Paryż bez lukru

74609464_2755663387777555_8481555236928880640_n

W tym tygodniu unosiłam się parę centymetrów nad ziemią, w rytmie piosenek Edith Piath. Dlaczego? Bo miniony weekend spędziliśmy w Paryżu.
Igotata prowadził tam prezentacje informatyczne, a ja z dziećmi zabrałam się przy okazji, od nas to pięć godzin jazdy samochodem. Dzieciaki po raz pierwszy zobaczyły stolicę Francji, a dla mnie była to podróż sentymentalna.

Będąc młodą dziewczyną pracowałam jako opiekunka do dzieci w podparyskim miasteczku. W niedziele miałam „wychodne”, wówczas jeździłam do Paryża: zwiedzałam kościoły, muzea, uliczki znane i nieznane. Gdy, po prawie roku, wróciłam do Polski, pielęgnowałam Paryż w sercu jak ulubioną roślinę. Francuskie słowa i wspomnienia płynęły w moich żyłach wraz z krwią dopóki nie zostały wyparte przez codzienność.
Roślina zwiędła, zapomniałam o Paryżu, by wrócić tu po osiemnastu latach.
***
Do stolicy Francji przybywamy w piątkową noc.
Pierwsze spotkanie z miastem powoduje ogromne wzruszenie. Niestety, gdy przecinamy okolice Gare Du Nord (Dworca Północnego), wzruszenie przechodzi w lęk.
To miejsce jest okryte złą sławą, nie bez przyczyny. Bardzo długo stoimy na światłach. Między samochodami krążą czarnoskórzy mężczyźni, prosząc o pieniądze. Większość jest spokojna, niektórzy nawet się uśmiechają. Nagle na ulicę wybiega facet z butelkami w ręku. Macha rękoma, krzyczy, a potem bierze rozmach i rzuca butelkami w maski samochodów. Na szczęście butelki są plastikowe, mimo to drżymy.
Kiedy w końcu będzie zielone światło? Kątem oka patrzę w bok i dostrzegam piętrzące się płachty namiotów. Na trawnikach leżą pootwierane reklamówki ze śmieciami.
Między nimi dostrzegam dwa szczury. Zamieram.
Dźwięk policyjnych aut napawa mnie ulgą. Światła się zmieniają, możemy stąd uciec.
Leżąc w wygodnym łóżku, pod białą kołdrą, nie mogę przestać myśleć o ludziach z tamtych namiotów.
Nazajutrz budzą nas promienie słoneczne, wpadające przez szybę.
Zapowiada się pogodny dzień. Igotata wyrusza na swoje spotkanie, a ja z dziećmi – do najbliższej brasserie, na śniadanie.

73005973_405113570113460_662510791445970944_n

Drewniane krzesełka z plecionymi oparciami, ustawione na chodniku, zachęcają, by zatrzymać się i popatrzeć na budzące się miasto. Siadamy. Chrupiemy bagietki, zanurzamy się w miękkość croissantów z konfiturą.
Dzieci piją sok pomarańczowy, ja zamawiam herbatę, kelner lekko unosi brwi.
„Co za profanacja! – pewnie myśli. – Z rana musi być kawa.”
Po słodkim śniadaniu rozpoczynamy paryski maraton. Tamta dziewczyna, która osiemnaście lat temu leniwie spacerowała po Paryżu, czyli moja młodsza wersja, krzywi się z niesmakiem:
– Paryż i pośpiech? O nie, to się wyklucza!
Moja dojrzała wersja odpowiada wzruszeniem ramion:
– Ty miałaś czas, my go nie mamy.
Witam się z zabytkami jak ze starymi znajomymi.
Bazylika Sacre Coer dumnie wyrasta z wzgórza Montmartre.

SC

Zwiedzanie jest darmowe, kolejka służy jedynie do sprawdzenia zawartości toreb.
Takowej inspekcji zostajemy poddani dwukrotnie: najpierw przed wejściem na dziedziniec, potem przed samymi drzwiami kościoła. Nie umiem sobie przypomnieć, czy osiemnaście lat temu też stosowano takie procedury.
Po wyjściu z białej świątyni mój tęskny wzrok chce błądzić po zaułkach Montmartre, dzielnicy francuskiej bohemy. Tam mogłabym spotkać młodszą wersję siebie.
Ona lubiła oglądać obrazy ulicznych artystów. Ale tamtej dziewczyny już nie ma.
Jestem ja, jej dojrzała wersja i ta dojrzała wersja stawia zainteresowania dzieci ponad swoje. Kupuję bilety na karuzelę. Dzieci galopują na gniadych rumakach.

72699537_1011858702515626_5567716193436958720_n

Potem próbujemy lokalnego przysmaku: pieczonych kasztanów, sprzedawanych na ulicy i pakowanych w rożki z gazety. Kasztany pachną ogniskiem, spalona skórka skrywa żółtawy miąższ, o mięsistym, ziemniaczanym smaku.

73318792_582399262510462_8449621356219203584_n

Z lekko usmolonymi palcami wsiadamy do metra. Przy wejściu na peron kasownik połyka kartoniki biletu, po czym wypluwa je, jakby zdegustowany. Zielonkawa brama otwiera się niczym sezam. Nazwy stacji budzą się w mej pamięci: Concorde, Opera, Saint – Lazare, Chatelet, Solferino, Odeo.

74405883_1333689846815544_8442390950575079424_n

Francuskie słowa wychodzą z kryjówek, osiadają na języku: attention, entrée, sortie, pousser, tirer, s’il vous plaît.
Zielone wagoniki metra pędzą po torach, zatłoczone kiedyś, zatłoczone dziś.
Razem z nami do wagonu wsiada starszy pan, w brązowym swetrze, z akordeonem. Uśmiecha się, poprawia paski instrumentu.
– Bonjour! Ca va? – pyta i zaczyna grać wiązankę starych francuskich melodii.
– Merci. Au revoir, bon voyage! – mówi zbierając pieniądze do skórzanej sakiewki, po czym przesiada się do następnego wagonika.
Wysiadamy na stacji Cite, przy Katedrze Notre – Dame.

72543274_1009069122770622_1182521920994672640_n

Katedrę możemy podziwiać jedynie z daleka. Jeszcze do niedawna tłumnie odwiedzana przez turystów, dziś jest odgrodzona blaszanym parkanem.
– Odpoczywaj, regeneruj się i wracaj do dawnej świetności!
Spacerujemy wzdłuż Sekwany mijając kramy ze starymi książkami, płytami i grafikami.

ND

Próbuję pokazać dzieciom „mon Paris”, wpoić im miłość do tego miasta, ale one patrzą inaczej i widzą inny Paryż. Ja unoszę wzrok w górę: na pękate brzuchy kamienic i ażurowe balustrady balkonów, dzieci patrzą w dół: na śmieci i żółte liście, popychane przez wiatr.
Ja szukam dam w modnych kapeluszach i panów z apaszkami, dzieci obserwują policjantów dźwigających karabiny.
W Dzielnicy Łacińskiej zatrzymujemy się na obiad, bo tam zawsze było najtaniej. Znajdujemy menu w cenie dziesięciu euro (za przystawkę, danie główne i deser). Może nie jest jakoś bardzo tanio, ale na pewno taniej niż w Holandii, a poza tym przecież jesteśmy w sercu Paryża. Iskierka i Groszek mają ochotę pierwszy raz w życiu spróbować ślimaki.

72664786_409611809704118_3859421332596850688_n

Proszę bardzo, ślimaki figurują jako jedna z opcji przystawek. Dzieciom smakują.
Tylko Okruszek nie daje się namówić.
– Fuj, nie będę jeść ślimaków! – zarzeka się. Za to mus czekoladowy niemal wylizuje z miseczki. Idziemy dalej, dołącza do nas Igotata, który wyszedł wcześniej ze spotkania. Mijamy Sorbonę i stajemy przed monumentalnym Panteonem.

72688260_891416211259215_3188864074540646400_n

Wchodzimy do środka, do krypt, gdzie spoczywają wielcy ludzie: Wolter, Rousseau, Hugo, Zola, Dumas, Braille… Nazwiska niewiele mówią dzieciom. Słyszeli natomiast o Marii Curie Skłodowskiej, koniecznie przystajemy przed grobem kobiety geniusza.

72646197_690890091419582_2199909693852221440_n

W pobliżu Panteonu znajduje się Muzeum Marii i Piotra Curie, do którego jest darmowy wstęp. Zwiedzamy w nim laboratorium i biuro podwójnej noblistki.

72629406_551994855547827_5398007303834173440_n

Widzimy ją na zdjęciach, ubraną w biały fartuch, patrzącą uważnie, ciekawie, z półuśmiechem. Chwilę odpoczywamy w Ogrodach Luksemburskich, po których leniwie błąka się jesień. Czas stoi tu w miejscu, starsi panowie, jak dawniej, grają w bule.

72706812_2755618611115205_2439181093551734784_n

Potem autobus wiezie nas do Wieży Eiffle`a, której iglica całuje chmury.
Na trawniku biwakują miejscowi i turyści, a między nimi krążą wysocy Murzyni próbując sprzedać breloczki z miniaturą wieży Eiffle`a albo czapki.
Na co komu te czapki, o tej porze roku? Przecież jest ciepło.

73063387_397733294487862_3078035724822380544_n

A może tam w górze wieje? Zapewne.
Okruszek chce to sprawdzić. Upiera się wejść na szczyt i nawet perspektywa trzygodzinnego stania w kolejce go nie przeraża. Nas tak. Nie mamy czasu.
Wkrótce zapadnie zmierzch, a w planach jest jeszcze Łuk Triumfalny.

AdT

Wsiadamy do metra, Okruszek się dąsa. Daje się udobruchać dopiero, gdy decydujemy się wspiąć na Łuk. Tu nie ma kolejki, a panorama jest piękna, ulice układają się w ramiona gwiazdy. I widać dokładnie Wieżę Eiffle`a, SacreCoer, Luwr, La Defance, Pola Elizejskie.
Te ostatnie są skąpane w świetle lamp, dobiega nas ryk klaksonów.
Wozy policyjne tworzą sznur. Coś się stało? Chyba jakaś demonstracja.
Na kwaterę wracamy już po zmroku. Okruszek zasypia na stojąco, tata musi ją nieść. Wiatrak Moulin Rouge rozświetla czerń wieczoru czerwonym blaskiem.
Okruszek nagle ożywia się, chce tańczyć.

72629682_2473334022897236_4253335069898309632_n

Wbiega na specjalny, sztucznie nawiewany, podest. Śmieje się, gdy wiatr unosi jej spódnicę, gdy widzi fruwające w górze swetry i szale.
Proszę państwa, to jest Plac Pigalle, tu się nie śpi. Tu się bawi.
Niedzielę również zaczynamy francuskim śniadaniem w brasserie, a potem udajemy się do metra, które wiezie nas do samego centrum. Wysiadamy na stacji Madelaine. Idziemy na mszę do polskiego kościoła, tak samo jak moja młodsza wersja, osiemnaście lat temu.

PE

Wnętrze świątyni zdobią polskie akcenty: obraz jasnogórski, tablica pamiątkowa na cześć Juliusza Słowackiego i jeszcze jedna, nowa, dla ofiar katastrofy smoleńskiej.
A przed kościołem nie ustają Polaków rozmowy.
Moja młodsza wersja lubiła stać na dziedzińcu i słuchać melodii polskiej mowy, patrzeć na rozstawione kramy z polskimi produktami, a na koniec zjeść seromakowiec w krypcie kościoła, w której do dziś ma się świetnie polska restauracja i kawiarnia. Za kościołem znajduje się Plac de la Concorde, z obeliskiem i rzeźbionymi, pozłacanymi fontannami.

PC

To właśnie tutaj zatrzymywały się wszystkie autokary przyjeżdżające z Polski do Paryża. Ponoć teraz to się zmieniło, obecnie zajeżdżają gdzie indziej.
Na moment zaglądamy do Ogrodów Tuileries, które – podobnie jak Ogrody Luksemburskie – drwią sobie z postępu i nowoczesności.
Tu, jak dawniej, Francuzi puszczają w wodzie żaglówki, a dzieci zbierają kasztany.

PT

Dziewczynka ubrana w białą sukienkę z krynoliny goni chłopca w beżowym garniturze z dwoma rzędami złotych guzików. Paryski szyk. Mój syn, zakochany w dresie, nawet za opłatą nie włożyłby takiego stroju, a ten chłopiec, mały paryżanin, biega swobodnie, nie przejmując się nieco dziwacznym wdziankiem.
Bo gdzie dres, jak za parkanem wyrasta Luwr?

73049137_506215823532909_8195096904153956352_n

Olbrzymi, monumentalny, zwalający z nóg potęgą.
– Czcigodny Luwrze, kiedyś zwiedzimy twoje bogate w dzieła wnętrza, niestety, dziś nie da rady – przyrzekam.
Dzieci kupują drobne pamiątki, ja rozglądam się za boulangerie. Obiecałam koleżankom smakołyki do kawy. Choć czujemy niedosyt Paryża, trzeba wracać.
Mijamy Gare du Nord od innej strony. W blasku słońca, złowroga dzielnica nie przeraża. Światła nam sprzyjają, nie musimy się zatrzymywać. I szczurów nie widać.
Senne namioty, z daleka, wyglądają jak porzucone w trawie płócienne chustki do nosa.

73306914_2483400211917448_2925091303756660736_n

Ten wpis został opublikowany w kategorii Francja, wiatrakowe zwiedzanie i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

19 odpowiedzi na „Paryż bez lukru

  1. Morgana pisze:

    Piękna, rodzinna podróż do miasta zakochanych🗼❤️
    Byłam i ja z Mężem kilka lat temu, wróciłam oczarowana🤗
    Serdeczności dla Was zostawiam na cały nowy tydzień 😊
    U nas w Polsce cudna, pogodna jesień

    Polubione przez 1 osoba

  2. kalipso pisze:

    Igomamo, dziękuję za wspaniałą wycieczkę. Czuję, że zwiedziłam Paryż:) taki bez lukru.
    Nie jadłam nigdy ślimaków,chociaż miałam okazję. I chyba nigdy nie zjem:)

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Proszę bardzo, Kalipso! Cała przyjemność po mojej stronie, bo podczas pisania – obraz Paryża, jego smak, zapach, dźwięk – ponownie ożywał w mej pamięci.
      Mam tyle wspomnień z tym miastem, że nie umiem przestać go kochać.
      A ślimaki też mnie nie porywają. Zjadłam jednego z ciekawości, resztę zawartości talerzyka skonsumowała moja młodzież. 😉
      Spokojnego tygodnia!

      Polubienie

  3. Roztańczony Okruszek skradł moje serce. jest coś rewelacyjnego w tym, jak dzieci tańczą. Tańczą radość, emocje, Okruszek nawet Paryż! Szkoda, że z wiekiem im to przechodzi.

    Polubienie

    • Igomama pisze:

      Masz rację, Aksiuniu. Ta spontaniczność jest zachwycająca.
      Ona wynika chyba z tego, że maluch nie przejmuje się opinią innych, robi to, co czuje.
      A już starsze dzieci i dorośli myślą o ocenie w oczach innych, a to blokuje naturalność.

      Polubienie

  4. Malwina pisze:

    Piękna podróż sentymentalna! Na pewno było inaczej, niż kiedy spacerowałaś uliczkami Paryża sama, ale z Twojego opisu wynika, że równie wspaniale 🙂 Ja marzyłam o zobaczeniu Paryża przez dość długi czas, udało nam się tam wybrać z okazji pierwszej rocznicy ślubu, ponad 2 lata temu 🙂 Z Brukseli pociąg jedzie zaledwie godzinę i 20 minut! Mieliśmy tylko weekend, ale i tak zobaczyliśmy sporo, pogoda dopisała. Ale już kilka osób z rodziny podpytuje się czy daleko do tego Paryża od nas… Także może jest nam pisany powrót 😉

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Och, cudownie! Paryż w pierwszą rocznicę ślubu bardzo się nada. 🙂
      Bliziutko macie, więc nie dziwię się, że rodzinka podpytuje.
      Z Amsterdamu też jeździ pociąg do Paryża, ale niestety bilety okazały się bardzo drogie (a u nas pięć osób), więc zdecydowaliśmy się na samochód, który mąż zostawił na parkingu dla aut, a my po mieście poruszaliśmy się komunikacją miejską.
      Czuję, że powrót Wam pisany prędzej niż się spodziewacie. 😉

      Polubienie

  5. jotka pisze:

    Ależ mieliście frajdę, jedyna na tysiąc, zazdroszczę tych wspaniałych godzin.
    Miałaś niesamowita okazje do konfrontacji swego młodzieńczego spojrzenia na Paryż z dojrzałym, oczami matki i żony.
    Dzięki za wycieczkę do tylu wspaniałych miejsc!

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Jotko, tak, to była naprawdę okazja i cieszę się, że udało nam się wyjechać razem.
      Taki powrót do przeszłości jest czymś niezwykłym.
      Nie sądziłam, że po osiemnastu latach, tak poczuję to miasto i wszystkie wspomnienia wrócą z taką intensywnością! Dlatego, choć to było zaledwie półtora dnia w Paryżu, to po powrocie do Holandii jeszcze cały tydzień nie chodziłam, a fruwałam. 😉

      Polubienie

  6. Ultra pisze:

    Jak się cieszę, że mogłaś porównać miasto widziane młodymi oczami i tymi po latach. Cóż, zabytki zostały te same, ale sytuacje i ludzkie zachowania niekoniecznie takie same. Twoje dzieci wyjątkowe, bo dzielnie znoszą zwiedzanie, a Okruszek tańcem skradł mi serce.
    Zasyłam wszystkim moc serdeczności

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Ultra, dziękuję bardzo za tyle serdeczności. Ładnie to ujęłaś: zabytki te same, tylko spojrzenie inne. Z dziećmi bywa różnie. Dawno nic nie zwiedzały, więc nawet dobrze zniosły Paryż.
      Pozdrawiam cieplutko.🧡❤️💛

      Polubienie

  7. Kasia Dudziak pisze:

    Piękne miasto. Może mnie też kiedyś się uda zobaczyć stolice Francji. Dobrze, że twoje dzieci miały te szansę. Widzę jeszcze katedrę nienaruszoną.

    Pozdrawiam z Krakowa

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Kasiu, witam Cię i dziękuję za miłe słowo komentarza.
      Trzymam kciuki, by kiedyś udało Ci się odwiedzić Paryż, choć Twój Kraków jest równie piękny. 🙂
      Ps. Zdjęcia katedry są teraźniejsze, z października, jednak nie widać na nich zniszczeń po pożarze. Myślę, że trochę zostały one oczyszczone, dlatego na pierwszy rzut oka nie rzucają się w oczy jakieś wielkie zmiany.

      Polubienie

  8. MS pisze:

    Byliśmy w Paryżu dwa razy, ostani około 7 lat temu . Dziś mój najmłodszy syn powiedział,że chciałby zobaczyć „tą wysoką wieżę” w Paryżu. Kiedy byliśmy ostatni raz miał zaledwie roczek, więc nic nie pamięta 😦 Chciałabym mu pokazać piękny, dostojny PAryż, jednocześnie troszkę się lękam …

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      I rozumiem, skąd się ten lęk bierze.
      Ja miałam wrażenie, że dzisiejszy Paryż już nie ten sam co kiedyś.
      Ale mimo to jest piękny, monumentalny, magiczny i warto go odwiedzić.
      Pokazać synkowi „wysoką wieżę” i nawet brelok z nią kupić na pamiątkę, jak robią wszyscy. Pozdrawiam 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz