Idę do ludzi

4692436_0c4893ab-ded7-651b-df4c-b33bedfb13aa

Najpierw się zatrzymałam. Siedziałam na ławce dość długo.
W głowie, jak rój owadów, kłębiły się pytania.
Albo nic się nie kłębiło; po prostu była w niej pustka, smutna pustka…
Po jakimś czasie podniosłam się z ławki, zrobiłam pierwszy krok.
Potem jeszcze jeden i następny. Poszłam…
Dokąd? Do ludzi.

Najpierw był kurs wolontariatu. Telefon zadzwonił jeszcze w czerwcu, z trudem łowiłam w słuchawce holenderskie zdania:
Dzień dobry! Jesteśmy stowarzyszeniem wolontariatu Home – Start.
Poszukujemy wolontariuszy do pracy z imigrantami nowo przybyłymi do Holandii.
Czy chciałaby pani do nas dołączyć?

Telefon uruchomił wspomnienia…
Gdy my przybyliśmy do Holandii (cztery lata temu), przychodziła do nas wolontariuszka z tej organizacji. Polka, Iza. Odwiedzała mnie co środę, za każdym razem nie mogłam doczekać się naszego spotkania! Ledwo co urodzony Okruszek spał smacznie w łóżeczku, a my piłyśmy zieloną herbatę o smaku kokosa i oswajałyśmy holenderską rzeczywistość. Dokąd najlepiej udać się na  zakupy? Gdzie zapisać dzieci na zajęcia pozalekcyjne?
Co robić w weekend? Jak odpowiedzieć na list urzędowy, a jak wypełnić ankietę?

Moim pytaniom nie było końca…
Mojej samotności również…

vrouwen-kind-bank

Teraz nadarzyła się okazja, by podać dalej to, co dostałam od Izy.
Dlatego zgodziłam się zostać wolontariuszem Home – Start.
Jednak żeby to nastąpiło, musiałam uczestniczyć w szkoleniu (sześć kilkugodzinnych spotkań). Problem w tym, że odbywało się ono w języku niderlandzkim, a ja owszem rozmawiam po holendersku, ale… z sąsiadką o pogodzie, z innymi matkami odprowadzającymi dzieci do szkoły.
Posługuję się potocznym słownictwem, a nie specjalistycznym!
Proste zadania proponowane na warsztatach czasem przerastały moje możliwości właśnie z powodu bariery językowej. Czułam się jak Marsjanka na zebraniu Ziemian.
Na przedostatnim spotkaniu, gdy mój umysł przegrzewał się z wysiłku, a ja nadal nie byłam w stanie wykonać jakiegoś, wydawałoby się łatwego, ćwiczenia, dopadł mnie kryzys. Pokusa, by wziąć torbę i wyjść bez słowa.
Trenerka musiała zauważyć mój niemy krzyk rozpaczy, bo na przerwie podeszła do mnie.

– Zostań! Potrzebujemy ciebie. Pamiętaj, że i tak jesteś krok przed nimi – ręką pokazała pozostałych kandydatów na wolontariuszy. – Oni muszą uczyć się tego, co ty znasz z autopsji.

Zostałam. Ukończyłam to szkolenie. Teraz czekam na telefon i pierwsze zgłoszenie.

Ale… w międzyczasie uświadomiłam sobie, że skoro mieszkam w Holandii (nieważne jak długo), muszę dobrze znać tutejszy język.

Dlatego znowu poszłam do ludzi.
Do ludzi, pracujących w bibliotece (głównej filii w naszym miasteczku).
Bo biblioteka to coś znaczenie więcej niż wypożyczalnia książek, w Holandii to właśnie tu są organizowane różne kursy, spotkania i warsztaty.

Urocza dziewczyna Momo (też wolontariuszka, ale z działu „Nauka języka niderlandzkiego”) przez godzinę opowiadała mi o możliwościach nauki języka, dostosowanych do moich zasobów czasowych i pieniężnych.
Okazało się, że można uczyć się języka nie wydając ani centa.

IMG-20181115-WA0007

We wtorki i piątki przed południem w bibliotece odbywają się dwa bezpłatne kursy językowe dla obcokrajowców: w piątki „Taalkoffie” („Język przy kawie), a we wtorki „Eva – les” („Lekcje Ewa”).
Materiały (i kawa ;)) są za darmo. Wystarczy przyjść.

Dlatego poszłam. Do ludzi.
Z Syrii, Afganistanu, Maroka, Rosji, Argentyny, Grecji, Rumunii, Bułgarii…
Tu nie czuję się jak Marsjanka, tu jestem „swój człowiek”.
Bo wszyscy kaleczymy język, mylimy słowa, czasem czujemy frustrację i zatrudniamy do pomocy mimikę i gesty. Ale nie poddajemy się, mimo trudności! 
„Przy kawie” rozmawiamy na różne ważne tematy. Społeczne, polityczne, ale też o sztuce, i kulturze. Wspólnie odwiedziliśmy Ratusz.

IMG-20181115-WA0011

Zobaczyliśmy salę obrad i pokój burmistrza.
A że w Holandii zbliżają się wybory lokalne (21 listopada), to uzyskaliśmy wskazówki na temat partii politycznych i procedury głosowania.
Jako obywatelka Polski, z miejscem zamieszania w Holandii, mam prawo i obowiązek uczestniczyć w tutejszych wyborach.

Na ostatnich zajęciach zostaliśmy podzieleni na małe grupy.
Na czele każdego zespołu stał lider, reszta tworzyła członków partii.
Naszym zadaniem było stworzenie programu rozwoju regionu, w którym mieszkamy. Następnie liderzy przedstawiali propozycje na forum.
Na końcu każdy z nas musiał oddać głos na najlepszy program.
Mój zespół był bardzo aktywny, bo kierował nim George z Syrii.
Charyzmatyczny starszy pan, zdolny językowo, otwarty i towarzyski.
Naszą partię nazwaliśmy „Taalkoffie voor toekomst” (Język przy kawie dla przyszłości). Myślę, że dzięki przedsiębiorczości naszego lidera mamy spore szansę na wygraną (na wyniki musimy poczekać do kolejnego spotkania). Puszczam oczko

IMG-20181115-WA0013 

Wtorkowe „Lekcje Ewa” mają nieco inny klimat.
Są skierowane wyłącznie do kobiet, gdyż wychodzą naprzeciw żeńskim zainteresowaniom.
I wcale nie chodzi tu tylko o szminki i modę (choć to też)! Uśmiech
Opowiadamy o swoich pasjach, zainteresowaniach, cechach charakteru.
Dyskutujemy o rolach kobiety w życiu.
Matka, żona, przyjaciółka, córka, synowa, pani domu, kucharka, sprzątaczka, sąsiadka, pracownica, klientka…
Ileż my funkcji pełnimy (i ciężko bywa je pogodzić)!
A czasem marzymy o jakiejś roli, która nie jest nam dana.

IMG-20181115-WA0008 

Bardzo poruszyły mnie ostatnie zajęcia.
Poproszono nas, byśmy zastanowiły się nad naszym życiowym doświadczeniem.

– Mnie rodzice zawsze powtarzali, że najważniejszy jest szacunek dla starszych – odezwała się dziewczyna z Afganistanu. – Gdy starsza osoba mówi, ty musisz milczeć i słuchać. Nie wolno ci przerwać, nawet jeśli się nie zgadzasz. Moi holenderscy teściowie cieszą się, bo umiem słuchać nie przerywając, w przeciwieństwie do synowych Holenderek. Puszczam oczko
Nauczycielki roześmiały się, my też się uśmiechnęłyśmy.

Potem głos zabrała Harita, przybyła do Holandii z południowych Indii, „biednego i mało rozwiniętego regionu”.
Po przyjeździe do Holandii musiałam nauczyć się bardzo wielu rzeczy.
W moim kraju je się rękoma (umytymi), a w Europie ludzie posługują się widelcem, łyżką i nożem. Najpierw nie mogłam sobie poradzić, więc wstydziłam się jeść przy innych; teraz już potrafię.
W moim domu w Indiach nie ma żadnych maszyn. Pierzemy w ręku.
W Holandii po raz pierwszy zobaczyłam pralkę, zmywarkę, mikrofalówkę, ekspres do kawy. Musiałam się nauczyć używania tych urządzeń.
No i telefon! W Indiach telefon służy do przekazywania ważnych wiadomości, a w Holandii telefonem robi się zdjęcia, zagląda na Facebook, prowadzi rozmowy na grupach WhatsApp. Pokochałam mój telefon i wszędzie z nim chodzę.
Teraz nie wyobrażam sobie bez niego życia!

IMG-20181115-WA0009

Salima przybyła z Syrii, z samego Aleppo. Straciła w wojnie pięciu krewnych.
Czego nauczyło ją życie? Płakać. Gdy płacze się bardzo długo, dochodzi się do takiego stanu, w którym płakać już się przestaje. I jeszcze jednej rzeczy się nauczyła.
By nie wierzyć ludziom, bo ludzie kłamią.
Za pięknymi słowami kryją się złe myśli i złe słowa.

Ale z Syrii pochodzi też Jusra. Piękna i pewna siebie kobieta w średnim wieku.
Opuściła ojczyznę paręnaście lat temu.
Chyba najlepiej z kursantek posługuje się niderlandzkim.
Skończyła studia, pracuje.
Co jest dla mnie najważniejsze? W domu zawsze mi powtarzano: „By radzić sobie w życiu musisz być niezależna i samodzielna. Ucz się, pracuj i nie licz, że inni ci pomogą.
Licz na samą siebie”.

Idę do ludzi, przyjmuję ich historie.
A potem wracam do domu, do mojej rodziny, do siebie.
Wokół jesień trwa w najlepsze. Liście tańczą, falują i opadają. Czasem znajduję je we włosach lub w kapturze. Są jak ludzkie istnienia…
Te czerwone, wdeptane w chodnik, wyglądają jak plamy krwi…
Liście lecą, liście spadają.
Dlatego idę do ludzi.
Muszę zdążyć.

IMG-20181115-WA0006

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

20 odpowiedzi na „Idę do ludzi

  1. Celt Peadar pisze:

    Wśród płci pięknej często zdarzają się kobiety zupełnie niezwykłe. Wszechstronne. Tą notką po raz kolejny potwierdziłaś, że do nich należysz… Poważnie. Trójka dzieci pod opieką, dbanie o dom, wycieczki, które nam tu z Igotatą pokazujecie… A Ty jeszcze znajdujesz czas, żeby się uczyć niderlandzkiego, chodzić na takie spotkania integracyjne, pisać bloga? Naprawdę podziwiam!

    A sam tytuł notki z kolei przypomniał mi pierwsze słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedziałem: DO DZIECI! Już od małego garnąłem się do ludzi i nadal mnie do nich ciągnie…

    A co do samotności? Ciężko bo ciężko, ale idzie się do niej przyzwyczaić. Przynajmniej w jakimś tam stopniu…

    Ściskam Cię mocno, Dzielna Kobieto! 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Celcie, przyznaję, że nie wiem, co odpowiedzieć.
      Nie umiem przyjmować komplementów. Nigdy nie umiałam…

      Bardzo dziękuję,że tak ładnie mnie określiłeś (za ładnie), ja sama nigdy bym o sobie nie pomyślała, że jestem niezwykła i wszechstronna.
      Z kolei tak właśnie scharakteryzowałabym kobiety, które spotykam na zajęciach.
      Ich historie zwalają z nóg…
      Po rozmowie z dziewczyną z Aleppo do końca dnia łykałam łzy i nawet w liściach widziałam krew.

      A samotność oswoiłam i polubiłam. Wtedy łatwiej żyć. 🙂

      Ściskam równie mocno, Celcie! 🙂

      Polubione przez 1 osoba

  2. Iwona Kmita pisze:

    Igomamo, twój wpis bardzo mnie poruszył. Jesteś wspaniałą, empatyczną osobą,i chcesz dzielić się tym, co sama zdobyłaś, czego doświadczyłaś. A przy tym wciąż się rozwijasz. To nie zdarza się często, a już szczególnie na emigracji, gdy żyje się wśród obcych. Ty znalazłaś swoje miejsce i tego ci serdecznie gratuluję.

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Iwonko, dziękuję Ci za tak miłe słowa, ale wiesz… może ja się źle wyraziłam w tym artykule, namalowałam siebie pastelami, a powinny być wodniste akwarele…

      Jeszcze nie znalazłam swego miejsca. Wciąż go szukam.
      Ale szukam, nie zniechęcam się i to chyba najważniejsze.
      By nie stać w miejscu, by się rozwijać.
      Sama zresztą tak ładnie to określiłaś.

      Ale na gratulacje to za wcześnie, Kochana. 😉

      Polubienie

  3. aLEKSANDRA pisze:

    i PO TAKIM OPISIE JUŻ WIEM,ŻE DZIECI WIDZA ZARADNOŚĆ MAMY I BEDĄ KIEDYŚ CZERPAĆ Z TEJ PRACY SIŁE DO ŻYCIA . POKONAJA TRUDNOSCI – BO TY JĄ POKONUJESZ. ZYCZYMY DUZO ZDROWIA I CIERPLIWOŚCI !

    Polubione przez 2 ludzi

  4. jotka pisze:

    Brawo Ty!
    Ile ciekawych spotkań, ile zajmujących opowieści i jacy otwarci ludzie.
    Najważniejsza informacja dla mnie – potwierdzenie, że dziś biblioteki nie as już tylko magazynami książek, to często centra kultury i życia towarzyskiego.
    U nas dzisiaj powiało naprawdę mroźno…

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Jotko, dokładnie tak jest!
      Nasza biblioteka jest ogromnym dwupiętrowym budynkiem z głównymi salami i małymi pobocznymi.
      Gdy wchodzę tam rano, to:
      – na parterze przy stołach ludzie czytają prasę,
      – na pierwszym piętrze odbywają się warsztaty i spotkania dla dzieci,
      – na drugim piętrze ma miejsce kilka kursów językowych, w tym te bezpłatne, z których ja korzystam, ale są też intensywne, płatne, kończące się egzaminem.
      A w międzyczasie ludzie czytają i wypożyczają książki, oczywiście!

      Niektórzy kursanci nazywają bibliotekę swoim drugim domem, tyle czasu w niej spędzają.

      Ps. u nas też dziś pojawił się mroźny akcencik w powietrzu…

      Polubienie

  5. szarabajka pisze:

    Piszesz jakby o zupełnie innym świecie Marzy mi się, żeby też w takim żyć, nie wyjeżdżając z kraju, ale to MOŻE spotka moją wnuczkę, mnie już nie.
    Oczywiście, że dasz sobie radę! Jak nie Ty, to kto?
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dziękuję Szarabajko za pozdrowienia i miłe słowa.
      Ja też bardzo cenię sobie kontakt z ludźmi.
      Osoby z odległych stron świata, o innym wyznaniu – wzbudzają moje zainteresowanie, chęć rozmowy, wymiany doświadczeń…
      Zawsze byłam ciekawa ludzi…

      A gdy tak rozmawiamy, to przekonuję się, że tak naprawdę wszyscy mamy podobne potrzeby, priorytety i wartości. 🙂
      Pozdrawiam równie serdecznie. 🙂

      Polubienie

  6. Ula H. pisze:

    Wspaniały wpis !!! Niesamowite historie kobiet z różnych stron świata ! Dobrze, że poszłaś do ludzi. Tyle ciekawych rzeczy można się dowiedzieć i w dodatku człowiek nie jest sam na tej emigracji. Pozdrawiam serdecznie :))

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dokładnie tak, Ula. 🙂
      Dobrze zrobiło mi wyjście do ludzi.
      Gdy człowiek skoncentruje się na sprawach innych, to łatwiej mu nabrać dystansu do swoich codziennych problemów (często zaczynają się wydawać takie błahe)…
      A poza – tak jak zauważyłaś – można się dowiedzieć mnóstwa ciekawych rzeczy i po prostu miło spędzić czas ( jednocześnie z pożytkiem dla języka).

      Pozdrawiam cieplutko. 🙂

      Polubienie

  7. oko pisze:

    super idea z wolontariatem. nowy kraj to mnóstwo kłopotów, bo wszystko jest nowe/inne/tajemnicze/niezrozumiałe. a czasami ludziom wstyd zapytać nawet o drobiazg. a może własnie o drobiazg najtrudniej, bo te wielkie dylematy zmuszą każdego, żeby pokonał wstyd.
    sądzę, że spotkasz się w wielką wdzięcznością i uśmiechem, kiedy już do tych ludzi dojdziesz.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dziękuję! Jest dokładnie tak, jak napisałeś.
      Ja przez długi czas np. nie mogłam znaleźć w holenderskich spożywczakach świeżych drożdży, kiszonych ogórków lub korzenia pietruszki do zupy.
      I też wstydziłam się zapytać, bo to w sumie nic ważnego nie było, ale jednak.

      A uśmiechu i wdzięczności nie oczekuję. To znaczy oczywiście byłoby bardzo miło, jakby ktoś powiedział mi „dziękuję, fajnie, że przyszłaś, że chcesz mi pomóc”, ale na warsztatach uprzedzono mnie, że taka postawa to rzadkość.
      Z reguły ludzie nie dziękują, lecz oczekują. I uważają, że się należy. 🙂
      Na szczęście nie zawsze. 🙂

      Polubienie

  8. Piękny wpis. Nie napiszę – oby tak dalej, bo przecież nie masz zamiaru się zatrzymać. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  9. Malwina pisze:

    Piękny wpis i super pomysł z wolontariatem. To pomoże Ci jeszcze bardziej ‚wsiąknąć’ w Holandię, poczuć się, jak u siebie. Bardzo dobrze Cię rozumiem, my mieszkamy w Belgii niecałe 2 lata i też miałam okazję brać udział i w kursie integracyjnym i w kursie niderlandzkiego, ale daleko mi jeszcze do swobodnego porozumiewania się. Zawsze jest jakaś wymówka, praca, dom, teraz niemowlę… Ja staram się uczyć troszkę sama w domu, póki Mała ciut nie podrośnie. Dlatego trzymam kciuki i podziwiam, dzieci mogą być dumne z takiej mamy 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Malwinko, dziękuję, ale nie ma co podziwiać. Naprawdę.
      Każdy etap w życiu ma swoje jasne i ciemne strony, pewne przywileje i obowiązki.
      Nie besztaj siebie, że znajdujesz wymówki, by nie uczyć się niderlandzkiego.
      Masz niemowlę, jesteś zmęczona i jak córcia śpi, potrzebujesz też odpoczynku.
      Żadna z nas nie jest automatem, by non stop być na pełnych obrotach.

      Ja siedziałam w domu przez trzy lata z Okruszkiem, dopiero teraz ona poszła do szkoły (w Holandii zaczyna się szkołę w wieku 4 lat), a ja wyszłam z domu, właśnie do ludzi –
      na kursy i wolontariat (bo uczę też dzieci języka polskiego w polskiej szkole).
      Ale wcześniej też próbowałam uczyć się w domu, ale brakowało mi motywacji i zawsze znajdowałam inne zajęcie.

      Mam nadzieję, że nie odebrałaś mojego komentarza, jako pouczenia, bo absolutnie nie to było moją intencją. Po prostu daj sobie czas, nie miej żadnych wyrzutów sumienia, wszystko potoczy się w swoim tempie.

      Ściskam Ciebie i Twoją Kruszynkę:)

      Polubienie

  10. kalipso pisze:

    Wzruszający ten post. Dzięki niemu wyraźnie widać, że wśród ludzi jest Twoje miejsce. Nie masz wyjścia, musisz wychodzić. Sam blog jest też takim wyjściem. Najlepszym. Wszystkie Twoje posty są pięknie napisane, dopracowane. Oprócz wielkiego talentu w oczy rzuca się dbałość o szczegóły, szacunek do czytelnika, troska o drugiego człowieka, ogromna wrażliwość.
    Igomamo, jesteś wspaniała♥
    Wychodź. Piękne są te Wasze spotkania.

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Ojej, Kalipso, za dużo tych komplementów!
      One mile łechcą, pachną, wabią, łaszą się… ale ja mam problem z ich przyjmowaniem.
      Nie umiem, nie wierzę, boję się.
      W każdym razie dziękuję!
      I wiesz, wszystko, co tutaj napisałaś – mogłabym odbić w lustrze i przesłać TOBIE.
      Kalipso, jesteś wspaniała. Dziękuję.:)

      Polubienie

Dodaj komentarz