Toskańskie dzienniki – Vinci

bec7b9fc-77d2-4016-be0e-5a464f82ec04

Przed wyjazdem do Toskanii próbowaliśmy stworzyć listę miejsc, które koniecznie chcielibyśmy zobaczyć. Żadna z nich nie zawierała miejscowości, do której udaliśmy się z naszymi przyjaciółmi oraz ich dzieciarnią. Dlaczego? Z tej prostej przyczyny, że nazwa tej miejscowości bez kontekstu mówi raczej niewiele: Vinci. Wystarczy jednak wspomnieć o najsłynniejszym człowieku, który urodził się w tym mieście, a już przed oczami widzimy: Igomama „Damę z gronostajem”, „Mona Lisę”, czy „Ostatnią wieczerzę”; ja zaś projekty maszyn latających, rozmaite przemyślne mechanizmy i nowinki oraz pomysły wyprzedzające myśl techniczną o setki lat. Któż bowiem nie słyszał o Leonardo da Vinci?

Bliskości miejsca urodzenia Mistrza pewnie byśmy nie skojarzyli, gdyby nie mieszkańcy Toskanii: zarówno nasi gospodarze (przede wszystkim syn gospodyni, przesympatyczny Mateo), oraz nasi przyjaciele, którzy w Vinci byli kilkakrotnie, ale jeszcze nigdy z własnymi pociechami. Postanowili więc odwiedzić to miejsce ponownie, tym razem w nieco większej grupie. Nam to odpowiadało, jeśli w grę wchodziło spotkanie z przyjaciółmi dodatkowa motywacja do wycieczki nie była konieczna.

36feb933-abf6-44a2-a12c-69098f5aa161

Droga prowadząca do miasta jest wyjątkowo kręta i malownicza. Samo miasteczko też trudno uznać za płaskie. Wewnątrz mieszczą się dwa muzea: jedno poświęcone różnym maszynom, które tworzył lub współtworzył Leonardo: dźwigi, prototypy wind, maszyny do przetwarzania rud metali, zegary i wiele, wiele innych.

Vinci_Mechanizmy

Znajdziemy tu też jego prace nad anatomią człowieka: zarówno nad wszelkimi proporcjami w ludzkim ciele, jak i badaniami ocierającymi się o biomechanikę. Drugie muzeum mieszczące się w wieży, poświęcone jest po części sztuce wojennej (rozmaite działa czy renesansowy czołg), jak i prototypom maszyn latających. Znajdziemy tu też stare księgi i zapiski, poświęcone narodzinom Leonarda.

Vinci_czlolg

Sama wieża stanowi doskonały punkt widokowy, z którego podziwiać można całą okolicę. A jest co podziwiać – samo miasto jak i przyroda wokół tworzą przepiękną panoramę, która skłaniała by jak najdłużej pozostawać na szczycie wieży.

4d5c9248-2555-4d17-9be8-cc14e1e3b3df

Co do tej części muzeum, to przyznam, że chętnie spędziłbym w niej długie godziny. Jedyne co mnie powstrzymało (poza narzekaniami części Igorodziny, czemu oglądamy te nudy) to fakt, że większość eksponatów opisana jest jedynie po włosku. Troszkę ciężko analizować skomplikowane mechanizmy i niesamowitość oraz prostotę wielu rozwiązań, jeśli z opisu działania rozumie się piąte przez dziesiąte.

f0eaa541-f3b1-4a8f-a759-5053d13cf1db

Pozostałe atrakcje mieściły się poza miasteczkiem, postanowiliśmy więc zjeść coś słodkiego, wypić kawę, nieco zregenerować się przed dalszym zwiedzaniem. Lodów tym razem zabrakło, ale dzieciarnia i tak nie była poszkodowana: gorąca czekolada plus pyszne ciacho z nawiązką zrekompensowały im straty moralne związane z niedostępnością gelato. Winking smile

f7d61f10-ac12-4fdd-acd6-e47c76c8f72d

Pierwsza atrakcja to bardzo ciekawy pomysł: dzieła Leonarda da Vinci są warte tyle, że oryginałów niemal nie da się oglądać, w dodatku trzeba zwiedzić pół świata by zobaczyć wszystkie jego najważniejsze dzieła. Twórcy galerii postanowili więc w jednym miejscu zgromadzić możliwie wierne repliki najbardziej znanych dzieł, wraz z informacją, gdzie zobaczyć można oryginał. I tak w ciągu kilkunastu minut udało nam się odwiedzić Paryż, Kraków i Mediolan.

Malarstwo_Vinci

Oczywiście, nie pozostawałem dłużny za marudzenia w świątyni techniki: tym razem to ja narzekałem na nudę i ostentacyjnie ziewałem. Wszystko z przymrużeniem oka – mi również przyjemność sprawiało oglądanie najbardziej znanych dzieł Mistrza bez tłoku, pancernych szyb czy miesięcy oczekiwań na „widzenie”.

Po malarstwie przyszła pora na ostatni akcent naszej wizyty: dom, w którym urodził się Leonardo da Vinci.

f57b4399-bb8e-49a7-830a-cad0af212ecf

Tu przede wszystkim obejrzeliśmy ciekawą prezentację multimedialną poświęconą jego życiu, rodzinie, rozmaitym perypetiom. Szczęście nam dopisało, trafiliśmy idealnie na prezentację w języku angielskim. Obie wersje, włoska i angielska, wyświetlane są w pętli, na przemian. Ta, w której uczestniczyliśmy, była ostatnią tego dnia. Wróciliśmy na parking i dalej, w stronę domu. Pożegnaliśmy naszych przyjaciół, którzy następnego dnia planowali wycieczkę do Rzymu. My wybraliśmy atrakcje zdecydowanie bliżej.

f1ff17ea-d2de-4d71-8619-8bae06bb6e09

Ten wpis został opublikowany w kategorii Włochy i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „Toskańskie dzienniki – Vinci

  1. Biorąc pod uwagę, że za pancernymi szybami najprawdopodobniej też są kopie [oryginały ukryte w sejfach, by się nie niszczyły] – to takie muzeum ma sens i człowiek więcej pozytywnych wrażeń wyniesie. [marchewka w postaci musu…. jak ja rozumiem Wasze dzieci]

    Polubione przez 1 osoba

    • W sumie nie zastanawiałem się, co też tam można w Luwrach i innych galeriach oglądać. Ostatnia Wieczerza oryginalna z pewnością, ale co z tego – ponoć oczekiwanie trwa miesiące, oglądanie zaś kilka minut w wielkim ścisku… Zdecydowanie, wolę swobodę oferowaną w Vinci.

      Polubienie

  2. jotka pisze:

    Wow, a tego to zazdroszczę Wam najbardziej!
    Widzę na zdjęciu, że dzieciaki zaczynają przewyższać wzrostem Igomamę 😉
    Jak te dzieci szybko rosną!

    Polubione przez 1 osoba

  3. Morgana pisze:

    Nie byłam akurat tutaj, ale Toskanię mam w marzeniach jeszcze zwiedzić, więc kto wie.
    Twoje dzieci mają cudną życiową podróż:)
    Pozdrawiam Was serdecznie:)

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz