Holenderski stroopwafel na poprawę humoru

249512857_3015800412065919_753061559617218446_n

Dziś słodki wpis, bajecznie cukrowy. O smaku karmelu i zapachu miodu.
W sam raz na gorsze dni, na przekór złym wiadomościom.
W głównej roli występuje stroopwafel, król holenderskich słodyczy.
Generalnie jest to ciastko; a konkretnie okrągły wafelek, dwuwarstwowy, przekładany karmelowym syropem (syrop to właśnie owo: „stroop”).

Stroopwafle można jeść zwyczajnie, jak wszystkie inne ciastka, bezpośrednio po wyjęciu z opakowania. Jednak jest pewien rytuał, którego stosowanie intensyfikuje walory smakowe.
Coś a la ceremonia herbaciana. Możesz wrzucić “ekspresówkę” do szklanki i zalać wrzątkiem albo też możesz sporządzić napar z liści w dzbanku, zważając na odpowiednią temperaturę wody.
Rytuał spożywania stroopwafli jest prosty: zaparzasz w kubku kawę lub herbatę, po czym parujący napój przykrywasz stroopwaflem.

249356727_606785973677316_891962299357084312_n

Twardy wafelek zaczyna kruszeć, uwalniając aromat palonego cukru.
Wystarczy moment i ciastko nabiera miękkości. Wówczas zdejmujesz je z kubka, odrywasz ciepły kawałek, wkładasz do ust.
I wnet czujesz łagodną falę słodyczy rozlewającą się po języku.
Twardsze okruszki mieszają się z płynnym syropem, prawdopodobnie jakaś zbłąkana kropelka skapnie ci na spodeczek i zastygnie na nim jak złoty bursztyn. Na ten jeden moment smutki i kłopoty znikną.

249457468_4595940823799628_9179548165785991679_n

Gwoli wyjaśnienia, czemu mnie tak naszło na stroopwafle:
W Holandii w ubiegłym tygodniu trwały ferie jesienne (herfstvakantie).
Taka pięciodniowa pauza od szkoły, w sam raz aby zaczerpnąć haust jesiennego powietrza.
Igotata nie miał ferii, pracował, ale ja z dziećmi odwiedziłam trzy niewielkie miejscowości, położone w promieniu 50 km od domu.
Zresztą o tych wioskach też mam zamiar wkrótce tu napisać, bo są naprawdę warte wspomnienia.

Ale wracając do stroopwafli: w jednej z tych miejscowości, a konkretnie w Volendam, odwiedziliśmy autentyczną, taką „z dziada pradziada” cukiernię, wyspecjalizowaną w przygotowywaniu stroopwafli.

248556528_3948730588563479_1114935498664829846_n

Posiada ona sklep i część muzealną, w której codziennie są prowadzone demonstracje (po niderlandzku i angielsku), połączone z degustacją.

Jak się domyślacie, wzięliśmy udział w takim pokazie.
Było warto, tym bardziej że trafiliśmy na sympatyczną panią prowadzącą, z dużym poczuciem humoru i pasją, oczywiście pasją do stroopwafli.
Mimo że pewnie prowadzi takie pokazówki dzień w dzień, po kilka razy, to wszystko robiła z ogromnym entuzjazmem i bez cienia znudzenia.

248505823_1648564565477047_3982003384867981693_n

Publiczność czuła się jak naród wybrany. W dodatku pani nie ukrywała, że sama lubi jeść stroopwafle. W trakcie ich przygotowywanie – pomlaskiwała, oblizywała się, strzelała takie miny jakby serwowała nam najpyszniejszy deser świata.
Jak zahipnotyzowana śledziłam jej mimikę i gesty, a słuchanie odbywało się mimochodem, przy okazji patrzenia. Winking smile
Niemniej jednak coś tam mi w głowie zostało, choćby to że stroopwafle wymyślono w Goudzie (tej od sera) i tam je produkowano od 1837 r., a „nasza piekarnia” w Volendam przejęła ich produkcję w 1853 r. i do dzisiaj używa pierwotnej receptury (czyli już przez 164 lata):

ciasto waflowe:248596876_1476546852714259_3544175866855819942_n

500 g mąki
– 250 g roztopionego masła
– 150 g cukru
– 50 g drożdży
– odrobina ciepłego mleka
– 1 jajko


nadzienie:

500 g syropu
– 300 g ciemnego cukru
– 75 g masła
– 1 łyżeczka cynamonu

Nasza miła pani wyrobiła ciasto, oderwała niewielką kuleczkę i włożyła ją do rozgrzanej gofrownicy – dosłownie na minutę, po czym wyjęła płaski wafel. Ostrym nożem najpierw uformowała okrągły kształt, a następnie poprzecznie przecięła go na dwa cienkie krążki.
Jeden posmarowała ciepłym kleistym syropem i przykryła to drugim.
Gotowy stroopwafel pokroiła na kilka kawałków, które zaraz „rozeszły się” po sali. Gdy goście smakowali, pani z wprawą “produkowała” kolejne wafelki.

248683372_2808571319434946_1798502959262876739_n

Jak wiecie w Holandii nic nie może się zmarnować: okrawki i ścinki wafli są pakowane do woreczków i sprzedawane jako „snippers” lub „kruimpels”. Degustują w nich osoby nie lubiące syropu lub ograniczające kalorie (a propos 1 stroopwafel zawiera 134 kc ).

Pierwsze stroopwafle nazywano „armenkoeken” (ciastkami ubogich), ponieważ początkowo były wyrabiane ze starych, twardych resztek ciast i pozostałości syropów.
Obecnie w Holandii stroopwafle można kupić w każdym sklepie spożywczym. Oprócz wariantu tradycyjnego w sprzedaży są: honing (miodowe), speculaas (piernikowe) i chocola (czekoladowe).
Dostępna też wersja mini (nie próbujcie ich umieścić na wierzchu filiżanki ) i bezglutenowa.
Istnieje również likier o smaku stroopwaflowym, dorośli mogli go popróbować podczas degustacji. Pycha!

249993502_547450523216532_8256504506370590423_n

Już po pokazie, przy wyjściu z cukierni każdy dostał świeżego stroopwafla na wynos. A nie mówiłam, że będzie bajecznie cukrowo?

Ps. Drodzy Czytelnicy, ten post (jak wszystkie pozostałe na tym blogu) nie jest sponsorowany.
Cukierenkę Voltjes w Volendam polecam Wam zupełnie bezinteresownie, oczarowana charyzmą pani prowadzącej degustację oraz bogatym asortymentem sklepu, z ładnie zapakowanymi stroopwafelkami, idealnymi na prezent (też prezent dla siebie). Winking smile

249228922_455516155997968_4949531821074588054_n

Ten wpis został opublikowany w kategorii Holandia, wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

20 odpowiedzi na „Holenderski stroopwafel na poprawę humoru

  1. nieodkrytapl pisze:

    Te wafle przywozi mi koleżanka, która mieszka w Holandii – uwielbiam je!

    Polubione przez 1 osoba

  2. jotka pisze:

    No takie wyprawy to rozumiem, u nas podobnie jest z piernikami. Pojawiły się tez manufaktury słodyczy, gdzie na poczekaniu sama zrobisz swoje lizaki.
    Takie wafelki tez gdzieś widziałam, do rozgrzewania na kubku, ale zapomniałam jak się nazywają 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Jotko, bo te wafelki też już są w Polsce. 🙂
      Tak, i nie ma to jak nasze polskie pierniki. Do dziś mile wspominam wizytę w Muzeum Piernika w Toruniu z dziećmi.
      A w manufakturze słodyczy w Gdańsku był mój chrześniak na wycieczce szkolnej, podarował mi stamtąd wspaniałego lizaka. 🙂

      Polubienie

  3. rusinowa pisze:

    Ależ smakowity post i zdjęcia.
    Przyjemnie mi się zrobiło bo jestem okropnym łakomczuchem 🙂
    Dziękuję.
    Stokrotka

    Polubione przez 2 ludzi

  4. oko pisze:

    brzmią pysznie. szkoda że tak daleko.

    Polubione przez 1 osoba

  5. Brzmi przepysznie. Cóż – odległość jakby mniej, pozostają mi pierniki 😉 W końcu do Torunia rzut beretem 😉

    Polubione przez 1 osoba

  6. Magda Pietrzyk pisze:

    Nie lubię holenderskich wafli (choć wolę już te niż te tutejsze belgijskie z grubym cukrem bah!), ale dotąd nie znałam instrukcji obsługi i może w tym tkwi problem. Muszę wypróbować z tą kawą. Belgowie (i ja) z kolei te swoje ulubione speculosy zwykle moczą w kawie, co też zdaje się być tu pewnym rytuałem, jak wynika z moich obserwacji 😉

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Och tak, moczenie ciastek w kawie to też swoisty rytuał.;)
      Ja z kolei nie lubię, nawet nie tyle nasączonego ciastka (bo to i owszem), ale potem tych okruszków w kawie. 😉

      Magdo, daj raz szansę stroopwaflowi na filiżance, może akurat Ci podpasuje?

      Polubienie

  7. stopociechblog pisze:

    Fajne miejsce. I jak słodko sie zrobiło. dziękuję

    Polubione przez 1 osoba

  8. Ultra pisze:

    Zainspirowałaś mnie, aby spróbować zrobić te wafelki. Nic nie szkodzi, że wyjdzie gorszy, ale słodkość nad kawą, zawsze pocieszy.
    Zasyłam serdeczności

    Polubione przez 1 osoba

  9. agacia336 pisze:

    O, widzialam takie wafle i u nas, chociaz nie wiedzialam jak sie je prawidlowo konsumuje! Teraz juz bede wiedziec! 😀

    Polubione przez 1 osoba

  10. Iwona Zmyslona pisze:

    Gdy byłam dzieckiem matka bardzo często kupowała „suche wafle”, zazwyczaj okrągłe(były duże). Ucierała krem taki jak do przekładania tortu(lub z braku składnikow, gotowała budyn czekoladowy i waniliowy) i przekładała nim wafle. Potem wkładała to na jakiś czas do lodówki. Kiedy wafle połączyły się z kremem, wyjmowała z lodówki i kroiła w trójkąty tak jak tort. Uwielbiałam takie desery. Sklep, który sfotografowałaś jest przepiękny i ma cudowną atmosferę. Pozdrawiam serdecznie.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama pisze:

      Iwonko, moja mama też robiła takie wafle jak Twoja. Przekładała je kremem i dżemem.
      Z kolei ja przekładam suche wafle masą z mleka w w proszku (+ mleko zwykłe, masło, cukier, kakao). Szybki i podzielny deser, zwłaszcza gdy spodziewamy się dziecięcych gości.

      Polubienie

Dodaj komentarz