„Surprise”, czyli zmora holenderskich rodziców

DSCN5626

Holenderscy rodzice dzieci w wieku szkolnym generalnie mają labę. Serio. Bynajmniej w porównaniu z polskimi „staruszkami”, którzy latami, dzień w dzień, zmagają się z obowiązkami szkolnymi swoich pociech. W Holandii przez cały etap nauki w szkole podstawowej uczniowie nie otrzymują prac domowych, a co za tym idzie – rodzic nie musi popołudniami i wieczorami ślęczeć nad podręcznikami syna lub córki.
Nie próbuje zrozumieć poleceń z książek ani rozwiązywać skomplikowanych zadań matematycznych. Nie wymyśla wypracowań, nie przepytuje swej pociechy ze znajomości materiału przerabianego na przyrodzie, nie pisze, nie liczy…
Nie wchodzi ponownie w rolę ucznia, bo zwyczajnie – nie musi.

Nawet jeżeli co ambitniejszemu ojcu lub matce przyszłaby do głowy pokusa, by poszerzyć swe umysłowe horyzonty zgłębiając wiedzę z uczniowskich podręczników, to i tak nie ma takiej możliwości z prozaicznej przyczyny: zeszyty i książki dzieci zostają w szkole!
Każdego dnia. W weekendy również.
W Holandii uczniowie wędrują do szkoły zaopatrzeni jedynie w drugie śniadanie oraz worek ze strojem gimnastycznym (w wybrane dni).
Zatem rodzicowi odpada kolejny obowiązek: sprawdzanie zawartości plecaka dziecka (a przy okazji nie musi też nosić uczniowskiego tornistra chcąc odciążyć młody kręgosłup swojego potomka).

Żywot holenderskiego „staruszka” byłby niemal IDEALNY, gdyby nie jeden mały wyjątek. Zadanie specjalne do wykonania o wdzięcznej nazwie „surprise”, czyli niespodzianka mikołajkowa.

DSCN5512

Polski rodzic, wprawiony w zadaniach plastyczno – technicznych  swojego dziecka, pewnie parsknąłby śmiechem na to, jedyne w roku szkolnym, wyzwanie, ale – musicie mieć na uwadze, że holenderski ojciec i holenderska matka takowej wprawy nie posiadają.

Zatem już pod koniec listopada ogłaszają całemu światu, jacy to oni są „druk, druk, druk” (zajęci, zajęci, zajęci). Muszą przecież „surprisy” robić!

Tradycja wykonywania mikołajkowych niespodzianek w szkole jest praktykowana w całej Holandii mniej więcej od grupy piątej (odpowiednik drugiej klasy polskiej szkoły podstawowej).
Zabawa przypomina loterię fantową.
W każdej klasie dzieci anonimowo wypełniają ankietę, w której muszą przedstawić swoje zainteresowania, pasje, ulubione kolory etc., a także opisać upominek, jaki chciałyby dostać od Świętego Mikołaja.
Uczniowie wymieniają konkretne rzeczy, o których marzą, mieszczące się w ustalonej wcześniej kwocie kilku euro. Podają cenę, nazwę sklepu.
Później nauczyciel sprawdza ankiety i każdej przyporządkowuje kolejny numer.
Nazajutrz w klasie odbywa się losowanie i wówczas do akcji mogą już wkroczyć rodzice – pomocnicy.
Odtąd są bardzo zajęci. „Druk, druk, druk”. Mróweczki. Pszczółeczki…
Trzeba przecież iść z dzieckiem na zakupy i nabyć wymienione upominki!
Ale to dopiero początek całego przedsięwzięcia!
Gdy prezenciki są kupione, dopiero zaczynają się „schody”: „surprisę” należy ZROBIĆ. DIY! Własnoręcznie.

surprisy

Bo prezent to drobiazg, lecz cały szkopuł tkwi w OPAKOWANIU.
To o NIE się rozchodzi. To ONO jest wartością samo w sobie.
Ma zdziwić, zaskoczyć, zachwycić. Przynieść podziw.
Splendor niczym złoty płaszcz powinien okryć plecy rodzica.
Chwała w postaci wieńca laurowego ma ozdobić dziecięce czoło.
Nic dziwnego, że mrówki i pszczółki skwapliwie zaczynają szukać inspiracji w Internecie, a na holenderskim Pintereście surprisowych inspiracji można znaleźć bez liku – ile gwiazd na niebie, ile jagód w koszyku (choć mrówki raczej wolą igliwie albo jakoweś gałązki, a pszczółki – pyłek z kwiatów).
Niektóre szkoły pozostawiają rodzicom absolutną swobodę w zakresie formy niespodzianek, a z kolei inne – ściśle określają tematykę np. w naszej szkole w tym roku panowało hasło „Instrumenty muzyczne”, a poprzednio były to „Bajki i legendy”.
Produkcja opakowania trwa kilka dni. Druk, druk, druk…

DSCN5501

Holenderscy rodzice nie napiją się z tobą kawy w tym czasie, odmówią wspólnego wyjścia na zakupy. Praca wre. Dru, druk, druk!
Najpierw musi przyjść pomysł, potem trzeba zebrać materiały oraz przygotować stanowisko pracy, by wreszcie zabrać się za robotę. Druk, druk, druk!
Szkicować, wycinać, kleić, malować, ozdabiać.
Szkicować, wycinać, kleić, malować, ozdabiać.
Szkicować, wycinać, kleić, malować, ozdabiać…
Gotowe! Jest! Oto „surprise” w całej okazałości!

DSCN5519

Oryginalne opakowanie skrywa zawinięte w ozdobny papier drobne upominki.
A to jeszcze nie koniec! Do prezentów musi być dołączony wiersz.
Mrówki i pszczółki, dokończcie dzieł waszych! Piszcie, twórzcie!
Wymyślcie poemat w imieniu Świętego Mikołaja, sławiący cechy odbiorcy paczki.
Co prawda anonimowego, ale ździebko Wam znanego poprzez odpowiedzi w ankiecie. Skomplikowane? Skądże znowu! Nie dla holenderskich rodziców.
Od lat są wprawieni w „surprisowym” boju, na dodatek ich doświadczenie wzrasta wraz z liczbą posiadanego potomstwa.
Zresztą od czegoż jest Internet?
Wujek Google usłużnie podsunie kolekcję różnych wierszyków, coby pszczółki i mrówki z mniej lotnym umysłem (tudzież pozbawione wyobraźni bądź zdolności lingwistycznych) również poradziły sobie ze stworzeniem utworu poetyckiego.
Gotową „surprisę” (z wierszem i prezentem) należy ukryć przed okiem wścibskim bądź zawistnym i donieść do szkoły, niczym cenną porcelanę, w stanie nienaruszonym.

Na szczęście już cala reszta należy do nauczycieli i dyrekcji.
Oni rozpakują niespodzianki i wyeksponują je w salach lekcyjnych.

DSCN5633

Wyczarują w całej szkole świąteczny nastrój, by wieczorem, tuż przed 5 grudnia, mogło się odbyć spotkanie o nazwie „kijkavond” (kijken – patrzeć, avond – wieczór).
Wówczas holenderskie podstawówki przeżyją szturm zaproszonych gości.

DSCN5671

Dzieciaki wypiją ciepłe czekoladowe mleko, dorośli, być może, grzane wino, to zależy od szkoły. Tatuśki – mrówki, matulki– pszczółki będą chodzić po salach lekcyjnych tymczasowo przemienionych w galerię z „surprisami”. Obowiązkowo zdjęcia zrobią.
Coś ich zdziwi, coś zachwyci, coś zasłuży na krytykę.

DSCN5646

Następnego dnia ich dzieci otrzymają „surprisę” – niespodziankę – przygotowaną przez inną mrówkę, inną pszczołę. Bardziej lub mniej pracowitą.
Nieważne. Nie szkodzi!
Najważniejsze, że jedyna w roku szkolnym „praca domowa” została odrobiona i można w końcu umówić się z koleżanką na kawę! Puszczam oczko

siurpryza

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowe zwyczaje i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

20 odpowiedzi na „„Surprise”, czyli zmora holenderskich rodziców

  1. Igomamo, a czy te dzieci wiedzą w ogóle z jakiej okazji te surprizy? Bo tam w Holandii chyba z Bożym Narodzeniem nie za bardzo za pan brat są?
    Pozdrawiam serdecznie

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Agnieszko, Boże Narodzenie jest w Holandii obchodzone, ale nie umywa się do polskiego świętowania. No i zupełnie nie ma Wigilii!
      Natomiast Holendrzy bardzo celebrują Mikołajki (tu:5 grudnia) i suprizy były właśnie na tę okazję (tylko mój post niestety opóźniony).
      Pozdrawiam (w oczekiwaniu na Twoją Henię:) ).

      Polubienie

  2. O rany! Super-fajna sprawa! Tzn fajne to jest jak ma się jedno dziecko w wieku szkolnym, ale jak trójkę czy więcej, to nie zazdroszczę 😉

    Polubione przez 1 osoba

  3. Z przyjemnością zamieniłabym te nasze niezliczone szkolne konkursy „dla dzieci” na tę jedną suprisę. Mogłabym przygotowywać ją nawet cały miesiąc 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Oj tak. Widziałam kilka supriz tak pomysłowych i pięknie wykonanych, że najchętniej sama bym je sobie przywłaszczyła i cieszyła nimi oczy w domowym zaciszu.
      Oczywiście wśród perełek, zdarzają się też niedbale zrobione, ale to raczej rzadkość.

      Polubienie

  4. jotka pisze:

    Już ich lubię, jestem za i bardzo mi się to podoba. U nas też losuje sie osoby, dla których uczniowie kupują prezent, ale nie jest to tak pomysłowe…jedynie kwota jest ustalana z góry.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Jotko, ale za co ich lubisz i co Ci się podoba? Te suprizy czy brak prac domowych i puste tornistry? 😉
      Ja też pamiętam, że w dzieciństwie losowaliśmy osoby i kupowaliśmy im upominki. Ale tu jest to bardziej dopracowane. Dziecko w ankiecie wypisuje konkretne rzeczy, które chciałoby dostać z uwzględnieniem marki, ceny, nazwy sklepu.
      U nas w szkole było się zależnym od gustu kupującego i często trafiały się nietrafione upominki, potem były niesnaski między dziećmi.
      Tu prezent jest dokładnie sprecyzowany, ewentualnie może być rozczarowanie wyglądem suprizy (jedni rodzice bardziej zdolni lub mają więcej czasu i pomogą dziecku, inni zostawią je same z wykonaniem opakowania_, więc też różnie to bywa w praktyce.

      Polubienie

      • jotka pisze:

        Lubię ich za te prezenty. Podręczniki to niestety moja zmora, która zatruwa mi życie, ale nie chcę smęcić przed świętami…
        U nas trwa dyskusja nad sensem zadań domowych, ale upłynie dużo czasu, bo dzieci inne, klasy zbyt liczne i wiele czynników obiektywnych.

        Polubione przez 1 osoba

  5. hrabina pisze:

    Pomysł super, nie wiem, jakbym się na niego zapatrywała, gdybym miała to robić… 🙂 a;e tego braku prac domowych i nienoszenia plecaków, to Wam zazdroszczę!

    Opisałaś to wszystko wspaniale!!!!
    A google… jak byłam na studiach, to internet jeszcze nie był tak dostępny u nas, ale teraz popularne jest przecież powiedzenie: prawdziwe studiowanie zaczyna się tam, gdzie google nie zna odpowiedzi…

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Hrabino, świetne jest to powiedzenie! Dziękuję za przytoczenie, bo słyszę je po raz pierwszy. A co do supriz – jestem pewna, że akurat Tobie nie byłby straszny żaden temat! 😉 Potrafisz zrobić coś z niczego, masz oko artystki i zdolności manualne, więc znając życie wykonywałabyś suprizy dla sąsiadek. 😉

      Polubienie

  6. Martynka pisze:

    Rany, ale fajne! Najpiękniejsze są prezenty ręcznie wykonane – a tak ich mało (przynajmniej u mnie)! Losowanie prezentów w szkołach jest obecne – ustalana jest kwota przeznaczana na prezent i idzie się do sklepu i kupuje.. a własnoręczne wykonanie ma w sobie kawał serducha. 🙂
    Buziaki dla Was wszystkich! M.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      To prawda Martynko, własnoręcznie wykonywane prezenty cieszą podwójnie.
      Tylko obecnie rzadko kto ma czas na takie zabawy.
      A jak czas jest, to zdolności brak. Lub weny…
      Pozdrawiamy przedświątecznie:)

      Polubienie

      • Martynka pisze:

        No tak – czas.. Wszystkim nam go brakuje! Z brakiem weny jeszcze można sobie poradzić (internet zawsze służy pomocą), ale z brakiem czasu jest o wiele gorzej..
        Również pozdrawiam przedświątecznie, a niedługo wpadnę pozdrowić świątecznie! 🙂
        M.

        Polubione przez 1 osoba

        • Igomama pisze:

          Bardzo się cieszę, Martynko. Lubię Twoje wizyty, bo Twoje ciepłe słowa (w połączeniu z piękną fotką) za każdym razem wywołują uśmiech na mojej twarzy.
          Jakoś tak na mnie działasz. 😉
          Ja również nie zapomnę o Tobie w Święta. 🙂

          Polubienie

          • Martynka pisze:

            Dziękuję za tak cudne słowa!
            Przybiegłam prosto z pierogów (ulepiłam z mamą aż 250) by złożyć Tobie i całej Twojej rodzinie życzenia świąteczne. 🙂
            Cudnych Świąt i cudnego Nowego Roku Wam życzę!
            Buziaki, M.

            Polubione przez 1 osoba

            • Igomama pisze:

              Martynko, dziękuję z całego serca za życzenia. Aż się wzruszyłam, że Ty tak prosto z tych pierogów przyszłaś… Bardzo miłe! Przepraszam, że nie odpłaciłam się tym samym i odzywam się dopiero teraz. Mam nadzieję, że miałaś piękne Święta, a pierogi smakowały Tobie i całej rodzinie. Pozdrawiam 🙂

              Polubienie

              • Martynka pisze:

                Święta były bardzo w porządku! Uszka wyszły pyszne więc mogłam się zajadać. 🙂
                I nic nie szkodzi – siedzi się w garach, z rodziną i nie każdy ma szansę (lub chce!) się z tego na chwilę wyrwać. 😀

                Polubione przez 1 osoba

  7. Iwona Kmita pisze:

    Mnie się podobają te holenderskie zwyczaje, już to chyba u ciebie pisałam. Mimo wszystko angażują rodziców w życie dziecka i szkoły a nie wiążą się z zakuwaniem, pomaganie i wszystkim o czym pisałaś. A na marginesie – bardziej niż na opakowania patrzyłam na twoje przepiękne dzieciaczki na zdjęciach. Pozdrowienia ślę:)

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dziękuję Iwonko. Ja też zakuwaniu mówię „nie”, a zaangażowaniu w życie społeczności szkolnej – jak najbardziej „tak”. Dzieci potrafią pięknie wyglądać na zdjęciach, a w życiu, jak to w życiu, różnie bywa – czasem dają „popalić”: humorki, foch, dąsy, „dlaczego ja?” (choć generalnie słodziaki są). 😉 Pozdrawiam również. 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz