Nie, nie, nie! Tylko nie myślcie sobie, że będę przepraszać za spóźnienie.
I co z tego, że marzec rozgościł się na dobre, a ja wspominam luty?
Tak ma być! To zabieg zamierzony.
Czy ja ponoszę winę za to, że luty jest taki krótki?
Na dodatek miałam ferie, toteż wypadało spędzić nieco czasu z rodzeństwem, dać im przyjemność zabawy ze słodką siostrzyczką, no i trochę odpocząć też trzeba było, zwłaszcza od komputera…
Niestety luty, w przeciwieństwie do stycznia, nie upływał mi w blasku gwiazd i fajerwerków – może za sprawą Wielkiego Postu, który niedawno się zaczął?
To taki czas, w którym ludzie podejmują próbę stawania się lepszymi.
Na szczęście ja nie muszę, bo przecież już jestem małym aniołkiem.
Kto nie wierzy albo zapomniał, niech cofnie się do rozdziału „Styczeń z Okruszkiem”; tam znajdzie dowód anielskości w postaci zdjęcia.
Moje rodzeństwo na czas postu zrezygnowało z jedzenia słodyczy.
Trochę mnie to złości, bo w ramach solidarności ze starszakami mama „zawiesiła” pieczenie ciast aż do Wielkanocy. Cóż, jak się domyślacie, pomysł ten nie przypadł mi do gustu, niestety, tym razem nikt mnie o zdanie nie pytał.
Pojawienie się „chudych” dni, poprzedzała pączkowo – faworkowa uczta.
Szkoda tylko, że można najeść się na zapas! W każdym razie ja nie potrafię…
Robienie faworków okazało się nie lada wyzwaniem.
Miałam wyjątkowego pecha, bowiem w moje ręce trafiła dość niesforna faworkowa masa, która nie pozwalała się przewlekać przez maleńkie otwory; rwała się i kruszyła.
Dopiero w garnku z gorącym olejem faworki szły… po olej do głowy!
Uczyły się posłuszeństwa, już nie sabotowały, tylko grzecznie lądowały na talerzu posypane cukrem pudrem, a następnie bezbłędnie odnajdowały drogę do mojej buzi.
W ramach bonusu, i aby wykorzystać pozostałe po chruścikach jajka, mama upiekła bezę, którą ja i siostra udekorowałyśmy bitą śmietaną i truskawkami.
To było małe dzieło sztuki: radość dla oczu i uciecha dla brzuszka!
Niestety następnego dnia nastąpiło tak zwane „game over”.
Wszystko, co słodkie i smaczne skończyło się jak za wyciągnięciem kabla z gniazdka.
Odtąd nastały gorzkie dni posuchy… poza jednym wyjątkiem!
Ano właśnie, tę historię musicie poznać, bo jest całkiem zabawna.
Otóż w lutym mieliśmy kolędę, czyli wizytę duszpasterską.
W sumie nie byłoby w tym niczego dziwnego, poza faktem, że ksiądz zawitał do naszego domu dopiero w czasie Wielkiego Postu, w dodatku dość niespodziewanie.
Rodzice założyli, że okres kolędowania już się skończył. Przypuszczali, iż widocznie w tym roku kapłan do nas nie zaszedł, bo było mu nie po drodze do naszej miejscowości.
Tu należy się Wam małe wyjaśnienie, bowiem w Holandii posługa parafialna wygląda nieco inaczej niż w Polsce. W skład jednego polskiego ośrodka wchodzi kilka miast, więc duchowny fizycznie nie jest w stanie, jednego roku, odwiedzić wszystkich wiernych.
Tak się złożyło, że gdy proboszcz jednak zapukał do drzwi naszego domu, moje rodzeństwo przebywało jeszcze w szkole.
Ksiądz zaproponował, że poczeka na dzieci z modlitwą i błogosławieństwem.
W tym czasie mama zaparzyła herbatę i poczęstowała gościa domową pizzą.
Gwoli wyjaśnienia, żebyście nie wyobrażali sobie, że moja mamcia to jakaś wybitna kucharka, co to, to nie! Dla niej pizza to poniekąd danie awaryjne.
Mamusia posiada specjalny przyrząd, który zagniata ciasto drożdżowe dokładnie w 2 minuty. Równie szybko trze ser i przygotowuje sos pomidorowy.
Natomiast ułożenie składników na wierzchu to jedynie kwestia aktualnej zawartości lodówki. Sami widzicie – żadna filozofia!
Dorośli zajadali się pizzą nie zwracając na mnie uwagi. To był ich błąd!
Nie tolerując braku zainteresowania z ich strony, błyskawicznie uruchomiłam „tryb przeszkadzania”. Mam takowy, a jakże!
No i wtedy się zaczęło!
Najpierw nie chciałam zjeść swojego kawałka drożdżowego przysmaku, choć normalnie jem z apetytem. Cóż, tym razem nie miało być “normalnie”!
Potem naszła mnie ochota na udawanie niemowlaka.
Wspinałam się na mamine kolana domagając się mleka lub słoiczka z papką dla niemowląt.
A musicie wiedzieć, że jestem niezła w udawaniu!
Słodkie spojrzenie, dziecinny głosik, seplenienie to moja sekretna broń.
Ksiądz popatrywał na mnie ze zdumieniem, a mama kręciła się niespokojnie na krześle, co było oznaką zdenerwowania.
Spełzłam z nóg mamy dopiero w chwili, gdy przypomniałam sobie, że w moim przedszkolnym plecaku znajduje się paczka chipsów ziemniaczanych.
Takich smacznych, słonych, najbardziej niezdrowych na świecie!
Jedna z moich koleżanek obchodziła dziś rano urodziny w przedszkolu i w ramach poczęstunku, podarowała każdemu dziecku torebkę chipsów.
Normalnie mama wydzieliłaby mi kilka nędznych chrupek niczym jałmużnę, a resztę skonfiskowałaby „na później”. Oczywiście „później” okazałoby się, że chipsy zniknęły…
Już ja znam te numery! Dlatego zadbałam, by dziś nie było “normalnie”!
Wykorzystałam moment wizyty gościa i, dumna jak paw, przeparadowałam przed dorosłymi spożywając zakazaną przekąskę.
“Chrup, chrup! Popatrzcie, co ja mam! Mam, ale wam nie dam… “
Tak sobie podśpiewywałam pod nosem.
Mama poczerwieniała jak piwonia. Próbując odciągnąć uwagę kapłana ode mnie zaproponowała kawę i wyjęła z kredensu pyszne rurki „dla gości”, bo ciasta domowej roboty przecież nie miała. Po pierwsze nie zdążyła upiec, a po drugie, jak zapewne pamiętacie, podczas postu porzuciła działalność ciastkarską.
Ale rurki są przecież takie pyszne!
Korzystając z faktu, że dorośli byli zajęci rozmową, co i rusz częstowałam się słodkim przysmakiem. Sama. Jedna rureczka, druga, piąta… Mniam, mniam!
Ksiądz się śmiał, a mama nadal miała karnację a la Indianka.
Wtenczas dzieci wróciły ze szkoły.
Były głodne, toteż najpierw rzuciły się na pizzę, a dopiero potem pozwoliły księdzu „zrobić swoją robotę”, czyli pomodlić się i pobłogosławić nasze mieszkanie.
Mieszkanie „idealnej rodzinki”. Cha, cha, cha, dobre sobie!
Swoją drogą zupełnie nie rozumiem, dlaczego moja mama tak się wszystkim przejmuje?
Przy naszej trójce już dawno powinna była wyrzucić do kosza swój perfekcjonizm!
Pod koniec lutego w Holandii nastały tygodniowe ferie zwane „krokusvacantie”.
Owszem krokusy już dawno powystawiały z ziemi swe kolorowe łepki, ale ziąb przyszedł i wszystkie kwiaty ukarał za ich ciekawość zmarznięciem.
Dla nas, dzieciaków, był bardziej łaskawy, bo podarował nam w ferie lód.
Dziadek Mróz wykonał popisowy numer mojej ukochanej Elzy z „Krainy Lodu” i przykrył kanały grubą szklaną taflą. Mama tłumaczyła nam, że lód jest niebezpieczny i pozwalała nam na niego wchodzić tylko pod nadzorem.
Niestety nie mamy łyżew, toteż ślizgaliśmy się w butach, ale i tak zabawa była przednia! Tylko kaczki wyglądały na niezadowolone.
Biedaczki przycupnęły pod mostem z zazdrością obserwując nasze figle.
My zyskaliśmy miejsce do zabawy, one straciły pole do pływania; tak jak w życiu – jeden traci, by zyskał drugi…
W czasie ferii tato pracował, więc znowu nigdzie nie wyjechaliśmy.
Mama starała się jak mogła, by w miarę ciekawie wypełnić nam czas.
Szczerze mówiąc byłam pewna, że mamusia odnajduje przyjemność właśnie w naszym szczęściu (przecież po to jest mamą!), toteż nieco się zdziwiłam, ujrzawszy z jakim entuzjazmem przyjęła… koniec ferii!
Wielkiej cierpliwości ten ksiądz 🙂
A tak w ogóle, to przypomniało mi się powiedzenie, że „dzieckiem, mężem i psem to się nie pochwalisz” – w najbardziej niepożądanym momencie wytną jakiś numer 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Cha, cha, cha:) Prawda! Choć myślę, że z wymienionej trójki pies jeszcze by się obronił. 😉
A ksiądz cierpliwy i przesympatyczny, na dodatek w pewnym sensie jest to mój przełożony, toteż zależało mi na zrobieniu dobrego wrażenia, a tu – masz babo placek! 😉 😉 😉
PolubieniePolubienie
u mnie też wsponienia z lutego 😛 oj działo się u Was duzo jak zawsze 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W takim razie nie omieszkam do Was zajrzeć:) Pozdrawiam w Dniu Kobiet:)
PolubieniePolubienie
Najbardziej rozbawiła mnie „karnacja a la Indianka”. 😀 Słodki ten Okruszek jak zawsze!
Pizza, chipsy, rurki, cóż to był za dzień pełen dobroci! 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak, Martynko, dobroci było aż za nadto. 🙂
Całe szczęście, że mały brzuszek zniósł dobrze taką mieszankę. 🙂
Wszystkiego dobrego w Dniu Kobiet, Martynko:)
PolubieniePolubienie
Ślicznie dziękuję i wzajemnie! I dla mamy i dla małych kobietek! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo Cię rozumiem , Okruszku, ja też nie potrafię pić kawy bez słodkich drobiazgów…jedynie chipsów nie jadam 😉 Najdłużej bez słodkości wytrwałam 5 dni !
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, jak w takim razie utrzymujesz tak szczuplutką, filigranową sylwetkę (znaną mi z Twoich zdjęć)? Chyba, że rzeczywiście masz na myśli naprawdę „słodkie drobiazgi”. 😉
Sympatycznego, słodkiego Dnia Kobiet życzę. 🙂
PolubieniePolubienie
Dużo chodzę, nie lubię gotować , a jem to co lubię…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Taka „dieta” całkiem mi się podoba:) .
PolubieniePolubienie
Łał… samozmieniające się bluzki…. marzę o takiej…. zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie produkują takich dla dorosłych!
A kolęda.. no cóż.. za rok będzie następna;-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Marzenko, te bluzki to hit.
U nas najpierw miała najstarsza, potem środkowy gdzieś wypatrzył.
No to najmłodsze nie mogło być gorsze i ostatecznie cała trójka paraduje w swoich bluzkach.
Ale faktycznie – dla dorosłych takich wynalazków nie widziałam. 😉
PolubieniePolubienie
Nie wiedziałam, że w Holandii też ksiądz może przyjść z wizytą duszpasterską. Nasz polski Ksiądz na Tajwanie był tylko u nas w domu, w końcu jest ojcem chrzestnym najmłodszej latorośli 🙂
Pozdrowionka z zaśnieżonej Japonii 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję Dorotko!
Pozdrowienia z Japoni, na dodatek zaśnieżonej – to nie byle co. 🙂
Tyyyle kilometrów nas dzieli…
Myślę, że to zaszczyt mieć za ojca chrzestnego – księdza.
Twoja pociecha ma zapewnione zaplecze modlitewne. 😉
A w Holandii jak najbardziej są praktykowane wizyty duszpasterskie, ale to tylko w polskich parafiach, w holenderskich – nie słyszałam o tej tradycji.
PolubieniePolubienie
Okruszek jest przesłodki! I jaki sprytny, zapobiegliwy, przewidujący:) Ksiądz na pewno był zauroczony. Całą trójką!
U nas zazwyczaj tak się składa, że kiedy przychodzi ksiądz „po kolędzie”, to ja jestem sama w domu. Może to i lepiej:)))
Te bluzki… U nas też są na topie:) Mamy takie w serca i w kotki.
Zamarznięty kanał wygląda niesamowicie.
PolubieniePolubienie
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, Kalipso!
Na szczęście nasz ksiądz jest kochany i bardzo wyrozumiały.
Podejrzewam, że niejedno już w życiu widział, toteż „wyskoki” Okruszka przyjął w miarę spokojnie. 😉 Ale rzeczywiście, w takich okolicznościach, na pewno BEZPIECZNIEJ jest przyjmować księdza po kolędzie podczas nieobecności dzieci. 😉
Macie zmieniające się bluzki w kotki? Wow!
Moje dziewczynki na pewno byłyby takowymi zachwycone!
PolubieniePolubienie
Okruszku Kochany! Pojęcia nie miałem, że z Ciebie AŻ TAKI łobuziak! Jak nic powinnaś być w telewizji jak troszkę podrośniesz ;D Zresztą sądząc po zdjęciu, Twoje rodzeństwo też ma taki łobuzerski błysk w oczach 😀
Cieszę się, że tak fajnie, ciekawie i wesoło spędziłaś czas…a wyrzeczenia czasem są w życiu potrzebne. Może docenisz ich wagę kiedy będziesz nieco starsza. A następnym razem, jak Rodzice będą próbowali Ci coś „skonfiskować” na Wielki Post, powiedz, że CIEBIE post nie obowiązuje aż do 14 roku życia! Takie przepisy i co zrobisz? 😀
Ale przyznam Ci się, że na tę domową pizzę, bezę z truskawkami i faworki, to mi naprawdę ślinka pociekła 🙂 Mamusia musi być w kuchni prawdziwą mistrzynią!
Sprawuj się grzecznie, a już niedługo będziesz mogła sobie obejść wszelkie zakazy (które i bez tego obchodzisz, Spryciulo ;))) ).
Ściskam Was Wszystkich Celtycko!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Celcie Kochany! Ze mnie taki sam łobuziak jak z Ciebie słodziak.
Jak Ty to robisz, że dla każdego potrafisz znaleźć dobre słowo?
Ja tak niestety nie umiem.
Może z czasem się nauczę?
Ale nie sądzę….
A z tą karierą w telewizji trafiłeś w dziesiątkę!
Mam zadatki na gwiazdę i marzy mi się sława.
Niestety rodzice mają inne zdanie na ten tamat.
Chyba nawet nie lubią telewizji, bo jej nie oglądają…
Szkoda, że nie mieszkasz w Holandii.
Zaprosiłabym Cię wtedy na pizzę, bezę, faworki czy jeszcze coś innego.
Ty ściskasz celtycko, a ja niderlandzko. Może być?
PolubieniePolubione przez 1 osoba