Cha, cha, poprawiam się: nie siadam do bloga za przysłowiowa „pięć dwunasta”, ale półtora dnia przed Nowym Rokiem.
Jeszcze bez gorączki sylwestrowej, bez noworocznego stresu.
I, proszę, nawet herbatę sobie zaparzyłam, o aromacie truskawek.
Wszystko pięknie przygotowane: laptop włączony, mąż w pracy, dzieci w miarę grzecznie się bawią. Tylko pisanie jakoś nie idzie…
Może przez tę herbatę? Truskawki mnie rozpraszają, rozsądniej byłoby zaparzyć sobie jakąś zimową edycję, wiecie: grzane wino, leśna sielanka, świąteczna różnorodność…
Albo jeszcze lepiej – bożonarodzeniowa niespodzianka: każda saszetka o innym smaku. Napisałabym Wam wtedy o świętach, oj napisała!
O powietrzu rozedrganym kolędą, o migotaniu światełek na choince, o smaku czekoladek rozpływających się w ustach i o bombkach odbijających karykatury twarzy.
To byłby doskonały wpis, godne zwieńczenie końca roku.
Tymczasem…
Pachnie truskawkami. Klawisze komputera zablokowały się.
Wena nie chce się u mnie pojawić; może właśnie gości u Was?
Albo stoi w kolejce po fajerwerki? Hm, i co teraz?
Spróbuję jakoś z tego wybrnąć.
A znam ci ja sposób na wyczarowanie świątecznej magii, znam.
Zdradzili mi go holenderscy sąsiedzi.
Sprawa jest prosta: trzeba odwiedzić świąteczny kiermasz.
Istnieje obawa, że weny tam nie znajdziemy, ale za to doświadczymy owej słynnej magii Świąt Bożego Narodzenia, a obrazy, smaki i zapachy przeniosą nas do bram dzieciństwa. Dacie się skusić?
Delikatnie rozciągam świąteczną atmosferę, jak ażurowy szal.
Wygładzam wełniane sploty, by sięgnęły jak najdalej, aż po Nowe dni.
Na Święta potrzebowaliśmy choinki.
Dzień przed Wigilią pojechaliśmy na Kerstmarkt (jarmark bożonarodzeniowy) do Soest.
Intuicja nas nie zawiodła.
Co prawda choinek żywych już nie było, ale te sztuczne się ostały, w dodatku sporo przecenione. Dlaczego? Bo Holendrzy już dawno zdążyli kupić drzewka, tutaj ubiera się je na początku grudnia lub nawet pod koniec listopada.
Kupiliśmy zatem piękną i niedrogą choinkę, zgodnie z planem, a ponadto: obejrzeliśmy stajenkę z żywymi zwierzętami, przespacerowaliśmy się wzdłuż kramików w bajkowym stylu, a Okruszek miał przyjemność skosztowania jazdy na sankach.
Możliwe bez śniegu? Możliwe.
Holendrzy są pomysłowym narodem: do płóz przymocowali kółka i jaaaaazda!
Jazda też na kolejny kerstmarkt.
Ale to już później, w drugie święto, gdy mieliśmy dość jedzenia, czytania, grania w gry…
– A wiecie, że w Holandii znajduje się podziemny jarmark bożonarodzeniowy? I to ponoć największy w Europie. – Sprzedałam rodzince niusa, wyczytanego na jakimś świątecznym portalu. Rodzinka wykazała zainteresowanie:
– Podziemny?
– No. W grotach.
– O! A gdzie?
– W Limburgii. Miasteczko: Valkenburg.
Klik, klik. Igotata coś wystukał na telefonie.
– Od nas dwie godziny jazdy samochodem – oznajmił.
– Daleko – zmartwiłam się. – Szkoda.
A jednak podziemny jarmark nurtował wyobraźnię i nie dawał o sobie zapomnieć.
Może dwie godziny jazdy to wcale nie tak dużo?
A jeśliby to połączyć ze zwiedzaniem okolicznych atrakcji, może ma to sens? I warto? Ciekawość zwyciężyła, pojechaliśmy.
Nawet płatne wejście nie było w stanie nas odstraszyć (7,5 euro – dorosły, 5 euro – dziecko, Okruszek jeszcze wcisnął się za darmo).
Groty, w których mieścił się jarmark, przypominały sporych rozmiarów labirynt. Podziemne tunele zaskakiwały ogromem świątecznych dekoracji, przepychem choinek i bogactwem iluminacji.
Raj dla zakupoholików i kolekcjonerów bożonarodzeniowych bibelotów.
My jednak nie byliśmy nastawieni na kupowanie, lecz wyłącznie na oglądanie.
Moją uwagę przykuł dwustronny milusi koc. Choć był przeceniony (kosztował 25 euro) nadal wydawał mi się drogi i nie umiałam zdobyć się na zakup, mimo namowy Igotaty.
A teraz żałuję i wyobrażam sobie, jak cudownie wyglądałaby taka srebrzystość w białe gwiazdki rozłożona na łóżku i jak rozkosznie byłoby się nią otulać.
W podziemnym kiermaszu głód nikomu nie grozi: działa tam restauracja (z muzyką na żywo, odbijającą się echem we wszystkich tunelach) oraz liczne punkty z przekąskami: zapiekankami, goframi, holenderską zupą grochową (erwtensoep), pączkami (oliebollen) i grzanym winem (gluchwein).
Nie myślcie jednak, że nasz rajd po kiermaszach skończył się na tym podziemnym.
Skoro jechaliśmy dwie godziny, trzeba było zobaczyć coś więcej.
Okazało się, że mały Valkenburg leży koło większego Maastrichtu, zajrzeliśmy więc i tam. O Maastricht będzie osobny wpis, dziś skupię się tylko na jarmarku świątecznym, bo oczywiście takowy tam był: usytuowany na głównym placu (Vrijthof) w cieniu, rzucanym przez wieże zabytkowych kościołów i kamienic, całkowicie darmowy.
Tutaj również niczego nie kupowaliśmy.
Skorzystaliśmy natomiast z atrakcji: zjechaliśmy na workach i odwiedziliśmy domek świętego Mikołaja. Kto miał więcej czasu mógł rozkoszować się jazdą na krytym lodowisku lub pokręcić się na diabelskim młynie.
Kochani, mam nadzieję, że mimo truskawek, mimo braku weny i mimo nieprofesjonalnych zdjęć z telefonu (nasz aparat fotograficzny wciąż jest popsuty), udało nam się podzielić z Wami, jak opłatkiem, świąteczną atmosferą.
Z końcem roku chciałam Wam podziękować za towarzyszenie naszemu życiu na emigracji, za każdy komentarz bądź za dyskretnie nieśmiałą, anonimową obecność. Dziękuję za czas i uwagę.
Zmniejszacie naszą samotność, motywujecie do aktywności, do zwiedzania, do uważniejszego przyglądania się rzeczywistości choćby po to, by móc potem Wam o niej opowiadać.
Z wdzięcznością w sercu żegnam Stary Rok i otwieram się na Nowy.
„Przyjdzie nowy. Bez żadnej rany jeszcze. Bez zadrapania. Będzie wolny od błędów i jasny, pełen pustych miejsc, kartek na marzenia, na plany. Będzie mógł przynieść wszystko i wszystko zmienić w sercu. Dziś jeszcze nie istnieje. Teraz go jeszcze nie ma. Jeszcze się nie przywitał. Jeszcze za wcześnie. Ale już gdzieś tam czuć jego oddech. Dłonie, którymi obejmie życie. (…) Pozwoli inaczej spojrzeć w przestrzeń. Zapełnić się milionami czułych pragnień, ludzi, słów, kaw, smaków.
Nowy rok – nowa karta na życie i nadzieja na wszystko.” ❤
Kaja Kowalewska
Truskawki wpisują się idealnie, bo wieść gminna niesie, że z szampan doskonałe, a to już prawie czas szampana 😉 trochę szkoda aparatu, ale zobacz, ile kilogramów mniej do targania, a jeszcze nie trzeba o nim, o aparacie znaczy, cały czas pamiętać i uważać, żeby mu się nic nie stało 😉no, bo się stało i trudno, jest telefon.
Nawzajem wszystkiego lepszego 😁
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O patrz, Aksiniu, to już wiem dlaczego mnie na tę herbatę truskawkową wzięło. 🙂
Aparat popsuty od roku, urwały się drzwiczki do trzymania baterii, niby drobiazg, a nigdzie nie chcą tego naprawić. Najpierw oklejałam taśmą te baterie, a w końcu się poddałam i całkowicie przerzuciłam na telefon. Jest lekki, zawsze pod ręką i zdjęcia od razu można przesłać dalej. Dziękuję Ci, Aksiniu za Twą obecność, samych dobroci dla Ciebie, Księcia, Żabki i Kijanki. Buziaki 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ano-a w starych zenitach zawsze się urywała ta mała sprężynka odpowiedzialna za przewijanie kolejnej klatki… Złośliwość rzeczy martwych.
