W poprzedniej notce opowiadałam jak to Okruszek za przedmiot wystąpienia w klasie obrał sobie wulkan Teide. I przyszło mi do głowy, czemu by również na blogu nie wspomnieć o naszym wypadzie do Parku Narodowego Teide?
Co prawda na Teneryfie byliśmy tylko sześć dni, ale przecież zobaczyliśmy coś więcej niż pokój hotelowy, stołówkę i basen.
Na przykład wspomniane wulkany – w ramach wycieczki fakultatywnej z polskim przewodnikiem, panem Marcinem.
Do Parku Narodowego Teide (wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO) wyruszyliśmy zaraz po śniadaniu.
Bus wiózł nas malowniczymi, krętymi drogami. Podczas jazdy pan Marcin przedstawił nam plan wycieczki, komentował widoki za oknem, które rzeczywiście były bajeczne: co i rusz wyłaniało się turkusowe lustro oceanu, gigantyczne kaktusy, opuncje figowe, różowe i czerwone kwiaty hibiskusa; zdarzyło się nawet smocze drzewo (symbol Teneryfy).
Spotkanie z najgrubszą sosną kanaryjską
Pierwszy postój miał miejsce koło wioski Vilaflor, na wysokości 1200 m n. p. m, u samych wrót parku. Zobaczyliśmy najstarszą sosnę kanaryjską tzw. Grubą Sosnę Pino Gordo. Nie sposób jej przeoczyć czy pomylić z innym drzewem, gdyż osiągnęła imponujące rozmiary: 45 m wysokości, a szerokość pnia: 9 metrów!
Spróbowałam z dziećmi objąć ją ramionami, ale – gdzie tam! – to było niemożliwe, trzeba by ośmiu mężczyzn. Przy takim kolosie pojedynczy człowiek wydaje się kruchy jak paproch.
Prababka Sosna liczy sobie 800 lat i jest w doskonałej formie: wiecznie zielona i pełna życiodajnych soków pomimo licznych tragedii i klęsk żywiołowych, których była świadkiem. Ach, jak wiele mogłaby nam opowiedzieć!
O erupcjach wulkanów, o strumieniach lawy, pożarach lasów, burzach z piorunami, ale przede wszystkim o pierwotnych mieszkańcach wyspy, Guanczach.
Szkoda, że nie znamy jej języka.
Za to naszą ciekawość chętnie zaspokajał pan Marcin.
Mieszka na Teneryfie od trzech lat i bardzo sobie ceni tutejsze życie.
A oto już Park Narodowy Teide!
Gdy znaleźliśmy się na terenie Parku Narodowego, poczułam łaskotki w brzuchu, trochę jakbym jechała na przyjęcie urodzinowe do bliskiej osoby, dawno nie widzianej.
Wulkan El Teide skojarzył mi się z wytwornym tortem, wyeksponowanym na paterze, tak by można go podziwiać z każdej strony.
Co zresztą uczyniliśmy. Serpentynami objeżdżaliśmy park wspinając się na coraz wyżej położone partie. Krajobraz zmieniał się wraz z wysokością, lecz Teide stanowił punkt odniesienia i nawet gdy chwilowo znikał za zakrętem, zaraz wynurzał się w nieco innej odsłonie.
Magnetyzujący Pico el Teide. I wcale nie jest samotny – o nie! – cieszy się towarzystwem przyjaciół, sąsiednich wulkanów: Chinyero, Pico Viejo, Montana Blanca…
Krążyliśmy wokół nich w urodzinowym tańcu, zatrzymując się co jakiś czas przy kolejnych punktach widokowych, gdzie pozwalaliśmy sobie na spacer, zadumę, podelektowanie się niezwykłym krajobrazem. I rzecz jasna – łapanie najlepszych kadrów.
Nisko – sosnowa dżungla
Jak wspomniałam unikatowość tego miejsca odkrywaliśmy z różnych perspektyw i wysokości.
A więc na początku zanurzyliśmy się w zielonym paśmie leśnym.
Przypominało mi ono dżunglę, tyle że złożoną z jednego gatunku drzew: sosen kanaryjskich (gatunek endemiczny, spotykany tylko na Wyspach Kanaryjskich).
Sosny kanaryjskie różnią się od europejskich między innymi igłami.
Tu rosną one w pęczkach, są długie, miękkie (powiedziałabym: puchate) i uniesione ku niebu.
I coś niebywałego: sosny kanaryjskie tak się przystosowały do tutejszego klimatu, że nawet uodporniły się na ogień! Aż ciężko było mi w to uwierzyć, ale pan Marcin zapewniał, że rzeczywiście drzewo jest w stanie przetrwać pożary i lawę dzięki wielu warstwom kory ochronnej.
Widząc niskie, intensywnie zielone sosenki, myśleliśmy, że to jakaś szkółka leśna, młodnik, tymczasem przewodnik wyprowadził nas z błędu: to zaledwie czubki starych drzew, których pozostała część pnia tkwi w skamieniałej lawie.
Wyżej – skały
Im wyżej, tym bardziej surowo. Roślinność zanika, a w zamian pojawiają się rozmaite formy skalne, niektóre przypominają rzeźby jak: „Pantofelek Królowej” czy Roque Cinchado „Palec Boży”, którego podobizna jest obecna na banknocie tysiąc peset.
Po sąsiedzku z „Palcem Bożym” znajduje się hotel Parador z restauracją i basenem – najwyżej położony hotel w całej Hiszpanii (2150 metrów n.p.m.).
Odwiedzają go sportowcy, którzy potrzebują zaadaptować ciało do wysiłku fizycznego na dużej wysokości oraz zwykli turyści spragnieni ciszy, krystalicznego powietrza, nieba pełnego gwiazd, doświadczenia życia na odludziu lub doznania czegoś nietypowego.
Jeszcze wyżej – pumeks
Kolejne piętro przypomina krajobraz z „Gwiezdnych Wojen”, zresztą niektóre sceny z tego filmu były tu kręcone. Podłoże jest wysypane drobinkami o żółtej barwie przypominającymi pumeks.
Chodząc po nich mieliśmy wrażenie, że trafiliśmy na inną planetę.
Idealnie niebieskie niebo bez żadnych zanieczyszczeń – nad nami; wokół nas – kamienie i skalne pomniki, gdzieniegdzie obrośnięte trawiastymi roślinami, a pod stopami – pumeks.
No całkiem inna planeta! Doświadczenie unikalne.
Jedzonko i kanarki
Po takich doznaniach zdążyliśmy zgłodnieć i prawidłowo, bo następnym punktem wycieczki był obiad w restauracji „El Portillo” w Bamby na terenie parku.
Danie dnia kosztowało 15 euro i w tej cenie zawierała się zupa kanaryjska (syta i pyszna), udko z kurczaka w sosie plus pieczone ziemniaki w łupinach, deser: lokalny mały banan i mały lód w plastikowym pojemniczku oraz butelka czerwonego wina i butelka wody.
Dla porównania – w Holandii za 15 euro zjedlibyśmy co najwyżej zupę z małym deserem.
A tu jeszcze dodatkowo za szybą mieliśmy wulkan Teide!
Nie docierało do mnie, że jestem w takim miejscu. To musi być fotomontaż, powtarzałam aż dzieci kazały mi się w końcu uspokoić i skupić na jedzeniu.
Ale przecież z wulkanem za oknem to wcale nie było łatwe!
Po obiedzie pan Marcin podprowadził nas do kanarków, bo wypadałoby je także zobaczyć będąc na Wyspach Kanaryjskich.
A gdyby ktoś chciał na krater, to proszę bardzo!
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o zjawiskową wieś Masca, ale jako że leży ona poza Parkiem Narodowym, pokażę ją w oddzielnym poście.
Dla osób zainteresowanym zdobyciem szczytu Teide 3718 m n.p.m. (my tam nie byliśmy) dodam, że jest możliwość wjazdu kolejką na wysokość 3.555 m n.p.m, a stamtąd ostatni odcinek można pokonać pieszo, ale najpierw należy postarać się o specjalne pozwolenie z określoną datą i godziną (dostępne za darmo na stronie Parku Narodowego, jednak liczba miejsc jest ograniczona ze względu na politykę zrównoważonej turystyki w tym miejscu).
Na kraterze przebywa się do jednej godziny, przy dłuższym pobycie mogą wystąpić symptomy choroby wysokościowej.
No i rozpisałam się.
Przepraszam, nie chciałam aż tyle, ale temat mnie wciągnął i notatka rozrosła się niczym wulkan.
A jeszcze sporo by się znalazło do opowiadania!
Guanczowie wierzyli, że wulkan Teide podtrzymuje sklepienie niebieskie i łączy świat ziemski z boskim. I że w środku mieszka demon Gayota, zarządzający ogniem.
W ogóle mieli ciekawe wierzenia, ale… to już temat na inną opowieść. 😉
No i nie dziwi mnie, że Okruszek wybrał na prezentację wulkan z takiego parku!
Bardziej, niż wulkan, zainteresowała mnie sosna, cudowne drzewo!
Ależ wyprawa!
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Jotko, masz rację. Dziecko opowiada najchętniej o tym, co właśnie przeżyło i co wzbudza w nim jeszcze gorące emocje. 😉
Powiem ci, że mnie te sosny też zadziwiły. 🙂
Niesamowite zdolności adaptacyjne.
PolubieniePolubienie
To wspaniale, że Wasze dzieci mogą zwiedzić tyle ciekawych miejsc. Niechaj Ich życie będzie pełne przygód i niezapomnianych chwil. Dziękując za słowa pocieszenia, pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Iwonko, w takich sytuacjach brakuje słów pocieszenia. Chyba po prostu ich nie ma. Bardzo Ci współczuję. Codziennie, naprawdę codziennie, myślę o Tobie i Szarejbajce, jak wielki musi być Wasz ból i cierpienie.
Nawet go sobie nie wyobrażam.
Zaklinam rzeczywistość, byście jak najszybciej doznały jakiejkolwiek pociechy, utulenia, odrobiny spokoju, wyciszenia rozedrganych emocji, wsparcia ze strony otoczenia, rodziny, przyjaciół, znajomych.
Gdybym ja cokolwiek mogła dla Ciebie zrobić, napisz mi proszę:
Igomama@outlook.com
Przytulam mocno!
PolubieniePolubienie