Gniazdo Lecha, drzwi Wojciecha

DSCN7332

Maj to w Holandii miesiąc wakacyjny. Wakacji do pewnego stopnia nieprzewidywalnych, bo to czasem tydzień „laby”, czasem całe dwa tygodnie. W drugim przypadku rodzi się pokusa, by ruszyć w dalszą podróż. Nie inaczej było w tym roku, gdy majowe wakacje zaczęły się w kwietniu obejmując zarówno tydzień przed, jak i tydzień po planowanej dacie ślubu mojej kuzynki. W ten sposób cel podróży również do pewnego stopnia się wyklarował. Ten artykuł otwiera cykl o tym, co planowane do końca nie było…

Podróż do Polski Igorodzina odbywa na raty. Międzylądowanie „u Niemca” zmniejsza ryzyko dzieciobójstwa: bez niego „zestaw głośnomówiący” z tylnych siedzeń, którego aktywność wzrasta z każdą godziną spędzoną w pozycji siedzącej, dawno zostałby porzucony gdzieś wśród pól i lasów sąsiadujących z niemieckimi autostradami. Nie inaczej było tym razem (z noclegiem, bez porzucania). Wreszcie – jest! Rzeczpospolita. Uśmiech na twarzach Iskierki i Groszka. Rozczarowanie na twarzy Okruszka. Bo jak to Polska, skoro domu babci nigdzie nie widać? Rozczarowanie wzrosło jeszcze bardziej, gdy szansę na zobaczenie domu babci rozwiała Igomama: wszak nie po drodze, i daleko od autostrad. Jakże to tak, że do Polski i nie do babci? Tu rozczarowanie udzieliło się również starszemu rodzeństwu, którzy liczyli na spotkanie z jednymi dziadkami na weselu a z drugimi w drodze na wesele…

Pierwszy nocleg w Polsce wypadł nam u przyjaciółki Igomamy pod Poznaniem. Z tego powodu Igomama już dzień wcześniej zaczęła kombinować: jak tu zjeść ciastko i mieć ciastko. Skoro nie może Mahomet do góry, to może góra do Mahometa…? Mahomet miał pomysł, by góra przybyła pod Poznań – góra jednak uznała, że to za daleko. Ostatecznie wybór padł na Gniezno. Tak by i wilk syty, i owca cała. I tak to pierwszy raz w życiu (dla nas wszystkich, poza Igomamą) trafiliśmy tam, gdzie Polska przed wiekami się rodziła. Dołączyli do nas dziadkowie, ukochana Ciocia naszej trójcy i jej chrześniaczka w wieku naszych starszych urwisów. Dzień zapowiadał się wybornie…

DSCN7329

Gniezno przywitało nas dość niepewną pogodą. W jednej chwili słońce grzeje i człek myśli o kolejnej porcji lodów, w kolejnej – rozgląda się za szczelnym dachem i wsuwa kaptur na głowę. Szczęśliwie, gdy zwiedzaliśmy skarby gnieźnieńskiej katedry padało – gdy spacerowaliśmy uliczkami miasta deszcz ustawał. To właśnie od katedry zaczęliśmy nasze zwiedzanie.

DSCN7334

Katedra znajduje się na Wzgórzu Lecha. Łączy w sobie historię polskiego państwa i polskiego kościoła i poniekąd przypomina o tym, że kiedyś te dwie rzeczy były ze sobą silnie związane. Dla mnie to wycieczka w świat, który zawsze mnie fascynował. Zwiedzając katedrę można niemal fizycznie dotknąć tej historii, gdy decyzje na pozór nieracjonalne (jak wykupienie ciała św. Wojciecha za złoto równe jego masie) prowadziły do wzrostu znaczenia rodzącego się państwa polskiego i ostatecznie – do wsunięcia na głowę polskiego księcia korony. Kraj pogański stał się chrześcijańskim, księstwo zmieniło się w królestwo, mały kościółek zmienił się w potężną katedrę. Polska pojawiła się na mapie średniowiecznej Europy.

DSCN7346

Samo zwiedzanie katedry najlepiej zacząć od… wizyty w pobliskim Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Tam właśnie wykupimy bilet na poszczególne atrakcje oraz wypożyczymy elektronicznego przewodnika. Warto też wybrać się tam możliwie wcześnie: wszystkie atrakcje dostępne są od godziny dziewiątej do szesnastej (listopad – kwiecień) lub siedemnastej (maj – październik). Oczywiście, sam kościół można obejrzeć również bez biletu a przy odrobinie szczęścia – poznać jego historię z ust „żywego” przewodnika, gdy akurat „przytrafi się” jakaś wycieczka… Nie zmienia to faktu, że bez biletu nie zobaczymy wieży, podziemi, drzwi czy wspomnianego wcześniej muzeum.

Nasze zwiedzanie zaczęliśmy od wnętrza kościoła – chcieliśmy wyrobić się przed mszą, w trakcie której zwiedzanie jest zabronione. Uzbrojeni w słuchawki i elektroniczne przewodniki staraliśmy się chłonąć ogrom informacji dotyczącej historii kościoła, archidiecezji i w tle: polskiej korony.

Następnym punktem naszego zwiedzania były podziemia. To właśnie tutaj można zobaczyć jak budowla zmieniała się od wersji pierwotnej (niewielkiej rotundy) przez kolejne rozbudowy i przebudowy – zarówno te, wymuszone przez okoliczności jak i te, wynikające z rosnącego prestiżu budowli. W podziemiach można też natknąć się na groby duchownych w tym tak znamienitych jak Ignacy Krasicki.

DSCN7351

Tu po raz pierwszy przewodniczka sięga po portfel. Okazuje się, że banknot dziesięciozłotowy, który każdy z nas nie raz trzymał w dłoniach, zdobi rysunek przedstawiający mozaikę, która niegdyś pokrywała posadzkę gnieźnieńskiej świątyni. Jedyny zachowany fragment podziwiać można właśnie w podziemiach – jednak przyznać trzeba, że bez dozy wyobraźni się nie obędzie. Może oko eksperta wychwyci zdobienia od razu, dla mnie subtelne odcienie szarości zlewają się w jedną, bezbarwną plamę. Cóż, mężczyźni z rozróżniania kolorów nie słyną, wyjątkiem od tej reguły nie jestem, to pewnie dlatego. Winking smile

Dyszka

Po podziemiach zdecydowaliśmy się obejrzeć Drzwi Gnieźnieńskie. Wspaniały zabytek sztuki romańskiej. Jeśli wierzyć przewodniczce: lewą stronę starannie wykonał mistrz, prawą – bez podobnej dbałości i biegłości, jego uczniowie. A to kołatka się oberwała, a to fragment dosztukować trzeba było, bo się „omskło”. Ile w tym prawdy – nie wiem. Ważne, że nasza trójca słuchała z zafascynowaniem i sądzę, że siłą rzeczy w pamięci zostało nieco szczegółów. Rzecz, na którą wcześniej nie zwróciłbym uwagi to sam fakt, że jak na tamte czasy jest to dzieło nietypowe: miast wizualizować żywoty postaci biblijnych (powszechna praktyka w wiekach średnich), drzwi przedstawiają żywot św. Wojciecha. I znów, nie obyło się bez prezentacji banknotu – tym razem dwudziestozłotowego. Z jednej strony znajdziemy na nim wizerunek lwa, z drugiej – drzewa, które wyrosło w miejscu wystawienia zwłok świętego.

Dwudziecha

Jak widać: wizerunki z gnieźnieńskiej katedry nosimy przy sobie niemal bez przerwy, przynajmniej w portfelu i pewnie nie do końca świadomie. Z wizerunkami tymi przyszło nam się wkrótce rozstać: po sporej dawce zwiedzania przyszła pora na posiłek. Wybór padł na pierogarnię: jakże by inaczej! Przebywając na emigracji tęsknimy za wieloma specjałami kuchni polskiej, w moim rankingu najwyżej stoją pierogi. Pewnie dlatego, że wiele innych potraw przygotować możemy sami, na pierogi zwykle braknie czasu – pozostaje więc jedynie polski sklep i pierogi „z paczki”, z dość mocno okrojoną paletą smaków. Tu mogliśmy zaszaleć. Jedyny problem to jak odczytać menu nie paskudząc wszystkiego ślinką, której zalew wywoływała wizja przyszłej uczty. Winking smile

Po posiłku przyszła pora na nielichą gimnastykę.Wiadomo, trzeba dbać o linię! Po pokonaniu przeszło dwustu czterdziestu schodów po nadmiarze kalorii nie pozostało nawet wspomnienie. Nawet Okruszek, mimo zdecydowanie gorszych warunków fizycznych, wspiął się na wieżę bez marudzenia czy słowa skargi. Ale czegóż się nie robi, by poczuć się jak Roszpunka! „Roszpunko, Punko, Puneczko!” – świergotał nasz niestrudzony podróżnik. I pozował do zdjęć z szerokim uśmiechem.

DSCN7373

Panorama z wieży może nie powala na kolana, ale z pewnością warta jest wspinaczki. Szczególnie, że elektroniczny przewodnik również nie leniuchuje. Wspina się wraz z nami i relacjonuje co widzimy patrząc w cztery strony świata. Jedno dla nas, przyzwyczajonych do zlaicyzowanej Holandii wyraźnie rzuca się w oczy – masa kościołów. W zasadzie w którą stronę się człek nie obróci, zawsze jakiś kościół w panoramę się zaplącze…

Wreszcie domykamy pętlę i wracamy do muzeum. Niestety, tu moja relacja traci impet. Okruszek od eksponatów preferował puzzle, które znaleźliśmy tuż przy replice Drzwi Gnieźnieńskich. Nie protestowałem – sam nie przepadam za wędrówką od eksponatu do eksponatu. Ale z relacji Igomamy wiem, że i tu znaleźć można sporo perełek. Szaty liturgiczne, różnego rodzaju zabytkowe kielichy, monstrancje i wiele, wiele innych – w tym relikwiarz z ramieniem św. Wojciecha.

MuzeumArchiGiezno

Na tym zwiedzanie zmuszeni byliśmy zakończyć. Nawet starsze dzieci stwierdziły, że teraz to już tylko lody, pamiątki i ewentualnie plac zabaw gotowi są zaakceptować. Tak też więc uczyniliśmy. Spacer ulicą Tumską z porcją lodów (dla dzieci) i kawą (dla dorosłych), dalej wizyta na okrągłym rynku, wreszcie dłuższy spacer w stronę ziemi obiecanej. Po drodze jeszcze jeden kościół, jeszcze jeden pomnik – już ze zniecierpliwieniem na twarzy i uśmiechem nieco wymuszonym. Ale tu na cokole św. Wojciech stoi, jakże więc tak przejść obok, bez choćby jednej fotki?

DSCN7403

Później już tylko beztroska zabawa na placu zabaw, poprzedzona nieco nierozsądnym (ale za to jakże zabawnym!) igraniem z fontanną. Rodzicom przed oczami rysuje się obraz przemoczonych ciuchów, przeziębienia w najlepszym wypadku, zapalenia płuc w najgorszym. Dla dzieci to tylko powód do śmiechu, ekscytacja, chwila ulotnego szaleństwa, którego w dzieciństwie wszak nie powinno zabraknąć (bo jak nie teraz, to kiedy…?) Ostatecznie rodzice z ciężkim westchnieniem wyczekują najgorszego, pociechy zaś kuszą los, oj kuszą… Los pozostaje niewzruszony, widać na innych igrających z nim w tym czasie spoglądał surowo. Czyim pomysłem było to szaleństwo wspaniałomyślnie przemilczymy…

Fontanna

I tak dzień zleciał, nie wiadomo kiedy. Na parkingu jeszcze pożegnania, jeszcze wymiana darów, jeszcze uściski, ukradkiem ocierane łzy. Wreszcie – silnik zaczyna mruczeć, pora ruszyć z Gniezna w dalszą drogę. Autostradą Wolności ku stolicy obecnej, ze stolicy pierwszej. Tam jedynie przelotem – tuż przy Zamku Królewskim, gdzie dotarliśmy już o zmierzchu, mogliśmy więc (choć przelotnie) uczestniczyć w tańcu fontann. Pociechy pewnie myślami były jednak przy innej fontannie, przy szalonych pomysłach obcych rodzicom a przecie nieobcych tym, którzy mogą sobie pozwolić na brak rozsądku. Od czego wszak są dziadkowie, jak nie od rozpieszczania i od spacerów środkiem fontanny?

DSCN7397

Ten wpis został opublikowany w kategorii Polska i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na „Gniazdo Lecha, drzwi Wojciecha

  1. szarabajka pisze:

    A ja dziś całkiem nie na temat notki, ale taki, który, jak przypuszczam, jest Ci także bliski. Wiesz, że niepełnosprawni dorośli walczą o prawo do przeżycia. Napisz proszę, jak wygląda opieka nad takimi obywatelami w Holandii. Myślę, że to mogłoby pomóc protestującym.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Wiem, Szarabajko, o proteście osób niepełnosprawnych.
      Śledzę, co się dzieje i całym sercem jestem z protestującymi.
      Niestety, ze wstydem stwierdzam, że niewiele wiem o opiece nad osobami niepełnosprawnymi w Holandii (nie mamy tutejszej telewizji, nie znam języka dostatecznie dobrze), ale… potraktuję to jako wyzwania i postaram się zgłębić temat i dowiedzieć się więcej.
      PS. A niniejsza notka jest autorstwa mojego męża. 😉

      Polubienie

  2. jotka pisze:

    Byliście blisko moich stron, często też z uczniami zwiedzamy Gniezno. Nawet widze nową ławeczkę z napisem Gniezno, ostatnio gdy byłam, na pewno tam nie stała.
    Wy byliście w pierogarni, a my zawsze zaglądamy do fajnej knajpki tuz przy katedrze” Za drzwiami”
    Bardzo intensywne zwiedzanie, nie dziwie się, że Okruszek zainteresował się puzzlami 😉

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Tak, to był intensywny dzień. Takie zwiedzanie dobre dla dzieci w wieku szkolnym, czterolatek za mały. Biedak, momentami trochę się umęczył i ponudził.
      Na szczęście lody, pierogi i plac zabaw nieco go udobruchały.
      No i ta „wieża Roszpunki”… 😉
      Ps. Szkoda, że nie wiedziałam o knajpce „Za drzwiami” to byśmy zajrzeli.
      My byliśmy jeszcze w sklepie z wyrobami bonifraterów. Jaki tam był wybór wszelkich dobrodziejstw! A jakie ciasta pyszne i ogromne! 🙂
      Nawet nie wspominam, bo ślinka od razu leci…

      Polubienie

  3. slowfaith pisze:

    Tylko w Gnieźnie na ulicy przy lodach usłyszalam jak Mama uczyła swoje dziecko wierszyk „Kto ty jesteś?” . Nie ma bardziej naturalnego miejsca. Byliśmy z mężem bardzo wzruszeni tą sceną.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Viola pisze:

    Jeszcze będąc studentka pojechałam na zjazd młodzieży w Lednicy. To było wielkie przeżycie przejścia przez bramę i ugruntowanie w sobie poczucia dumy narodowej. Wiem kim jestem i skąd pochodzę. Na pewno jeszcze pojadę do Gniezna i odwiedzę te ważne dla nas Polaków miejsca. Kolebka polskości- tam powinien pojechać każdy Polak.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Wspaniale to ujęłaś w słowa, Wiolu.
      Myślę dokładnie tak samo.
      Gniezno to ważne i wyjątkowe miejsce na mapie Polski.
      Warto tam pojechać, zobaczyć i poczuć, gdzie rodziło się nasze państwo.
      A przy okazji miasto jest niewielkie, więc zwiedzanie nie męczy, bo wszędzie jest blisko, można przejść na pieszo.
      Dziękuję za to piękne podsumowanie. 🙂

      Polubione przez 1 osoba

  5. Celt Peadar pisze:

    Po raz kolejny stwierdzam, że talenty wszelkiego rodzaju (literacko-fotograficzno-wychowawcze) nie tylko w Igomamie i Dzieciakach buzują – ale i w Igotacie również 🙂

    I zauważyłem, że obaj mamy coś wspólnego – lubimy historię. Bardzo dziękuję za tę fajną, szczegółową relację 🙂 Mnie osobiście marzy się dokładne zwiedzenie Wawelu. Samego Wawelu, w całej reszcie Krakowa jest zbyt dużo ptaków jak dla mnie (trauma z dzieciństwa 😉 ). Swego czasu byłem na wzgórzu wawelskim i od tej pory ciągle mi mało…

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Celcie, jesteś bardzo miły – dla każdego znajdujesz dobre słowo.
      Dziękujemy Ci za to bardzo.
      A wiesz, tak a propos Krakowa, my w maju zahaczyliśmy również o Kraków.
      Spędziliśmy tam jeden upalny dzień.
      Zwiedziliśmy Kościół Mariacki, Sukiennice, Rynek.
      Na wzgórze Wawelskie też się wspięliśmy, ale do zamku i do skarbca już nie dotarliśmy. Dzieciaki zastrajkowały i nie chciały zwiedzać, toteż weszliśmy jedynie do smoczej jaskini (dawała przyjemny chłód w skwarny dzień).

      Życzę Ci, aby Twoje marzenie się spełniło i by udało Ci się w najbliższym czasie dokładnie zwiedzić Wawel. Dla pasjonata historii to kopalnia wiedzy i skarbów..

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz