Pierwsza szkolna wycieczka

DSCN8379

Półtora miesiąca temu moja mała dziewczynka przeobraziła się w dużą dziewczynkę i poszła do szkoły. Tup, tup, tup… – od poniedziałku do piątku.
Tup, tup, tup – w upalne lipcowe dni.
Na początku błękitne oczęta często zachodziły mgłą, która skraplała się i rosiła policzek (wszak wiadomo, że rosa to poranne zjawisko). Usteczka wyginały się w podkówkę wyrzucając zdanie: „Nie chcę do szkoły!”, a czteroletnia nóżka przypieczętowała spektakl stanowczym tupnięciem: „Nie i już!”.
Było, minęło…

Choć ranne wstawanie nadal sprawia kłopot, chociaż śniadanie jemy w pośpiechu, a ja błogosławię los, że mamy lato i nie trzeba ubierać się na cebulkę, to – na szczęście –  łzy w oczach zniknęły, zastąpione przez wesołe iskierki.
Pojawił się też specyficzny błysk! Jest w nim ciekawość, radość, niecierpliwość.
Bo koleżanki okazały się miłe. I tak fajnie pogadać z kimś, kto też ma cztery, góra pięć, sześć lat. Pogawędka z dorosłymi to jednak nie to samo.
Ba, nawet z prawie nastoletnim rodzeństwem rozmawia się inaczej!
Dlatego teraz oczy błyszczą. Dlatego buzia się śmieje. Dlatego nóżki już nie drepczą i nie wloką się jak za karę, lecz podskakują wesoło czy nawet biegną…
Ciekawe, o czym pani dziś opowie? Którą piosenkę zaśpiewa? Jakie slajdy pokaże?
W co będziemy się bawić?”

Jest dobrze, naprawdę jest dobrze…
A w poniedziałek było wyjątkowo! Odbyła się pierwsza szkolna wycieczka.
Do parku rozrywki Duinrell (taki pomniejszony Efteling, bez bajkowego lasu).
Około godziny jazdy autokarem. Wyjazd o godz. 8.15, planowy powrót – o 16.15.
Dla mojej najmłodszej pociechy to trochę długo.
Czy ona nie jest jeszcze za mała na taki wyjazd? Dopiero co zaczęła chodzić do szkoły…”

Wychowawczyni mnie uspokaja. Nie jest za mała!
Dzieci będą poruszać się po parku w czteroosobowych zespołach pod opieką rodziców. Wszystko będzie pod kontrolą. Proszę się nie martwić…

Chwytam się słów nauczycielki niczym tonący mocnej liny, dla pewności owijam nią nadgarstki, by nie zwątpić, by zaufać…
Najważniejsze, że mała chce jechać. Brat i siostra też tam będą.

W przeddzień wycieczki szykujemy lekkie, wygodne ubrania. Gorące powietrze otula Holandię od kilku dni, zmian w pogodzie prognozy na razie nie przewidują. Sweterek czy bluza tylko by przeszkadzały.

Przed wycieczką sen nie chce przyjść.
Myśli w głowie latają jak baloniki, którym nagle ucięto sznurki. Dzieciaki gadają do późna. Martwię się, że będą niewyspane, a na wycieczce przecież potrzeba energii.
Rankiem szykujemy kanapki; do tego owoce, wodę, jakieś „chrupadełko” i można maszerować na zbiórkę.
W klasie u Okruszka dzieci zwykle siedzą w kręgu. Pani wychowawczyni każdemu przypina do bluzki identyfikator w kształcie emotioikonki. Najmłodsza uczennica, Okruszek, dostaje małpkę zakrywająca łapkami oczy. Figurka jest podpisana imieniem córki, a na spodniej stronie znaczka widnieje nazw szkoły, adres, telefon.

DSCN8368

Takie same małpki otrzymuje jeszcze troje dzieci oraz rodzic odpowiedzialny za tę grupkę. Ostatnie wyjście do toalety i wszyscy wychodzimy na dwór.
Nadjeżdżają dwa autokary: jeden dla klas młodszych, drugi dla starszych.
Moja córcia wydaje się maleńka na tle ogromnego autobusu.
Sznurek zaufania rozplątuje się z moich nadgarstków, bezładnie opada na chodnik i zostaje wdeptany w jego płytki.
Chce mi się krzyczeć: „Ona jest za mała. Za mała na szkolną wycieczkę!”
Teraz moje oczy zasnuwa mgła. A przecież nie mogę sobie pozwolić na łzy, muszę być silna. Zresztą nie dzieje się nic złego, przeciwnie: dzieci jadą na szkolną wycieczkę.
To powód do radości, a nie do płaczu.

DSCN8371

Moja mała córka stoi przy mnie w ciszy.
Próbuję wyczytać emocje z jej twarzy jak z książki. Dostrzegam dwie łzy w kącikach oczu i ledwo widoczne mokre ślady na policzkach. Delikatna sprawa…
Lepiej przemilczeć. Nie zwoływać kolejnych łez. Wtedy dopiero byłby problem.
Udaję, że nie widzę.
Staram się sprawiać wrażenie wesołej, nawet wesołkowatej i dlatego opowiadam dziewczynce, jak wkrótce wspaniale będzie się bawić.
Nie muszę długo mówić, bo wychowawczyni daje znać, że czas wsiadać do autokaru. Ostatnie buziaki, przytulasy. Krótkie nóżki pokonują wielkie stopnie pojazdu.

Próbuję dostrzec, gdzie młoda siedzi, ale zaciemnione szyby droczą się ze mną, broniąc widoku dziecięcych twarzy. Dostrzegam, że część rodziców wchodzi do środka autobusu sprawdzić, gdzie siedzą ich dzieci; może zrobić im zdjęcia…
Wiem, że to nie jest mądre zachowanie. Opóźnia wyjazd, stwarza zamieszanie.
A jednak podążam w ich ślady. Zawstydzona i pełna wyrzutów sumienia (unikając wzroku wychowawczyni) brnę w poszukiwaniu Okruszka. Wysokie oparcie siedzenia sprawia, że córeczka wydaje się być mniejsza niż w rzeczywistości. Moja maleńka…

DSCN8380

Na szczęście siedzi z ulubioną koleżanką, znają się z peuterspeelzaal.
Oddycham z ulgą: buzia jest pogodna (pomimo, że łezki jeszcze lśnią w kącikach oczu, nanizane na rzęsy niczym koraliki). Z przepraszającym spojrzeniem wybiegam z autokaru.

Idę do dwójki starszych dzieci. Zajęte rozmową z kolegami nie zwracają na mnie uwagi. Machają mi, ale gest ten odbieram jako odganianie natrętnej muchy:
„Mamo, idź do domu. My już sami sobie damy radę.”
No tak… Przecież wiem.

Dołączam do grupy plotkujących mam.
Po chwili  autokary ruszają i zmniejszają się osiągając rozmiar białej kartki papieru, kartki, na której właśnie pisze się przygoda.
Próbuję powstrzymać łzy.
Próbuję wypatrzeć sznurek zaufania wciśnięty głęboko między chodnikowe płytki…

I wtedy przeżywam de ja vu. Cofam się w czasie o całe osiem lat.
Wtedy tak samo stałam w gronie innych rodziców i patrzyłam na oddalający się autokar. Tylko miejsce było inne: Polska, wielkie miasto, dziedziniec przedszkola.
Moja pierworodna córka, Iskierka, jechała na swoją pierwszą wycieczkę.
Była nawet nieco młodsza niż Okruszek.
Pamiętam, że czułam się wtedy, jakby moją szyję uwierał kołnierz, niewidoczny a powodujący silne drapanie w gardle. Ściskałam rękę dwuletniego synka szukając w dotyku siły i oparcia.

Tamte emocje dopadły mnie teraz. Po ośmiu latach zjawiły się w identycznym składzie.
A przecież w międzyczasie również mój syn musiał wyjechać na swą pierwszą wycieczkę! Próbuję sobie przypomnieć ten moment, ale nie potrafię.
I złość mnie ogarnia na samą siebie, bo wygląda to tak, jakby córki były mi bliższe.
A to nieprawda! Całą trójkę kocham z równą intensywnością.
Tak samo mocno, choć każdego inaczej…

Pora wracać do domu. W końcu coś zjeść, posprzątać, odpocząć.
Zapisać białą kartkę dnia własną przygodą.

DSCN8384

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

25 odpowiedzi na „Pierwsza szkolna wycieczka

  1. Ula H. pisze:

    Wspaniała opowieść ! Tak to jest – dzieci dorastają – za każdym razem do czegoś nowego i chociaż my- rodzice martwimy się bardzo, one sobie doskonale dają radę z nowymi wyzwaniami. Pozdrawiam serdecznie :))

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Tak, jest tak jak piszesz, Ulu.
      I takie drobne poniekąd epizody jak np. szkolna wycieczka czy później nocleg u koleżanki uczą nas oswajać się z dorastaniem dzieci. Krok po kroku dojrzewamy do myśli, że nasze dzieci kiedyś wyfruną z gniazda. A gdy ten moment nadejdzie, będziemy gotowi, by pozwolić im odejść…

      Polubienie

  2. kalipso pisze:

    Przeżywałam to samo, i chyba cały czas przeżywam. Każdą kolejną wycieczkę. Dzieci rosną i chcą jechać dalej, częściej. A nasze białe kartki nigdy tak naprawdę nie będą już całkiem białe, bo gdzieś tam na nich rysują się na przykład autokary:)

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Te chwile i emocje składają się na nasze macierzyństwo.
      Jaka to mądrość: pozwolić dziecku dorosnąć i odchodzić.
      Ja czasem mam na odwrót. Widząc, że starsze dzieci tak prędko dorosły,
      niekiedy podświadomie próbuję „zatrzymać” Okruszka…

      Polubienie

  3. Martynka pisze:

    O, jak dobrze, że już smutku rano nie ma! Małemu człowiekowi tak trudno jest wyjść z tego strachu i stresu.. Na szczęście Okruszek to zuch dziewczyna i dała radę! 🙂
    Buziaki ślę!

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dała radę, Martynko, i to całkiem dobrze. 🙂
      A jak ją spytałam później o powód tamtych łez w autokarze, odpowiedziała, że „to od słońca, bo tak świeciło…” 🙂 Niepotrzebnie matka w panikę wpadła… 😉

      Polubione przez 1 osoba

  4. A. pisze:

    Super odważna dziewczynka z Twojej córeczki! Brawo ona;-))

    Polubione przez 1 osoba

  5. jotka pisze:

    Czasem to my – rodzice mamy więcej obaw, niż nasze dzieci!
    Bardzo dzielna dziewczynka, bardzo mądra mama:-)
    Mieszkam teraz w górach i nasi gospodarze maja 4 dzieci, dwoje nastolatków i dwa maluchy. nastolatki chodzą własnymi drogami, a maluchom wyraźnie brakuje towarzystwa rówieśników. Czasem mamie ściska się serce gdy prowadza dziecko do przedszkola/szkoły, ale tam tez czekają przygody, prawda?
    Trzymam kciuki za przygody Okruszka:-)

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dziękuję, że zajrzałaś do nas nawet w czasie urlopu, Jotko.
      Przyjemnego odpoczynku w górach (zajrzę na Twój blog, by dowiedzieć się coś więcej o Twoim wyjeździe)!
      Dziękuję za wszystkie miłe słowa i za Twoje zrozumienie. 🙂

      Polubienie

  6. oko pisze:

    otóż! male dziewczynki znienacka przestają być małe i stają się duże.
    potem stają się dorosłe równie niepostrzeżenie. i komu to przeszkadzało, że były małe i urocze. rosną sobie beztrosko, aż im się w domku za ciasno wydaje i wyfruwają.

    Polubione przez 1 osoba

  7. rodzinka 2+3 pisze:

    pierwsza szkolna wycieczka to naprawdę jest przeżycie nie tylko dla dziecka ale też i dla Rodzica

    Polubione przez 1 osoba

  8. agacia336 pisze:

    To dzieci w Holandii nie maja teraz wakacji? 😉 Moje Potworki bycza sie od miesiaca i jeszcze przed nimi 6 tygodni wolnosci. 🙂

    Dobrze, ze ranki juz latwiejsze. Moje dzieciaki tez kiepsko znosza zmiany. A musza je przezywac co rok, bo tutaj w kazdej klasie zmienia sie nauczyciel oraz dzieci. Tylko 3-4 ze starej klasy trafia razem do nowej. Troche to slabe…

    Wycieczki szkolne, brrr… Mimo, ze wiem, ze panie pilnuja, dbaja, itd. zawsze boje sie, ze mi ktores dziecko zgubia… Nawet jesli ida tylko dwie przecznice do pobliskiego muzeum. 😀

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Agaciu, dzieci w Holandii zaczynają wakacje od przyszłego tygodnia, a tak właściwie to już w sobotę 21 lipca mamy wolne. Natomiast w czerwcu mieliśmy zakończenie roku szkolnego w polskiej szkole misyjnej w Amsterdamie.
      A skoro Wy już odpoczywacie, to życzę Tobie i Potworkom udanych wakacji i… gotowości na wrześniowe zmiany i przetasowania w klasach! 🙂

      Polubienie

  9. A więc tak to wygląda – powolne odcinanie pępowiny… a za chwilę powiedzą ‚matka, daj kluczyki od samochodu’… groza! Trzymaj się [powietrza, bo zabieram drabinę]. Zdecydowanie to matki cierpią, dzieci zaraz spróbują ucieczki… groza. …

    Polubione przez 1 osoba

  10. Igomama pisze:

    „Powolne odcinanie pępowiny” – dobrze to ujęłaś Aksiuniu.
    To chyba o to właśnie chodzi – by maleńkimi krokami, stopniowo, wolniusieńko, dawać małym ludziom coraz więcej autonomii: pierwsza wycieczka, pierwsza kolonia, nocleg u koleżanki, egzamin dojrzałości, wyjazd na studia do innego miasta itd, itd., itd…
    Naturalna kolej rzeczy.
    Obie strony muszą dojrzeć do tych zmian.
    I śmiem twierdzić, że dzieciakom (młodym, elastycznym umysłom) przychodzi to łatwiej…

    Polubienie

  11. jotka pisze:

    Zaprosiłam Cię do blogowej zabawy, regulamin u mnie:-)

    Polubione przez 1 osoba

  12. Paulina Szmit pisze:

    Ojej, pierwszy wyjazd dziecka to na pewno emocje. Mnie na szczęście uodporniło, że rodzina mi młodą na wakacje zabierała od 2 urodzin, więc wszelkie przedszkolne całodniowe wycieczki w rejonie 4 urodzin nie budziły już żadnych emocji. Co to jest po dwóch tygodniach w Egipcie. 😉 Grunt, żeby dzieciom się podobało.

    Polubienie

  13. Inka pisze:

    Interesująca relacja, fajnie, że pierwsza wycieczka się udała! Choć moja ośmioletnia Zosia regularnie jeździ już na wycieczki szkolne, to jednak doskonale pamiętam jak bardzo stresowałam się jej pierwszą wycieczką do Kotliny Kłodzkiej. Na szczęście Zosi bardzo podobała się ta wyprawa. Miłością do podróżowania zaraziła się chyba ode mnie.;)

    Polubione przez 1 osoba

  14. mandam_Ki pisze:

    Moja ośmiolatka często jeździ ze swoją klasą na wycieczki szkolne do Lublina. Przyznam bez bicia, że nie zdawałam sobie sprawy z tego, że miasto to oferuje aż tak wiele atrakcji. W wakacje musimy wybrać się do Lublina całą rodzinką. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz