Katalońska przygoda Igorodziny – the Ugly

_TheUgly_

Ostatni dzień pobytu w Hiszpanii upłynął nam nadspodziewanie szybko. Jednak mimo pięknej pogody, pysznego jedzenia, szerokich uśmiechów pociech, nie mogłem do końca się zrelaksować. Czekał mnie telefon do firmy, która dostarczyć miała nas na lotnisko, ale odsuwałem tę rozmowę, by jak najdłużej nie myśleć o pobudce w środku nocy.

Wiedziałem przecież, że następnego dnia czeka nas poranny lot. Start samolotu o siódmej, dojazd do Barcelony koło godzinki, zapas około godziny przed lotem, by nie stresować się z odprawą bagażu… Wyglądało na to, że czeka nas pobudka przed czwartą nad ranem! Pocieszałem się myślą, że przez zmianę czasu zyskamy godzinę snu, więc ta czwarta dla naszych ciał wyglądać będzie bardziej jak piąta. Dobre i to!

Wreszcie nie dało się bardziej odsuwać rozmowy w czasie. Dzwonię. Po krótkiej wymianie zdań, potwierdzeniu tożsamości, ustaleniu o jaki lot i o jaką grupę pasażerów chodzi dowiaduję się, o której mamy stawić się na przystanku. Spada na mnie szesnaście ton.

Naked_ant_9

Proszę o powtórzenie, dopytuję dlaczego 1.50?!? Biorąc pod uwagę przesunięcie czasu – startować mamy sześć godzin przed odlotem… Masakra! Pani dodatkowo podnosi mi ciśnienie informując mnie, że odbiorą nas tam, gdzie nas dostarczali. „Ach faktycznie, nie dostarczyliśmy was. Ale to nie problem. Jeden przystanek, jedno rondo, na pewno pan znajdzie”. Problem w tym, że wydaje mi się, że w Blanes ronda są dwa. Cóż, pani ma więcej pewności siebie niż wiedzy o miejscowości, z której mamy startować. Faktycznie, ronda są dwa, a na obu są przystanki. Ostatecznie rondo wybieramy w oparciu o jedyną informację, która miała jakąś wartość: bliskość szkoły publicznej.

IMG_20191026_175537

Pakujemy się przed snem. Igomama i dzieciaki wskakują do wyrek choć na trochę, ja postanawiam odpuścić sobie wyrko – obawa, że budzik nie zdoła mnie wyrwać z objęć Morfeusza jest przeogromna. Zakładam, że uda mi się troszkę odespać w drodze na lotnisko, na lotnisku, w samolocie. A jak „szczęście” nas nie opuści, to niewykluczone, że na tymże lotnisku spędzimy dodatkowych kilka godzin. Winking smile

Wszystko cichnie. Ciemność ogarnia świat wokół. Pora dla mnie normalna – na co dzień też nie zwykłem zasypiać przed północą. Zaczynam szykować bagaże. Wreszcie – budzę resztę rodziny. O wpół do drugiej przychodzi pracownik obsługi pensjonatu zrobić „outchecking” pokoju. Za „nocną” usługę nie omieszka skasować piętnastu euro. Na przystanku jesteśmy przed czasem – wiadomo, lepiej dziesięć minut za wcześnie, niż minutę za późno.

IMG_20191027_014059

Dzieci znoszą sytuację nadspodziewanie dobrze. Okruszek śpiewa, tańczy. Starsze rodzeństwo roześmiane, ani słowa skargi, a przecież spali zaledwie parę godzin. Wreszcie przyjeżdża nasz autokar. Pakujemy bagaże, wsiadamy z przodu – jesteśmy pierwszymi pasażerami. Pierwszy przystanek w sąsiedniej miejscowości, wsiada kilka osób. Niespodziewanie stoimy, czekamy – kierowca zaczyna rozmawiać przez telefon. Niewiele rozumiem (rejestruję kilkakrotny okrzyk „una hora”), zakładam, że ktoś zaspał i czekamy na interwencję „centrali”.

Nic bardziej mylnego. Po chwili kierowca wstaje i informuje nas, że jest zmiana czasu i że w związku z tym na obecnym przystanku postoimy godzinę. Coś we mnie pęka. Podnoszę głos. Moja rodzina mogła spać godzinę dłużej a teraz mam spokojnie czekać na przystanku bo ktoś dopiero teraz odkrył, że właśnie tej nocy przesuwa się czas?!? Niestety, kierowca słabo zna angielski, ja hiszpańskiego nie znam wcale, pokazuję więc na migi, że moja rodzina wolałaby tę godzinę spędzić w łóżku. On zaś rewanżuje się informacją, że jak mi się nie podoba, to mogę sobie wezwać taksówkę. Daję za wygraną. I wtedy autobus rusza… Jak sądzę za sprawą innych pasażerów, którzy wyszli na przystanki o wskazanych porach według czasu letniego. Przystanek, pasażerowie, przystanek, pasażerowie, przystanek… nie wiem nawet kiedy „odpływam”. Budzę się tuż przed lotniskiem, na przedmieściach Barcelony.

Samolot startuje tym razem o czasie. Jestem tym tak zaskoczony, że wsiadamy do samolotu niemal w ostatniej chwili. Żadnych komunikatów, poza standardowymi informacjami o bezpieczeństwie, pasach, zakazie palenia. Odrywamy się od ziemi i mkniemy. Za oknem wschodzi słońce…

WschodSlonca

Próbujemy nacieszyć oczy tym widokiem niejako na zapas – wszak wracamy tam, gdzie słońce na niebie gości sporadycznie. Powoli przychodzi czas na refleksje. Uczyć możemy się na błędach cudzych lub własnych. Tym razem postawiliśmy na własne. Co więc zrobiłem nie tak…?

Przede wszystkim „last minute” nie należy brać dosłownie. Wykupując wycieczkę kilka dni przed rozpoczęciem wakacji skazani byliśmy na oferty… nieoptymalne. Bez paszportów (paszporty starszych dzieciaków wymagały przedłużenia ważności, miały być gotowe w zasadzie tuż przed feriami) bałem się ryzykować wcześniejszego zakupu, ale może lepiej było zaryzykować: wykupić ofertę wcześniej i dodatkowo wysupłać nieco funduszy na ubezpieczenie na wypadek odwołania wycieczki z naszej winy?

Druga refleksja: wybierać tylko oferty od poważnych przewoźników. Co z tego, że gdzie indziej jest taniej (jak w przypadku naszego wyjazdu), jak ostatecznie płacimy, ale w zasadzie nie możemy niczego wymagać?

Refleksja trzecia: jeśli nie udało się wykupić wcześniej atrakcyjnej (też cenowo!) wycieczki, to lepiej zorganizować podróż we własnym zakresie. Dwa lata temu polecieliśmy na własną rękę do Portugalii: warunki były zdecydowanie lepsze, a w dodatku wyjazd kosztował nas znacznie mniej. Nietrudno przeliczyć, że podróż autem do Blanes zajęłaby nam mniej czasu, niż nasz przelot. Po cóż więc dokładać sobie niepotrzebnego stresu?

Punkt czwarty: nigdy więcej lotów o poranku/ wieczorem. To, co sprawdza się na ogół w przypadku dorosłych podróżników, jest raczej niestrawne z dziećmi. Przez porę lotów nasze wakacje na papierze miały trwać sześć dni, w istocie trwały cztery (a przez niefortunny lot skończyło się na trzech dniach).

Wreszcie na koniec: krótkie wakacje lepiej planować w miejscowościach większych, ciekawych, atrakcyjnych. Dwa tygodnie w Blanes byłyby świetnym pomysłem, bo wówczas można by naprawdę odpocząć, poleniuchować, jednak na dwa – trzy dni lepiej wyszukać większe miasto, w którym zabytki są na wyciągnięcie ręki i unika się dojazdów. Tak zrobiliśmy w Paryżu, Porto, Wrocławiu i za każdym razem przyniosło to efekt o niebo lepszy niż ten, jaki zyskaliśmy w czasie tej podróży.

Lądujemy… Holandia wita nas osławionym napisem na tle szarego nieba.

b7771944-75e9-436c-bb8b-a176610f7655

Nie myślimy jednak o tym, ze znów jest szaro, lecz – jak cudowne jest to, że (pomijając nasze przygody w czasie podróży do Hiszpanii) w tak krótkim czasie można się „teleportować” w miejsce, gdzie królują letnie sukienki, przeciwsłoneczne okulary i błękit nieba, gdzie można zostawić za sobą deszcz, słotę, pochmurne niebo i jesienną (czy wręcz zimową) kurtkę. Momentami było ciężko – ale podróżowania nam to z głów z pewnością nie wybije. Okruszek, choć zaczął tak fatalnie swoją przygodę z samolotami, pokochał latanie. I to nie tylko dlatego, że wreszcie mogła paradować w swych ukochanych sukienkach – widać było, że sam lot sprawia jej olbrzymią frajdę. Teraz mamy już komplet paszportów i pozostaje nam tylko jedna decyzja: dokąd następnym razem? 3b4e5584-6c85-44b7-87fc-b41d9724a132

Ten wpis został opublikowany w kategorii Hiszpania i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na „Katalońska przygoda Igorodziny – the Ugly

  1. Morgana pisze:

    Podróżowanie z przygodami wspomina się dłużej😀
    Grunt, że dzieci nie marudziły i były zadowolone z wakacji🤗
    Pozdrawiam Was najcieplej, bo u nas w Polsce zapowiadają początek zimy 🙋

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      O tak, tej podróży raczej prędko nie zapomnę… Z czasem też coraz łatwiej dostrzegać komizm całej sytuacji (choć w tamtym czasie nie było nam do śmiechu). 😉

      Polubienie

  2. jotka pisze:

    Nasz wyjazd już zaklepany, zaliczka wpłacona ubezpieczyliśmy sie od rezygnacji, wszak to nasz pierwszy raz.
    W takich wyjazdach, gdy jesteśmy uzależnieni od innych najgorsze są nerwy i niespodziewane przypadki. Kiedyś jeździlismy w góry pociągiem i nawet dojazd do dworca w nocy był problemem, bo taksówki wtedy nie kursowały i najwyżej jeden autobus nocny…
    Najważniejsze, że dotarliście cało i zdrowo, a jak znam dzieciaki, to nocne wyprawy najbardziej lubią…

    Polubione przez 1 osoba

  3. Agnieszka pisze:

    Piękne zdjęcia z samolotu

    Polubione przez 2 ludzi

  4. Igomama pisze:

    Dziękuję. Plus lotu o wschodzie słońca. 😉

    Polubienie

  5. Aleksandra Wołynko pisze:

    Przytrafiają się w czasie wypraw tak różne przygody ,ze zapomnieć o tym nie sposób.Ale na długo są w pamięci. Życzę aby były zawsze szczęśliwe powroty i miłe wspomnienia.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Dziękujemy za tak piękne życzenia. 🙂
      Tak, wyjazdy mogą być bardziej lub mniej udane, ale najważniejsze są właśnie te bezpieczne powroty i dobre wspomnienia. Pozdrawiamy serdecznie.

      Polubienie

Dodaj komentarz