Zwolle: dwie podróże w czasie

IMG_20200220_170544

Igorodzina kocha książki. Groszek może mniej (chwilowo, mam nadzieję), ale poza nim – stanowimy kolonię moli książkowych, dla których każda biblioteka czy księgarnia jest swoistą świątynią. Zamiast woni kadzideł – zapach świeżo zadrukowanego papieru. Zamiast ołtarza – rzędy półek. Zamiast konfesjonału – kasa. Za każdy grzeszek: i ten z twardą, i ten z miękką okładką – pokutę odprawiamy przy pomocy karty, bądź gotówki. Tak to zawędrowaliśmy do Zwolle, gdzie mariaż świątyni i księgarni wykracza poza nasze głowy, gdzie rzędy półek, kasa i woń papieru okupują dawny budynek kościelny.

Taka była nasza początkowa motywacja: zobaczyć kolejną świątynię, która została przekształcona w księgarnię. O kościele w Zwolle dowiedzieliśmy się z kilku źródeł w reakcji na opowieść o księgarni w Mastricht. Wasze komentarze pod artykułem na blogu, informacje od holenderskich znajomych w czasie weselnego „small talk”… Gdy więc okazało się, że w ferie lutowe nie uda się nam wyjechać na cały tydzień, postanowiliśmy przeznaczyć jeden z wolnych dni na wycieczkę do Zwolle.

Drugi powód wypadu w tym właśnie terminie była niezaspokajalna ciekawość świata Igomamy, która na hasło „Zwolle” momentalnie zareagowała odzewem „figury lodowe!”. Igomama stanowi dla nas żywą bazę danych atrakcji w Holandii: stale przechowuje informacje ogólne, hasłowe, które rozszerza zawsze wtedy, gdy już zdecydujemy się gdzieś pojechać. Z hasłem „Zwolle”, poza wspomnianą księgarnią, jej umysł wiązał dostępną jedynie w miesiącach zimowych wystawę figur lodowych. Po uzupełnieniu danych na liście atrakcji „koniecznie zobaczyć” pojawiło się muzeum, w którym spokojnie spędzić można cały dzień. To właśnie dzięki Igomamie i jej wnikliwości oprócz odwiedzenia księgarni w kościele, odbyliśmy w Zwolle dwie podróże w czasie.

Od prehistorii po przyszłość: lodowo

Początek naszego dnia w Zwolle zaplanowaliśmy w przeddzień naszego wyjazdu. Przed wizytą w Ijsbeelden Festival najlepiej zawczasu zaopatrzyć się w bilety: ich liczba jest ograniczona a bilet wykupujemy na konkretną godzinę. Nie jest to może ściśle przestrzegane, ale nie wiem na ile wcześniej/ później można wejść do środka. Znając naszą skłonność do późnych startów „zaklepałem” wejściówki na godzinę dwunastą. Od wejścia powiało chłodem: tegoroczna łagodna zima nieco nas rozpieściła, więc temperatura idealna dla lodowych figur nieco nas zmroziła. Figury jednak wynagrodziły nam ten dyskomfort z nawiązką.

87953793_928032827611320_4318901336264409088_n

Wędrówkę zaczynamy w czasach prehistorycznych: towarzyszą nam najpierw dinozaury, następnie człowiek pierwotny i jego szablastozębni towarzysze niedoli.

IMG_20200220_115606

Przez odpowiednią grę świateł lód nabiera kolorów: nawet ognisko płonie lodowo w środku niewielkiej jaskini, w której matka pielęgnuje swe niemowlę.

Prehistoria

Od prehistorii przechodzimy w starożytność: przez starożytny Egipt, w którym oczy cieszą rzeźby Anubisa przedstawionego jako szakal u wejścia do lodowej świątyni.

Egipt

W jej środku – jedna z najsławniejszych kobiet tej epoki – Kleopatra.

IMG_20200220_115946

Następnie przenosimy się do starożytnego Rzymu, podziwiając walkę gladiatora z lwem i popiersie Juliusza Cezara.

Rzym

Dalej średniowieczny zamek i lodowe dyby, z których Igorodzina nie omieszkała skorzystać.

87845401_808055009699139_5190329275542142976_n

Następnie odwiedzamy średniowieczną ucztę. Niestety, serwowane są tylko zimne przekąski, a nam zaczynają dokuczać marznące palce, marzy nam się coś ciepłego „na ząb”.

PANO_20200220_120545

W czasie turnieju rycerskiego ktoś zakrzyknął „Freeze!” i dwóch stających w szranki rycerzy istotnie przemieniło się w lodowe figury.

88152194_267583847541025_2556751725880934400_n

Przechodzimy przez pracownię Leonarda Da Vinci: sławne wyobrażenie pokazujące proporcjonalność ludzkiego ciała, zamrożony uśmiech Mona Lizy, mistrz z pędzlem w dłoni.

88207387_777301426092302_8379160944554541056_n

Dalej: podróże. Karawana zaopatrzona w wielbłądy, konkwistador zbrojny w krzyż i najbardziej przerażająca (przynajmniej z punktu widzenia Igomamy) figura w całej wystawie: olbrzymia lodowa mysz.

IMG_20200220_120700

Nie zwalniamy kroku, bo oto przed nami jedno z najsławniejszych dzieł Holandii: scena ze „Straży Nocnej” odgrywana przez lodowe postacie.

PANO_20200220_121021

Dalej – rewolucja francuska. Tu cierpliwość Igorodziny się kończy, wsuwam głowę między drewniane obręcze, czekam na świst opadającego ostrza.

87485467_514971222729028_4395905336762957824_n

Na szczęście – przymarzło. Ani drgnie. Uchodzę z głową by podziwiać kolejne figury. Pora na eksplorację „dzikiego zachodu”.

PANO_20200220_121235

Ameryka się rozrasta, a Europa zmienia swe oblicze: maszyna parowa powoduje, że cały kontynent zaczynają pokrywać centra przemysłowe. Do pracy ciągną wszyscy: mężczyźni, kobiety, dzieci…

87868918_2970157026377453_3607565292173000704_n

Dalej odkrywamy praktyczne zastosowania dla prądu elektrycznego. Cywilizacja „wrzuca drugi bieg”.

IMG_20200220_121449

Rosną totalitaryzmy. Sierp i młot, swastyka.

IMG_20200220_121505

Anna Frank pisze swoje pamiętniki, bezimienny więzień obozu koncentracyjnego dożywa swych dni otoczony drutami kolczastymi.

87491954_2370820786541750_8701660263465615360_n

Wreszcie – wojna dobiega końca. Zwycięskich aliantów witają dzieci, witają kwiaty.

87574278_2929433247078983_3055158220742983680_n

Dalej krok w przyszłość: podróże kosmiczne, obcy… Na koniec zjeżdżalnia lodowa i Scooby Doo (licho wie dlaczego). Wychodzimy przemarznięci ale zachwyceni. Trzeba przyznać, że figury naprawdę robiły wrażenie i przez ciągłą grę świateł, lód – bezbarwny przecież – mienił się w tym miejscu kolorami tęczy. Warto tu zajrzeć, jeśli trafi się okazja.

Od (komputerowej) prehistorii po współczesność: cyfrowo

Drugą atrakcją, zaproponowaną przez Igomamę i z entuzjazmem przywitaną przez resztę Igorodziny, było Muzeum Gier Komputerowych. Dotarliśmy tam po krótkim posiłku (całe szczęście) i przepadliśmy na ładnych kilka godzin. Wejście nie jest tanie (a karta muzealna nie jest akceptowana), ale oprócz zwiedzania dość bogatej kolekcji różnych maszyn cyfrowych, komputerów, konsol – możemy też spędzić nieograniczony czas w stanowiącym część muzeum salonie gier komputerowych. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Winking smile

Zaczęliśmy od spaceru wzdłuż krótkiej przecież, a jakże intensywnej, historii maszyn cyfrowych. Począwszy od pierwszych, prymitywnych maszyn liczących, kalkulatorów i pierwszych komputerów, pierwszych magazynów danych.

