Długo nie pisałam. Najpierw zabrakło czasu, potem słów.
Mieliśmy w Holandii tygodniowe ferie: krokusvakantie. A dziś, mimo że dzieci znów wróciły do szkół, wszystko wygląda inaczej. Na zewnątrz zrobiło się jaśniej, dzień się wydłużył, lecz w sercu zaległ mrok. Ciemno. Smutno. Apokaliptycznie. Gdy zaczynały się ferie, naszym jedynym zmartwieniem był Covid i wichury. Poza tym nie mieliśmy większych kłopotów.
W poniedziałek wyjechałam z Okruszkiem do Fryzji. Starsze dzieci nie chciały. Zrobiliśmy zatem mały, rodzinny eksperyment i rozdzieliliśmy się na parę dni.
Igotata pracował zdalnie, więc miał kontrolę nad Groszkiem i Iskierką.
Natomiast my – Okruszek i ja – duuuużo spacerowałyśmy. Było nam dobrze.
Do czwartku. Pamiętnego czwartku, 24 lutego.
Tego dnia wypożyczyłyśmy rowery i zrobiłyśmy sobie małą wycieczkę do portu w Lauwersoog. Pooglądałyśmy statki i widoczną z brzegu wyspę Schiermonnikoog, a potem zjadłyśmy holenderski fast food: kibbeling (kawałki dorsza smażone w głębokim oleju) w nadbrzeżnym barze, który ku szczęściu dzieci dysponował małpim gajem. Okruszek miał uciechę, ja – chwilę spokoju.
Ona wspinała się po konstrukcjach, ja patrzyłam to w okno, to na sąsiadów, a trochę na zdjęcia w telefonie. Czasem moją uwagę ściągał telewizor, ale był za daleko, bym cokolwiek słyszała. Migały mi twarze polityków: usta się otwierały, ręce ruszały. Pomiędzy tym flaga Ukrainy, na którą jakoś specjalnie nie zwróciłam uwagi. Dopiero potem mi się przypomniała.
W drodze powrotnej spłukał nas deszcz. Ciężko się jechało, bo wiatr napędzał nam na twarze krople, które uderzały w skórę jak młoteczki.
Z ulgą weszłyśmy do naszego bungalowu. Zmieniłyśmy mokre ciuchy.
A potem… Potem na mój telefon zaczęły spływać wiadomości od znajomych.
Z informacją, że w nocy Rosja napadła na Ukrainę. Z prośbami o włączanie się w modlitwę, różaniec. Nie wierzyłam, co czytam.
Odtąd nic nie było takie same.
Pierwszą osobą, o której pomyślałam była Yulija, koleżanka z poprzedniego kursu niderlandzkiego, tego z Ostrą Leną. Trzymałyśmy się na nim w czwórkę, razem z Anetką i Caroliną z Gwatemali. Yulia pochodzi z Ukrainy. Studiowała w Kijowie, a potem los poniósł ją do Holandii.
Yulija uspokoiła nas, że z nią, jej mężem, córkami i mamą wszystko jest w porządku; są w Holandii. Niestety cała pozostała rodzina została w Ukrainie. Babcia płacze. Wracają do niej obrazy z II wojny światowej, gdy była małą dziewczynką. Przyjaciele w Kijowie nasłuchują dźwięków syren w swoim mieszkaniu. Próbują zachować pozory normalności dla dzieci, ale przecież się nie da.
Włączam laptop, większość wiadomości śledzę ukradkiem, nie chcę, by Okruszek zobaczył. Ale ona i tak swoje wie. Widzi, jak się rozsypuję. Mała (lecz przecież mądra) główka analizuje fakty.
Wyjeżdżamy nazajutrz po śniadaniu. W piątek, 25 lutego.
Holendrzy bardzo czekali na ten dzień, bo odtąd w Holandii są zniesione covidowe obostrzenia: maseczki, dystans no i przede wszystkim konieczność pokazywania kodów QR w muzeach, kawiarniach, kinach, siłowniach, basenach i gdzie bądź. Prawie o tym zapomniałam. Nagle przestało to mieć znaczenie. Jakie muzea i kawiarnie, gdy trwa wojna, giną ludzie?!
Spoglądam przez szybę samochodu na świat, który tak się zmienił w jedną noc. Pola, drzewa, kanały straciły kolory. Wyglądają jak na zdjęciu w sepii.
***
W niedzielę polski kościół w Amsterdamie pękał w szwach, jak za tłustych lat przed pandemią. Znów wszystkie ławki były dostępne do użytku. I wszystkie zajęte. Kolejka przed konfesjonałem. Widocznie strach najlepiej motywuje ludzi do pojednania z Bogiem.
Czekałam na słowa księdza Krzysztofa. Nasz obecny ksiądz wcześniej posługiwał właśnie w Ukrainie. Gdyby biskup nie wezwał go do Holandii, teraz żyłby w kraju ogarniętym wojną. Tam ma współbraci, przyjaciół, znajomych. Odmówił za nich modlitwę w języku ukraińskim. Oczywiście poza modlitwą, potrzeba konkretnej pomocy, materialnej, namacalnej. Rusza zbiórka. Bardzo dobrze. Tak sobie myślę, że pomaganie jest najlepszą rzeczą, jaką można zrobić w dramatycznej sytuacji. Najlepszą dla potrzebujących (wiadomo!), ale i dla pomagających, bo choć odrobinę zmniejsza to okropne uczucie bezradności, poczucie nicnierobienia, w chwili gdy bliźni cierpią.
Jestem dumna z Polski.
Gdy widzę, jak Polacy bezinteresownie pomagają, jak się skrzykują, zbierają dary dla uchodźców, wiozą je, oferują swoje mieszkania.
Kosze z jedzeniem, ubraniami, zabawkami stojące na granicy to egzamin z człowieczeństwa zdany na szóstkę. Egzamin z polskości.
A Ukraina? To młode, odważne państwo?
Ukraina już wygrała! Ze swym dzielnym, charyzmatycznym prezydentem i jego małżonką – Ukraina właśnie pokazała światu swą wielkość.
Ale już wystarczy. Dzielności, wojny, krwi, łez.
Niech nastanie pokój.
Przykro mi, że tak to przeżywasz, że wszystko traci dla Ciebie kolory… Ale to tylko świadczy o Twoim wielkim sercu i ogromnej wrażliwości ❤
Nie ukrywaj tego, co się dzieje przed Okruszkiem. Sama pewnie dobrze wiesz, że dzieciaki bezbłędnie wyczuwają zmiany nastroju w otoczeniu, nawet, jeśli nic im się nie mówi… A Okruszek jest dodatkowo bardzo mądrą, nad wiek dojrzałą dziewczynką. Zrozumie (oczywiście bez epatowania szczegółami…).
Ja sam już świadomie odcinam się od tych wszystkich relacji i informacji na tyle, na ile mogę. Od kilku dni nie da rady nawet spokojnie radia posłuchać. Sprawdza się to stare powiedzenie: Zaiste przyszło żyć w ciekawych czasach…
Trzeba Bogu dziękować za każdy dzień spokoju, który mamy. Cieszyć się każdym dniem, kiedy świeci słońce 🙂
Trzymajcie się tam!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję Ci, Celcie, za Twój ,bardzo cenny dla mnie, komentarz.
Masz rację. Przyszło nam żyć w ciekawych czasach, choć powiem Ci, że ja wolę spokojne czasy niż ciekawe, nawet niech będzie nudno, byle stabilnie i bezpiecznie.
Jednak z drugiej strony nikt nie ma wyboru, gdzie i kiedy przyszło mu się urodzić.
Na wiele rzeczy nie mamy wpływu, za to mamy wpływ na jedno – na naszą reakcję w obliczu zła i nieszczęścia.
Celcie, zdrowia i siły dla Ciebie i Twoich Bliskich.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jeszcze inaczej patrzą na te wojnę, ludzie, którzy teraz pomagają Ukrainie ale w sercach i pamięci mają pomordowane rodziny, przyjaciół. Cudem przetrwałych po ukraińskich mordach na Polakach. Jakimi gigantami muszą być ci właśnie ludzie, którzy doskonale pamiętają, doskonale wiedzą a jednak pomagają i nie zamykają własnych domów chociaż podświadomie, wciąż się boją.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To prawda, ci ludzie to giganci.
Wielkość człowieka polega na przebaczeniu i niechowaniu urazy w takich chwilach.
Zwłaszcza że ci młodzi Ukraińcy nie są winni czynów swoich przodków.
Pozdrawiam i życzę spokoju i poczucia bezpieczeństwa.
PolubieniePolubienie
Masz rację, Ukraina już wygrała i wygrali ludzie, którzy mimo przejść wojennych potrafili wznieść się ponad urazy i osobiste straty…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie tak, Jotko.
Trzeba się uczyć od tych ludzi…
Trzymaj się i dużo sił i spokoju dla Ciebie i Twojej Rodziny, Jotko.
PolubieniePolubienie
Bardzo dziękuję za Twój dzisiejszy post. Dosyć mamy nienawiści i wojny ! Teraz widzimy jakie to okropne, gdy giną ludzie, a nasz świat traci kolory i sens… Dożyliśmy strasznego czasu, gdy wojnę śledzimy na ekranach telewizorów. To tak blisko nas… Dobrze, że możemy wspierać i pomagać. Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ula, bardzo dziękuję Ci za tak wspierający komentarz.
Wszyscy jesteśmy przeciwni wojnie i bestialstwu.
Ale ważne jest też to, że możemy się podzielić swoimi emocjami: lękami, przerażeniem, bezsilnością z innymi. Pomaganie, wspieranie daje choć jakieś poczucie sprawczości.
Trzymaj się, dużo spokoju mimo tego zła wokół.
PolubieniePolubienie