Nie wiem, czy to tylko moje odczucie, czy jakaś szersza norma, ale mieszkając na emigracji wzrasta chęć i potrzeba uczestniczenia w wydarzeniach społeczno – kulturalnych związanych z Polską. No, przynajmniej u mnie.
Dlatego cieszę się, że holenderska Polonia tętni życiem i sporo się na tym polu dzieje. Na tyle, że czasem wręcz ZAPOMINAM, że od dziesięciu lat nie mieszkam w Polsce. Serio!
Sami zobaczcie: w listopadzie 2023 r. w Niderlandach gościł Michał Rusinek, a w maju 2024 r. – profesor Bralczyk. Oba spotkania były szalenie interesujące.
Czy mogło być inaczej, zważywszy na autorytet obu gości, ich bogate osobowości i przepiękną polszczyznę, którą się posługują?
Spotkanie z Rusinkiem było poświęcone pamięci i twórczości Wisławy Szymborskiej w ramach obchodów setnej rocznicy urodzin poetki.
Rusinek, długoletni sekretarz noblistki, przybliżył nam jej bardziej prywatne oblicze. Podzielił się anegdotami, ciekawostkami np. o tworzonych przez nią kolażach, recytował limeryki pełne ciętego humoru, przytaczał różne sytuacje “z życia wzięte” z Szymborską w roli głównej.
A z kolei 25 maja w Oss gościł Jerzy Bralczyk, w równie szczytowej formie.
Jak sam o sobie mówił – bardziej polonista niż językoznawca.
Rozmowę z gościem prowadziła pisarka Agnieszka Zakrzewska (gościu i gościówa, kto był ten zrozumie).
Pani Agnieszce należą się brawa: nie dała się zbić rozmówcy z pantałyku. Choć próbował, próbował…. i wcale się tego nie wypierał.
„Dał mi Bóg nikczemną postać, jak się ludzie nie będą śmiali, to się będą bali”.
Tak sobie wykoncypował w dzieciństwie. Skoro warunki fizyczne (był niski i wątły) uniemożliwiały mu pogoń za piłką bez narażania się na drwiny kolegów, uciekał w towarzystwo książek.
Szybko docenił ich mądrość. Odkrył Święty Graal: moc słów.
Dwa dni przed spotkaniem Bralczyk obchodził urodziny, p. Agnieszka zaproponowała, by zacząć spotkanie od chóralnego zaśpiewania „Sto lat”. Profesor kategorycznie zaprotestował. Wyjaśnił, że w jego wieku (77 lat) usłyszy wyłącznie brakujące do setki trzydzieści trzy lata.
Gospodyni nie dała się zapędzić w kozi róg, czy też w holenderski kanał – zripostowała, że skoro jesteśmy w Holandii, zaśpiewamy tutejszą wersję „Lang hij zal leven”, gdzie w miejscu niefortunnych stu lat, jest enigmatyczne „długo”.
Naprawdę byłam pełna podziwu dla p. Agnieszki za takie podejście do tematu, za elastyczność, refleks i zdecydowaną reakcję.
A później spotkanie przebiegło wartko, płynnie, interesująco przy akompaniamencie wybuchów śmiechu, szczerego i spontanicznego.
Cała rozmowa koncentrowała się wokół próby odpowiedzi na pytanie: „Po co nam język polski na emigracji?”.
– Choćby po to, by przeczytać „Pana Tadeusza” – odpowiedział Profesor.
Nie ukrywał miłości do epopei Mickiewicza. Z pasją i lubością deklamował wybrane fragmenty:
„Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą.”
To piękny, wręcz malarski opis.
Mickiewicz, nie używając pędzla, namalował pejzaż, stworzył plastyczną scenę, na której zaraz pojawi się Tadeusz, Telimena, Zosia i cała plejada barwnych postaci.
Wiele słów: szeląg, kontusz, złotogłów, sarmata, czy nawet powyższy świerzop i dzięcielina – już wyszło z obiegu, ich znaczenie może być nam nieznane.
Analogicznie, gdyby tytułowy Tadeusz przypadkiem znalazł się w XXI wieku łamałby sobie głowę (swoją drogą ciekawe określenie) nad zrozumieniem najświeższej polszczyzny, naszpikowanej anglicyzmami i wyrażeniami związanymi z rozwojem nauki i technologii. Wszak język to twór dynamiczny, nieustannie ewoluujący.
Niemowlę wydobywając z gardła pierwsze sylaby: gu gu ga, brrr – bawi się nimi.
Przedszkolak również lubi wyliczanki, wierszyki, gry językowe. Niestety później to naturalne zainteresowanie językiem bywa w dziecku tłumione.
Przyjazna mowa nabiera cech wrogich: jest źródłem błędów, powodem wiecznego strofowania i krytykowania.
A przecież : “Język jest po to, żebyśmy się nim bawili i cieszyli” – jak podkreślał Bralczyk.
I pokazał na własnym przykładzie, jak się to robi.
Podczas spotkania brał słowa pod lupę i odkrywał ich sekrety.
Proszę bardzo, oto parę przykładów:
1. Staruch i staruszek mają swoje pary – staruchę i staruszkę. A kogo ma starzec? Nikogo.
Dlatego profesor woli być staruszkiem, a nie starcem.
2. Jak brzmi język polski w uszach obcokrajowców?
Podobno Polacy chrzęszczą, a Polki szeleszczą.
3. Wyraz ojczyzna w języku polskim jest pełny, bo łączy w sobie kobietę (rodzaj gramatyczny) i mężczyznę (rdzeń – ojciec).
Nasz język ojczysty należy do wyjątków, w innych językach jest językiem matczynym (choćby niderl. moedertaal, niem. Muttersprache, fran. langue maternelle)
4. Śmierć to w naszym języku poniekąd (swoją drogą też ciekawy wyraz, skoro: poniekąd, to powinno być również pokąd ) temat tabu.
Chcąc ją „oswoić” ludzie używają eufemizmów: wącha kwiatki od spodu, wyciągnął kopyta, przyłączył się do większości, wylogował się.
Śmierć w języku polskim jest kobietą, tak też bywa przedstawiana na obrazu kostucha z kosą w dłoni. W holenderskim to również żeńska forma: de Dood, ale już w niemieckim – śmierć jest mężczyzną der Tod.
5. „Postaw się w moim położeniu”, a czemu by nie: „połóż się w moim postawieniu” czy „usiądź w moim uklęknięciu?”
6. Ciekawe jest pochodzenie słów: ogarnąć coś – od: garść, mieć coś w garści
załatwić coś – od: łatwy.
W odpowiedzi na pytania publiczności Profesor odniósł się do:
– przekleństw – to słowa soczyste i mocno naładowane emocjonalnie, nie należy ich za często używać, by się nie wytarły.
– do Sztucznej Inteligencji – już samo słowo sztuczna oznacza „nieprawdziwa, udawana”.
Niesie dwa zagrożenia: raz: będziemy się posługiwać szablonami, dwa: IA nauczy się niuansów językowych – i to już wzbudza niepokój.
Bralczyk podzielił się refleksją na temat starości. Nie bez powodu wyraz stary pochodzi od starania się. Profesor próbuje do starości podejść z humorem i dystansem, pomny, że „starość nie jest dana każdemu, a skoro ja ją otrzymałem to nie zmarnuję starości, jak zmarnowałem młodość” – zażartował.
Bo humor językowy sprawdza się w wielu sytuacjach, nawet konfliktowych.
Tu Profesor udzielił rady: jeśli między nami a rozmówcą zaistniał konflikt światopoglądowy czy merytoryczny, którego nie chcemy zaogniać, niekiedy pomaga przejście na poziom językowy, na przykład:
A – Tu się panem nie zgodzę.
B – To przejdźmy tam.
A Wy zgodzicie się ze mną, że warto uczestniczyć w tego typu wydarzeniach, zwłaszcza na emigracji? Ciekawią mnie Wasze opinie.
Emigrant to człowiek, który część życia spędził w Polsce, dlatego nie powinien być pozbawiony kontaktu z ludźmi, którzy tam mieszkają. To przecież wzbogaca osobowość, dostarcza przeżyć, zapewnia rozrywkę.
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pełna zgoda, Ultro. 🙂
Pozdrawiamy. 🙂
PolubieniePolubienie
Oczywiście, że warto! Dawno nie widziałam profesora Bralczyka!
Muszę poszukać książki profesora, bo Rusinka mam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja mam teraz i Rusinka, i Bralczyka. Cieszę się. 🙂
Zwłaszcza, że po spotkaniu autorskim książki nabierają dla mnie nowej wartości. 🙂
PolubieniePolubienie
Ciekawe ! Rusinka zabawną książkę mam, a Pan Bralczyk to klasa sama w sobie.
Tym bardziej w kraju którego język jest po prostu, delikatnie określając , brzydki i charczący…coś między niemieckim a angielskim, warto pamiętać o naszj pięknej słowiańskiej mowie.
No dobra, może ładniejszy od niemieckiego. Ale gdzie tam holenderskiemu do polskiego, a do francuskiego to już w ogóle haha prawie przepaść.
Pozdr.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj, do francuskiego mam słabość i sentyment. 🙂
A holenderski jaki jest każdy słyszy. 😉
Ale też da się lubić.
A co do niemieckiego Prof. Bralczyk recytował poezję po niemiecku,
w końcu to język Goethego.
PolubieniePolubienie
W czasie studiów dziennikarskich we Wrocławiu, miałem zajęcia z prof. Miodkiem. A podobno w Polsce są dwie szkoły polonistyczne: prof. Bralczyka i prof. Miodka. Należę zatem w jakiś sposób do tej drugiej;-);-);-)
Gratuluję jednak spotkania z prof. Bralczykiem. Takie wydarzenia umacniają w nas emigrantach poczucie związku z Ojczyzną.
Serdeczności.
PolubieniePolubienie
Ceramiku, ciekawy kierunek studiów wybrałeś, a zajęcia z prof. Miodkiem na pewno były niezapomnianym przeżyciem! Fajnie.
Z pewnością wiedza z zakresu dziennikarstwa pomaga Ci w blogowaniu, mimo że przed laty o blogach i social mediach w takiej formie jak obecna – mogło nam się co najwyżej przyśnić. 😉
I nie zdawałam sobie sprawy z istnienia dwóch „szkół” w Polsce.
Aż sobie to wygooglowałam i faktycznie tak jest, jak mówisz:
„Obaj naukowcy mają ogromny wpływ na kształtowanie opinii o języku polskim i jego nauczaniu, jednak ich podejścia różnią się pod względem stopnia konserwatyzmu i otwartości na zmiany w języku.
„Szkoła Bralczyka” mogłaby być zatem kojarzona z bardziej liberalnym i dynamicznym podejściem do języka, podczas gdy „szkoła Miodka” z większym naciskiem na tradycję i reguły.”
Dzięki, Ceramiku!
PolubieniePolubienie