Jadąc z Holandii do Polski (i vice versa) mamy do pokonania ponad tysiąc kilometrów. Nasi bliscy mieszkają z dala od lotniska, toteż podróżujemy samochodem. Długa trasa stała się bardziej znośna, odkąd zdecydowaliśmy się na nocleg, mniej więcej w połowie drogi. Sześć godzin w aucie podzielone na dwa dni, to zupełnie inny kaliber niż dwanaście godzin na raz. Wyszukujemy najtańszych opcji noclegu na booking, tuż przy autostradzie, bo chodzi o to, by przytulić głowę do poduszki, zmienić pozycję z siedzącej na leżącą, a rano zjeść kanapkę i od razu ruszyć dalej.
Nasz nocny postój najczęściej wypadał w okolicy Magdeburga.
W końcu stwierdziliśmy, że skoro systematycznie tędy przejeżdżamy, to może warto byłoby choćby rzucić okiem na miasto. To był dobry pomysł.
A owo “miasto” okazało się na tyle przyjazne, że zatrzymaliśmy się w nim dwukrotnie: w drodze do Polski i jeszcze na powrocie.
Magdeburg się kłania
Magdeburg, stolica landu Saksonia – Anhalt, leży nad Łabą, w północno – środkowych Niemczech. Ma długą i bogatą historię, w którą – pozwólcie – nie będę się wgłębiać.
Niech wystarczy nam informacja, że w średniowieczu była to prawdziwa potęga hanzeatycka. Siedziba arcybiskupów pod wodzą cesarza Ottona I.
Pod koniec II wojny światowej miasto zostało zniszczone w 80 % . Następnie, w 1949 r. zostało przyłączone do NRD i odbudowywane w duchu socrealizmu, co jest dostrzegalne do dziś.
Całkiem świeża powódź (2013 r.) dołożyła swą niszczycielską cegiełkę/falę, mimo to Magdeburg się odrodził i obecnie ma się całkiem dobrze.
Co nam zaprezentował?
Za pierwszym postojem – sympatyczne centrum, za drugim – ZOO.
Plus miłe niespodzianki. Pierwsza: mimo sezonu (lipiec!) w centrum parkingi przy niedzieli okazały się bezpłatne. Dwa: nie było tłumów i zalewu turystów.
I jeszcze bonus: trafiła nam się wspaniała pogoda, idealna na spacer.
A oto co zobaczyliśmy.
Katedra, czyli wizytówka miasta
Dostojnie rozpostarta na Placu Katedralnym, zakończona dwiema iglicami wież, jest pierwszą gotycką świątynią w Niemczech.
Założył ją sam cesarz Otton I, wyposażył w starożytne skarby sprawdzone z Włoch jak np. kolumny z marmuru i granitu.
Ponoć warto wejść do środka, wnętrze zaskakuje jasnością i oferuje wiele do zobaczenia: posągi świętych, pietę, portal z figurami Panien Mądrych i Głupich oraz sarkofagi ze szczątkami Ottona i Edyty.
Niestety my nie mieliśmy możliwości zwiedzania, gdyż właśnie trwało nabożeństwo (w obrządku protestanckim).
Ratusz, strzeżony przez Rycerza, Jeźdźca i Jelenia
Dawniej Ratusz otaczały piękne renesansowo – barokowe kamienice, jednak zostały one zbombardowane. Z czasów dawnej świetności ostała się część fasady trzynastowiecznego ratusza. Ku pamięci odtworzono trzy posągi, posiłkując się drzeworytami z XVI wieku.
Kopia Magdeburskiego Jeźdźca z brązu, zamkniętego w niewielkiej klatce, przedstawia cesarza Ottona I. Towarzyszą mu dwie postacie trzymające cesarskie atrybuty: tarczę z orłem i flagę.
Oryginalny Jeździec znajduje się w Miejskim Muzeum Historii Kultury.
Przed ratuszem jest obecny również Rycerz Roland kojarzony z magdeburskim prawem oraz kolumna z Jeleniem ze złotym łańcuchem. Według legendy (jednej z wielu) – jeleń został upolowany przez cesarza. Ten jednak wypuścił go na wolność, ale pierw wygrawerował na obroży napis o mniej więcej takiej treści: „Drogi myśliwy, daruj mi życie, w zamian ja podaruję ci złotą obrożę.”
Fontanna Faunów – tętni wodą i życiem
Zaprojektowana przez magdeburskiego rzeźbiarza Heinricha Apela.
Ma formę wielkiej kadzi, w której swawolą satyrowie i zwierzęta.
Czego nie robią, kogo tu nie ma! Wąż, żółw, osioł. Chlapią, wypluwają wodę, pies siusia. Wszystkie postaci pokazano w humorystyczny sposób i w rezultacie cała kompozycja jest całkiem fotogeniczna.
Jeszcze dodam, że na wiaderku znajduje się herb Magdeburga, a fontanna zdobiła znaczki pocztowe w NRD.
Zielona Cytadela – zachwyca kolorem i formą
A tak naprawdę jest różowa.
To ostatnie dzieło wiedeńskiego architekta i ekologa Hundertwassera, które zostało ukończone w 2005 r., już po śmierci pomysłodawcy.
Będąc w Wiedniu miałam okazję odwiedzić Muzeum Hundertwassera i nieco poznać styl artysty – tak charakterystyczny, uciekający od linii prostych i symetrii, rozmiłowany w intensywnych kolorach, w kulistych formach, z kolumnami, kopułami; zbratany z naturą poprzez liczne rośliny, przede wszystkim na dachu i we wnękach ścian.
Choć Zielona Cytadela przypomina baśniowy pałacyk, w istocie jest kompleksem mieszkalno – usługowym.
Zajdźcie tu koniecznie, jeśli zdarzy wam się zawitać do Magdeburga.
No i na koniec ZOO
Do ogrodu zoologicznego zaszliśmy trochę z przypadku. Gdy zajechaliśmy na nocleg, okazało się, że Magdeburskie ZOO leży niemal po sąsiedzku, w odległości spaceru, toteż aż szkoda byłoby nie skorzystać.
Na stronie internetowej sprawdziliśmy ceny biletów wstępu i te przyjemnie nas zaskoczyły.
Okazało się, że dzieci do lat 15 wchodzą za darmo (bilet „dorosły” to koszt 16 euro).
Dla porównania – w przeciętnym ZOO w Holandii zarówno dorośli jak i dzieci (począwszy od lat dwu) muszą zapłacić za wejście ok. 22 – 28 euro od osoby, a do tego dochodzi jeszcze drogi parking.
{No, to już wiecie czemu, mieszkając w Holandii prawie dekadę, wybraliśmy się do ZOO raptem dwa razy}.
Nie wspominając, że generalnie ogrody zoologiczne budzą we mnie mieszane uczucia.
Z jednej strony dają schronienie zwierzętom, dbają o rzadkie gatunki.
Z drugiej – wiadomo, zwierzętom najlepiej jest na wolności lub w warunkach możliwie najbardziej zbliżonych do naturalnego ekosystemu.
Magdeburski Ogród Zoologiczny powstał w 1950 r, na powierzchni 17 hektarów. Żyje w nim 700 zwierząt, z których nawet sporo się nam pokazało.
Naszą uwagę skradły szympansy. Najpierw spędzały czas dość leniwie, ale gdy wyczuły nadejście opiekuna z jadłem, momentalnie zbiły się w grupkę przy wejściu na wybieg i czekały na otworzenie drzwi. W międzyczasie owoce i warzywa zostały poukrywane w trawie, krzakach, na gałęziach drzew, więc małpy same musiały zabiegać o pokarm, co choć trochę imitowało życie na wolności.
Tygrys syberyjski zaprezentował się nam jako duży rozkoszny kociak, zwłaszcza gdy przekręcił się na grzbiet i przebierał łapami w górze. Najwidoczniej wyczuł kociarę w Okruszku.
Chwilę spędziliśmy też przy słoniu, przypatrując się, jego chwytnej i giętkiej trąbie (posiada ona aż 40 tyś. mięśni!).
Za to czerwona panda była nie w humorze, bo cały czas siedziała do nas tyłem i nie pozwoliła na zrobienie jej ładnego portretu.
Co jeszcze? Widzieliśmy tapiry, lemury, śnieżną panterę, tamarynę złotoręką, wyjątkowo kolorowe gatunki papug, sowy śnieżne i uchate, sępy.
Ptaków najbardziej zrobiło mi się żal, bo miały bardzo ograniczoną przestrzeń. Wyobrażałam sobie, z jaką chęcią by się wzbiły w niebo, gdyby nie rozpięta nad nimi siatka.
Generalnie jednak wizyta w ZOO była udana, bo chyba wszystkie dzieciaki wolą spotkanie ze zwierzętami niż oglądanie kościołów, pomników i zabytków.
Nasze bynajmniej nie są tu wyjątkiem!
Groszek stwierdził, że skoro do ZOO można przychodzić bez biletu do piętnastego roku życia, to wolałby się umawiać z kolegami tu zamiast w zwykłym parku.
No, ale cóż, i tak nie mieszkamy w Niemczech.
A do Magdeburga prawdopodobnie zawitamy przy okazji następnego wyjazdu do Polski.
Nawet mam jeszcze jedną „polecajkę” do zobaczenia w okolicy – wodne skrzyżowanie na Łabie, przeznaczone do żeglugi; największe w Europie.
A może ktoś z Gości czytających ten artykuł, chciałby zarekomendować coś w okolicy?
Bylibyśmy wdzięczni, tym bardziej że trasę Holandia – Polska pokonujemy dość systematycznie.
Noooo, popatrz. Raz sie zatrzymalismy, tak wyrywkowo, niedaleko Magdeburga w jakiejs dziurze, bo kierowcy sie nie chcialo jechac DO samego Magdeburga. Spanie bylo przedziwne…w suternie, kazdy mebel byl zupelnie inny, postDDR, prawie nic nie dzialalo, a Coreczka, zeby isc do swojego pokoju musiala wychodzic na dwor i isc! To, co pokazalas, to bardzo ladne, ale pewnie wystarcza nam zdjecia. Bardzo ladne. I juz wszystko wiem o Magdeburgu. 🙂
My z Hoek van Holland (8 rano) pedzimy 7 godzin do/z Berlina do Sunusia i Krasnali dwoch na weekend. Potem z Berlina do podWarszawy/badz to 5 godzin, ale w 2020, w covidzie, po przymusowym popasie w PL na 8 miesiecy (przylecielismy TYLKO na luty, wrocilismy do domu w pazdzierniku), pojechalismy jednym ciagiem do Hoek. Nawet dalismy rade!! Trase teraz znamy juz dobrze, dzielona jest niejako na etapy, a najladniejszy jest chyba w okolicach Porta Westfallica – piekne ladne pofaldowania terenu, wsie pod gorke. No i niedaleko jest miasto, ktorego nazwy nigdy nie pamietam i nazywam je Bad Ojzenhojzen. I juz!
Co do ZOO jako instytucji to lubie tylko jedno zoo w UK – pokazane w serialu „The secret life of the zoo” – oni sie glownie zajmuja aktywna ochrona gatunkow zagrozonych. Chester Zoo.
Dzieciatka Wasze sa juz chyba na tyle duze zeby nie marudzic w samochodzie – typu – ILE JESZCZE?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj, to też niezła trasa Was czeka w weekend. 🙂
Umęczycie się, ale – podejrzewam – Krasnale wynagrodzą trud podróży. 🙂
W sumie to piękne – mieć kogo odwiedzać.
A te pofałdowania blisko „Bad Ojzenhojzen” (podoba mi się ta nazwa) też zawsze nas zachwycają. Może następnym razem warto byłoby właśnie tam wbić na postój? 🙂
No bo Magdeburg faktycznie zrobił wszystko, by Was do siebie zniechęcić.
Nie dziwię się, że temu miastu już podziękowałaś. 😉
A takie ZOO jak to, o którym piszesz – bardzo mi się podoba!
Właśnie oto chodzi, by chronić, pomagać, edukować.
Nie, nasze pociechy już w aucie nie marudzą (trzeba im to oddać).
Ale może właśnie dlatego, że mamy po drodze nocleg.
Bez niego pewnie wracałoby pytanie: „No ile jeszcze?”, nie wspominając o kłótniach.
Dobry audiobook + muzyka to nasza recepta na monotonną i dłużącą się trasę.
Bezpiecznej drogi dla Was i miłego spotkania z Bliskimi. 🙂 🙂
PolubieniePolubienie
A tak w ogole to kiedy Wasze dzieci zrobily sie takie stare? Podczytuje Cie od paru lat i chwile temu byly jakby zupelne szczypiorki! 🙂
Moje skroty tekstowo-myslowe sa czasem okropne (nawet nie wiem, co autor mial na mysli, hrehrhre) – my juz po podrozy przez Berlin i Ojzenhojzen i kolacji w Hoek – o 2 minuty sie spoznilam do Lidla kupic sobie Waszego sera (z kuminem, fajne, wielkie kawaly sprzedaja!). W sumie z jednej strony dobrze, ze juz jestesmy po podrozy, bo Synus w Berlinie ma covida (Krasnale nie, bo od tygodnia sa z Mama – zmiany sa co tydzien, wiec moj Synek jest samotym Tata na 50% czasu), rok temu jego tescie prawie swiadomie dali nam to swinstwo i ja pozarazalam duzo ludzi 😦 w tym Coreczke, ktora cierpiala okrutnie przez ok 4 tyg….
Dobra, ale ja nie o zarazach!
Moze Ojzen hojzen, moze Magdeburg, ale najpierw kawalki Holandii – ja MUSZE do Haarlem i slubny jest kuszony Fransem Halsem, potem gdzies w trasie jest cmentarz aliancki, a jego wujek zginal krotko po D-Day wlasnie w Holandii. Duzo jest u Was do zwiedzania, a i ja sie wtedy czuje blogo 🙂
Jesli The Secret Life of The Zoo jest do wziecia – to obejrzyj, jest kilka serii, program jest rozczulajacy.
P.S. Krasnale sa tez rozczulajacy i tak dwujezyczni, ze dech zapiera (moje jedno rozumie ale malo mowi, drugie jest zupelnie dwujezyczne, choc to tylko ja bylam i jestem jedynym na codzien zrodlem jezyka polskiego, a dziecko to w wieku Krasnali czyli 8 lat chyba podobnie mowilo po polsku. A Krasnale tez sa niezli – Synus mieszka w B od 15 lat, pojechal nie znajac jezyka. Mowi teraz swietnie po niem. Mowi, ze jak Krasnale sie wezma za kudly, to zeby nie bylo nieporozumien rozdziela ich po niemiecku. No i raz jeden popatrzyl na niego i mowi – Papa, twoj niemiecki nie jest jeszcze taki dobry, ale nie martw sie, nauczysz sie!! rhehrehrehrhr
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂 🙂 🙂
Ach, co za widowiskowa scena: wczepione w siebie Krasnale i Tatę rozdzielający ich z pomocą niemieckiej musztry. No, fakt, niemiecki jakoś tak brzmi, że wywołuje większy posłuch niż nasz romantyczny polski.
A tak w ogóle to brawo za tak piękne opanowanie języków dla całej Trójki, bo – mimo drobnych „poprawek” dzieci – to Syn na pewno mówi świetnie. Zrobił ogrom pracy.
Ty też, zwłaszcza gdy pielęgnowałaś polszczyznę swoich dzieci, będąc jedynym jej źródłem; to nie było łatwe.
Co do skrótów myślowych, nic nie szkodzi, wszyscy się nimi posługujemy. W większości ułatwiają nam komunikację, tylko czasem, tak w ramach wyjątku, jakiś komunikat kliknie niezgodnie z intencją. 🙂
Gdy tak piszesz, że podróżujecie ze ślubnym, to myślę sobie, że to jest piękna sprawa, bardzo spajająca małżeństwo – właśnie taka wspólna pasja podróżnicza: zwiedzanie, poznawanie nowych kultur, testowanie smaków, delektowanie się sztuką.
I widzę, że oboje lubicie malarstwo – Ty Vermeera, mąż – Fransa Halsa.
Życzę Wam samych udanych wojaży, bogatych w piękne obrazy i przeżycia. 🙂
PolubieniePolubienie
No bo to jest tak – jak od urodzenia sie do dzieci mowi w danym jezyku, to niech cokolwiek bedzie, ten jezyk gdzies tam w mozgu i pamieci sie usadowi i wyjdzie. Czy chce czy nie chce. Pamietam, jak Synus powiedzial, ze woli odpowiadac mi po ang. bo szybciej mysli niz daje rady powiedziec po pol. A to z Krasnalami po niem. to po to, zeby nie mogli udawac, ze czegos nie zrozumieli (galganki male). Podsluchiwalam i podgladalam Synusia jak sobie dawal rade rozmawiac po polsku – staral sie wielce, ale mowil jak obcokrajowiec 😉 nie szkodzi. Rzoumie prawie wszystko. Poza tym pamietam, jak sie wpierniczalam, jak ja do obojga po polsku, a oni do mnie po angielsku. Poprawialam, zloscilam sie, az wreszcie – iluminacja! Ze ja im w ten sposob obrzydzam polski. Wiec przestalam i dobrze wyszlo. Moja Coreczka 20 lat temu, tak, 20, byla numero uno na polskim youtube. Przedziwne w dzisiejszym kontekscie, dlatego podkreslam – 20 lat temu. Narazajac sie na duze ilosci zlosliwych komentarzy, skoczyla na gleboka wode i nagrywala krotkie 10 minutowe filmy o makijazu. Ktory byl oparty na kosmetykach firmy MAC, ktorej jeszcze wtedy nie bylo w Polsce. Ba! Nawet nagrala film, jak odroznic podrobke od oryginalu! Co jej sie udawalo z 20 metrow, ze tak powiem. Miala chyba ogolnie ponad 7mln wyswietlen, potwornie duzo obserwujacych i wsrod komentarzy byly wojny na temat jej wyslawiania sie – urodzona w Polsce, nie urodzona w Polsce, umie, nie umie etc. Najpiekniejszy byl komentarz, zeby wrocila do 4 klasy, bo nie zna gramatyki. Bardzo sie ucieszyla, ze ktos sie NIE zorientowal, ze ona do zadnej czwartej klasy (w polskim sensie) nie chodzila. A teraz to ona uczy polskiego swojego meza. O jzu, jak sie rozpisalam!!!! Sorki. Co do scalania malzenstwa – mysmy wlasnie niedawno obchodzili 45 rocznice slubu….
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ależ ja Ci jestem bardzo wdzięczna za to rozpisanie! 🙂
Podzieliłaś się doświadczeniami odnośnie dwuzjęzyczności i przyswajania języków przez Twoje dzieci i wnuki.
To jest bezcenne. 🙂
I ma wartość zarówno dla mnie jak i dla wielu innych zaglądających na tę stronkę. Dziękuję!
Ps. Fajnie, że córcia robiła coś co kocha, w czym była świetna (to rozpoznawanie podróbek od oryginału, wow!) i nie pozwoliła zaszczuć się bezmyślnej krytyce i czepliwości.
Brawo.
PolubieniePolubienie
Ale świetna wycieczka! wszystko mi się podobało, a najbardziej chyba fontanna i ZOO.
My ostatnio byliśmy w poznańskim ZOO.
Takie urozmaicenie długich podróży jest super, bo liczy się nie tylko cel, ale i droga!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie, Jotko. 🙂
Postój w fajnym miejscu to połączenie przyjemności z pożytecznym.
Odpoczynek też jest ważny dla kierowcy i pasażerów, a jak już i tak się jest przejazdem w danej okolicy i czas aż tak bardzo nie goni, to czemu by nie przystanąć, zobaczyć coś nowego?
A niemieckie miasteczka potrafią być naprawdę urokliwe.
Poznańskie ZOO pewnie odwiedziliście z wnusiem?
To jeszcze większa radość patrzeć na zachwyty i zdziwienia maluszka. 🙂
Pozdrowienia, Joteczko.
PolubieniePolubienie
Cześć Igomamo! Dzięki za podróż! Tego mi było trzeba! Cudownej jesieni dla Ciebie i twoich bliskich!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo się cieszę. 🙂
Dziękuję z całego serca za miły komentarz.
Pozdrawiam serdecznie. 🙂
PolubieniePolubienie
nawet podróż potrafi sprawić frajdę jeśli jest dobrze zaplanowana. A zwiedzając po drodze odpoczywa się od siedzącego trybu podróży.poczytałam i jakbym z wami schodziła Magdeburg. pięknie opisane i miasto i podróż.Pozdrawiam Was.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak miło! Dziękujemy serdecznie. 🙂 🙂 🙂
Bardzo się cieszymy, że nasz skromny fotoreportaż spodobał się i na coś przydał. 🙂
Pozdrowienia płyną do Jeleniej Góry! 🙂 🙂
PolubieniePolubienie