Weekend w sercu Europy

IMG_20181027_185258_1

Dziś pora na wyprawę w czasie i przestrzeni do miejsca, gdzie czuć atmosferę zjednoczonej Europy… oraz zapach gorącej czekolady i chrupiących frytek. Wrócimy na moment do wakacji jesiennych, które Igorodzina spędziła w sąsiedniej Belgii, a których zwieńczeniem był weekend w stolicy tego kraju, Brukseli. W sumie początkowo plan nie obejmował całego weekendu, ale życie często pisze scenariusze odmienne niż te, które sami zakładamy. Bruksela zaś oczarowała nas tak bardzo, że zostaliśmy tam niemal do ostatniej chwili, byle tylko zdążyć do domku przed powrotem dzieciarni do szkoły.

Bruksela jest jednym z centrów zjednoczonej Europy (obok Strasburga i Luksemburga), o czym miasto nie pozwala zwiedzającym zapomnieć. Trzeba przyznać, że mieliśmy wyjątkowe szczęście: nocleg mieliśmy „po znajomości”, u kuzynki Igomamy, praktycznie w samym sercu dzielnicy, w której swą siedzibę mają rozmaite instytucje Unii Europejskiej.

Europejskosc

Nie bez trudu dotarliśmy pod właściwy adres, zaparkowaliśmy, odebraliśmy klucze od znajomego kuzynki i rozpakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy. Pozostało tylko wzmocnić się jakimś ciepłym posiłkiem i ruszyć w miasto. Szczęśliwie, w sąsiedniej kamienicy mieściła się niewielka pizzeria – włoska aż do bólu, łącznie z przesympatyczną obsługą. Pizze zniknęły chyba szybciej, niż się pojawiły a my syci (i uśmiechnięci) ruszyliśmy w stronę pierwszego punktu naszej wycieczki.

Parlamentarium

Tuż obok Parlamentu Europejskiego mieści się budynek, który od tej zacnej instytucji zapożyczył swą nazwę.

IMG_20181026_164831

To doskonałe miejsce, by w interaktywny sposób zapoznać się z masą faktów na temat Unii Europejskiej – wszystko dostępne w wielu wersjach językowych (w tym, chyba po raz pierwszy w trakcie naszych wojaży po Beneluxie, również po polsku!).

Oczywiście, przewodnik „żywy” to luksus, na który coraz rzadziej muzea muszą się porywać. Zamiast tego każdy uczestnik naszej wycieczki (włącznie z Okruszkiem!) wyposażony został w przewodnik elektroniczny z odpowiednimi słuchawkami (które nijak nie chciały trzymać się maleńkiej, Okruszkowej łepetynki, przez co Igorodzice co i rusz musieli najmłodszej uczestniczce wycieczki pomagać).

IMG_20181026_154955_HDR

W Parlamentarium spędziliśmy sporo czasu – naprawdę, jest tu wiele interesujących eksponatów. Przede wszystkim dowiemy się szczegółów na temat miast, w których Unia Europejska ma swe siedziby, łącznie z makietami budynków. Możemy dowiedzieć się, czemu poświęcone są poszczególne instytucje i jak wyglądają wybory ich członków. Ze szczegółami poznać możemy historię powstawania Unii – począwszy od pierwszych idei zjednoczenia. Dowiemy się wszystkiego na temat początkowych członków wspólnoty oraz wszystkich etapów jej rozszerzania. A gdy historia przestanie być dla nas zagadką – będziemy mogli wirtualnie zwiedzić kilka miejsc, które uznano za szczególnie interesujące.

IMG_20181026_155744_1

„Wycieczkę” odbywamy na olbrzymiej mapie, na której oznaczono miejsca opisane szczegółowo. Swoista „lupa” pozwoli nam przyjrzeć się faktom dotyczącym danego miejsca: czy to budowli przemysłowych, czy bogactw kultury, czy wreszcie wyjątkowych okazów przyrodniczych. Chyba najlepsza lekcja geografii, na którą można zaprosić współczesną dzieciarnię. A gdy znudzą nas już fakty o miejscach – pora poznać też ludzi, mieszkańców krajów członkowskich.

IMG_20181026_161247

Możemy poznać codzienne zmagania innych obywateli Unii, ludzi o zupełnie innych poglądach, stylu życia, pracy, wykształceniu. Bardzo cenna lekcja dla maluchów o tym jak różnie potrafi wyglądać codzienność w różnych zakątkach europejskiej wspólnoty. Na koniec jeszcze można podzielić się z całym światem swoim przesłaniem i oczywiście kupić absolutnie niezbędne drobiazgi w muzealnym sklepiku. Tradycyjnie mamy więc magnesy, pocztówki, breloczki, widokówki, puzzle – w głowie się może zakręcić a w portfelu tworzy się swoisty wir, w którego przepastnych objęciach brzęcząc nikną kolejne monety i banknoty – oczywiście, równie europejskie jak całe otoczenie.

Spacerkiem w stronę… czekoladowych rozkoszy

Po intensywnym zwiedzaniu przyszła pora na to, by zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Igomama chciała koniecznie obejrzeć Wielki Plac, ale bez przekupstwa się nie obyło: zapowiedź pysznej, gorącej czekolady wydobyła siły z nóg i nóżek – jedynie te najmniejsze co i rusz wyręczane były przez me własne kulasy. Na rynek dotarliśmy po zmroku, więc mimo zachwytów, dokumentacji fotograficznej brak – Igomama jednak od razu zapowiedziała, że to z pewnością nie ostatnia nasza wizyta w tym miejscu. Po wysiłku przyszła pora na nagrodę – czekoladową rozpustę w sklepiku Neuhausa w Galerie de la Reine (istniejącym w tym miejscu od 1857 r.). Maluchy wybrały mus czekoladowy (jak można!).

IMG_20181026_175229

My z Igomamą (po krótkiej degustacji, którą chętnie przedłużalibyśmy chyba w nieskończoność) zdecydowaliśmy się na pitną czekoladę. Była ona tak gęsta, że mimo iż Igomama za czekoladą przepada, ostatecznie nie sprostała małemu kubeczkowi, który nam zaserwowano. Dla mnie, łasucha nad łasuchy, żadna ilość czekolady (nawet tak gęstej) niestraszna, ale nawet ja muszę przyznać: tak intensywnie czekoladowego napoju nie piłem chyba nigdy w swym życiu. Ozdobieni dowodami czekoladowej rozpusty ruszyliśmy w stronę naszej bazy noclegowej: zmierzch przyniósł ze sobą zmęczenie i senność, a gorąca słodycz w żołądkach tylko uczucie to potęgowała…

Królewski Instytut Nauk Przyrodniczych

Już po powrocie na nocleg w piątek wiadomo było, że z Brukseli wyjedziemy najwcześniej w niedzielę a całą sobotę przeznaczyć możemy na zwiedzanie. Na początek muzeum, w którym znajdują się między innymi prawdziwe szkielety dinozaurów.

IMG_20181027_114434_1

Miejsce robi piorunujące wrażenie: świadomość, że oglądamy nie reprodukcje, makiety czy modele a autentyczne kości dinozaurów powoduje, że dinozaury wydają się prawdziwsze, mniej przypominają mityczne smoki a bardziej krwiożercze bestie z Parku Jurajskiego. Nic dziwnego, to w końcu największa ekspozycja tego typu w Europie. Groszek przez cały czas pobytu w tym miejscu miał uśmiech od ucha do ucha, ale dziewczęta też nie sprawiały wrażenia zawiedzionych naszym wyborem.

dino

Oprócz olbrzymiej wystawy dinozaurów w muzeum trafiliśmy też na wiele eksponatów dotyczących innych zwierząt, zarówno tych, które nadal istnieją na ziemi jak i tych, które wyginęły. Jest moment na refleksję i zadumę: jak wiele złego ludzka ekspansja przyniosła naszej planecie. By jednak źródło tej ekspansji zrozumieć nieco lepiej odwiedzamy też salę poświęconą antropologii. Mały Człowiek raz jeden może poczuć się tutaj jak człowiek całkiem duży w porównaniu ze swoją pra, pra, pra, pra…. babcią.

IMG_20181027_113344_1

Dzieci mogą dowiedzieć się jak wiele zmieniło się w naszym ciele od czasu, gdy pokrewieństwo z małpimi kuzynami było nieco bardziej widoczne. O wiele łatwiej wyobrazić sobie te przekształcenia patrząc na serię figur, z których każda nieco bardziej przypomina człowieka współczesnego… Oprócz figur nie braknie też innych elementów wizualizujących czy to życie, czy kulturę naszych przodków. Niestety, plan mamy napięty, więc muzeum opuszczamy stosunkowo wcześnie. Następny punkt wycieczki jest przeznaczony dla Igomamy… choć nie tylko.

Powrót na Wielki Plac

Po wizycie w muzeum znów przychodzi czas na zaczerpnięcie świeżego powietrza. Ruszamy w tym samym kierunku, w którym przyszło nam wędrować dnia poprzedniego – ku przecudownemu Wielkiemu Placowi, na którym ze wszystkich stron spoglądają na nas cuda architektury. Nie dziwi fakt, że miejsce to wpisane jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.  Na nas największe wrażenie zrobiły dwa budynki stojące naprzeciw siebie. Po jednej stronie mamy przepiękny Ratusz, z otwartym dziedzińcem, na którym znajduje się charakterystyczna gwiazda i strzelistą wieżą, pełną zdobień i figur.

Ratusz

Drugi budynek to Maison du Roi (Dom Króla), w którym obecnie mieści się Muzeum Miejskie, na którego zwiedzanie dzieciarni nawet nie próbowaliśmy namówić, ale którego fasadę wszyscy podziwialiśmy z wielką przyjemnością. Budynek ten wygląda jak swoista architektoniczna koronka, wykonana z wyjątkową dbałością o szczegóły i na pierwszy rzut oka sprawiająca wrażenie niemal ulotnej, lekkiej jak piórko.

IMG_20181027_125659_1

Dopiero opierając się dłonią o mur człowiek przekonuje się, że to jednak solidny gmach, nie zaś papierowa wycinanka…

Czas na frytki!

Zwiedzanie wpływa korzystnie na apetyt, udajemy się więc w kierunku frytkarni – czas sprawdzić czy sława belgijskich frytek jest zasłużona. Po drodze mijamy co prawda wiele atrakcji: Mleczarkę, piękny kościół św. Mikołaja – ale jedynie Igomama jest w stanie skupić się na tych cudeńkach, nam krew odpływa w stronę domagającego się uwagi żołądka.

Mleczarka-Mikolaj

Dłuuuuuga kolejka przed wskazanym przed Trip Advisora Fritlandem może oznaczać dwie rzeczy: masę ludzi, którzy dali się nabrać opinii na wyrost, bądź wręcz przeciwnie: miejsce, gdzie faktycznie karmią smacznie i niedrogo. Chcąc się przekonać ustawiamy się w tej dramatycznie długiej kolejce z przerażeniem przyglądając się temu, jak kolejka ta rośnie i rośnie (szczęśliwie – już za nami).

IMG_20181027_131650_1

Wreszcie dobijam do brzegu, do ziemi obiecanej, do bram raju i zamawiam jak szaleniec po porcji dla każdego, każdą z innym sosem by przekonać się, z którym z nich frytki smakować nam będą najbardziej. Jeszcze rzut okiem na produkcję i potwierdzenie: faktycznie, frytki smażone są tu dwa razy. I faktycznie – sztuczka ta działa (nie tylko na wyobraźnię) – frytki są cudownie chrupiące na zewnątrz i delikatne, wręcz puchowe w środku. W pamięci sporządzam notatki, by nie pozwolić się Igomamie zdetronizować. Wszak potraw, które wychodzą mi lepiej niż jej jest tak niewiele… Winking smile

IMG_20181027_134303

Po frytkowej uczcie przychodzi czas na poszukiwanie trzech figur, które łączy jeden szczegół, jeden drobiazg.

Brukselskie Trio

Na początek dziewczynka: mniej popularna niż jej męski odpowiednik. Maleństwo ukryte za kratą zdaje się uwięzione, ale w pełni poświęca się zadaniu, które wyznaczył jej przekorny rzeźbiarz.

IMG_20181027_140903_1

Od dziewczynki udajemy się do figury, która z trio cieszy się popularnością zdecydowanie największą – często przedstawianą jako jeden z symboli Brukseli. Dziwi i śmieszy po części fakt, że jeszcze zanim docieramy do fontanny, którą okupuje chyba jeden z najsławniejszych chłopców świata, mijamy wystawy sklepów z czekoladą, na których stoi dużo okazalsza (przynajmniej jeśli chodzi o gabaryty) reprodukcja chłopca z czekolady. Sam chłopiec jest tak niewielki, że gdyby nie tłum turystów przepychający się nieustannie by uzyskać jak najlepsze ujęcie do nieśmiertelnego „selfi”, można by przejść obok niego nie zwróciwszy nań uwagi.

ManekinPis

Trzeciego członka zespołu znajdziemy już dużo później i z wielkim trudem. Wieczorem, tuż przed powrotem na nocleg, zdecydowaliśmy się dopełnić poszukiwań i choć figura psiaka znajduje się dużo dalej, nie daliśmy za wygraną. Wskazówki w internecie też nie były specjalnie pomocne: doprowadziły nas bardzo blisko psinki, ale punkt oznaczony na mapie niewiele miał wspólnego z miejscem pobytu czworonoga. Ostatecznie odnaleźliśmy go niemal jednocześnie: Igomama stosując metodę „koniec języka za przewodnika”, ja w oparciu o zdjęcia znalezione w sieci, na których widać było jedynie znajdujące się w tle latarnie i chorągiewki. A przyznam, że pokusa by dać za wygraną (potęgowana zmęczeniem) była w tym momencie już bardzo silna…

IMG_20181027_192527_HHT

Cofnijmy się jednak na powrót do wizyty przy chłopięcym członku (nomen-omen) tria… Z tego bowiem miejsca udaliśmy się tam, gdzie jak sądziliśmy wyobraźnia maluchów rozpali się najbardziej!

MOOF

Stosunek dzieciarni do muzeów bywa bardzo różny. Są muzea nudne i nużące, gdzie nawet Iskierka i Groszek wyraźnie cierpią. Są takie, gdzie tematy na pozór trudne do przedstawienia przemyca się atakując wszystkie zmysły. Ale są też takie miejsca jak Museum Of Original Figurines, gdzie eksponaty bronią się same. Więcej: gdzie nawet Okruszek „ocha” i „echa” miast marudzić. Ale czegóż spodziewać się po miejscu, do którego wejścia strzegą nie zacne, poważne figury a wielki pomnik przedstawiający smerfa?

IMG_20181027_145358_1

W środku jest już tylko lepiej. Na początek cała, olbrzymia wioska smerfów. Ileż się tu dzieje! Tu pracowite błękitne ludki stawiają kolejny domek, tam próbę ma smerfowa orkiestra, tuż obok widzimy stół przygotowany do śniadania, smerfy wędrują, szykują się do lotu czy dźwigają z błyskiem w oczach sporych rozmiarów deser.

IMG_20181027_150735_1

W kolejnych salach inni bohaterowie z komiksów znanych chyba bardziej rodzicom niż pociechom. Oto stają przed nami jak żywi bohaterowie historii o niewielkiej wiosce, która jako ostatnia opiera się naporowi Cesarstwa Rzymskiego. Asteriks i Obeliks, wraz ze swymi przyjaciółmi, przedstawieni są na wiele sposobów.

IMG_20181027_151029_1

Dalej postaci z kreskówki, której nasze dzieci nie znają już wcale. Oto cofam się w czasie o tych lat trzydzieści i jednocześnie przenoszę się na dziki zachód, do bohatera tyleż pozytywnego co zakręconego, którego nie odstępuje na krok jego przyjaciel i towarzysz podróży, pełen sarkastycznych uwag koń: oto Lucky Luke jak żywy!

IMG_20181027_151159_1

Muzeum pełno jest też postaci mniej znanych w Polsce (lub przynajmniej mniej znanych nam) takich jak Tin Tin. Dla miłośników belgijskich komiksów to miejsce wymarzone: oprócz samych figur możemy tu spróbować swych sił w grach opartych na postaciach znanych z komiksów, obejrzeć krótki filmik, przejrzeć stronice pierwszych komiksów. To tu dowiadujemy się, że tak popularne obecnie smerfy były początkowo jedynie postaciami drugoplanowymi w innym komiksie (Johan & Pirlouit), ale jak to czasem bywa z tworami ludzkiej wyobraźni – zaczęły żyć własnym życiem i na stałe zagościły w świadomości dzieci na całym świecie. W planie mieliśmy jeszcze zwiedzanie innego muzeum już w pełni poświęconego komiksom, ale ponieważ robiło się już późno zrezygnowaliśmy ze zwiedzania całości.

IMG_20181027_164529_1

Poprzestaliśmy na zakupach w miejscowym sklepiku i obfotografowaniu znajdującym się w holu figur, przedstawiających postaci z komiksów.

Póki sił….

Po tak intensywnym dniu powoli opadaliśmy z sił. Tylko Igomama wciąż niesyta zwiedzania co i rusz próbowała nas zaciągnąć w miejsca piękne i interesujące. Ostatecznie poddała się dopiero u wrót Katedry św. Michała i św. Guduli.

IMG_20181027_155145

Gdy my próbowaliśmy choć przez moment odsapnąć na ustawionych przed kościołem ławkach, Igomama śmigała w gotyckim wnętrzu z aparatem i uwieczniała cuda i cudeńka. Syta wrażeń dołączyła do nas i usiłowała przekonać, że mamy czego żałować. Chyba żadne z nas nie dało jej wiary. I choć może to zabrzmieć jak bluźnierstwo – nawet po obejrzeniu zdjęć nie zmieniłem zdania… Winking smile

KatedraBruksela

Skoro sił zaczęło brakować zdecydowaliśmy się na jeszcze odrobinę rozpusty. Na początek zabrałem Igorodzinę do miejsca, gdzie podają ponoć jedne z najlepszych belgijskich gofrów: Vitalgaufre. Niestety, nasze nogi znów nie zaznały wytchnienia – ale podniebienia przeniosły się stanowczo do raju…

IMG_20181027_171014_1

Nadal jednak pragnęliśmy choć na moment spocząć, jeszcze nacieszyć się atmosferą miasta, skosztować czekolady… Ostatecznie więc wylądowaliśmy w miejscu opanowanym przez kolejną markę belgijskiej czekolady – Godivę. Tu wreszcie doczekaliśmy krzesełek, niewielkiego stolika oraz czekolady podawanej w filiżankach. I choć mi osobiście bardziej do gustu przypadła czekoladowa rozpusta u Neuhausa, to Igomama i dzieci jednak wyżej sobie cenili trunek podawany w tym miejscu.

Czeko-Rozpusta

Po takiej uczcie nie pozostało nam nic innego, jak tylko wrócić na nocleg i przygotować konkretny plan na niedzielę. Wszak Bruksela to nie tylko starówka i jej najbliższe okolice, to więcej niż centrum z urzędami europejskiej administracji… Ale o tym co wydarzyło się tej pamiętnej niedzieli napiszę następnym razem.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Belgia i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

12 odpowiedzi na „Weekend w sercu Europy

  1. Wow! Naprawdę jest co zwiedzać. Zazdroszczę. Może kiedyś, jak mały podrośnie, uda nam się wybrać. 🙂
    PS. Świetne dzieciaki!

    Polubione przez 2 ludzi

  2. jotka pisze:

    Ja tez tak chcę! zazdroszczę wam nie tylko zwiedzania, także smaków; słyszałam, że belgijskie frytki są najlepsze, a i czekolada pewnie pyszna.
    Tyle atrakcji, że i dzieciaki nie miały prawa się nudzić 🙂 Ślinka leci mi gdy oglądam Wasze fotki, chyba czas na kawę:-)

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Nie lekceważyłbym przeciwnika… Dzieci zawsze potrafią znaleźć sposób, by się nudzić, jeśli tylko mają na to ochotę. 😉 Wystarczy jednak wprawić je w dobry nastrój (frytki, gofry, czekolada) i pokusa „nudzi mi się” pryska jak mydlana bańka.

      Polubienie

  3. Malwina pisze:

    Cóż za intensywny program wycieczki! Poza muzeami odwiedziłam wszystkie miejsca, o których piszecie 🙂 A co do muzeum dinozaurów, właśnie dziś dowiedziałam się od syna koleżanki, że istnieje takowe w Brukseli! Osobiście zwiedziłam dwa inne, w Londynie i na Krecie.
    O istnieniu dziewczynki i pieska nie każdy wie, fajnie,że poza Manneken Pis udało Wam się trafić też do nich 😉
    Jeśli kiedykolwiek najdzie Was ochota na odwiedzenie belgijskiej Limburgii, serdecznie zapraszam! Widzę, że lubicie zwiedzać i poznawać nie tylko nowe miejsca, ale i smaki. A słodkościom ja też nie mówię ‚NIE’ 😀

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      W zamiłowanie do podróży i zwiedzania poniekąd się „wżeniłem” – winę za ten pęd do nowych wrażeń z czystym sumieniem mogę zrzucić na Igomamę. I choć czasem wzbraniam się przed takimi eskapadami (kierowany głównie wrodzonym lenistwem), to koniec końców nigdy nie żałuję, że Igomamowe jest na wierzchu. 🙂

      Polubienie

  4. cichosza pisze:

    wspaniała ta katedra …pozdrowienia dla całej Waszej rodzinki 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  5. Celt Peadar pisze:

    Zazdroszczę Wam takich wycieczek… Zazdroszczę Wam tych zabytków i historii zwłaszcza. Aż mi ślinka pociekła jak przeczytałem (a jestem dopiero co po obiedzie) 🙂

    Zazdroszczę Wam tego muzeum komiksu oraz zabytków…

    Zapraszam Przesympatyczną Rodzinę na imprezkę urodzinową 🙂 Polanka kończy 12 lat 🙂

    12. Urodziny Bloga!

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dziękujemy za zaproszenie, Celcik.
      Wspaniały Jubileusz.
      Gratulujemy Ci wszystkich dwunastu lat blogowania.
      Stworzyłeś wspaniałe, bardzo klimatyczne miejsce w sieci, które przyciąga jak magnes wielbicieli kultury celtyckiej, monarchii brytyjskiej i wszystkich, którzy lubią ciekawe teksty, pisane z pasją, piękną polszczyzną. Polecamy!

      Polubione przez 1 osoba

  6. Sylwia pisze:

    Super wycieczka 🙂

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz