Spotkanie z Dżoszem

DSCN3796

Lawina różnych wydarzeń, która zwaliła się na mnie w tym tygodniu, sprawiła, że jeszcze nie zdążyłam zabrać Was do muzeum, o którym wspominałam (nadrobię to w najbliższych dniach).
Tymczasem, żeby nie zostawiać Was zupełnie z niczym, wklejam swoje opowiadanko. Choć narracja jest pierwszoosobowa, a zdjęcia pochodzą z domowego archiwum, nie dajcie się zwieść – główni bohaterowie są postaciami fikcyjnymi (to nie ja i nie Okruszek!).

– Bli-sko, bli-sko, co-raz bli-żej – próbuję sylabizować w rytm kroków. Oczy Milenki są wielkie i okrągłe jak kosmiczne spodki.
– Bli-sko, bli-sko, co-raz bli-żej – powtarzam wolniej i ciszej. Kosmiczne spodki znikają, by po chwili znów objawić się w całej swej wielkości i okrągłości.
– Aaa aaa… jeszcze tylko parę metrów, jeszcze tylko jeden zakręt, aaa aaa, już będziemy na przystanku – śpiewam na melodię popularnej kołysanki, a w duchu krzyczę: „Milena, śpij wreszcie!” Gdyby nie kłopoty z zasypianiem, moja córka mogłaby uchodzić za niemowlę idealne, wręcz anielskie.
Przystanek autobusowy wyłania się zza zakrętu niczym latarnia morska.
– Nasz wózostatek zbliża się do celu! – żartem próbuję odegnać złe przeczucie: na przystanku jest podejrzanie pusto, autobus musiał właśnie odjechać.
– Spóźniłyśmy się! – z wściekłością zaciskam ręce na sterze, którego rolę odgrywa rączka wózka. – Następny będzie dopiero za pół godziny. No ładnie!
Ciężko opadam na ławkę. Milena wyczuwa moją złość, zaczyna płakać. Mam ochotę przekląć, ale wiem, że to nie jest dobre rozwiązanie, przynosi ulgę na kilka sekund. Próbuję spojrzeć na tę sytuację inaczej: oto niespodziewanie dostałam trzydzieści minut wolnego czasu; mam wreszcie okazję, by pomyśleć i pomedytować. A poza tym: czymże jest trzydzieści minut w obliczu wieczności? Kroplą w oceanie, gwiazdą w kosmosie, mrugnięciem powieki…
Mrugnięciem powieki, właśnie! Dobrze by było, jakby Milena w końcu zasnęła. Dzięki temu będzie spokojniejsza w czasie badania i może doktor uwierzy, że to dziecko ma również swą anielską stronę? Zamiast zwyczajowej burzy z piorunami podczas naszej wizyty w gabinecie neurologicznym będą fruwały letnie obłoki…

DSCN3793

– Aaa, aaa! Były sobie kotki dwa. Aaa, aaa, szarobure obydwa. Nic nie będą robiły, tylko Milenkę bawiły… – nucę bujając wózek.
– Miau! Miau!
– Aaa… Kotki dwa…
– Miau! Miau miau… – słyszę wyraźne miauczenie.
Czy to ja? Nie. To nie ty. Owszem, śpiewałaś o kocie, ale na pewno nie miauczałaś. „Aaa” to nie jest „miau, miau, miau”.
– Miau! – powietrze wokół mnie elektryzuje się jak kocia sierść.
– Milena?! – przyglądam się podejrzliwie córce. – Czy to ty?
Milena nie odpowiada. Kosmiczne spodki uległy pomniejszeniu, teraz przypominają wąskie szparki w oczach kotów. Zmęczenie zwyciężyło, Milena ewidentnie zasypia… A więc to nie ona!
– Miau! No pewnie, że nie Milena, bo to ja! – rozlega się aksamitny głos.
– Co?! Kto?! – podskakuję na ławce, jakby ktoś poraził mnie prądem.
– No, ja! Tutaj. Spójrz pod nogi.
Patrzę w dół. Mała, czarna, puchata kulka siedzi koło moich butów. Kot. W każdym razie wygląda jak najnormalniejszy w świecie kot.
– To ty miauczałeś?
– Miau. Tak, ja. Co się tak dziwisz? Koty miauczą.
– Miauczą, ale nie mówią! – wrzeszczę, bo nagle dopada mnie strach.
Co za absurd: siedzę na przystanku, w wózku zasypia moje dziecko, zaraz mamy jechać do lekarza, a tu pod nogami pałęta się gadający kot!

DSCN7653

– Nie wrzesz tak. Nie wiesz, że koty nie lubią krzyku?
– Koty przede wszystkim nie mówią!
– Może większość nie mówi. Akurat ja mówię. I to ponoć całkiem nieźle. Nieskromnie mówiąc w naszej kociej akademii byłem prymusem.
– Nie! Nie! – powtarzam ledwo łapiąc oddech – to nie może być prawda!
– Ależ tak. To prawda. Byłem najlepszy z polskiego…
– Ratunku! – wołam, wybudzając z letargu Milenę. Krzyczę, Milena mi wtóruje.
Kot patrzy na nas z niesmakiem. Marszczy pyszczek, stroszy wąsy, obraża się.
– Nie lubię krzyku. Mówiłem przecież. Zaczynają mnie boleć uszy. Chyba sobie pójdę.
– Ale dokąd? Dokąd pójdziesz?! – mój głos drży jak kocie wąsy. – A w ogóle to skąd ty się tu wziąłeś? I dlaczego mówisz?
– Miau. Nie słuchałaś. Skończyłem kocią akademię. Miałem dziesiątkę z polskiego – w głosie kota czai się zniecierpliwienie. – Dziesiątka to najlepsza ocena – dodaje, jakby to miało coś zmienić.
– Jezu!
– Nie Jezu, tylko Dżosz. Po prostu Dżosz. Ładnie?
– Dżdżdż…osz, Dżdżosz, Dżosz – usta drżą mi jak w febrze. Milena przestaje płakać. Wpatruje się w moją twarz; pewnie myśli, że to jakaś nowa zabawa:
– Dzi dzi… – próbuje mnie naśladować – dzi dzi dzi…. gr… dzi…
– Ślicznie, córuś – odruchowo ją chwalę, przypominając sobie, że prawie wszystkie podręczniki wychowania zalecają mówienie komplementów, ponoć to wzmacnia samoocenę.
Gaworzenie Mileny przypomniało mi, że jestem matką. Mam pod swoja opieką człowieka, to zobowiązuje. Nie mogę okazywać narastającej w moim wnętrzu paniki, bo dziecko się przestraszy.
– Milenka, wiesz, że mamy tutaj kotka? Kici kici, miau miau – wyjaśniam, a potem nagle doznaję olśnienia. Pukam się w czoło, a następnie oznajmiam uroczyście:
– Wiesz, co się stało? Mama śpiewała tobie kołysankę, a sama zasnęła. Hi hi hi… Ale śmieszna mama! I przyśnił jej się kotek. A ten kotek miał na imię Dżosz i znał ludzką mowę…
– Miau, przypominam, że wciąż tu jestem – przerywa mi kot, a w jego głosie wyłapuję nutkę pretensji. – Jeśli cię nie interesuję, to mogę sobie pójść.
– Nie! – zaprzeczam. – Przeciwnie. Bardzo mnie interesujesz.
– Miau. Bo ja nie lubię przeszkadzać. Jestem pożytecznym kotem.
– Domyślam się – przytakuję ze skwapliwością szkolnego lizusa.
– Przychodzę do ciebie z misją… – kot zwiesza głos, nutka pretensji znika, a w zamian pojawia się potrzeba poklasku.
– Interesuje mnie wszystko, co mówisz – tłumaczę. – Tylko wiesz… jestem zaskoczona. Jesteś inny niż większość kotów.
– Phi… Oczywiście, że jestem inny! – kot prycha pogardliwie – Kontynuuj, proszę. Powiedz, jaki jestem – w tym momencie zaczyna delikatnie ocierać się o moje nogi.
– No… Jesteś mądry! – Kot zaczyna ocierać się intensywniej.
– Potrafisz mówić. Rozumiesz wszystko. I miauczysz tak… tak… aksamitnie. – Kot mruczy z zadowoleniem.
– Tak. Otóż to. Masz całkowitą rację. Jestem wyjątkowym kotem.
– Bardzo wyjątkowym – czający się we mnie lizus potakuje głową.
– Prawda, Milenka, że Dżosz jest wyjątkowy? Popatrz tylko, jaki ładny kiciuś! Przechylam wózek, by Milena mogła przyjrzeć się Dżoszowi.
– Kici kici dż dż dż – gaworzy moja córka wyciągając ręce, jakby chciała pogłaskać zwierzątko.
– Dżosz, powiedz coś o sobie – już nie czuję strachu, budzi się we mnie ciekawość naukowca.
– Miau. Znowu nie słuchasz. Mówiłem już. Jestem wyjątkowy…
– No tak. To wiem. Ale skąd przybyłeś i w ogóle… – robię zamaszysty ruch ręką, który ma zastąpić słowa.
– Wszystko ci opowiem w domu, dobrze? Teraz nie mamy na to czasu. Za chwilę przyjedzie autobus. Wsiądziesz i pojedziesz z dzieckiem do lekarza. – Kot mówi powoli i wyraźnie, a ja słucham. W mojej głowie mnożą się pytania, ale nie śmiem przerwać kociego monologu.

DSCN3794

– Potem wrócicie do domu – ciągnie swą opowieść, jakby rozwijał kłębek wełny. – Tam będę na was czekał. W międzyczasie trochę ogarnę dom. Być może uda mi się przygotować jakiś posiłek, ale niczego nie obiecuję, póki nie poznam zawartości lodówki. Od razu zaznaczam, że nie robię zakupów! O reszcie porozmawiamy później. Podpiszemy też kontrakt, ale to na końcu, spokojnie i bez pośpiechu. Miau, miau! Nadjeżdża autobus! – czubkiem ogona wskazuje białą plamę majaczącą na końcu szosy. Plama rośnie jak rozlane mleko.
– Ale powiedz tylko, skąd jesteś? I co będziesz robił? – pytam pośpiesznie.
– Nie słuchasz. Mówiłem… Będę na was czekał.
– Proszę… zdradź coś więcej! – składam ręce jak do modlitwy.
– Jesteś bardzo niecierpliwa. Nauczę cię cierpliwości i spokoju…
– Błagam!
– A to dziecko nauczę snu. Będę mruczał kołysanki na dobranoc. Bardzo skuteczne kołysanki. Trzeba ci wiedzieć, że na lekcjach „Kociej muzykoterapii” również byłem prymusem… Autobus! Wsiadajcie! Reszta potem.
Wjeżdżam wózkiem do wnętrza autobusu. Oglądam się, kot nadal siedzi na przystanku.
– A pochodzę z Kocioanielskiej Planety! – woła jakby to miało wszystko wyjaśnić.
Autobus rusza, nie słyszę nic więcej.

DSCN7625

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na „Spotkanie z Dżoszem

  1. jotka pisze:

    Chciałabym spotkać takiego kota, moze nawet tygrysa, bo więcej byłoby do głaskania:-)
    Kochana, jeszcze kilka opowiastek i książka gotowa, mam nadzieję, że myślisz o tym? A potem zaproszę Cię do mojej szkoły na spotkanie autorskie:-)
    Umowa stoi? Tylko honorarium nie może być wygórowane, bo wiesz, szkoła publiczna…
    Buziaki zasyłam!

    Polubione przez 2 ludzi

    • Igomama pisze:

      Kochana Jotko, gdyby kiedykolwiek cokolwiek… to ja do Twojej szkoły za darmo bym przyjechała na takie spotkanie… Masz to jak w banku.

      Bardzo Ci dziękuję za wiarę w moje umiejętności.
      Gdybym jeszcze ja sama w nie uwierzyła…
      Buziaki, pa!
      I bardzo, bardzo dziękuję!!!

      Polubienie

  2. oko pisze:

    na bajki dla dzieci dobry czas jest zawsze.
    a to, co wymyślasz dla swoich i innym może służyć. to trudna sprawa napisać tak, żeby zagnieździć się w dziecięcych myślach. i choć dla dorosłych może to wyglądać niepoważnie, to jednak jest to poważna sprawa – jak bawić dziecko słowami. ćwicz i testuj na narybku.

    Polubione przez 2 ludzi

  3. Igomama pisze:

    Oko, dziękuję Ci bardzo!
    Moje szczęście, że mam na kim testować, prawda?
    To już jest duży plus, a reszta…
    Ano właśnie z tą resztą już gorzej. Z pisaniem. Z tworzeniem światów.
    Ty to potrafisz.
    I zadziwiasz pracowitością i regularnością w pisaniu na swoim blogu.
    Bardzo inspirujesz.

    Polubienie

  4. Bajki bajkami, ale czy prymus Dż. na stałe się u Was zameldował? Czy w umowie nie było kruczków prawnych?

    Polubione przez 1 osoba

  5. Iwona Kmita pisze:

    Super ta bajeczka Igomamo, czekam na dalszy ciąg. No bo, czy Dżosz czekał w domu? Czy coś ugotował? Nie każ nam czekać i przede wszystkim pisz 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  6. Malwina pisze:

    Piękna bajeczka! Uwielbiamy czytać i czekamy na następne 😉

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      A ja dziękuję za miłe słowa. 🙂 Dodają sił i mobilizują do pisania.
      Tylko czasu wciąż za mało, bo codzienność przerasta.
      Ale Ty, mama maluszka, znasz pewnie ten stan…;)

      Polubienie

Dodaj komentarz