Może Wy mi powiecie, jak to działa? Bo nie rozumiem: Lockdown ciągnie się u nas bez końca, a „krokusvakantie” (ferie szkolne) minęły nie wiadomo kiedy. Owszem odpoczęliśmy od porannego wstawania i nauki, ale bynajmniej nie zdążyliśmy zasiedzieć się w błogim lenistwie. Z powodu zamknięcia w Holandii wszelkich dóbr publicznych, ominęły nas dylematy typu: idziemy na basen czy do kina? Bo i kino zamknięte, i basen.
Kawiarnia, biblioteka, sklepy też. Nawet spotkania z przyjaciółmi nam odebrano, ograniczając wizyty do jednej osoby (dorosłej) dziennie. Cyrk na kółkach (z koronką na oponach). Na szczęście pozostały nam place zabaw i parki. No i pogoda się nad nami ulitowała, zsyłając słońce, toteż codziennie wychodziliśmy na zewnątrz.
A w niedzielę pozwoliliśmy sobie na rodzinny wypad nad morze (niestety nie do końca rodzinny, bo Groszek został w domu, przywalony pilnym projektem do szkoły).
Nad morze mamy żabi skok, dwadzieścia parę kilometrów.
Przeważnie wybieramy okolice spokojnego Noordwijku, lecz tym razem zdecydowaliśmy się na małą odmianę. Padło na Zandvoort, nadmorską bazę wypadową amsterdamczyków (pociągiem są tu w pół godziny).
Osobliwością Zandvoortu są rzeźby z piasku, ale my już kiedyś je widzieliśmy.
Tym razem nad wałęsanie po kurorcie, przedłożyliśmy spacer brzegiem morza.
Taki naprawdę długaśny, by krew w żyłach żwawiej krążyła, nogi poczuły mrowienie, głowa się przewietrzyła, myśli zresetowały.
Zostawiliśmy samochód na obrzeżach Zandvoortu i ruszyliśmy w kierunku miejskiej plaży, po drodze mijając jelonki. Jakby nigdy nic pasły się tuż przy blokach!
Następnie wyruszyliśmy w kierunku Blomendaal aan Zee, uzdrowiska oddalonego o jakieś pięć kilometrów. Między Zandvoortem a Bloemendaal, rozciąga się Narodowy Park Zuid – Kennemerland, słynący z wydm, specyficznej flory i fauny. Jelonki przywędrowały pewnie stamtąd.
Szliśmy brzegiem morza, czasem rozmawialiśmy, a czasem milczeliśmy – tym milczeniem, które nie męczy, a otula. Okruszek najpierw biegał po piachu jak psiak spuszczony ze smyczy, a potem znalazł pasujący jego nóżkom (i naszym) rytm marszu i trochę się wyciszył.
Słońce głaskało nam plecy, dziewczyny zdjęły kurtki.
Powietrze pysznie orzeźwiało – aż chciało się je zgarnąć do kubeczka i sączyć przez słomkę. Z radością przyjmowaliśmy inne widoki niż te codzienne, już znudzone: dom, park, plac zabaw.
Po lewej stronie kołysało się morze z falami obrębionymi postrzępioną koronką z piany. Plażę wypełniał piasek, prawie biały, tylko przy wodzie ciemniejący jak stare złoto. Brukowany drobną kostką deptak w pepitkę przygarniał przechodniów, którzy mogli swobodnie się mijać.
Nikt na nikogo nie wpadał, nikt nie mruczał pod nosem, że ciasno i ludzie kręcą się jak muchy w smole. Much nie było. Były za to mewy.
Hałaśliwe, wiecznie głodne, skubiące frytki i połamane ciastka, zagubione wśród ziarenek piasku. Wiem, że wiele osób nie znosi mew, ale dla mnie są one składową morskiego krajobrazu. Ich krzyk wymieszany z szumem fal działa na mnie relaksująco.
Zresztą jak tu nie wypocząć, gdy z jednej strony faluje morze, a z drugiej falują wydmy?
Morze wydm wypinających piaszczyste brzuchy.
Gdzieniegdzie te brzuchy są całkowicie nagie, złociste, ale w innych miejscach pokrywa je pled bujnych traw, których zielonkawe, spłowiałe od słońca włosie tańczy jak mu wiatr zagra.
Na obiad zjedliśmy najpopularniejszy holenderski fast food, czyli kibbeling (kawałki dorsza w panierce, smażone na głębokim oleju, podane z majonezowym sosem), sprzedawane z auta.
Szybko, tanio, smacznie. Co prawda też tłusto i ciężkostrawnie, ale przecież nie może (nawet nad morzem) być idealnie.
W czasie spaceru Okruszek ani słowem nie zamarudził. Być może za sprawą śmietankowych lodów z posypką czekoladową, podanych profilaktycznie, na deser.
Ja jednak wolę wierzyć, że nawet Okruszek potrzebował odmiany – nowych wrażeń i świeżych widoków.
Świetna myśl taki wyjazd. Szczególnie ważne dla dzieci, które gorzej znoszą samotność i odsunięcie od kolegów. Naładowane akumulatory przyniosą więcej radości, a bez niej życie smutne.
Życzę częstych zdrowotnych wypadów nad morze.
Serdeczności
PolubieniePolubione przez 3 ludzi
Ultro, bardzo dziękuję za miłe słowa i przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi.
Z Krakowa nad morze dużo dalej, ale życzę, by jeszcze w tym roku też udało Ci się popatrzeć na żywo na unoszące i opadające fale, wsłuchać w szum, poczuć to specyficzne, lekko słone powietrze.
PolubieniePolubienie
Koronka na oponkach XD !
[Jak to się wszystko zaraz nie skończy to jak nic wszyscy wylądujemy w Lubiążu! Albo na Kleczkach, bo Lubiąż to chyba remontu by potrzebował…]
Piękne widoki, a w ogóle to kiedy córy Ci tak urosły? To one nie wiedzą, że nie ma sensu się tak spieszyć?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Aksiniu, ano nie wiedzą. 😉
W ich wieku dorosłość jawi się Świętym Graalem.
Za to mnie ich dorastanie wprawie w popłoch – przypomina o własnym przemijaniu.
Wiem, w obecności Kijanki i Żaby Ty tego nie czujesz. 😉 Za wcześnie. 🙂
PolubieniePolubienie
Pięknie! Zazdroszczę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
U nas na razie krótki powrót zimy, ale muszę koniecznie zaplanować jakiś wypad, by nie zwariować.
Biedny Groszek!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, Jotko, koniecznie.
Nawet kilkugodzinna wycieczka pozwala odpocząć głowie i wykurza z niej różne dołujące myśli, a o te w dobie pandemii nie trudno. Oby udało Ci się odpocząć!
PolubieniePolubienie
Piękny spacer ! Doskonały na reset i odpoczynek ! Podobają mi się tamtejsze wydmy. Wyglądają jak stepy, pokryte trawami i krętymi ścieżkami. Fajne miejsce na spacery ! Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Stepy, faktycznie to dobre skojarzenie. 🙂
Kręte ścieżki aż się proszą o spacer, są też oddzielne drogi rowerowe i konne.
Pozdrawiam, Ula. 🙂
PolubieniePolubienie
Mnie zainteresował ten holenderski fast food. Ależ bym zjadła. Pozdrawiam. Właśnie jem pajdę chleba ze smalczykiem, skwarkami, cebulą i ogórkiem
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Basiu, myślę, że holenderski fastfood by Ci smakował pod warunkiem, że lubisz ryby (a wydaje mi się, że chyba lubisz) i owoce morza. W tych autach są właśnie różne gatunki ryb, małż, krewetek smażonych na głębokim oleju. Hitem jest kibbeling, czyli kawałki dorsza takie na ząb.
Ale czy przebiją pajdę chleba ze smalczykiem i ogórkiem – to nie jestem pewna. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Och dorszyk smażony pycha. Ryby lubię ale już krewetki małże, kalmary, sushi przeraża :-))) Raz rybka raz smalczyk z ogóraskiem
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Basiu, masz szczęście, że rybka i smalczyk z ogóraskiem nie wchodzą Ci w boczki.
Mnie ,niestety, tak. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Teraz trochę wchodzą, ale co tam. jak jestem zmęczona styrana lubię wypić butelkę zimnej coli i staję na nogi. jak jestem smutna lubię ciastka smakowite pożerać i zaraz lepiej.. a co tam :-)))
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Myślę podobnie. Życie mamy jedno, szkoda cały czas trzymać się w ryzach i wszystkiego sobie odmawiać.
PolubieniePolubienie
😙😙😙👍
PolubieniePolubienie
U nas to jednak nie ma co narzekać. Sklepy otwarte, muzea otwarte (choć na dziwnych zasadach), biblioteki otwarte… Dzieci w szkole już na basen jeżdżą, a na podwórku bawią się bez żadych ograniczeń. No i my na wsi mieszkamy, gdzie ludzie przestrzegają nakazów i zakazów dosyć umiarkowanie, że tak powiem. Nie znam chyba nikogo, kto przestrzegał spotykania się z jedną osobą (tam może na początku, gdy każdy był wystrachany i nie wiedział o co kaman), tyle że nie na raz się spotykają, tylko każdego dnia z kim innym haha. Dzieci spotykają się w weekendy i środowe popołudnia z kolegami (na wsi prawie każdy ma podwórko, gdzie dzieci bawią się spokojnie). Nastolatki spacerują do lasu albo rowerują razem (jedni w maskach inni nie). Sąsiedzi non stop normalnie przed domami stoją i gadają, jak tylko nie leje deszcz. Każdy do każdego chodzi prawie normalnie „pożyczyć szklanke cukru” – czasem w masce, czasem bez, tyle że nie całują się namiętnie na każdym kroku, jak przed pandemią (co mi akurat bardzo odpowiada). Ja i małżonek cały czas bez przerwy normalnie pracujemy, a dzieci chodzą do szkoły wiec dla nas ta śmieszna pandemia aż tak bardzi nie jest odczuwalna. Tylko zakupy staramy się robić w miarę możliwości online, bo na nowych zasadach nienawidzimy sklepów stacjonarnych. No i jeździć nam się nigdzie nie chce, bo po co gdzieś jechać, jak nie można do knajpy wdepnąć i debnilne naryjce wszędzie trzeba nosić.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Magda, dziekuję Ci serdecznie za obszerny komentarz.
Przeczytałam go z wielką ciekawością. Rozumiem, że piszesz o rzeczywistości polskiej?
Faktycznie, wygląda na to, że pandemia nie zdążyła dokuczyć Wam aż tak bardzo.
Mieszkanie na wsi, w domu z ogrodem na pewno jest tu ogromnym plusem.
Macie więcej przestrzeni, przyrody, możliwości bezpiecznego spotykania się.
Wiesz, w Holandii mamy zalecenie do jednej wizyty dziennie, ale myślę, że w praktyce też jest to nie do sprawdzenia i wyegzekwowania.
Choć my mieszkamy akurat w najbardziej zaludnionej części Holandii, gdzie domy praktycznie łączą się z sobą i, że tak powiem, ściany mają uszy.
Tak więc, jakbym zaprosiła kilka koleżanek na kawę, jest szansa, że ktoś z sąsiadów mógłby zadzwonić i powiadomić o tym fakcie kogo trzeba, więc wolę nie ryzykować.
Na razie spotykamy się z dziewczynami pojedynczo (robiąc rotacje która z którą), a wszystkie razem pokawkujemy, gdy już będzie można. 😉
Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny.
PolubieniePolubienie
Ja mieszkam w Belgii. Komentowałam tu już wczesniej (piszę bloga Belgia Nasz Dom), ale od pewnego (dosyć długiego już) czasu nie mogę pisać tu komentarzy używając mojego adresu email, bo się nie pojawiają (to ma coś wspólnego z wordpressem, którego nie używam ale mam konto wrrrr). Ostatnio wpadłam na to, by zalogowac się z facebooka i zadziałało. U nas też są zalecenia i ściany mają uszy, a donosicielstwo kwitnie, a ja mieszkam w szeregówce (rijhuis), ale – jako sie rzekło – sąsiedzi łażą do siebie, a i listonosz jest stałym bywalcem jednej z sąsiadek i jeszcze pod moim domem parkuje z czego reszta sąsiadów się brechta, że do mnie przyjezdża hihi. Tu wszyscy wszystko o drugim wiedzą, ale też w większośći są jak rodzina, a my już tu 8 lat i jesteśmy dosyć u siebie i wiemy, co można z kim 🙂 . Ja nie jestem typem koleżeńskim i kawowych koleżanek nie mam, ale jak zapraszam klasowych kolegów syna, to zawsze z matkami pogadam chwilę albo i dłużej. No i z sąsiadkami też (ui niektórych pracuję, to mam okazję)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No to się wyjaśniło. 😉
Magdo, najmocniej Cię przepraszam, że Cię nie rozpoznałam. Poprzednio podpisywałaś się „Magdalena”, więc myślałam, że Magda Pietrzyk to inna osoba.
Fajnie, że napisałaś, jaka sytuacja u Was, w Belgii.
Belgia, Holandia – jeden Beneluks, więc jesteśmy poniekąd sąsiadkami i wiele nas łączy.
Pozdrawiam serdecznie. 🙂
PolubieniePolubienie
Ale pięknie! Wspaniale, że udało Wam się wybrać nad morze i inaczej spędzić dzień. Współczuję Groszkowi 😦 W Zandvoort jeszcze nie byliśmy. W sumie z holenderskich, nadmorskich miast widzieliśmy tylko Hagę 😉 Także zapamiętuję na „kiedy nie będzie wymagany już test lub kwarantanna po powrocie”… My też planujemy wybrać się nad morze z okazji moich urodzin za kilka tygodni. Ale z przymusu tu w Belgii. Pozdrawiamy gorąco
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Malwina, Groszek dał radę. 😉
Wiesz, on już się nie pali do rodzinnych wyjazdów, wręcz podejrzewam, że szuka pretekstu, by nie jechać. 😉 Na szczęście projekt wykonał.;)
Dobrze, że macie morze też u siebie.
Z maluszkami im bliżej jechać, tym lepiej, a i tak jest wyprawa 🙂
Pozdrawiamy wiosennie. 🙂
PolubieniePolubienie
och, jak ja tesknie za morzem… ostatnie weekendy strasznie zaganiane byly, ale musze, koniecznie musze, zorganizowac wypad nad morze!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Trzymam kciuki, by udało Ci się, jak najszybciej odpocząć i odzyskać siły. 🙂
PolubieniePolubienie
trzeba czasami się wynurzyć. bo można zaskorupieć w chałupie, niczym żółw.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wspaniały wypad i równie udana relacja. Życzę z okazji Dnia Kobiet i Dnia Mężczyzn(10 marca) by takich odskoczni było jak najwięcej, a wszystkie równie udane. Usciski.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Iwonko, dziękuję serdecznie – też za przypomnienie, że 10 (jutro!) jest Dzień Mężczyzn.
Nie wiedziałam. Tylko Dzień Chłopaka kojarzę 30 września.
Mam nadzieję, że miło spędziłaś Dzień Kobiet. 🙂
PolubieniePolubienie
Ach, ten szum morza i wiatru, to jak kąpiel w czystej wodzie po długiej wędrówce…
Mimochodem, dzięki Tobie, poznaję Holandię coraz lepiej 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zatem pięknie dziękuję za towarzystwo i zaufanie. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Swietny wypad! I jak u Was juz wiosennie – Iskierka w bluzie, Okruszek w lekkiej kurtce… U nas nadal leza kupy sniegu, a dzis rano bylo -5 stopni. Bez zimowych kurtek ani rusz. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No nie, przy – 5 zimowa kurtka musi być, ale i u nas chłodniej się zrobiło.
Na szczęście wkrótce wiosna przyjdzie do nas wszystkich, jak co roku. 🙂
PolubieniePolubienie
I ja z Wami pospacerowałam po holenderskich plażach – co prawda wirtualnie – i choć nie wdychałam morskiego powietrza i nie słyszałam szumu fal – ale od czego jest wyobrażnia ?. Odpoczynek i odprężenie od codzienności – to zawsze jest w cenie ! Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ciociu, pozdrawiamy serdecznie.
Może jeszcze pospacerujemy razem po tej holenderskiej plaży? 🙂
Zapraszamy.
PolubieniePolubienie