IMG_20200220_132711

Przez rozwiązania coraz nowocześniejsze (i zdecydowanie mniejsze). Napędy do dyskietek o rozmiarze ośmiu cali, napędy do taśm wielkości pralki.

StareNapedy

Postępująca miniaturyzacja idącą w parze z wzrostem mocy obliczeniowej. Pierwsze komputery prywatne, pierwsze laptopy.

IMG_20200220_135543

Co i rusz akcent związany z grami, o części z nich nigdy wcześniej nawet nie słyszałem, część znałem w przybliżonej formie.

87822673_648685509215916_2410300380538732544_n

Czy słyszeliście o planszowej wersji Tetrisa czy PacMana? Ja widziałem to cudo po raz pierwszy w życiu.

IMG_20200220_132940

Graliście kiedyś w Ponga? Ja także, ale nigdy nie korzystałem przy tym z kontrolera będącego zwykłym potencjometrem, pokrętłem…

IMG_20200220_133942

Wszyscy słyszeliśmy o wynalazku Philipsa: laserowych płytach audio. Ale ilu z Was słyszało o zdecydowanie większych płytach, zawierających filmy?

IMG_20200220_133323

Jedną salę w całości przeznaczono na rozmaite, przestarzałe kontrolery: pistolety, pokrętła, pierwsze formy joysticków, kierownice.

IMG_20200220_133719

Dalej szczególnie bliska memu sercu część wystawy: zestaw komputerów ośmiobitowych: commodore, atari. Na tym pierwszym się wychowałem, tym drugim (jak każdy posiadacz commodore) pogardzałem. Winking smile 

IMG_20200220_134959

Dalej: wielka kolekcja gier na PC. Czego tu nie ma… Doom, oryginalny Fallout, Half-Life, Dune’a.

IMG_20200220_134208

Co i rusz: sprawny komputer lub konsola z uruchomioną grą. Można przypomnieć sobie jak ciężko było przetrwać w Asteroids, Super Mario czy Nba Jam.

87799445_203612284088796_9215320356154245120_n

Jedna rzecz, która zatrważa współczesnego człowieka: masakrująca oczy grafika, z odświeżaniem tak słabym, że oczy momentalnie chowają się w czaszce. Współczesne gry pieszczą nasze oczy, gry przeszłości rozstrzeliwały je serią mozolnie zmieniających się obrazów.

Na koniec: salon gier. Czego tu nie ma! Oryginalne maszyny przyciągają uwagę. Człek skacze od jednego, do drugiego. Nie ma tłoku, nie ma kolejek, nie ma kurczącego się w zatrważającym tempie worka monet. Automaty są ustawione w „free mode”. Można więc śmiało dać sobie utrzeć nosa i spróbować raz jeszcze, raz jeszcze, i jeszcze raz… Mamy więc przepiękny automat z Mario Kart, ze współczesną, cieszącą oczy grafiką na ekranie.

IMG_20200220_143223

Tuż obok symulator motocykla, w którym sterujemy kilkoma kleksami na niewielkim monitorze.

87784164_225828658575318_5638061551517696000_n

Możemy spróbować sił w PacManie, by chwilę później walczyć przy pomocy miecza z rozmaitymi demonami. Możemy szusować na nartach po stoku, by chwilę później śmigać na skuterze wodnym po morskich falach.

IMG_20200220_150056

Wreszcie – dajemy za wygraną: moglibyśmy śmiało spędzić tu cały dzień, ale wciąż wzywa nas ku sobie księgarnia w centrum miasta.

Spacerkiem po Zwolle

Księgarnia, do której koniecznie chcieliśmy zajść tego dnia otwarta była do późna, postanowiliśmy więc skorzystać z ostatnich, nieśmiało przebijających się przez warstwę chmur promieni słońca i najpierw pospacerować po malowniczej starówce w Zwolle. Spacer zaczęliśmy od obejścia Grote Kerk. Przed kościołem stoi interesująca, szklana figura Archanioła Michała, patrona miasta – zdecydowanie uwspółcześniona, jakby dowódca niebiańskich zastępów uznał współczesną modę za wygodniejszą od dawniejszych trendów.

Anioly

Następnie kroki skierowaliśmy w stronę malowniczej bramy miejskiej z 1409 r. – Sassenport. Faktycznie, jest malownicza i daje wyobrażenie o tym, jak mogły wyglądać fortyfikacje obronne w czasach Hanzy, kiedy miasto musiało bronić swego bogactwa przed mniej zamożnymi sąsiadami.

Brama

Od bramy ruszyliśmy w stronę ciekawego Muzeum de Fundatie. Igorodzina zadowoliła się oceną architektury (w przypadku dziatwy niekoniecznie pozytywną…) i ciepłą czekoladą naprzeciwko, Igomama wybrała się na zwiedzanie oferowanej przez to muzeum wystawy sztuki współczesnej.

88175406_1270702289795087_1265184012624723968_n

Na koniec spaceru po mieście zajrzeliśmy do kościoła Onze Lieve Vrouwe, słynnego głównie ze swej przypominającej pieprzniczkę wieży.

87956416_662850134524127_1906725300557840384_n

Wnętrze zachwyca bogactwem i przepychem – znać, że do tej świątyni reformacja nie zajrzała, pozostawiając białe, czyste ściany. Piękny ołtarz, piękne organy, cudowne witraże.

PANO_20200220_154921

Wreszcie słońce dało za wygraną, a nam zaczęło burczeć w brzuchach… Przyszła pora na wizytę u celu naszej pielgrzymki.

Na kolację i deser: Wanders in de Broeren

Zwiedzanie kościoła – księgarni zaczęliśmy od przywitania: skrócony spacer po parterze zwieńczony wizytą w miejscu dawnego ołtarza, w którym obecnie znajduje się niewielka restauracja. Trafiliśmy tam w porę: kuchnia zamyka swe podwoje przed szóstą, więc jeśli chcemy zjeść coś „konkretnego” to niezależnie od godzin otwarcia księgarni musimy wyrobić się przed tym czasem z naszym zamówieniem. Po miejscowej zupie dla Igorodziców i frytkach dla dziatwy ruszyliśmy między półki…

87880561_3427551307260645_909235084685475840_n

Wnętrze księgarni różni się od tego w Mastricht. Tam centrum świątyni okupowała wyspa z książkami. Tu kilkupiętrowa ekspozycja książek jest „przyklejona” do ścian.

88015010_529313497754128_5283299430416515072_n

Samo wnętrze wydaje się bardziej zadbane: malowidła na sklepieniu nie straszą, przeciwnie, są bardzo schludne.

IMG_20200220_170709

W odróżnieniu od Mastricht nie znajdziemy tu książek używanych: jedynie nowe, głównie po niderladzku, z niewielką częścią przeznaczoną na książki anglojęzyczne. W obu miejscach wypatrywałem książek mojego ulubionego polskiego autora, Andrzeja Sapkowskiego. W obu przypadkach nie zawiodłem się.

87861086_490430988573396_5729498080944848896_n

Wieczór zakończyliśmy delektując się pysznym ciastkiem: było z tym nieco zamieszania i ostatecznie choć zamówiłem sernik, to drogą handlu więcej jednak zjadłem brownie. Smile Syci wrażeń i z pełnymi żołądkami ruszyliśmy w drogę powrotną. Grzechów tym razem nie popełniliśmy, pokuta nie była nam więc zadana. Ale pokusa była silna… Cóż, może ulegniemy jej następnym razem.

87529547_233687847794853_5727433039194095616_n

Ten wpis został opublikowany w kategorii Holandia i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

21 odpowiedzi na „Zwolle: dwie podróże w czasie

  1. jotka pisze:

    Ale super, szkoda że mnie nie zabraliście!
    Groszek jeszcze zaskoczy, chłopaki tak mają 🙂
    Dobrze, że dzięki zdjęciom chociaż mogłam Wam towarzyszyć:-)
    Buziaki dla wszystkich!

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Różnie to wygląda z tym „zaskakiwanie” – jakiś czas temu Groszek też czytał w miarę regularnie. Dziś bardziej go ciągnie do komputera. Za buziaki dziękujemy!

      Polubienie

  2. cichosza pisze:

    bardzo pouczająca wyprawa …serdecznie pozdrawiam 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

  3. Atari!!! Acha, rzeźby. Acha, Michał Anioł. Acha, Sapkowski. Miałam śmieszną historię z Sapkowskim ostatnio, klątwa chyba jakaś. …
    ATARI!!!

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Chętnie usłyszałbym o „historii z Sapkowskim”…. 🙂 Przyznam się bez bicia: twórczość uwielbiam, autora niekoniecznie. Na zdjęciach zabrakło, ale modeli Atari w muzeum również nie brakuje. Skupiłem się na Commodore z tej prostej przyczyny, że był to mój pierwszy komputer, na którym stawiałem pierwsze kroki w programowaniu (głównie po tym, jak przedstawiony na zdjęciu magnetofon odmówił posłuszeństwa).

      Polubienie

      • Historii z Sapkowskim w tle mam sporo, ostatnia na blogu, …Atari… Jaki to człowiek młody był kiedyś…a co do autora na „S”… Podejrzewam, że większość twórców jest ciężka w pożyciu dnia codziennego, z naciskiem na alkoholu naduzywajacych. Akurat jemu współczuję.

        Polubione przez 1 osoba

        • igotata pisze:

          W sumie nie pomyślałem, że może warto poszukać na Twoim blogu wskazówek. Znalazłem i po raz kolejny doszedłem do wniosku, że życie pisuje scenariusze, które w książce czy filmie uznalibyśmy za niewiarygodne i mocno naciągane. 🙂

          Odnośnie pana S: twórców w ogóle oddzielać się staram od dzieła, męczy mnie, gdy ktoś argumentuje przeciw sztuce Iksińskiego tym, co Iksiński myśli, robi w sypialni bądź o kim powiedział coś politycznie niepoprawnego. Gdzie byłoby dziś wielu geniuszy pióra czy pędzla, gdyby o wartości ich sztuki decydowali biografowie…?

          Polubienie

  4. Ultra pisze:

    Jak tu pięknie i klimatycznie się zrobiło. Gdyby nie te ciepłe barwy, to pewnie też bym zlodowaciała. Znalazłam też swój pierwszy komputer w postaci paczki i taki ogromniasty monitor. Szkoda, że się ich pozbyłam, prawnuki muszą zobaczyć te cuda w muzeum.
    Książki już się nie mieszczą, więc kto przyjdzie do mnie w odwiedziny, dostaje kilka na pamiątkę.
    Serdeczności zasyłam

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Tak, dziwne to muzeum, gdzie najstarsze eksponaty są młodsze od naszych rodziców. 😉 Podoba mi się pomysł z „drugim życiem” dla okupujących półki książek. Można wybierać, czy trzeba losować? 😉

      Polubienie

  5. Malwina pisze:

    Interesująca wyprawa i pełen wrażeń dzień 🙂 Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, ja pewnie przepadłabym w księgarni…

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Pomijając muzeum sztuki współczesnej „przepadałem” wszędzie, ale chyba najbardziej jednak w muzeum gier. Choć kocham książki, to jednak półki zapełnione holenderskimi nowościami nijak nie mogą u mnie konkurować z sentymentalną podróżą w czasy dzieciństwa, gdy dziś muzealne eksponaty były nowościami, często poza zasięgiem mojego (czy rodziców) portfela…

      Polubienie

  6. Morgana pisze:

    Super wyprawa historyczno-edukacyjno-wychowawcza:)
    Książki- moja cała Rodzinka je lubi:)
    Chłopcy ponadto interesują się informatyką, a młody Tata- poznaje i uczy się codziennie, jak dobrze zrozumieć Grzesia:)
    Młody Tata, to mój najstarszy Syn, a Grześ- Wnusio:)
    Serdeczności Wam przesyłam i życzę kolejnych ciekawych podróży:)

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Zainteresowanie informatyką warto pielęgnować, oczywiście tak długo jak rozumienie Grzesia z tym nie przegrywa… 🙂 Komputery na ogół zaopatrzone są w instrukcje, „Grzesio” raczej niekoniecznie… Wypada życzyć powodzenia!

      Polubione przez 1 osoba

  7. agacia336 pisze:

    Ojej! W muzeum gier moje Potworki by przepadly! Glownie w sali gier oczywiscie! Atari i Commodore ogladalam w dziecinstwie u kuzyna. Moi rodzice nigdy nie zgodzili sie na komputer, a juz o grach nie bylo mowy kompletnie. 😉
    Muzeum figur lodowych tez robi wrazenie! U nas, w bardziej „zimowym” stanie co roku odbywa sie impreza zwana „ice castles”. Tez podobno wspaniala, ale dla nas to prawie 4 godziny drogi i choc checi byly, w koncu logistyka (brak wolnych miejsc w okolicznych hotelach i zajazdach) nas pokonala. 😉

    Polubione przez 2 ludzi

    • igotata pisze:

      Przyznam się bez bicia, że nie pamiętam, jak pod naszą strzechę trafiło to commodore. Nie pamiętam, bym rodziców jakoś specjalnie namawiał…

      Cztery godziny – w Holandii możliwe tylko jak człek utknie w jakimś koszmarnym korku. W przeciwnym razie dwie godziny jazdy w dowolnym kierunku (może poza jazdą w stronę Morz Północnego) kończy się przekroczeniem jednej z granic. 😉 Jedna z zalet mieszkania w malutkim, gęsto zaludnionym kraju. Być może jedyna… 😉

      Polubienie

  8. Aleksandra Wołynko pisze:

    bardzo ciekawe opisy zwiedzających miejsc ,tyle pięknych zdjęć ,że można się zapomnieć ,ze siedzi się w domu tylko zwiedza i podziwia . A ile przy tym wspomnień z dzieciństwa!.

    Polubione przez 1 osoba

  9. kalipso pisze:

    Wspaniały opis czytelniczej pasji na początku:) Cała reszta równie ciekawa.
    Piękną mieliście wycieczkę. Miło było poznać Waszą relację. Chciałabym zobaczyć lodowe rzeźby. Stare komputery i inne gadżety jeszcze trochę pamiętam:) Duże wrażenie zrobiła na mnie księgarnia w kościele. U nas takie widoki jeszcze nie występują. Książki w dawnej świątyni wyglądają… godnie. Każda z nich (a może prawie każda, większość) jest maleńką cegiełką świątyni sztuki. Sapkowskiego kiedyś przeczytałam i nawet był okres, że się nim pasjonowałam, ale tak jakoś mi przeszło. To nie była trwała więź:)

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Dzięki za szalenie miły komentarz. 🙂 Odnośnie Sapkowskiego: jako miłośnik fantastyki cieszę się, że wreszcie pojawił się kolejny (po Lemie) polski autor, którego dzieła znane są na całym świecie. A do samego Wiedźmina miałem, mam i pewnie już zawsze mieć będę słabość. Lubię literaturę, która nic nie wygładza, nie przedstawia świata w dwu barwach. Autorzy fantastyki, nawet ci najbardziej znani, często wpadają w pułapkę czarno-białych obrazów, mimo całej gamy kolorów, którymi malują swe światy,

      Polubienie

  10. Celt Peadar pisze:

    A pomyślałyście, że może myszka też chciała się zrelaksować? Obejrzeć film razem z Wami? 🙂

    Przykro mi, że tak Was wystraszyła, ale pomysł na obchody Dnia Kobiet świetny 🙂

    Mam nadzieję, że wszystko u Was dobrze i jesteście wszyscy zdrowi, Igomamo 🙂 Uważajcie na siebie!

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Celcie, skoro ta myszka mieszka tam od pół roku, to pewnie zna treść filmów na pamięć. 😉
      Dziękuję za troskę. Wszystko u nas dobrze, jesteśmy zdrowi i mamy nadzieję, że Ty też, Celcie. Uważaj na siebie.
      Ps. Twoja Mama ma teraz pewnie mnóstwo pracy w związku z pandemią. Szacun dla wszystkich pielęgniarek i lekarzy. To bohaterowie naszych czasów.

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz