Morskie opowieści

WhatsApp Image 2021-06-13 at 18.28.01 (2)

Udało się. Po przeszło roku Igorodzina trafiła grupowo do muzeum. Co z tego, że nadal z maską. Co z tego, że wycieczka była poniekąd wymuszona szczepionkową wyprawą Igorodziców. Ważne, że dane nam było znów rozsmakować się w bezpośrednim chłonięciu wiedzy, z wykorzystaniem wszystkich zmysłów (może z wyjątkiem smaku…). Wszystko to w Muzeum Marynarki Wojennej w Den Helder.

Muzeum mieści się tuż przy przeprawie portowej na Texel i już po wyjściu z samochodu czuć tu morskie klimaty – wiatr smaga, mewy pokrzykują, w oddali widać roztańczone morze. Nie sposób też nie dostrzec jednej z głównych atrakcji muzeum – jedynej w Holandii dostępnej dla zwiedzających łodzi podwodnej. “Tuńczyka”, zawieszonego kilka metrów nad ziemią, skosztujemy jednak nieco później. Na pierwszy ogień – główny budynek z wystawą przedstawiającą historię holenderskiej marynarki.

Pierwszych kilka pomieszczeń to głównie wystawa malarstwa marynistycznego – obrazy przedstawiające potyczki holenderskich żeglarzy z innymi potęgami morskimi – Brytyjczykami, Hiszpanami. Oprócz tego modele przedstawiające zabudowania stoczniowe na przestrzeni wieków, rozmaite narzędzia służące do nawigacji oraz wszelkiego rodzaju działa, miny – wszystko to, co marynarka wojenna wykorzystuje by trafić tam, gdzie trzeba i podjąć walkę z jednostkami wroga.

WhatsApp Image 2021-06-13 at 18.28.02 (1)

Poznajemy fakty z historii holenderskiej żeglugi. Dla mnie największą niespodzianką była historia holenderskiej marynarki wojennej podczas II Wojny Światowej. Do tej pory sądziłem, że udział Holandii w wojnie ograniczał się do zignorowanej przez Hitlera neutralności i ataku na Francję z kierunku, z którego Francuzi ataku się nie spodziewali. Prawda wygląda jednak inaczej: Holandia przed wojną była wciąż jeszcze państwem kolonialnym. To spowodowało, że mimo przejęcia przez nazistów, znaczna część siły holenderskiej armii uniknęła “przejęcia” – marynarka przeniosła swą centralę do Londynu, tracąc jedynie kilka okrętów, które nie były jeszcze ukończone i wciąż tkwiły w stoczniach. Niestety, po Bitwie na Morzu Jawajskim (luty 1942, w muzeum znajduje się bardzo ciekawa, interaktywna ekspozycja dotycząca tej bitwy) marynarka praktycznie przestała istnieć, co nie zmienia faktu, że okręty holenderskie zdecydowanie odegrały znaczącą rolę w trakcie działań wojennych zarówno w Europie jak i w Azji.

Druga część zwiedzania to dla mnie jedna, długa lekcja pokory.

WhatsApp Image 2021-06-16 at 12.59.39

Najpierw wspinany się na szczyt kadłuba największego tuńczyka jakiego widziałem w życiu: łodzi podwodnej HNLMS Tonijn (S805). Tuńczyk jest okrętem klasy Kaszalot (Potvis) będącej zmodyfikowaną wersją Delfina (Dolfijn). W aktywnej służbie od 24 lutego 1966 roku aż do stycznia 1991, jest jedyną łodzią podwodną dostępną dla publiczności na holenderskiej ziemi. Jakimś cudem mieściło się na niej 67 członków załogi. Ja sam miałem wielki problem by w ogóle do niej wsiąść i choć zrobić krok bez rozbijania sobie łepetyny o elementy konstrukcji, nadproża a wielu miejscach – sufity.

WhatsApp Image 2021-06-12 at 23.21.31

Naturalnie, jednostki takie zwykle obsadzane są żołnierzami nieco niższymi, którzy mogą się w nich przemieszczać bez ryzyka skrzywienia kręgosłupa. Winking smile

WhatsApp Image 2021-06-12 at 23.20.42

Samo wnętrze jest całkowicie niemuzealne: dotykanie, siadanie, kręcenie, naciskanie a nawet leżakowanie (czego nie przetestowaliśmy, niestety) dozwolone.

WhatsApp Image 2021-06-12 at 23.21.07

Jedynie kilka bardziej wystawnych pomieszczeń (choć przyznać trzeba, że w tych warunkach nawet wystawne wnętrza były mocno klaustrofobiczne) odgrodzono od zwiedzających pozwalając im jedynie zajrzeć do pomieszczeń zajmowanych przez najwyższych oficerów. Gdyby nie to ciągłe ryzyko nabicia sobie guza… Szczęśliwie, Igomamie i dziatwie to nie groziło, mogli więc w pełni czerpać radość z wędrowania po okręcie podwodnym.

W tym momencie zaczął nam dokuczać głód, udajemy się więc na okręt zdecydowanie starszy, na którym w normalnych okolicznościach mieściła się restauracja. To statek – taran, Skorpion. Pomyślany jako jednostka, która miała taranować okręty wroga. W praktyce okazało się to mało efektywne: trafić przeciwnika z działa na pełnym morzu jest już szalenie trudnym zadaniem. Podejście dostatecznie blisko by dało się go staranować graniczyć musiało z cudem. Zwiedzając podziwiamy zarówno przepych wnętrz, jak i niecierpliwie rozglądamy się za miejscem, gdzie można coś spożyć. Pewnie wystarczyłoby spytać kogoś z obsługi, czy posiłek faktycznie można na tym statku kupić, ale chyba nikt z nas nie chciał przyspieszać rozczarowania w przypadku negatywnej odpowiedzi. Zamiast posilać się więc prawdziwym jedzeniem, pozostaje nam sycić się widokiem wystawnej uczty przygotowanej w jednym z pomieszczeń.

WhatsApp Image 2021-06-13 at 18.28.01 (3)

Głód zaś, który daje nam się we znaki, umieścimy póki co za kratkami.

WhatsApp Image 2021-06-13 at 18.28.01 (4)

Dopiero po zejściu z pokładu możemy poszukać (na szczęście niedaleko) miejsca, gdzie możemy dokonać na nim egzekucji przy pomocy tradycyjnych “fish and chips”. Winking smile

Po posiłku przyszła pora na sąsiedni statek, bardziej współczesny. To niszczyciel min HNLMS Abraham Crijnssen. Okręt nazwany tak na cześć siedemnastowiecznego dowódcy holenderskiej marynarki, który zasłynął między innymi przejęciem angielskiej kolonii w Surinamie w 1667 roku w trakcie drugiej wojny pomiędzy Anglią i Holandią. Jednostka ta to jeden z okrętów, które pomimo zajęcia Holandii przez nazistów, kontynuował działania wojenne przeciwko Osi (konkretniej: Japonii) na morzach i oceanach na Dalekim Wschodzie. Okręt, który zasłynął tym, że umknął przed japońską marynarką do Australii zamaskowany jako tropikalna wyspa. Statek jest raczej niewielki, co jest typowe dla tego rodzaju jednostki, ale przynajmniej na głowę uważać nie trzeba.

WhatsApp Image 2021-06-13 at 16.59.15

Wewnątrz sporo eksponatów związanych z pamiętną ucieczką, dzięki której okręt zyskał (zasłużoną, moim zdaniem) sławę.

Na koniec budynek, który oprócz ekspozycji dotyczących budowania okrętów, warunków pracy w takich miejscach w dawniejszych czasach i historii małych budowniczych oferuje sporo rozrywki dla najmłodszych (i nie tylko). Proste gry zręcznościowe pozwalają zestrzelić kilka okrętów, pomóc jednostce przebyć slalom i wypłynąć na pełne morze i jeszcze pewnie sporo innych, prościutkich gier, dzięki którym miejsce z pewnością zyskuje wiele w oczach najmłodszych zwiedzających.

WhatsApp Image 2021-06-13 at 18.28.01

Tu zaczyna dopadać nas zmęczenie – pewnie sporo interesujących faktów umknęło naszej uwadze, w końcu po tak długim czasie trzeba znów kilka muzealnych wizyt, by wrócić do przed-kowidowej formy. Winking smile Wyprawę kończymy wizytą w sklepiku z pamiątkami, szczęśliwie nie zostawiając tam ani centa. Chyba zawdzięczamy to jednemu: dziatwa miała obiecane lody po tak dzielnym zwiedzaniu. Niecierpliwość pokonała w nich więc ochotę, by nalegać na zakup jakiegoś niepotrzebnych “skarbów”, które kilka tygodni (a może nawet dni?) później zmieniłyby się z “niezbędnych” i “zachwycających” w niewzruszonych i nieruchomych zbieraczy kurzu… Winking smile

WhatsApp Image 2021-06-12 at 23.17.40

Ten wpis został opublikowany w kategorii Holandia i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

15 odpowiedzi na „Morskie opowieści

  1. Celt Peadar pisze:

    Wy to macie niesamowite przygody! I po notce wcale nie ma się uczucia, że ta przygoda była jakkolwiek „wymuszona” 😉 Dzięki bardzo za zabranie mnie na kolejną 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Dzięki za pozytywny komentarz! Mam wielką nadzieję, że takich wspólnych wypraw będzie teraz więcej. Czas pokaże na ile uda nam się skorzystać z rozprężenia przepisów i letnich wakacji. 🙂

      Polubienie

  2. Ula H. pisze:

    Wspaniałe te morskie opowieści i interesujący kawał historii… dotąd mi nieznanej. Te klaustrofobiczne pomieszczenia okrętu podwodnego budzą zdziwienie i strach. Podejrzewam, że mój mąż byłby bardzo zachwycony taką wycieczką. Dzieci na pewno miały frajdę z takiej wycieczki. Pozdrawiam serdecznie :))

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Dziatwa żadnych reklamacji nie zgłaszała, więc chyba faktycznie, miejsce przypadło im do gustu. 🙂 Wyprawa szczepionkowa zdecydowanie udana. 😉

      Polubienie

  3. Gabriela Kotas pisze:

    Ależ ciekawy ten wpis , mój mąż pewnie byłby taką wycieczką zachwycony. Pozdrawiam serdecznie 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  4. jotka pisze:

    Wy nad morzem, my w górach, ale ważne że wakacje!!!

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Udanych wakacji, Jotko! Nam w Holandii góry nie zagrażają… 😉 Ale może w trakcie wędrówki po Polsce uda i nam się nieco czasu spędzić jeśli nie w górach, to chociaż w okolicy, gdzie horyzont mocno pofałdowany…

      Polubienie

  5. stopociechblog pisze:

    Najwyraźniej widać, że dzieci cieszą się z muzealnej wycieczki. To cudownie, kiedy można je zainteresować. Dużo ciekawych informacji w tym wpisie, dziękuję.

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Przyznam, że idea muzeum, gdzie wszystko można dotknąć bardziej do mnie przemawia, niż miejsca, gdzie wszystko za szkłem, barierką, fosą, zasiekami i ogrodzeniem pod napięciem… 😉 I tak, rozumiem, że czasem tak trzeba… Ale wiedzę najłatwiej chłonąć wszystkimi (prawie) wszystkimi zmysłami.

      Polubienie

  6. Iwona Zmyslona pisze:

    My Polacy chyba mało wiemy o historii Holandii, dlatego każdy tekst pozwalający poznać jkieś jej epizody jest nire tylko ciekawy ale bardzo cenny. Dziatwa wzrostem poszła w tatę i nawet Okruszek za kilka lat może mieć kłopoty ze zwiedzaniem niektórych miejsc. Bardzo interesujący wpis nie tylko dla wilka morskiego. Serdecznie pozdrawiam.

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      Zabawne – właśnie ostatnio przekonywałem dziatwę, że mają szczęście, że mogą poznać historię nie tylko kraju rodzinnego, ale też kraju, w którym przyszło im mieszkać. Raczej ich nie przekonałem, ale nabrałem „smaka” na lekcję historii. Dzięki Bogu wiedza w dzisiejszych czasach jest zawsze na wyciągnięcie ręki…. 🙂

      Polubienie

  7. agacia336 pisze:

    Fajna wycieczka! Uwielbiam takie „niemuzealne” muzea, gdzie mozna wszystko pomacac. 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata pisze:

      O tak… Sprostuję tylko, że część ekspozycji jednak tradycyjnie niedotykalska. Ani obrazów, ani makiet, ani nawet armat (o ile mi wiadomo) dotykać nie można. Za to na łodzi podwodnej – (niemal) pełna swoboda. 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz