nimi w komentarzach?
A my…
Cóż, w najbliższych miesiącach raczej nie spotkacie w teatrze naszej najmłodszej panienki.Puszczam oczko

DSCN9971

Ten wpis został opublikowany w kategorii Okruszek, wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

20 odpowiedzi na „Czy warto zabrać małe dziecko do teatru?

  1. Na pewno długo będziecie pamiętać ten pierwszy spektakl teatralny 🙂
    W mojej rodzinie dzieci od najmłodszych lat chodzą do teatru i filharmonii. Mój syn miał 3 lata gdy zabraliśmy go na 4-godzinną operę. Trochę się nudził, ale był cicho. Gdy miał 4 lata był z nami na gala koncercie, który trwał 6 (!) godzin. Bardzo mu się podobało. Rok później sam stanął na deskach teatralnych 🙂
    Córka z kolei, gdy miała 7 lat, była z nami na gala koncercie Konkursu Chopinowskiego.
    Na Tajwanie często przy zakupie biletów do teatru zaznaczają, że dzieci poniżej 9-10 lat nie są mile widziane. To jednak nigdy nie powstrzymało nas przed zabieraniem dzieci na przedstawienia 🙂
    Życzę wielu, wielu wspaniałych wrażeń na kolejnych przedstawieniach.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Serdecznie dziękuję! Myślę, że następnym razem moja najmłodsza córcia bardziej skorzysta ze spektaklu. W końcu „pierwsze koty za płoty”, odtąd będzie lepiej:)
      Miło, że napisałaś o swoich tradycjach rodzinnych i o Tajwanie.
      Fajnie, że już od maleńkości zadbaliście o obcowanie dzieci ze sztuką i muzyką, to procentuje na przyszłość (jak widać na przykładzie Twojego synka):)
      Można tylko pogratulować:) I brać przykład 🙂 Pozdrawiam.

      Polubienie

  2. cichosza pisze:

    dzieci często są nieprzewidywalne a jeśli jeszcze wrażliwe to mogą
    nawet pojawić się niespokojne sny …mam nadzieję że Twojemu
    Okruszkowi to nie grozi…pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

  3. Co ja wyprawiam pisze:

    Byłam kiedyś wolontariuszką w teatrze dla dzieci w wieku 1-5 lat. Spektakle często zorganizowane były tak, że dzieci siedziały dookoła sceny na podłodze. Była zazwyczaj dwójka aktorów, prawie w ogóle tekstu (czyli niby żadnej wyraźnej historii), ale jednak prostą fabułę dało się odczuć poprzez elementy dźwięku, ruchu, scenografii. Występ trwał 20-30minut. Pamiętam, że były to fość nowatorskie spektakle, nie taki typowe bajeczki, ale coś więcej, były jednak bardzo pozytywnie odbierane przez widzów. Pozdrawiam 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Bardzo podoba mi się opisana przez Ciebie propozycja teatralna dla najmłodszych.
      Mała scena, bliskość aktorów, prosta fabuła, kameralność, krótki czas trwania – wszystko to brzmi wspaniale, bo jest dostosowane dla najmłodszych widzów.
      Swoją drogą praca jwolontariusza w teatrze musi być niezwykle pozytywnym doświadczeniem i świetną przygodą zarazem. Super sprawa! Dziękuję:)

      Polubienie

      • Co ja wyprawiam pisze:

        Była to momentami ciężka praca, gdy przychodziło nam ustawiać, a potem rozkładać scenografię. Ale poza tym doświadczenie wspaniałe. No i spektakle mogłam sobie oglądać 🙂

        Polubione przez 1 osoba

  4. Justa pisze:

    pierwsze koty za płoty, następna wizyta na bank nie będzie takim zaskoczeniem dla młodej damy.
    Osobiście uważam, że teatr dla 3latki jest jak najbardziej odpowiedni. Pozdrawiam

    Polubienie

  5. Nie mam dzieci, ale pamiętam, że mama zabierała mnie do teatru bardzo często, gdy byłam małym dzieckiem (to była szczecińska Pleciuga). To był niemal rytuał, chodziłyśmy co najmniej raz w miesiącu, a potem szłyśmy na lody albo szczecińskie paszteciki z czerwonym barszczem 🙂 Uwielbiałam te wyprawy, choć co ciekawe, nie zaszczepiło to we mnie wielkiej miłości do teatru (wolę kino), ale na pewno rozbudziło moją wyobraźnię i artystyczną duszę 🙂 Takie pierwsze strachy też są dobre, to nowe doświadczenie i pewnego rodzaju lekcja radzenia sobie z zupełnie nową sytuacją. Ja też pamiętam taki moment z teatru, musiałam mieć ze 4 lata, kiedy jakaś postać na scenie bardzo mnie wystraszyła, ale mama też mnie przytrzymała i w końcu oswoiłam się z nową sytuacją, i samo to wspomnienie nie jest dla mnie nieprzyjemne 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Marianno dziękuję za komentarz i podzielenie się swoim, jakże pięknym, wspomnieniem z dzieciństwa.
      Uważam, że takie wspólne wyjścia mamy z córką do teatru, na dodatek połączone z wypadem na lody bądź paszteciki (miam!), jest wspaniałym doświadczeniem dla obu stron. Być może rzeczywiście właśnie tego typu przeżycia rozbudziły w Tobie „artystyczną duszę”.Jedno jest pewne – na pewno miło spędziłaś czas.
      Przypuszczam też, że masz fajną relację z mamą:) Pozdrawiam:)

      Polubione przez 1 osoba

  6. plucazycia pisze:

    Jejku, kiedy zaczynałam czytać o przygotowaniach również nie spodziewałam się takiej reakcji, ale wiesz wspaniale że zostałyście tam do końca! pierwsze lody przełamane 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Prawda? Niby znamy dobrze własne dziecko, a jednak – nie wyszystkie reakcje można przewidzieć. Ale gdybyśmy nie poszły do tego teatru, nigdy bym się nie przekonała, że Okruszek (niby taki rezolutny i odważny) niemal da drapaka:)

      Polubienie

  7. teatr to super sprawa pamiętam jak w żłobku Mateuszka i Arusia były przedstawienia dla maluszków dawały radę się skupić co była mega trudne ale oglądały z zaciekawieniem… w przedszkolu u Arka obecnie przyjeżdża dwa razy w miesiącu teatr i robią w przedszkolu przedstawienia co uważam za mega ważne w rozwoju dzieci 😀

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Olga, to mamy podobne zdanie jeśli chodzi o rolę teatru w rozwoju dziecka:).
      Twój synek trafił do prężnie działającego przedszkola – dwa razy w miesiącu przedstawienia to wielka atrakcja dla dzieci.
      Na pewno na tym skorzystają.
      A nie oszukujmy się, większość rodziców raczej nie chodzi z dziećmi do teatru, bo nie zawsze ma taką możliwość.

      Polubienie

  8. kalipso pisze:

    Igomamo, mam podobne doświadczenia:) Pierwszy raz juz za Wami. Teraz będzie tylko lepiej.

    Polubione przez 1 osoba

  9. Robert pisze:

    Bardzo dobry temat. Ja długo zwlekałem z wybraniem się do teatru z moimi pociechami. Najmłodsza miała chyba już 5 lat, jak się zdecydowałem. Odkryłem jednak inną rzecz. Będąc na innym przedstawieniu, dzieci okazały się tak surowymi krytykami, że nawet moja niska ocena gry aktorów mogła uchodzić za pieśń chwały przy ich opinii 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Faktycznie, dzieci z natury są szczere, toteż ich opinie mogą wydawać się surowe.
      To, że Twoje pociechy miały własne zdanie na temat gry aktorskiej, udowadnia, iż aktywnie i z zaangażowaniem oglądały przedstawienie:) Brawo dla nich!

      Ps. Dziękuję za wizytę, komentarz i obserwację:)

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz