Smok! Chcemy smoka!

Smoczysko

Większość wakacyjnych planów to decyzja Igorodziców. Czasem jednak dajemy wybór wesołej gromadce. Nie inaczej było z ostatnim etapem naszych majowych wojaży po Polsce. Świadomi upływających dni musieliśmy rozstrzygnąć co wybrać: wrocławskie krasnoludki, czy wawelskiego smoka? Okruszka smok przerażał, wybór był więc prosty: krasnoludki! Iskierka i Groszek troszkę się wahali, w końcu jednak wybrali odwrotnie niż ich młodsza siostra. Osobiście głosowałem za krasnoludkami – bo to i bliżej granicy, i do Wrocławia mam wielki sentyment… Ale przegrawszy głosowanie uznałem wolę większości. Ruszamy do Krakowa!

Plan był prosty: przenocować w pobliżu starówki, by bladym świtem ruszyć na zwiedzanie królewskiego Krakowa. Po całym dniu zwiedzania planowaliśmy ruszyć w dalszą trasę, z założeniem, że pozostanie niedosyt, że jedynie skrawek królewskości uda się odsłonić przed naszymi pociechami. Plan zmienił się zaraz po przybyciu na nocleg… Urocze, olbrzymie mieszkanko w starej kamienicy, kilka kroków od budynków dworca sprawiło, że zapragnęliśmy pobyt przedłużyć, nim na dobre się rozpoczął. Szybki kontakt z sympatyczną panią, która udostępniała nam mieszkanie i już – zmiana planów. Po całym dniu zwiedzania miast pakować się w autko, zapakujemy się w przytulność skrzypiącą starym parkietem i kuszącą wielką wanną, w której Okruszek pławił się jak mała syrenka.

Mieszkanko

Zmiana planów pociągnęła też za sobą i inne skutki. Nie martwiąc się o upływający czas udaliśmy się na senny spacer ulicami Krakowa. Kilka minut później wędrowaliśmy już ulicami Starego Miasta, troszkę nieprzygotowani na tę nagłą zmianę: wizyta w Parku Narodowym zaczęła nam się jawić jako swoista cisza przed burzą. Kraków, mimo dość późnej pory, przepełniony był muzyką, gwarem wszędobylskich turystów i licznymi błyskotkami kuszącymi z wystaw wciąż jeszcze otwartych sklepów. O wiele łatwiej było ten gwar zaakceptować po tej krótkiej przerwie z dala od ludzi – jak zawsze pomysł Igomamy okazał się strzałem w dziesiątkę. Spacer skończyliśmy na Rynku Głównym – Okruszek powoli odpływał, wróciliśmy więc na nocleg i ułożyliśmy pociechy do snu. Kolejny dzień zapowiadał się intensywnie.

DSCN7727

Mimo szumnych zapowiedzi przebudziliśmy się nieco później, niż zakładaliśmy. Słońce stało już dość wysoko, ale z drugiej strony – nas nic nie goniło. Dzień zaczęliśmy od negocjacji. Okruszek wzbraniał się nieco przed kolejnym człapaniem od zabytku, do zabytku. Ostatecznie Igomama wynegocjowała jeden jedyny kościół – na więcej nasze pociechy nie dały się już namówić. Wybór padł na Bazylikę Mariacką. By łatwiej nam było chłonąć uroki tej świątyni Igomama przytoczyła jej historię, wraz z legendą o dwóch braciach, którzy jak to bracia – zazdrościli sobie nawzajem. Zarówno obie wieże świątyni (jedna wyższa od drugiej) jak i broń, którą jeden z braci miał uśmiercić drugiego, uwieczniliśmy jeszcze przed zwiedzaniem kościoła, czekając na koniec trwającego w środku nabożeństwa.

BazylikaZewnatrz

Samo wnętrze sprawiło, że nawet nasze na ogół bardzo rozmowne dzieciaczki zaniemówiły. Tak, nawet Okruszek wpatrywał się z niemym zachwytem we wszystkie cuda tej wspaniałej świątyni! Z uwagą wysłuchał informacji o Ołtarzu Wita Stwosza. O tym, jak Maryja Zasypiała, jak radowała się Zwiastowaniem i Narodzinami Jezusa, jak dziwiła się Przybyciu Mędrców, Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu swojego Syna, jak dzieliła z uczniami moment zesłania Ducha Świętego. Po ascezie, która na ogół spowija kościoły Holandii (bardzo często opustoszałe po burzliwych latach wojen religijnych), Bazylika Mariacka robiła wrażenie podwójne, zarówno na dzieciach, jak i na dorosłych. Fotografowanie wnętrz jest oficjalnie zabronione, zainteresowanych więc odeślemy tam, gdzie to arcydzieło sztuki sakralnej podziwiać można legalnie, wraz z dokładniejszymi opisami. Oczywiści, świątynia to nie tylko ołtarz. Oczy muskają przepiękne sklepienie, polichromie, witraże, stalle – oczopląs murowany!

DSCN7761

Po świątyni przychodzi czas na Sukiennice. Mnogość pamiątek nieco nas przytłacza, a Okruszek zaczyna budować długą listę zakupów. A to matrioszki, które wręcz domagają się, by zabrać je ze sobą. A to stroje (głównie sukienki, rzecz jasna), które błagają, by im pozwolić spowić Jej Okruszkowatość. A to rozkoszne pluszaki, wzorowane na niegroźną wersję wawelskiego smoka, którym Kraków znudził się już i pragną ruszyć w dalszą przygodę z nowopoznaną Przyjaciółką. Groszek również wpada w zakupowy szał: w planach ma prezentację w holenderskiej szkole dotyczącą Ziemi Ojczystej. Już w Gnieźnie zaopatrzył się w kilka pamiątek, w Krakowie jednak planował kolekcję wzbogacić przynajmniej o dwie rzeczy: koszulkę i szalik. Względnie czapkę. Ostatecznie dziatwa daje się przekonać, że Sukiennice nie zające… Dają się udobruchać obietnicą powrotu przed zamknięciem sklepów i możemy wreszcie ruszyć w stronę postaci, którą starsze rodzeństwo postawiło ponad krasnoludki. Po drodze jeszcze lekcja historii wciąż żywej w naszych sercach – przechodzimy w pobliżu okna papieskiego. Nasze dzieci urodziły się już po śmierci Jana Pawła II, mamy więc rzadką okazję wspomnieć im o człowieku, który odcisnął trwały ślad na życiu ich rodziców.

DSCN7766

Ocierając zbłąkaną łzę, która nie wiedzieć czemu zakręciła się w oku, ruszamy dalej w kierunku Wawelu. Najpierw otaczamy wzgórze, by dotrzeć do miejsca aktualnego pobytu smoka. Bestia lekce sobie waży legendy o Szewczyku Dratewce i nadal straszy mieszkańców Krakowa. A jeśli nie mieszkańców – to pewnie choć turystów. Ściślej: najmłodszych spośród zwiedzających. Okruszek aż podskoczył, gdy z paszczy bestii dobył się ognisty oddech. Okruszek i jego rodzeństwo przekonali Igomamę, że pluszowa wersja bestii odegna wszelkie koszmary. Kolekcja pluszaków rośnie, tym samym uszczuplając nieco grubość rodzicielskiego portfela. Taki rodzaj wakacyjnej magii, znanej chyba wszystkim rodzicom świata. Smoki (nawet pluszowe) ciągnie do smoczej jamy, po krótkiej konsultacji dowiadujemy się jednak, że można się do niej dostać jedynie od góry. Ruszamy więc po schodach na sam Wawel.

DSCN7777

Wzgórze Wawelskie to miejsce przeurocze. Można tu chyba spędzić cały dzień zwiedzając poszczególne atrakcje. Niestety, umowa z pociechami obowiązuje nadal, Igomama ostatecznie rezygnuje z samodzielnej wycieczki po miejscowych zabytkach i wraz z dziatwą (i smokami, rzecz jasna) kierujemy się w dół… Dzień jest upalny, wycieczka atrakcyjna więc podwójnie: prócz pobudzających wyobraźnię stromych schodów i wąskich korytarzy Jaskinia Smoka oferuje przyjemny chłodek, dzięki któremu cały żar wyparowuje z nas choć na chwilę. Spacer ten jednak pobudza apetyt a że pora po temu odpowiednia – ruszamy na polowanie. Ostatecznie lądujemy „Pod Wawelem”, gdzie jest drożej, niż obiecywała ulotka (chłyt małketingowy), ale dość smacznie i suto.

Po posiłku przychodzi pora na krótkie rozstanie: Igomamę czeka podróż do przeszłości: spotkanie z korespondencyjną przyjaciółką z czasów liceum. Najpierw jednak wspólnie wybieramy się na zakupy do Galerii Krakowskiej. Przez Planty, by cień uchronił nas przed palącym słońcem. Świadomi tego, że można lepiej spędzić czas w tak pięknym mieście – ale z drugiej strony świadomi tego, że Okruszek potrzebuje butków, Iskierka obuwia na gimnastykę, Groszek też nie bardzo ma w czym ćwiczyć. Pod koniec obuwniczego szału Igomama oddala się, wysyłając nas na jeszcze jedną misję, tym razem tekstylną… Wreszcie wracamy w czwórkę na chwilkę do naszego tymczasowego domku i porzuciwszy zakupy konieczne i zasadne – udajemy się na te obiecane i wyczekiwane przez dzieciaczki. I tu niewielkie zaskoczenie: Sukiennice już w połowie zamknięte, gdzieś przemknął nam ten dzień niespodziewanie. Szczęśliwie, Okruszek zdobył swoje matrioszki, Groszek – szalik. Podkoszulkę znajdujemy w promocyjnej cenie, w jednym ze sklepów poza Sukiennicami, otwartym dłużej. Wreszcie – wracamy na nocleg. Wykończeni i głodni. Dzieci padają ze zmęczenia. Gdy wraca Igomama o ich obecności świadczy jedynie pochrapywanie….

Jeszcze wieczorem Igomama (cóż byśmy bez niej zrobili?) odkrywa, że HistoryLand, z którego ulotki otrzymaliśmy jeszcze pierwszego dnia, mieści się w starym budynku dworca. Sam pomysł: historii uwiecznionej w konstrukcjach z klocków lego, wydał nam się doskonały. A teraz jeszcze dowiadujemy się, że miejsce to znajduje się tuż, tuż! Rano zamiast ruszać w dalszą drogę udajemy się więc w to miejsce, ciekawi co też tam nas może czekać…

DSCN7803

Na dobry początek – Biskupin. Dowiadujemy się o odkryciu prastarej osady, o jej historii, budowie, położeniu. Kilka kroków dalej przenosimy się już na plac bitwy pod Grunwaldem. Widzimy poszczególne wojska, poznajemy opis starcia. Rozmach, fantazja i dbałość o szczegóły powala… Wszystko wzbogacone przebogatą warstwą wizualną: ktoś włożył w to naprawdę sporo pracy! Wiedzy o wielkiej bitwie z Krzyżakami chyba nie da się podać w bardziej przystępnej formie…

DSCN7811

Po Bitwie pod Grunwaldem przychodzi czas na wizytę w Częstochowie, na Jasnej Górze. Prócz wspaniałej konstrukcji z klocków mamy możliwość lotu nad klasztorem – wszystko za sprawą okularów VR. Dzieci próbują sięgnąć dłonią wieży, która wydaje się być tak blisko… Jeszcze tylko troszkę… I już… chwytamy powietrze.

DSCN7817

Po wizycie w Częstochowie wracamy do Krakowa. Przed nami ta sama katedra, którą na Wawelu widzieliśmy poprzedniego dnia, tym razem wykonana z setek maleńkich klocków. Przy okazji próbuję dowiedzieć się, czy budowle to jakieś zestawy „na zamówienie”. Okazuje się, że zestawów tego typu się nie zamawia. Istnieją programy, w których projektujemy interesującą nas budowlę, na wyjściu uzyskując informację, które zestawy musimy zakupić, by zyskać niezbędne do wykonania konstrukcji klocki. Jeśli dobrze zrozumiałem (i zapamiętałem – a z tym bywa różnie…) wiele spośród rumaków na polach Grunwaldu przybyło aż z Australii!

DSCN7823

Z Krakowa wybieramy się w inny czas, inne miejsce. Oto przed nami największy triumf polskiej floty: Bitwa pod Oliwą. Jako dziecko czytałem książkę poświęconą tej bitwie i choć w pamięci pozostało niewiele szczegółów, to interaktywna wystawa szybko pamięć przywraca. Razem z dziećmi dowiaduję się ponownie o tym, jak duma i pewność siebie może przynieść klęskę tam, gdzie zwycięstwo wydawać się mogło czymś gwarantowanym. Cenna lekcja dla ludzkości zarówno w siedemnastym, jak i dwudziestym pierwszym wieku.

DSCN7830

Następny etap wędrówki to Rynek Główny w Krakowie – z Sukiennicami, fragmentem Ratusza oraz Bazyliką Mariacką. Chcąc, nie chcąc poznajemy historię Sukiennic: poszczególne etapy budowy, uszkodzenia wynikające z rozmaitych klęsk… Na koniec, główna atrakcja tej sali (przynajmniej z punktu widzenia dzieci) – możemy spróbować swoich sił w swoistej wariacji na temat „Guitar Hero” – zamiast przebojów rocka mamy Hejnał, zamiast gitary – trąbkę, ale pozostałe zasady są zbliżone. Głównie wychodzi nam kakofonia, ale zabawy jest przy tym po pachy!

Hejnał

Dalej dzieci mają okazję poznać historię bohaterstwa polskich żołnierzy w czasie II wojny światowej. Z jednej strony heroizm, po którym „prosto do nieba czwórkami szli”. Z drugiej walka zwycięska, ale za cenę najwyższą, która sprawiła, że maki „czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosły krwi”…

WesterplatteMonteCasino

Na koniec krótka lekcja historii najnowszej – powstania Solidarności, strajków, wyborów (częściowo) demokratycznych. Dzieci dowiedziały się jak wyglądała Polska, w której przyszło dorastać ich rodzicom. W wiele faktów trudno było maluchom uwierzyć. Przyznać muszę jednak, że nawet ludziom takim jak ja, którzy w rzeczywistości tej przeżyli lata szczenięce, wydaje się to wszystko zbyt absurdalne, by mogło być prawdziwe. Dobrze, że są miejsca takie jak HistoryLand, które historię tę „przemycają”, opakowaną w klocki lego, które dla maluchów są prozą życia, dla nas w ich wieku były często niespełnionym marzeniem…

DSCN7861

Na tym nasza wycieczka w czasie i przestrzeni kończy się. Opuszczamy HistoryLand przekonani, że warto było opóźnić nasz wyjazd z Krakowa, by móc zobaczyć to miejsce. By poznać historię nieco mimochodem, w sposób o wiele przystępniejszy niż lektura przepełnionego datami (które koniecznie pamiętać trzeba z precyzją absolutną) podręcznika. Wychodząc dziękowałem losowi, że moich historyków obdarzył darem przedstawiania historii w sposób bardzo zbliżony do tego, jaki oferowało to miejsce: jako coś wartego uwagi, pasjonującego i ciekawego. Mam nadzieję, że szczególnie starsze rodzeństwo opuszczając to miejsce zabrało ze sobą kilka pamiątek. Bynajmniej nie w formie barwnych klocków.

DSCN7859

Ten wpis został opublikowany w kategorii Polska i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

9 odpowiedzi na „Smok! Chcemy smoka!

  1. jotka pisze:

    Nalegam na napisanie przewodnika miejsc ciekawych, tyle dodatkowych refleksji czytanych między wierszami, świetne relacje. Sama kupiłabym taki przewodnik, byc może kiedyś będę wędrować z wnukami 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dziękuję, Jotko.
      Mnie też wzruszył ten mężowski tekst do łez – właśnie ze względu na te emocje i refleksje ukryte przy „punktach zwiedzania”.
      My, dobrych kilka lat temu, zakupiliśmy przewodnik po Polsce z dziećmi.
      Można tam znaleźć ważne informacje i ciekawostki, ale nie wszystkie interesujące miejsca są opisane, bo ostatnimi czasy, jak grzyby po deszczu, pojawiły się nowe atrakcje dla dzieci. Najlepszym i najbardziej aktualnym źródłem o tych nowościach jest zdecydowanie Internet.

      Ps. Wędrówka z wnukami brzmi wspaniale!
      Ja też co nieco w Polsce zwiedziłam właśnie w towarzystwie mojej babci. 🙂

      Polubienie

  2. Pięknie spędziliście krótki czas w Polsce . Swiatnie ,ze pokazujecie ciekawe miejsca i ciągle powstają nowe . I dalej tak wędrujcie – bo podróże kształcą . A życie to to cały czas wędrówka …… Pozdrawiamy gorąco z Dolnego Śląska gdzie też jest mnóstwo zabytków i ciekawych miejsc w Karkonoszach !.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Oj, to prawda – życie to nieustanna wędrówka.
      Raz idzie się lekko i przyjemnie, a czasem trzeba się wspiąć pod górę i jakieś przeszkody po drodze pokonać.
      Dziękujemy za pozdrowienia i je odwzajemniamy:)
      Ps. Dolny Śląsk to kopalnia zabytków – ciekawych miejsc tam jest bez liku!

      Polubienie

  3. Wrocław nie zając, nie ucieknie. I zapewniam, że Kraków to był dobry wybór. We Wro trudniej się poruszać z dziećmi i nie ma jakichś specjalnych atrakcji [pomijając hydropolis czy zoo, ale to trzeba się głęboko zastanowić, czy człowiek ma ochotę to oglądać, naprawdę 😉 ]

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dziękuję serdecznie za komentarz. 🙂
      Ja osobiście uwielbiam Wrocław. Byłam tam z mężem 3 dni dwa lata temu i obiecaliśmy sobie, że wrócimy tam z dziećmi przejść się „krasnoludkowym szlakiem”.
      No i myślę, że słowa dotrzymamy, niech no najmłodsza tylko trochę podrośnie.
      Teraz jest w takim wieku, że z wózka wyrosła, a przy dłuższym spacerze – małe nóżki szybko się męczą, chce na ręce i w efekcie tata jest skazany na noszenie jej (18 kg). 😉

      Polubienie

      • Pisałam z perspektywy wózka – nie da się, po prostu nie da się przemieszczać po Wro wózkiem z sensem i bezpiecznie… Ale jak już najmłodsza wyrosła, to dacie radę. Są takie śmieszne hulajnogi-elektryczki do wynajęcia, rowery i inne cuda – to jest do zrobienia. 18 kg.. ale fajnie, że małe nóżki chcą chodzić!

        Polubione przez 1 osoba

        • Igomama pisze:

          Własna sytuacja stanowi najlepszy punkt odniesienia.
          Dobrze, że mi piszesz o tym wózku, bo ja miałam szczęście być we Wrocławiu tylko z mężem i to raptem przez 3,5 dnia (dwuletni Okruszek został z babcią).
          Byłam wtedy tak zmęczona macierzyństwem, że cieszyłam się, iż tym razem – wyjątkowo – mogę poruszać się po mieście bez balastu w postaci dzieci.
          No i przez to w ogóle nie zwracałam uwagi na krawężniki, szerokość ulic itp. 😉
          Zakochałam się we Wrocławiu i nawet pokusiłam się o opis miasta na blogu (https://dzieciakiwiatraki.blog/2016/10/12/o-krasnoludku-i-o-wroclawiu/).

          Ps. Aj z tymi małymi nóżkami to różnie bywa – bo jak mają chodzić, to nie chcą; a jak nie mają – to biegną przed siebie nie czekając na innych. 🙂 Takie łobuziaki dwa. 🙂

          Polubienie

Dodaj komentarz