Lawina słów atakuje!

800px-Avalanche_on_Everest

Chociaż nie było mnie kilka dni na blogu, to pewnie nawet nie zauważyliście mojej nieobecności, ponieważ wpisy pojawiały się w miarę regularnie.
Wyręczył mnie Igotata, Okruszek też nie zawiódł i w samą porę przybył z podsumowującą notką. Mogłam skupić się na pracy w polskiej szkole, na nauce języka niderlandzkiego, na robótkach domowych, a przede wszystkim ofiarować czas i uwagę własnym dzieciom. I tak jest dobrze, bo – przynajmniej w moim przypadku – blog stanowi dodatek do życia, a nie odwrotnie.

Jednak po kilku dniach „blogowego odwyku”, obserwuję pojawianie się u siebie pewnych objawów. Najpierw są delikatne niczym młoda wiosenna trawka z trudem kiełkująca spod zmarzniętej ziemi.

7005638-grass-snow

Nic nadzwyczajnego się nie dzieje, poza tym, że moje palce delikatnie mrowieją i świerzbią. Niepokój zaczyna trawić umysł. Nocą przychodzą słowa…
Bagatelizuję je, pewna, że blask porannego światła przegoni natrętnych gości.
A jednak z każdym dniem następuje eskalacja symptomów!
Trawa rośnie i twardnieje.
Już nie łaskocze, a kłuje. Drażni bose stopy. Rani.
Crescendo, crescendo, crescendo!

Nadchodzi moment, gdy nie mogę dłużej czekać.
Palce chcą tańczyć na klawiaturze. One nie proszą, one domagają się pląsów!
Nocą z gwiazd spada na mnie lawina słów.
Kraina łagodności zmienia się w królestwo agresji.
Trwam w bezsenności atakowana, chłostana, uderzana przez bezsensowne frazy.
Ciosy padają bezlitośnie.
Próbuję walczyć z nimi, zaciskam powieki błagając o sen i… przegrywam z kretesem.

Po kilku nieprzespanych nocach, siadam do pisania. Nie ma innej rady!
To moja terapia, antidotum dla umęczonego natłokiem słów umysłu.
Chwilową ulgę przyniesie kawa, ale dopiero miarowy stukot w klawisze komputera jest w stanie naprawdę mnie obudzić. Uporządkować rozbiegane, udręczone myśli…
Pisać, pisać! Tylko o czym? Nie wiem…
W zamyśle miałam jeszcze jedną notkę dotyczącą Eftelingu, ale umknęła odpowiednia chwila, czas zatarł emocje.

De_ride_duikt_de_diepte_in_Archieffoto_ANP_

To u mnie częsta przypadłość.
Jeśli nie napiszę czegoś od razu, „na gorąco”, ciężko mi później podjąć dany wątek.
Do iluż muzeów chciałam Was zaprosić! I nie zdążyłam…

A teraz? Od dwóch tygodni w Polsce i we Francji (w Holandii nie) mówi się o Tomku Mackiewiczu, który zginął w Himalajach.
Telewizji co prawda nie posiadam (może to i dobrze?), ale domyślam się, że ostatnio był to temat numer jeden. Mam za to Internet (czy to na pewno dobrze?), toteż wieczory upływały mi na czytaniu wiadomości i oglądaniu filmików z „Czapkinsem” w roli głównej, często jego autorstwa.
Uwiódł mnie pan Tomasz, zainstalował się w śnieżnej jamie mego umysłu.
Cokolwiek robię, on tam jest. Gdziekolwiek idę, on idzie ze mną.
Niemal o każdej porze dnia, w nocy też czuję jego obecność.

Wszędzie ten Mackiewicz, zaraz wyskoczy z lodówki” – zapewne wielu się obruszy. Może i słusznie. Nie chcę oceniać, bo opinii aż za dużo hula po Internecie.
Z naciskiem na „za dużo” i na „hula”.

1619323-elisabethrevolitomekmackiewicz-1517003099-374-640x480

Dlaczego tak łatwo przychodzi ocenianie innych; nawet nie ocenianie, a – osądzanie?
Jedna historia potrafi podzielić, a wręcz skłócić, opinię publiczną.
Jeden człowiek – a tyle skrajnych ocen.
Od bohatera po egoistę. Od odważnego po tchórza.
Od pasjonata po kogoś nieodpowiedzialnego. Od marzyciela po lekkoducha.
Zresztą to samo dotyczy Elizabeth Revol.
Partnerka doskonała kontra egoistka myśląca o ratowaniu własnej skóry.
Dla jednych bohaterka, dla innych… morderczyni.

Nie mogę tego czytać! Nie rozumiem.
W jakim celu ludzie zrzucają na innych lawinę ostrych słów?
Czy można poczuć się lepiej, obrzucając błotem kogoś innego, na dodatek kogoś, kto już się nie obroni?

Zgoda, tragedie budzą potrzebę rozmowy. Rozumiem to doskonale.
Dobrze jest porozmawiać, o tym, co boli, przeraża, budzi współczucie bądź niezrozumienie… Można współczuć, płakać, pomodlić się, wesprzeć materialnie rodzinę.

Trzeba czynić dobro, więcej dobra, bo w obliczu cudzego dramatu, uświadamiamy sobie jak krótkie i ulotne jest życie.
Tomasz wciąż siedzi w mej głowie. Leży w śnieżnej jamie i śpiewa piosenkę.

tomasz-mackiewicz_28834951

Ale tylko ode mnie zależy, co usłyszę, co zrozumiem, czego się nauczę.
„Mój” Tomek przypomina mi, że o marzenia trzeba walczyć,… ale nie za wszelką cenę! Warto być konsekwentnym i wytrwałym, ale… znów – nie za wszelką cenę!
Pieniądze nie są celem, a środkiem do celu; zawartość portfela nigdy nie decyduje o wartości człowieka, ba – „kasa”, „hajs”, „szmalec” nie są patentem na szczęście.

Uczucie spełnienia zapewnia bycie sobą i życie w zgodzie ze swoimi wartościami, nawet jeśli narażamy się na śmieszność w oczach innych. Humor i pogoda ducha – nade wszystko.
Nie – konsumpcjonizm i nadmiar, lecz umiar i prostota, bo one wnoszą tę cudowną „lekkość bytu”, pozwalają cieszyć się chwilą – czystym powietrzem, pięknym widokiem, uśmiechem dziecka, puchową kulą śniegu…

To prawda: codziennie umierają ludzie. Dziś też wielu „zaśnie po raz ostatni”.
Śmierć współegzystuje z życiem. To część natury.
Ale… umieranie na ośmiotysięczniku nie jest zdarzeniem powszechnym, nie figuruje jako stały punkt dnia, tygodnia czy miesiąca. No nie i kropka!

Palce skaczą i “hopsają” po klawiaturze, umysł się oczyścił. Jest lepiej, choć nie do końca… Terapia pomogła, choć wolałabym pisać na inny temat. Bez tragedii w tle.
Ale… na razie nie umiem.
Dziś jeszcze wsłuchuję się w piosenkę „Czapkinsa”.

54a804d3aadf7

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

18 odpowiedzi na „Lawina słów atakuje!

  1. szarabajka pisze:

    Pisałam kiedyś o tej nieznośnej lekkości osądu innych. Nie wchodzę na fora, bo zawsze, obowiązkowo, znajdzie się tam jakiś kretyn, który wie najlepiej, co dla kogo dobre.

    Igomamo, śmierć to zjawisko powszechne. Nie jest kwestią czy, ale jak umrzemy. Tomek Mackiewicz wiedział, co ryzykuje. To był jego wybór. Oczywiście nie mogę tego wiedzieć, ale i wykluczyć też nie, że może wolałby taką śmierć, wśród ukochanych gór, niż na szpitalnym łóżku z mnóstwem rurek, cewnikiem i pampersami.

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Szarabajko, prawda, śmierć spotka każdego z nas, to jest pewnik, pytanie tylko- w jaki sposób to nastąpi – dokładnie tak, jak piszesz.
      I choć umieranie nie jest łatwe, to chyba najlepiej odejść właśnie tak – w ukochanym miejscu, z poczuciem spełnienia. Tylko szkoda, że tak wcześnie i bez pożegnania z bliskimi… 😦 Strasznie trudne są te kwestie!

      Polubienie

  2. Sylwia pisze:

    Po całym wydarzeniu myślę, że gdy stajemy się rodzicami powinnismy na trochę o sobie zapomnieć. Owszem należy pokazywać dzieciom, że o marzenia warto walczyć, ale czy kosztem bliskich?
    Mnie tylko to się kołacze w głowie. Nie znałam żadnego z uczestników wyprawy, a oceny innych oraz jeżdżenie po uczestnikach wyprawy akcji ratunkowej kłują mnie w oczy. Nie oceniam nikogo. Jesteśmy dorośli i odpowiedzialni za swoje decyzje- w tym i za tą o potomstwie i za tą jak daleko można się podsunąć w realizacji własnych marzeń.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Sylwia, bardzo dziękuję Ci za Twój cenny komentarz, pełen mądrości i rozwagi.
      Byłoby dobrze, jakby we wszystkich dyskusjach, gdzieś na forach, było tyle wzajemnego szacunku i rozsądku, bo to świadczy o dojrzałości rozmówców.

      Mi też w głowie kołacze pytanie, które zadałaś: jak daleko można się posunąć w realizacji własnych marzeń i czy może to być kosztem bliskich?
      I jeszcze: na ile powinniśmy zapomnieć o sobie będąc rodzicami?
      Dajesz do myślenia..
      Chciałoby się odpowiedzieć, że rodzicielstwo obliguje do zmiany stylu życia, przewartościowania celów, ale… rzeczywistość pokazuje, że w większości przypadków tak się nie dzieje i akurat nie mam tu na myśli Tomka Mackiewicza (znam go tylko z mediów), ale generalnie społeczeństwa.
      Widzimy, co się dzieje wokół nas, dochodzą do nas też różne historie z życia celebrytów – rodziców.
      Nikt nie ma patentu na rodzicielstwo doskonałe, ale ważne, by się uczyć, starać i wyciągać wnioski dla siebie.
      Pozdrawiam serdecznie i z wdzięcznością.

      Polubienie

  3. jotka pisze:

    Pięknie to napisałaś, nic dodać, może to, że ja też mimo wszystko lubię to pisanie i rozmowy w komentarzach i chyba ciężko byłoby z tego zrezygnować.
    Zgadzam się, że o marzenia trzeba walczyć, ale nie za cenę życia, albo wybrać wtedy inną drogę, by jak najmniej złamanych serc zostawić po sobie…

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Właśnie tak, Jotko, właśnie tak…
      Pięknie to ujęłaś.
      Wzruszyły mnie Twoje słowa „by jak najmniej złamanych serc zostawić po sobie”.
      To swoisty drogowskaz, jak żyć…

      Ps. Ja podobnie jak Ty – cenię sobie bardzo rozmowy w komentarzach, ale (właśnie!) – rozmowy, a nie plucie żółcią i wylewanie osobistych frustracji, bo to mnie przeraża i odsuwa od czytania.

      Polubienie

  4. Anna pisze:

    Są takie momenty, że lepiej pewne sprawy przemilczeć, niż atakować… a niektórzy tak łatwo atakują, oceniają, wiedzą lepiej… dobrze to było przeczytać.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      A mnie z kolei dobrze było przeczytać taki mądry komentarz.
      Krótko, a w sedno.
      „Lepiej przemilczeć niż atakować”…
      O tak, na pewno lepiej, ale… jakie to trudne, prawda?
      Dziękuję, Anno. :)*

      Polubienie

  5. Bożena z Dolnego Śląska pisze:

    Gdy zostajemy rodzicami powinniśmy na nowo ułożyć hierarchię wartości i zmienić nieco priorytety. Jest mi żal dzieci, które osierocił ten pan. Pewnie będą kiedyś z dumą opowiadać, jakiego miały wspaniałego ojca, teraz jednak na pewno będzie im go brakowało.

    Pamiętam z dzieciństwa, jak bardzo czekałam na powrót ojca, gdziekolwiek się udawał: w długą czy krótką podróż. Wiem, że dla rodziny zrezygnował z niejednego marzenia, aby żyło się nam lepiej. Gdy w grudniu ubiegłego roku odszedł do Pana, to poczułam się jak sierota i nikt już nie zapełni tej pustki jaką po sobie zostawił. W moim sercu żyje nadal i będzie żył wiecznie, bo „miłość nie zna końca”.

    Dziękuję za poruszenie tego tematu i jakże trafne ujęcie tego, co dzieje się w internecie nie tylko przy okazji tej śmierci. Czy nie powinno się ograniczyć tej „swobody” wypowiedzi? Jaka to wolność słowa, jeśli słowem tym rani się drugiego człowieka?

    Polubione przez 1 osoba

  6. Igomama pisze:

    Och, Bożenko, tak mi przykro…
    Dziękuję za podzielenie się swoją historią; wycisnęła łzy z moich oczu.
    Grudzień był nie tak dawno… Jesteś w żałobie… Bardzo współczuję… Bardzo…

    Przypominam sobie, że w swoim poprzednim komentarzu wspominałaś, że poprzedni rok nie był dla Ciebie łaskawy i kłopoty kroczyły nawet trójkami. 😦
    Już wiem, co miałaś na myśli. 😦 Ach…
    Trzymaj się cieplutko, w takich sytuacjach brakuje słów pocieszenia.

    I wcale się nie dziwię, że martwisz się o osierocone dzieci pana Mackiewicza.
    Ciebie, dorosłą osobę, boli strata ojca, a co dopiero malutkie dzieci, które może nawet nie do końca będą go pamiętać.
    Tata będzie dla nich symbolem, pomnikiem, bohaterem, legendą, ale… legenda nie pocieszy, gdy boli rozwalone kolano. 😦
    A co do „swobody” wypowiedzi to też czasem się zastanawiam, czy jednak powinna być ona tak całkowicie nieograniczona, skoro dochodzi do takiej nienawiści na forach.
    Z drugiej strony cenzura też jest zła…
    Cóż, nie mamy wpływu na zachowanie innych, ale jedno jest pewne – możemy dbać o „własne podwórko”, to nasza mała cegiełka w budowaniu relacji międzyludzkich.
    Dziękuję za głos w dyskusji i serdecznie pozdrawiam.

    Ps. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że przeszłam na formę „TY”, ponoć w Internecie nie ma „Paniowania”, ale jakbyś uznała mą wypowiedź za zbyt bezpośrednią, to też to rozumiem i szanuję.

    Polubienie

  7. oko pisze:

    schować się w domu przed klawiaturą i udzielać rad, reprymend, nauczać… jakie to łatwe, bezpieczne – aż się prosi pogrozić całemu światu palcem, że głupi i beznadziejny. wszechwiedzący wiedzą (po fakcie) i fachowo zrugają każdą działalność. to choroba, którą powinno się leczyć

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Dokładnie!
      W domowych pieleszach, za klawiaturą, można poczuć się królem życia i panem świata, Na dodatek ma się poczucie, że ekran komputera chroni jak rycerska tarcza, a samo wojowanie jest takie proste i przyjemne: wystarczy parę razy stuknąć w klawisze, by poczuć rozkoszny smak władzy.I „pogrozić całemu światu palcem”, zadrwić, zwyzywać, wykazać się wiedzą na każdy temat.
      PO fakcie to przecież łatwe, prawda?
      Nie na darmo mówi się, że „mądry Polak po szkodzie.”

      Polubienie

  8. Dobrze że wreszcie ważny temat poruszony : tu we Francji oczywiście dużo o tym było.
    Dramat, no a hejt to chyba zwyczaj „staropolski” :-((
    W sprawie empatii to poruszam – kolejny raz – temat, o którym kiedyś pisałem do Was mailem,
    może nie doszedł ?

    Organizujemy kampanię pomocy dla Polki skazanej na dożywocie w Irlandii, po procesie mającym wszelkie znamiona poszlakowego, a wręcz paranoi :

    http://pomocdlamarty.pl

    Jeśli sprawa zainteresuje, bardzo proszę o rozsyłanie linka znajomym itd.

    Bo to mogło teoretycznie spotkać każdego…

    Czy okażemy Marcie nasza solidarność ?

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Witaj!
      Jak dobrze poznać opinię rodaka zamieszkałego w kraju Revol.
      Dziękuję!
      Ciekawa jestem, co sądzi francuskie społeczeństwo o tej sprawie.
      Czy wspiera Elizabeth, czy też ją hejtuje – jak ma to miejsce u większości polskich internautów: że plącze się w zeznaniach, kłamie, zostawiła, nie pomogła…i znacznie mniej łagodnie.
      A przecież ona sama ledwo uszła z życiem, przeżyła dramat, straciła partnera i przyjaciela. Być może znając wcześniej tragiczne zakończenie całej historii, zachowałaby się inaczej, ale – wtedy, wspinając się na szczyt, była pełna euforii, adrenaliny i nie przypuszczała, że zaraz zacznie się piekło. 😦

      Ps. Dziękuję za info o historii Marty skazanej na dożywocie w Irlandii.
      Napiszę do Ciebie na priv w tej sprawie w weekend.

      Polubienie

  9. Kobieta po 30 pisze:

    Nie napiszę o Tomku. Napiszę o mrowieniu w palcach. mam to samo. Po dłuższej przerwie muszę pisać. To silna potrzeba…

    Polubione przez 1 osoba

  10. kalipso pisze:

    Mnie też gdzieś się ten Tomek w głowie zagnieździł. Te jasne oczy, które tam zgasły gdzieś wśród zwałów śniegu, wysoko. I te pytania… Głównie o priorytety.
    To piękne oddać życie za swą pasję, spełniając marzenia. Piękne też jest umieć zrezygnować z pasji w imię odpowiedzialności, z poczucia obowiązku. Być może to drugie jest większym bohaterstwem.
    A skoro palce mrowią, trzeba działać:)

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Ach, moja droga Kalipso…
      Działajmy zatem, obie działajmy… 🙂

      A priorytety, bohaterstwo?
      Czy istnieje jakaś uniwersalna miara dla tych zjawisk, choćby taka, porównywalna z miarką krawiecką..?
      Nie ma.
      Brak towaru na półkach, brak nawet na zapleczu.

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do jotka Anuluj pisanie odpowiedzi