Jednym z ostatnich akcentów naszych toskańskich wakacji była wizyta w miejscu, gdzie ożywa legenda drewnianej figurki, która zamieniła się w żywego chłopca. W miejscowości Collodi, w której urodziła się matka autora Pinokia i której to nazwy Carlo Lorenzini używał jako pseudonimu artystycznego, mieści się Park Pinokia: stworzony z myślą o dzieciach, ale przez bardzo artystyczne podejście również dorośli mogą czerpać przyjemność z wizyty w tym miejscu.
Tego dnia prognozy obiecywały piękną pogodę a zwiedzanie powoli zaczynało dawać się nam we znaki, wybraliśmy więc park, w którym spacer miał być czystą przyjemnością. I istotnie, dla nas wszystkich był to wyjątkowo udany wypad.
Zwiedzanie parku nie wymaga wielkiej kondycji – przestrzeń jest ograniczona i niezbyt wielka. Ścieżka dość dobrze oznaczona, choć troszkę brakowało na miejscu mapek. Na szczęście, mieliśmy własną (którą pożyczyliśmy od właścicieli domku, w którym nocowaliśmy). Co prawda był to mini-przewodnik po niemiecku, ale mapa nie wymagała biegłości w tym języku.
W parku sporo jest figur samego Pinokia, ale nie brakuje też innych postaci znanych z tej historii. Spotkamy więc oczywiście wróżkę, świerszcza, Geppetto oraz lisa i kota.
Oprócz figur jest też sporo miejsca na zabawę. Możemy więc znaleźć się na wyspie zabawek i bez ryzyka wyhodowania oślich uszu pobujać się na huśtawce.
Kawałek dalej – kuszą rozmaite karuzele. Zawroty głowy raczej nie grożą, bo prędkość znikoma, ale radość z przejazdu niewielkim autkiem czy popłynięcia łódeczką – gwarantowane!
Tuż obok plac, cały skąpany w słońcu, na którego ścianach oczy cieszą mozaiki z różnymi scenami znanymi z Pinokia: między innymi – wóz zaprzęgnięty w dwa osiołki, który wiezie dziatwę do miejsca, gdzie sami zmienią się w krewniaków Kłapouchego. Jak widać – nasze pociechy chętnie dołączyłyby do postaci z bajki.
Rzeźby kryły się wśród drzew, krzewów a niektóre – w autentycznym bambusowym lesie. Jak widać, nie trzeba odwiedzać tropików by do takiego lasu trafić.
Dalej – znów postaci znane z historii o Pinokiu. Można zabłądzić w labiryncie lub być pożartym przez olbrzymiego wieloryba.
Uwolniwszy się z tej śmiertelnej pułapki, bez trwogi zaglądamy do jaskini Piratów. Niczym wytrawni marynarze dokonujemy też abordażu pirackiego statku. Z początku jeszcze dość zachowawczo, jedynie stąpając po pokładzie…
Później jednak mali zdobywcy ruszają po olinowaniu i mkną kilka metrów nad ziemią. Nie tylko Iskierka i Groszek – tym razem również Okruszkowi udało się (pierwszy raz w życiu!) poskromić strach i stąpać po linie nad pustką.
Na wyspę piracką udały się jedynie starsze dzieci. Może to i dobrze, bo jedyna droga powrotna z tej wyspy wymagała śmiałego pomknięcia na linie nad płynącą w dole rzeką i to bez wsparcia dorosłych.
Obawiam się, że Okruszek mógłby na wyspie utknąć lub co gorsza – ulec wypadkowi. Mały Człowiek sam czuł, że to jednak ponad jej siły (na razie?) i zadowolił się spacerem po olinowaniu statku pirackiego.
Obiad zdecydowaliśmy się zjeść w miejscowej restauracji, która jedzenie serwuje raczej przeciętne, ale braki w kulinariach zdecydowanie rekompensuje przepięknym wystrojem.
W tym samym budynku mieści się też oficjalny sklepik, a w nim – galeria. Mimo oczywistych skojarzeń z dziełami najwspanialszych artystów, o wyższą sztukę obrazy te raczej się nie ocierają.
Wreszcie opuszczamy park. Igomamie zamarzyła się bowiem wizyta w jeszcze jednym mieście: Lukka. Świadomi tego, że dzieci mogą już mieć zdecydowanie dość zwiedzania staraliśmy się tu ograniczać. Tym razem zaczęliśmy od… marchewki na Piazza Dell’Anfiteatro, który ponoć miał cieszyć oczy… Mi wydał się raczej obskurny.
Później poprowadziłem Igorodzinę od jednego znacznika na mapce, do kolejnego, i do następnego. Metoda okazała się zaskakująco wydajna. Może nie wszystkie miejsca zachwycały, ale trafiliśmy między innymi na przepiękną świątynię na Piazza di San Michele.
Podobny styl odnaleźliśmy też w świątyni na Piazza San Martino – zresztą Lukka z kościołów słynie. Jest ich tu ponoć setka (nie liczyliśmy), czasem stały jeden obok drugiego. Niektórzy twierdzą, że to najpiękniejsze miasto Toskanii… Moim zdaniem ocena mocno na wyrost.
Może zwiedzilibyśmy to miasto wnikliwiej, ale zaczynało nam powoli brakować czasu. Nasi przyjaciele zdecydowali się do Holandii wyruszyć już w piątek, czwartkowy wieczór był więc ostatnią okazją, by spotkać się z nimi przed wyjazdem. Igomama oczywiście, swoim zwyczajem, nawet w pośpiechu wypatrzyła kilka uroczych miejsc – ale ostatecznie wróciliśmy do Igowozu i udaliśmy się do Il Crapulone na… ostatnią wieczerzę z Maurico, Andreą i ich dzieciakami.
W takim „pinokiowym” parku czytanie lektury obowiązkowej w kl. IV zapewne byłoby czystą przyjemnością dla dziecka i rodzica.. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Absolutnie tak. 🙂
W takich miejscach postacie z lektur ożywają, stają się naszymi znajomymi.
Można niejako „wniknąć” w książkę i za sprawą pięknych dekoracji i licznych rekwizytów poczuć przygody Pinokia na własnej skórze.
A wtedy czytanie lektury „nie boli”… 😉
PolubieniePolubienie
Idealne rozwiązanie dla rodziny, zwiedzanie, rozrywka i dobre jedzonko!
Wyspa piratów to niezła gratka, szkoda, ze Okruszek za mały:-(
A czy Igomama była na wyspie?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, nie była. 😉
Nie wiedziała, czy może, bo jest dorosła, a tam wpuszczają chyba tylko dzieci…
Choć może niski wzrost mógł być w tym wypadku atutem i mogła poprosić, ale nie pomyślała. 🙂
PolubieniePolubienie
Bardzo fajne miejsce 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję! Tak, fajna odskocznia po zwiedzaniu miast.
No i dzieciaki mają możliwość wyhasania się, bo jest spory plac zabaw, karuzele, teatrzyk i jakieś inne atrakcje.
PolubieniePolubienie
Witaj
W Toskanii byłam 5 lat temu i jestem do dziś pod jej urokiem, oczarowana maksymalnie:)
Chętnie poczytam i powspominam: piękne miejsce, tamte smaki i zapachy:)
Pinokia przywiozłam mojemu synowi, dziś 30-letniemu, cieszył się z niego , jak male dziecko:)
Pozdrawiam serdecznie:)
http://spacerem-przez-zycie.blogspot.com
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Witaj Morgana, dziękuję za miły komentarz.
Nie dziwię się, że jesteś pod urokiem Toskanii – mnie też oczarowała piękną przyrodą, łagodnym klimatem, bogactwem smaków i zapachów.
I do tego cudowne widoki i stare miasteczka pełne urokliwych zakątków.
Niestety, jest też druga strona medalu: dziurawe drogi, zaniedbane wsie, bieda…
Mimo to mam niedosyt i chciałabym tam wrócić. Pozdrawiam:)
PolubieniePolubienie
Galeria zabawna, Okruszek dzielny – że po linie i że zrozumiała, iż część wyprawy nie dla niej 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wyczuła swoje możliwości.
I dobrze, bo chyba serce by mi wyskoczyło z piersi, jakbym zobaczyła Okruszka sunącego na linie nad rzeką. 😉
PolubieniePolubienie
Bardzo mi się podoba Park Pinokia.
Jeszcze nigdy nie zjeżdżałam na takiej linie, więc pewnie też bym się bała. Okruszek jest bardzo rozsądny. Piękna wycieczka:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, Kalipso. 🙂
Co u Was? Tęsknię za Twoim pisaniem.
PolubieniePolubienie
Park budzi zachwyt nie tylko u dzieci. Super przygoda, co pokazują fantastyczne zdjęcia.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję Ultro.
Masz rację: park Pinokia łączy pokolenia, to przyjemność bez względu na wiek. 🙂
PolubieniePolubienie