Takoż wszystkiego jak najbardziej pomyślnego.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bez pewnych akcentów święta nie byłyby odpowiednio świąteczne, bez Waszej rodzinki blogosfera nie byłaby tak ciekawa i radosna.
Wszelkiego dobra i radości Wam życzę na cały nadchodzący rok!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki wielkie, Jotko! Wzajemnie. 🙂
PolubieniePolubienie
Igomamo, niech ten Nowy Rok będzie wspaniały, a tęsknota mniej uciążliwa.
Dziękuję za piękne posty, za ten opłatek przez cały rok.
Czy z weną, czy bez weny – proszę,pisz:)
Ściskam mocno♥
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jaka ładna metafora, Kalipso – „opłatek przez cały rok”, bardzo mi się podoba.
Dziękuję za życzenia. Ty też pisz, Kochana,
Na każdy Twój post i zdjęcia czekam z wielkim utęsknieniem.
PolubieniePolubienie
Wow !!! Dziękuję za wyprawę po jarmarkach ! Widać, że to wielkie przedsięwzięcia i całe jakby świąteczne miasteczka !!! Na pewno warto odwiedzać takie jarmarki, nawet jeśli miałoby się nic nie kupić. Życzę Wam dobrego Roku !!! Wielu pozytywnych wrażeń i spełnienia marzeń !!!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ula, dziękuję za entuzjazm. 🙂
Tak, te jarmarki to właśnie takie świąteczne miasteczka, gdzie każdy – i dorosły, i dziecko – znajdzie coś dla siebie. I wcale nie trzeba kupować, wystarczy popatrzeć, coś przekąsić, skorzystać z atrakcji.Dla Ciebie też dobrego, udanego roku, by udało Ci się robić, co kochasz. 🙂
PolubieniePolubienie
Jarmark podziemny, pierwszy raz słyszę, ale za to zwiedzania, oglądania i wrażeń moc. Twoje zdjęcia są klimatyczne, autentyczne, więc zawsze z ciekawością oglądam. Do siego roku, spotkajmy się w Nowym Roku wszyscy:Ty, Twoja Rodzina, Twoi Komentatorzy, Bliscy w szczęściu i zdrowiu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pięknie napisałaś, Ultra i niech się to po prostu spełni.
Bądźmy nadal w kontakcie, spotykajmy się na swoich blogach – pisząc o rzeczach zarówno ważnych, jak i tych lekkich, błahych tak długo aż będzie nam to sprawiać radość i czas na to pozwoli. Wszystkiego najpiękniejszego!
PolubieniePolubienie
Kochania!
Witam Was pięknie w Nowym 2020 Roku:)
Wszelkiej pomyślności dla Was;)
Jarmarki przedświąteczne, to ogromny wybór, nie raz tłumy ludzi i koszmarnie wysokie ceny.
Pozdrawiam milutko:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wstęp, miało być Kochani!:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I ja witam kochana, Morgano, już w Nowym. 🙂
Życzę Ci zdrowia, bo wiem, że ostatnio trochę Cię ono zawiodło, obyś mogła żyć i pisać bez bólu.
PolubieniePolubienie
Jaki fajny wpis mimo braku Weny 🙂 Przyznam, że i mnie w okresie świąteczno-noworocznym zwykle opuszcza wena do wszystkiego. Bo Święta powinny być albo mroźne i śnieżne jak dawniej, albo w środku lata! Zwiedzanie jarmarków w obu przypadkach byłoby znacznie przyjemniejsze..;-)
Nie sądziłam, że Holandia to także kraina jarmarków świątecznych.. Ten podziemny bije na głowę nawet nasz naziemny wrocławski 😉
Życzę wielu pięknych wpisów w Nowym Roku i wszystkiego dobrego dla całej Rodziny.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Marzenko, dzięki wielkie. Jak miło, że nadal z nami jesteś.
Tak, w Holandii jarmark goni jarmark, tylko terminy trzeba sprawdzać i miejscowości, bo gdy w jednym miejscu jarmark się kończy, zaczyna się w innym.
My aż takimi miłośnikami jarmarków nie jesteśmy (tłumy nas męczą), ale ten podziemny to zwyczajnie nas zaintrygował, więc z ciekawości pojechaliśmy.
Na wrocławskim nigdy nie byłam, ale stawiam w ciemno, że by mnie zauroczył.
Wrocławia nie można nie pokochać.
Marzenko, weny na Nowy Rok, wielu wycieczek i pięknych fotografii Ci życzę.
PolubieniePolubienie
W tym roku na żaden jarmark nie dotarłam, a lubię, więc dzięki Tobie chociaż tak wirtualnie. DObrego roku całej Waszej uroczej rodzinie:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki wielkie, Anno, i wzajemnie – wszystkiego dobrego!
Ty masz oko do pięknych rzeczy, to na takim jarmarku na pewno być coś ładnego wypatrzyła. 😉
PolubieniePolubienie
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! My byliśmy w Valkenburg 2 lata, też byłam bardzo ciekawa, jak wygląda podziemny jarmark 🙂 W tym roku mieliśmy ambitne plany odwiedzić kilka jarmarków, ale udało nam się zobaczyć tylko ten w naszym mieście, a potem w Poznaniu. W przyszłym roku z dwójką maluchów pewnie lepiej nie będzie 😀 Pozdrawiamy!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Z dwójką maluchów?! Och, Malwinko, jaka wspaniała nowina! Misia będzie miała rodzeństwo? Gratulacje! Niech Wam się wiedzie, zdrówka i spokoju dla Ciebie.
A jarmarki i zabytki nie uciekną. 😉
Pozdrawiam noworocznie. 🙂
PolubieniePolubienie
Dziękujemy bardzo! Tak, już z początkiem maja będzie nas więcej 🙂 Jeśli jeszcze kiedyś wybierzecie się do Limburgii, belgijskiej czy też holenderskiej, zapraszamy na herbatkę 🙂
Pozdrawiamy!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ślicznie dziękujemy za miłe zaproszenie.
Kto wie, a nuż się uda spotkać w realu, nie tylko na blogach?
Byłoby miło. 🙂
A maj – cudowny miesiąc na urodziny. Okruszek coś o tym wie. 😉
PolubieniePolubienie
Mam nadzieję, że uda się spotkać prędzej niż później, w końcu… cała wiosna i lato przed nami 😉
Pozdrawiam Okruszka – pamiętam, że Ona również świętuje swoje urodzinki w maju, to przepiękny miesiąc 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Malwinko, tak – Okruszek jest z 15 maja. 🙂
I masz rację wiosna i lato to najlepszy czas na wyjazdy i spotkania.
W zimie mniejsza motywacja do podróży, bo na zwiedzanie zimno i prędko ciemno się robi. Ściskamy serdecznie.
Ps. Zaproszenie obowiązuje w obie strony. Nasza lokalizacja to Holandia Północna. 🙂
PolubieniePolubienie
Hm, ja mam datę na 11 maja, raczej nie dociągnę do 15-tego 😉
Dziękujemy za zaproszenie! Kto wie, może uda się spotkać jeszcze przed rozwiązaniem 😉
Pozdrawiamy!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hi, hi. 🙂 A wiesz, że ja też miałam termin na 11- go? Wtedy akurat przypadała niedziela i holenderski dzień mamy (ruchomy, druga niedziela w maju). I też wszyscy mówili:”Nie dociągniesz”, a tymczasem urodziłam w czwartek 15. 🙂
Nigdy nie wiadomo. 😉
PolubieniePolubienie
O kurczę, a ja się nastawiam na wcześniejszy poród, bo ‚druga ciąża, to na pewno nie dotrwam’ 😀 A tu może być faktycznie różnie! Sama jestem ciekawa, przekonamy się w maju 🙂
Ps. W Belgii i Grecji Dzień Matki też jest ruchomy i zawsze przypada w niedzielę, ja obchodzę oba 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wszystkiego Najlepszego na ten Nowy Rok! Dla całej wspaniałej Igorodzinki 🙂 Weny blogowej pod dostatkiem, spokoju, zdrowia i kolejnych takich właśnie fascynujących wycieczek w różne miejsca ;)))) Stale Wam ich zazdroszczę 🙂
Ściskam mocno Wszystkich po kolei!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
My też ściskamy, Celcie, i dziękujemy Ci naprawdę bardzo, bardzo, bardzo mocno za piękne życzenia i w ogóle za Twoją życzliwość, która aż spływa z ekranu.
A zdrowia, spokoju weny i wycieczek oczywiście Tobie też życzymy. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba