Toskańskie dzienniki – Volterra i San Gimignano

9b0d984c-fa5f-4a13-b2a6-596c6d92ac0d

Dzień po Pizzie przyszła pora na kolejne miejsca, których zwiedzania przed wyjazdem nie braliśmy pod uwagę. Dwie miejscowości, które znajdują się na tyle blisko siebie, że warto zwiedzić je tego samego dnia. Obie polecono nam na pamiętnym, sobotnim grillowaniu. Odległość od obu nie była zatrważająca, postanowiliśmy więc na własnej skórze przekonać się, czy warto do nich się wybrać.

Nieco bliżej nam było do Volterry, a że znów ruszyliśmy w porze niemal obiadowej, tam udaliśmy się w pierwszej kolejności. Po posiłku nieco odbiegającym od dotychczasowych (typowy fast-food, z frytkami dla wszystkich – mało włoskie, ale bardzo smaczne) ruszyliśmy wąskimi uliczkami, bez większego planu czy wiedzy, co też w miejscowości tej warto zobaczyć. Gdy trafialiśmy na jakiś budynek bądź plac, który przykuł naszą uwagę, to pozowaliśmy dzielnie a Igomama nas uwieczniała.

Volterra

Muszę się Wam przyznać, że powoli wszyscy zaczynaliśmy odczuwać zmęczenie tym ciągłym zwiedzaniem. Z jednej strony: dni było tak niewiele a rzeczy wartych zobaczenia całkiem sporo. Z drugiej: powoli zaczynało nam się to wszystko mieszać. Czerwona kontrolka zapaliła się wszystkim poza Igomamą, która zwiedzanie ma we krwi i zawsze potrafi znaleźć miejsca warte odwiedzenia. Spośród miejsc, które w Volterze warto zobaczyć mnie osobiście najbardziej interesowały ruiny rzymskiego teatru i łaźni. Antyk zawsze był bliski memu sercu, wszelkie jego pozostałości ciągną mnie jak magnes.

5f5852c2-a0f7-45b5-86fe-99e94173c9d8

Gdy „odfajkowaliśmy” już spacer po naszym pierwszym celu, przyszła pora na cel drugi: San Gimignano. „Miasto wież” lub „Manhattan średniowiecza” spodobał się nam chyba bardziej, niż Volterra. Labirynt wąskich uliczek, w których bez trudu można się zagubić, gdy niespodziewanie otwierają się na obszerne place otoczone wiekowymi budynkami. Do tego masa małych sklepików, które kusiły podwójnie: były urokliwe a przy tym otwarte, co biorąc pod uwagę świąteczny dzień było szczególnie cenne dla nas, żyjących z dnia na dzień turystów.

a946dac6-8e07-4865-8753-dd326128b0f3

Oprócz miejsc zabytkowych i sklepików nie brakowało tu też urokliwych zakątków, wąskich schodków wciśniętych między budynki, czy przypominających tunele, wąskich uliczek, poprzecinanych tu i ówdzie kamiennymi łukami.

SanGimignano

Gdy zupełnie opadliśmy z sił przyszła pora na codzienny przydział lodowego szaleństwa. I choć z czystego lenistwa wybraliśmy lokal, który według internetowych ocen nie był najlepszym w okolicy (przed tym najlepszym ciągnęła się odstraszająca nas kolejka) to po raz kolejny przekonaliśmy się, że we Włoszech chyba po prostu nie da się trafić źle z lodami. Usiedliśmy na schodkach przy studni okupującej środek Piazza della Cisterna, dając odpocząć kulasom i jednocześnie rozkoszując się wybornymi lodami z pobliskiej Gelateria Dell’Olmo. A inni dalej stali w kolejce po lody być może lepsze, bo zachwalane – ale do nas coraz bardziej zaczęła uśmiechać się wizja powrotu do domu, stanie w kolejce nie wchodziło w grę. Tego też wieczora z Igomamą postanowiliśmy, że następnego dnia damy naszym pociechom nieco wytchnienia w miejscu, które specjalnie dla nich jest stworzone.

ed4e2f47-6c7d-407d-95cb-4f9624d8313c

Ten wpis został opublikowany w kategorii Włochy i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „Toskańskie dzienniki – Volterra i San Gimignano

  1. jotka pisze:

    Wszak Włosi słyną z lodów, nawet w Ameryce zakładali lodowe imperium!
    San Gemignano znane mi jest z piosenki, ale te uliczki to cos dla mnie.
    Z tym zwiedzaniem to mamy z Igomamą podobnie, czasem nie chce mi się ruszyć, ale jak już zacznę, to do zajeżdżenia 😉
    Chyba pójdę kupić lody!

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Jotko, to ciekawe z tą piosenką… Niestety, nie kojarzę.
      A jeśli chodzi o zwiedzanie, to zawsze wychodziłam z założenia, że jak już gdzieś jestem, to warto wycisnąć dane miejsce jak cytrynę.
      Jednak teraz przy dzieciach moje podejście znacznie się zmieniło.
      Uczę się odpuszczać, wybierać, stawiać bardziej na emocje i czerpanie radości z pobytu niż na „zaliczenie” wszystkich zabytków.
      Tym sposobem będąc w Toskanii minęła nam koło nosa Florencja i Siena, a ja marzyłam o odwiedzeniu właśnie tych miast.

      Polubienie

  2. Morgana pisze:

    Byłam i mam piękne wspomnienia sprzed lat:)
    Pinokia przywiozłam mojemu synowi, dziś 30-letniemu, cieszył się z niego , jak male dziecko:)

    Polubione przez 1 osoba

  3. kalipso pisze:

    Urokliwe są te uliczki. Będę teraz marzyć o Toskanii:)

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Kalipso, rozumiem Cię, bo ja marzyłam od dawna.
      Tak się szczęśliwie złożyło, że mamy tu w Holandii przyjaciela, który pochodzi z Toskanii i dzięki temu nasz wyjazd stał się bardziej realny i łatwiejszy w realizacji.
      Uliczki szalenie urokliwe, ale czasem też bardzo zniszczone i zaniedbane.

      Polubienie

Dodaj komentarz