Parę dni temu Mikołaj i jego czarnoskórzy pomocnicy pożegnali Holandię i wrócili do swojej prawdziwej ojczyzny, Hiszpanii.
Bynajmniej tak głosi oficjalna wersja. Ździebko pusto się bez nich zrobiło, brakuje gwaru i psikusów, a oczy tęsknią za intensywnymi barwami Piotrusiowych strojów. Przyzwyczailiśmy się do nich, polubiliśmy…
Nawet najmłodszy członek naszej rodziny, Okruszkiem zwany, w końcu przestał reagować panicznym strachem na widok Mikołaja i Czarnych Piotrków.
Stopniowo zaczął tolerować ich hałaśliwą obecność, może nawet odrobiną sympatii zapałał? A wiecie, co pomogło? Rozmowy, tłumaczenia? Nie!
Cud wyparcia lęku z Okruszkowego serca zdziałała wizyta w wiosce świętego Mikołaja!
Mikołaj przebywa w Holandii przez trzy tygodnie, więc oczywistym jest, ze potrzebuje na ten czas noclegu i posiłków. Dla siebie, dla Piotrusiów, dla swojego konia Amerigo.
Takich „baz” ma w Niderlandach kilka.
Jedna z nich znajduje się w skansenie Archeon w miejscowości Alphen aan den Rijn.
Tam właśnie udaliśmy się w ubiegłą niedzielę.
Pogoda była fatalna, ale pragnienie zobaczenia „na żywo” mikołajowej rezydencji stało się silniejsze od perspektywy kropel deszczu na twarzy i… obiektywie aparatu.
To naprawdę drobiazgi wobec widoku Mikołaja, jadącego konno po całej wiosce!
Piotrusiowa orkiestra swą radosną grą i żywiołowymi piosenkami, rozgrzała nasze serca i zabrała ziąb z koniuszków palców (u rąk i stóp).
Widzieliśmy dom Świętego, łóże z baldachimem, biurko (a na nim wielką księgę z imionami grzecznych dzieci). Składowisko prezentów też zobaczyliśmy, a jakże!
Nie omieszkaliśmy zajść do stajni konia Amerigo.
Biały rumak właśnie delektował się odpoczynkiem.
Nasz Okruszek widok śpiącego konia skomentował następującym stwierdzeniem: „Biedny Amerigo! Czemu musi spać na stojąco? Mikołaj kocha dzieci, ale nie dba o swojego konia!”
Zwiedziliśmy również kwatery Czarnych Piotrusiów. W luksusy nie opływali, za to mieli wszystko co jest konieczne do odpoczynku, pracy i zabawy: łóżka z pościelą imiennie wyszytą, śmieszne piżamy i maskotki ułatwiające zasypianie na obcej ziemi.
Pietów jest wielu, toteż zajmują kilka domów.
W jednym zbierają się przy kominku, grają na instrumentach i śpiewają; w innym bawią się oraz grają w rozmaite gry. Posiadają też specjalne sale do ćwiczeń swojego fachu.
Przecież Piotrki muszą być w formie! W Holandii czeka ich nie lada wyzwanie: dostarczenie prezentów dzieciom i dorosłym, pokonanie przeszkód w formie zamkniętych drzwi.
Ciastka korzenne trzeba umieć piec, po dachach chodzić.
Być przygotowanym na działanie w nawet najbardziej niesprzyjających warunkach pogodowych, bo różnie może być! Prawdziwy survival albo poligon.
Zresztą my w wiosce Mikołaja też się nie obijaliśmy! Dzieciaki miały ręce pełne roboty! Piotrusiowego dyplomu nie dostaje się za piękne niebieskie oczy, co to to nie!
Trzeba wykazać się sprytem, odwagą, szybkością.
Według wskazówek Pietkuchareczki należało uformować okrąglutkie korzenne ciasteczka „pepernoten”.
W Pietdrukarni dzieci musiały chwycić za pióra, umoczyć je w atramencie i popisać się umiejętnością kaligrafii.
Ćwiczyły też wrzucanie prezentów do komina. Dosłownie!
A to jeszcze nie koniec! Celność doskonaliły poprzez strzelanie z łuku.
Zmierzyły się też z dość skomplikowanym zadaniem, które polegało na wyjęciu marchewki z buta i przełożeniu jej do wiaderka, umieszczeniu paczki we właściwym botku, a na koniec rozsypaniu po podłodze wspomnianych wcześniej ciastek pepernoten, w sposób malowniczy i pełen wdzięku.
Na szczęście cała trójka postarała się, zatem dyplomy zdobyte.
Wśród śmiechu, nutki niepewności i zwątpienia, z pomalowanymi twarzami, z umoczonymi butami i zmarzniętymi dłońmi – można zawołać: “Hip hip hura!”
Udało się przyjrzeć Mikołajowi z bliska.
Udało się podyktować Pietowi zlecenie na prezent i czujnym okiem sprawdzić, czy właściwie zapisał polskie imię i holenderski adres.
Udało się dobrze bawić.
Udało się fajnie spędzić dzień.
I nie stracić wiary w istnienie Świętego Mikołaja – też się udało…
Brawo, dzieciaki! Okruszek jest bardzo dzielny. Też sie trochę bałam Mikołaja:) Piosenki kazał śpiewać albo wierszyki opowiadać… Nie wiedziałam, że Mikołaj ma takich pomocników – Piotrusiów:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękujemy, Kalipso!
Tak Mikołaj ma takich czarnoskórych pomocników Piotrusiów, ale to tylko w Holandii taki zwyczaj. Cała ekipa przypływa z Hiszpanii w połowie listopada, rozdaje prezenty wieczorem 5 grudnia i potem udają się w drogę powrotną do swojej ojczyzny.
PolubieniePolubienie
wow super przyjemnie spędzony czas magia świąt mega dzięki takim inicjatywom a dzieci zachwycone 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie. Wspaniale było uczestniczyć w takich aktywnościach pod okiem Piotrusiów i Mikołaja. Żałowałam, że nie jestem dzieckiem…;)
PolubieniePolubienie
Takie atrakcje w wiosce Mikołaja wolałabym zamiast prezentów, a najlepsze te wielkie galoty na łóżkach 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja mam podobnie Jotko.
Bardziej od rzeczy materialnych cieszy mnie zdobywanie nowych doświadczeń, zwiedzanie, udział w wydarzeniach kulturalnych itp.
Ps. A galotki wspaniałe:)
PolubieniePolubienie
Bardzo fajny zwyczaj taka wioska św. Mikołaja ,powinni w Polsce też wprowadzić .To frajda dla całej rodzinki .Pozdrawiamy
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prawda? Znakomity pomysł na biznes i gwarancja dobrej zabawy dla dzieci i dorosłych.
Dziękuję za odwiedziny, też z serca pozdrawiam:)
PolubieniePolubienie
Wasze dzieci maja szczęście, że was mają. Jesteście wspaniałymi rodzicami:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję Iwonko. Czuję się onieśmielona.
To wzruszająco miłe słowa. Naprawdę… Kochana jesteś.
PolubieniePolubienie