Ostatni tydzień przed wakacjami to czas domykania różnych spraw. Naraz okazuje się, że jest ich całkiem sporo, w dodatku lista nie chce się skrócić.
I dom coś przeczuwa, bo próbuje nas uwięzić w swych objęciach.
Kot też czuje, że co się święci, a przecież jeszcze walizek z szafy nie wyjęłam. Celowo. Nie chcę mu stresu dokładać. Jego egzema to aż nadto. Zresztą zwierzęta i tak swoje wiedzą.
Guzik mnie pilnuje. Gdzie ja, tam i on. Przy biurku mnie podsiada, a jak piszę, to by i w laptop wszedł.
Jutro jedziemy z nim do weterynarza na wizytę kontrolną.
Kontrole kontroli – od paru miesięcy tak to z kotem wygląda, tylko kot wyglądać lepiej nie chce. Znaczy się pewnie chce, ale coś mu w tym przeszkadza, a my nie wiemy co.
Jaki alergen. Problemy skórne zamiast znikać, tylko się nasilają.
I jak tu jechać do Polski? Jak włączyć na luz, nie martwić się?
Co prawda Igotaty nie będzie w Holandii ledwie przez tydzień, bo zaraz wraca do pracy, ale chyba zgodzicie się ze mną, że tydzień kota alergika trwa dłużej niż tydzień kota zdrowego.
Na szczęście zaprzyjaźniony sąsiad codziennie będzie doglądał Guzika i dotrzymywał mu towarzystwa.
Bo tak w ogóle to nasz kot jest w miarę samowystarczalny, dzięki klapce w drzwiach wychodzi na dwór kiedy chce i sam wraca, bez potrzeby „pomiaukiwania” na domowników, by go wpuścić.
Tylko Bako, zaprzyjaźniony kot sąsiadów, będzie miał detoks od naszego mieszkania, bo czujnik w klapce reaguje tylko na czip „swojego” zwierza domowego, a nie sąsiedzkiego.
Zamknęłam mój całoroczny wolontariat w szkolnej bibliotece Okruszka.
Bo w Holandii funkcję bibliotekarzy w podstawówkach piastują rodzice, przynajmniej tak działa to w naszym mieście.
Z początkiem roku wybiera się zespół bibliotecznych mam, „biebmoeders” (bo przeważnie są to mamy, choć zdarzają się tatusiowie i babcie).
Ustalamy dni naszych dyżurów, poszczególne klasy też odwiedzają bibliotekę według stałego grafiku.
Moim bibliotecznym dniem był piątek, obsługiwałam czytelników z klasy trzeciej, siódmej i ósmej. Oczywiście zdarzały się małe rotacje lub zastępstwa, gdy jakaś klasa jechała na wycieczkę albo innej biebmoeder coś wypadło.
Przez ten rok zdążyłam poznać imiona „swoich” dzieci, a nawet ich upodobania czytelnicze.
Oczywiście zdarzali się wśród nich czytelnicy, nie przepadający za czytaniem, którzy przychodzili po książkę z musu i błąkali się między regałami, ostatecznie decydując się na komiks lub broszurę z dowcipami. Dobre i to.
Szkolne biblioteki są skomputeryzowane, katalog książek i uczniów jest zapisany w specjalnym programie, każda książka posiada kod kreskowy, skanuje się ją jak towar w sklepie.
Na grzbiecie okładki znajduje się litera oznaczająca grupę wiekową czytelników i znak graficzny odpowiadający gatunkowi, przykładowo: lupa – powieść detektywistyczna, ABC – tematyka szkolna, kapelusz wróżki – fantastyka, tak to działa.
Teraz biblioteka jest już wysprzątana, książki – posegregowane według kodów – leżakują z dala od uczniowskich rąk.
W bibliotece zawsze pracowałyśmy we dwie, tak jest raźniej, zwłaszcza dla mam takich jak ja, obcojęzycznych. Owszem dogaduję się w języku niderlandzkim, ale jeszcze zdarzają mi się pomyłki, dlatego tworzę parę z mamą Holenderką. W razie nieporozumień, mogę na nią liczyć, a poza tym uczę się od niej języka.
A ileż to razy się myliłam! Zwłaszcza w momentach, gdy przy biurku naraz robiło się tłoczno od młodych czytelników, jedni oddawali książkę (boek innemen), drudzy wypożyczali (boek uitlenen).
Wyrazy: innemen i uitlenen brzmią zupełnie inaczej, ale – wierzcie mi – w stresie można zapomnieć ich znaczenia.
W przyszłym roku do naszego grona biebmoeders dołączą Olga i Tania z Ukrainy.
Osiedliły się w Holandii od niedawna i nie znają holenderskiego, ale mimo to chcą pomagać. Ostatnio przychodziły oswajać się z pracą w bibliotece.
Przy okazji trochę rozmawiałyśmy.
Choć mój holenderski wciąż jest koślawy, Olga i Tania wypytywały, gdzie nauczyłam się mówić. One też tak chcą.
Poleciłam im punkt Taalhuis w naszym mieście, tam uzyskają informacje na temat darmowych możliwości nauki niderlandzkiego.
Myślę, że szybko nauczą się języka. Zauważyłam w nich wielką otwartość i gotowość do nauki, do zmian, adaptacji.
Mówiły, że tak wiele rzeczy w Holandii je dziwi. Na przykład dzieci. Dotąd nie widziały tylu tak różnorodnych dzieci co właśnie w naszej szkole.
Fakt, mamy uczniów najrozmaitszego pochodzenia, z wielu krajów, z wszystkich ras, odmiennych wyznań, kultur.
A jak trudno wymówić i zapamiętać niektóre imiona!
Te typowo holenderskie akurat są dość proste, bo krótkie: Daan, Kim, Bram, Sofie, Mila, Amber, ale wyzwaniem, przynajmniej dla mnie, okazały się imiona azjatyckie i afrykańskie.
W Tani i Oldze zobaczyłam siebie sprzed lat.
Nowo przybyłą. Poruszającą się w bańce. Gdy wsłuchujesz się w otaczający cię język i tak bardzo chcesz go zrozumieć, a tymczasem trafiasz na ścianę, odbijasz się od niej i sfrustrowana znów walisz w nią pięściami. Na próżno. Nic ci to nie daje.
Tak bardzo chciałabyś coś opowiedzieć i tak bardzo brakuje ci słów na języku.
Więc machasz tylko ręką i uśmiechasz się przepraszająco.
Z zazdrością i zdumieniem popatrujesz na innych dorosłych, którzy mówią, po prostu mówią. Niby nic, a jednak aż tak wiele. Jak oni to robią? Skąd nabrali tyle tych słówek, jak umieją je okiełznać, wypuszczać z ust we właściwym szyku, zrozumiałym dla słuchacza? No, jak?
Po dziewięciu latach mieszkania w Holandii i do mnie przyszedł język.
To nic, że zdania jeszcze czasem są kanciaste i chropawe. Wyszlifuje je czas. I kontakty społeczne.
Jednak na razie pierwszeństwo mają wakacje. Odpoczniemy też od języka.
Ale to nie szkodzi. Nadgoni się później.
Dzieci jadą w Polsce na obozy letnie.
Iskierka dopiero co wróciła z tropikalnego Rzymu, a już czekają ją kolejne wyjazdy.
Organizator obozu udostępnił spis potrzebnych rzeczy; trzeba sprawdzić, czy wszystko mamy.
Wyrośnięty Okruszek, zgodnie z nazwą, niemal z wszystkiego powyrastał.
![]()
W pawlaczu torby ciuchów po Iskierce i córkach koleżanek czekają na przegląd.
Jeszcze rower domaga się naprawy, bo pękła dętka i łańcuch się rozregulował.
Książki trzeba oddać do miejskiej biblioteki, nim przyjdzie kara za przetrzymywanie.
Dzieci do fryzjera poumawiać: dziewczyny uparły się na grzywki, a grzywki już tak mają, że rosną za szybko i spuszczają zasłonę na oczy. A ja lubię jednak dzieciom w oczy patrzeć.
Przygotowujemy upominki dla pań na zakończenie roku.
Na szczęście tylko u Okruszka, bo tu w szkołach średnich już nie praktykuje się kupowania kwiatów i czekoladek, choć jak kto chce, przynieść może, zawsze to miło.
Moje dzieci popołudniami umawiają się z koleżankami i kolegami, bo przecież potem całe wakacje się nie zobaczą.
Domykamy naszą codzienność.
I choć dom będzie nas zatrzymywał i będzie wymyślał dla nas nowe zadania, wierzę, że wypuści nas w końcu na wakacje.
Sprawiłaś mi ogromną przyjemność opisem pracy w bibliotece szkolnej. A sama biblioteka piękna i kolorowa, moja taka nie była, pozostało to w sferze marzeń…
Życzę wam przepięknych wakacji, bez zmartwień, z dala od życiowych problemów i z cudowną pogodą!
Wracajcie zrelaksowani i pełni wrażeń!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kochana jesteś. Jak miło!
Dziękujemy za piękne życzenia.
Jotko, a Twoja biblioteka była piękna, dzięki Twojej osobowości.
Bo to ludzie tworzą klimat miejsc. 🙂
W Twojej bibliotece dzieci szukały nie tylko książek, ale też towarzystwa „Pani od biblioteki”. 🙂 A rozmowy z Krzysiem urosły do miana legendarnych. 🙂
Po tak intensywnej pracy, emerytura cieszy.
Korzystaj, odpoczywaj, ciesz się życiem i świadomością, że nic nie musisz, możesz. 🙂
PolubieniePolubienie
Dziękuję za tyle miłych słów, wzruszyłam się 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie ma się co wzruszać, kochana, taka prawda i już.
Każdy to wie. 🙂
PolubieniePolubienie
Ja przed covid’em tez pomagalam w bibliotece szkolnej dzieciakow! 🙂 U nas pracuje tam bibliotekarka, ale ze jest sama na cala szkole, wiec rodzice z kazdej klasy moga zglosic sie na dyzur w pasujace im dni i godziny. Ja podjezdzalam na godzinke raz w tygodniu i glownie odkladalam sie niekonczacy sie stos zwroconych ksiazek, na polki, wedlug katalogu. 😉
Faktycznie pozno u Was wakacje. Moi juz od ponad miesiaca sie wakacjuja! 😉 W tym roku do Polski sie nie wybieramy, jezdzimy po najblizszej okolicy. 🙂
Wspanialego wypoczynku! I mam nadzieje, ze Guzik dobrze zniesie rozstanie. Nasza cholere narazie zostawialismy tylko na 3-4 dni i zniosla rozlake bez najmniejszego problemu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agaciu, pamiętam jak pisałaś o swoim wolontariacie w bibliotece.
Wiesz, u nas nie ma w ogóle bibliotekarki, tylko zespół bibliotecznych mam.
Mamy łącznika z biblioteką centralną w mieście, która jest takim „pogotowiem bibliotecznym”, koordynuje działania wszystkich szkolnych bibliotek w mieście, pomaga, gdy zgłosimy jakiś poważniejszy problem.
Miłego wakacjowania dla dzieci, bez trosk, na luzie, wśród zabaw i w gronie rówieśników. A dla Ciebie też więcej spokoju i wytchnienia.
No i w ogóle ciekawych wycieczek!
PolubieniePolubienie
Nasze świnie też mają problemy ze skórą. Właśnie wróciłam z moich wakacji i chyba po niedzieli polecę do apteki po krople, by powtórzyć kurację, gdyż widzę, że cholery ciągle sie drapią.
Późno u Was te wakacje się zaczynają, ale lepiej późno niż wcale 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Najważniejsze, że się doczekaliśmy tych wakacji, tylko pogoda póki co mało wakacyjna, niemal codziennie pada.
Mam nadzieję, że kuracja pomoże świnkom.
Niestety te nasze współczesne sierściuchy są podatne na alergie.
PolubieniePolubienie
Udanych wakacji, Igorodzino:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo dziękuję Kalipso i wzajemnie. 🙂
Uściski ogromne, trzymam kciuki za Twoje pisanie. 🙂
PolubieniePolubienie
Podobno najczęściej uczula mączka z kości i mięsa kurczaków. Ponieważ jest najtańszy, więc dodawany chętnie do karm. Mój pies był na nią uczulony, przez 3 lata trwało testowanie rozmaitych karm zanim znalazłam odpowiednią. Przez ten czas prawie wyłysiał.
Życzę wspaniałego wypoczynku, a przede wszystkim zadbaj o siebie, swoje zdrowie i dobre samopoczucie. Żadnych zadań, pełny luz. Bądź szczęśliwa!
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ultro, sporo przeszedł Twój psiak, a Ty z nim.
Najważniejsze, że w końcu odkryliście alergen, to już połowa sukcesu.
My jeszcze szukamy, być może jest to jakąś roślina na zewnątrz.
Gdy wrócimy z wakacji, kot będzie miał założony kołnierz, by nie rozdrapywał krost i będzie przez jakiś czas trzymany w domu.
Już się boję jego rozczarowania i pomiaukiwań, ale nie ma wyjścia, jeśli chcemy polepszyć jego stan.
Dziękuję za przemiłe życzenia. 🙂
Ty też dbaj o siebie, o Twoje oczy i ogólną sprawność.
Mając w pamięci Twój ostatni wpis, wiem, jak bardzo potrzeba Ci teraz spokoju i zatroszczenia się o siebie.
Powodzenia!
PolubieniePolubienie