Nowa twarz Konopnickiej, czyli „Dezorientacje”

Zdjęcie WhatsApp 2024-11-24 o 18.59.44_da9566fb

Dłuższe wieczory zapraszają do czytania. Dawno nie wspominałam o książkach, a przecież cały czas coś tam podczytuję. Nawet „Chłopki” skończyłam.
Długo podchody do nich robiłam, medytowałam nad okładką, ważyłam tomiszcze w dłoni. Bałam się, że mnie przytłoczy rozmiarem utrudzenia i cierpienia bohaterek. I choć przymiarki do lektury się przedłużały, samo czytanie poszło znacznie szybciej, a przeczytać było warto. Zdecydowanie. Po co?

By dowiedzieć się, jak wyglądała codzienność naszych prababek, by uszanować ich pracowitość i wielozadaniowość. By zrozumieć własne korzenie, kobiecą spuściznę, prześledzić ewolucję roli kobiety w społeczeństwie. Wiele tych warto, książkę polecam!

Zdjęcie WhatsApp 2024-11-24 o 18.59.43_aae28e68

Ale dziś nie o „Chłopkach” chcę Wam opowiedzieć, a o „Dezorientacjach” Magdaleny Grzebałkowskiej, najnowszej biografii Marii Konopnickiej.
Zacna to lektura, idealnie nadaje się na prezent dla bibliofilów i miłośników rodzimej literatury. Świeżością w księgarniach pachnie i przyciąga wzrok przepiękną, pełną artyzmu okładką, na której powszechnie znana podobizna poetki otrzymała baśniowe, wielce „wymowne” nakrycie głowy! Kapelusz obfituje w symbole (bocian, krasnoludek, kwiaty, owoce, lokomotywa, wieża Eiffla…) i zapowiada, jak bogata i różnorodna będzie czytelnicza podróż w życie poetki.
Bo kto myśli, że Konopnicka to nudna autorka równie nudnych lektur szkolnych, bardzo się myli! Aczkolwiek (żeby nie było) ja też tak trochę myślałam.

„Dezorientacje” czyta się lekko, wręcz bezwysiłkowo, nie tyle jak biografię, co dobrą powieść; tak to jest napisane.
Magdalena Grzebałkowska zrobiła solidny research (nawet zdaje się nocowała w dworku Konopnickiej) i ukazała nam Marię wielowymiarowo.
Powszechnie znane oblicze poetki, patriotki i wieszczki narodowej uzupełniła o twarz kobiety, matki, przyjaciółki, feministki, podróżniczki.

Przyznam się Wam, że ja dotąd wyobrażałam sobie Konopnicką jako osóbkę skromną, potulną, wręcz pokorniuchną, z osobowością starannie schowaną za grubymi szkłami okularów – tymczasem okazało się, że była to kobieta odważna, pewna siebie, przebojowa, z charyzmą i silnym charakterem. Wiedziała, czego chce i do tego dążyła. A dążyła może nie po trupach (choć trup też się pojawił, w kałuży krwi i przy zapachu gotującej się kapusty), ale potrafiła posunąć się do intrygi czy szantażu np. gdy nie dopuściła do angażu swojej córki Laury w teatrze (zawód aktorki nie cieszył się wówczas poważaniem).

Nie można było też odmówić Marii asertywności. Potrafiła powiedzieć „nie” i nogą tupnąć.
Poznajemy jej życie w kontekście wydarzeń społecznych i historycznych, poznajemy również jej relacje z ważnymi osobistościami tamtych czasów na przykład z Elizą Orzeszkową, Teofilem Lenartowiczem, Marią Rodziewiczówną, Henrykiem Sienkiewiczem.

Pięknie jest pokazana więź poetki z malarką Marią Dulębianką.
Obie Marie mieszkały razem przez dwadzieścia jeden lat, podróżowały, wspierały się, opiekowały w chorobie. Zwracały się do siebie zabawnymi pseudonimami: Majster, Pietrek, Czeladnik, Chudziak…
Mimo że portret Konopnickiej jest kreślony z czułością i szacunkiem dla zmarłej, to nie lepi się od lukru, nie został wyidealizowany, nie epatuje patosem i przez to poetka staje się bliższa czytelnikowi, bardziej rzeczywista, nie „pomnikowa” a „ludzka”.

Okładka

Urodziła ośmioro dzieci, dwoje zmarło zaraz po porodzie, więc wychowała sześcioro potomstwa.
Jednak choć pisała wiersze dla dzieci, Stefka Burczymuchę, Żabusię, Muchy w gospodzie, bajkę „O sierotce Marysi i krasnoludkach” to ciężko byłoby jej przyznać tytuł „matki roku”.
Oczywiście nikt nie posądza ją o brak miłości do dzieci, kochała je (no może poza Heleną), ale jednocześnie bywała względem nich dominująca i apodyktyczna, co dotyczyło zarówno spraw błahych (dobór stroju, uczesania), jak i tych poważniejszych: wybór profesji, stylu życia.
Bardzo skomplikowane relacje wytworzyły się między Marią a jej córką Heleną, kleptomanką i skandalistką. Poetka wstydziła się córki, nie potrafiła jej kochać, wręcz twierdziła, że dla Heleny lepiej byłoby gdyby umarła.

Po dziesięciu latach małżeństwa ze zubożałym ziemianinem Jarosławem Maria miała odwagę odejść od męża i żyć osobno, co w jej czasach zakrawało na skandal. Mąż oczekiwał, że będzie pełniła tradycyjną rolę gospodyni domowej, na co z kolei ambitna, niezależna i rozkochana w literaturze Maria nie chciała się zgodzić. Przeprowadziła się z dziećmi do Warszawy i utrzymywała z korepetycji.

No i dowiedziałam się, że była wielką podróżniczką!
Pomieszkiwała w Paryżu, we Włoszech, Austrii, Niemczech.
Aż chciałabym pojechać na wycieczkę jej śladami. No i obowiązkowo zobaczyć dworek Konopnickiej w Żarnowcu (nagroda od kraju), z ponoć fantastyczną wystawą stałą oraz Muzeum w Suwałkach.

Magdalena Grzebałkowska pozostaje cały czas uczciwa wobec czytelników. Jeśli nie zachowały się jakieś dokumenty, a korespondencja została spalona – biografka zawsze o tym informuje i dopiero wtedy pozwala sobie na „fabularyzowanie” i wypełnianie białych plam: „wyobrażam sobie, że Maria Konopnicka mogła w tym liście napisać to i to…” ,a czytelnik może wyraźnie oddzielić fikcję od faktów.

Po lekturze „Dezorientacji” chciałabym nie tylko odwiedzić miejsca ważne dla poetki i zobaczyć pamiątki po niej, ale przede wszystkim sięgnąć po jej twórczość. Ponownie, już z własnej woli, a nie, tak jak kiedyś w szkole, z przymusu.
Myślę, że teraz – gdy zyskałam kontekst – łatwiej będzie mi zrozumieć wiersze i nowele Konopnickiej, z ciekawością poznam też jej reportaże z podróży (podobno świetny jest zbiór „Na normandzkim brzegu”).
I cóż, stereotypowe wyobrażenie o Konopnickiej legło w gruzach.
Zgodzicie się, że to fascynująca, ciekawa i niejednoznaczna postać? Czytacie jej utwory? Ciekawam Waszych opinii.

Zdjęcie WhatsApp 2024-11-24 o 18.59.44_831ae936

Ten wpis został opublikowany w kategorii książki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 Responses to Nowa twarz Konopnickiej, czyli „Dezorientacje”

  1. Ultra's awatar Ultra pisze:

    Z tego, co czytałam, wówczas obowiązywal tzw. zimny wychów. Dzieci było na tyle dużo, (u Konopnickiej co rok, to prorok) że matka nie była w stanie zadbać o wszystko, więc głównie starsze dbały o młodsze, szczególnie wówczas, gdy szła pracować, aby gromadce zapewnić byt. Dziś wiemy, jak postępować z dziećmi dysfunkcyjnymi, wówczas oceniano jako niegrzeczne i karano. Inna świadomość.
    Dawniej uwielbiano Konopnicką, która była wrażliwa na krzywdę („W piwnicznej izbie”), na śmierć („Jaś nie doczekal”), lecz dziś nie trafia do współczesnego czytelnika, więc z czasem zniknie z czytanek i wypisów szkolnych.
    PS. Zawsze zachwycam się dawnymi ilustracjami, działają na wyobraźnię.
    Zasyłam serdeczności

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama's awatar Igomama pisze:

      Pewnie tak, Ultro, zwłaszcza, że język Konopnickiej – choćby w wierszach dla dzieci – jest nieco archaiczny i niełatwy dla młodych odbiorców, dzieci polonijne i dwujęzyczne mają problemy ze zrozumieniem wielu słów.

      I masz całkowitą rację: w czasach poetki była inna świadomość pedagogiczna, również inny stosunek do dzieci – w „Chłopkach” też to zostało bardzo dobrze pokazane.
      Nie było dostępu do wiedzy o wychowaniu, jak dzisiaj.
      Obecnie Helena pewnie zostałaby zdiagnozowana jako osoba neuroatypowa i uzyskałaby pomoc, może nie doszłoby do wszystkich skandali z jej udziałem?
      Wiesz, ja i tak bardzo podziwiam Konopnicką, że wychowała sześcioro dzieci i jeszcze znalazła czas na nauczanie i tworzenie literatury.
      Dziękuję za komentarz, serdeczności, Ultro.

      Polubienie

  2. jotka's awatar jotka pisze:

    Niezwykle ciekawa lektura, zażyczę sobie na Mikołajki może?

    Po tylu porodach i przy tylu dzieciach nie dziwię się, że nie starczało siły na czułości, zresztą taka była epoka, dzieci chowały się same lub przy pomocy niani, rodzice stali na piedestale lub ich nie widziano w ogóle.

    Jeśli w biografii mało lukru, to tym lepiej, może wreszcie zaczniemy patrzeć na artystów jak na normalnych ludzi, choć przeciętnymi przecież nie byli…

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama's awatar Igomama pisze:

      Nie ma lukru, warto przeczytać, choć nie wszystkie wątki są wyjaśnione.
      Listy Konopnickiej do Dulębianki zostały zniszczone przez rodzinę, a w listach do przyjaciół chyba jesteśmy najbardziej szczerzy i najbardziej sobą.
      Z drugiej strony sławne osoby mają prawo do prywatności.
      A autorów poznajemy poprzez ich twórczość. To i tak wiele.

      Polubienie

  3. mr Andrzej Włodarczyk's awatar mr Andrzej W pisze:

    Przyznam, że do tej pory i ja miałem o niej dość uproszczony obraz – bardziej jako „pomnikowej” postaci z podręczników niż jako kobiety z krwi i kości. Twoja opowieść o tym, jak odkryłaś jej odwagę, niezależność i złożoność, pokazuje, jak wiele możemy przegapić, trzymając się schematów i stereotypów.

    Chęć sięgnięcia po jej twórczość z nowej perspektywy jest mi bliska – chyba każdy z nas ma w pamięci pisarzy, których w szkole czytał bez większego entuzjazmu, a teraz, z doświadczeniem i innym spojrzeniem na życie, chciałby do nich wrócić. Twoja recenzja „Dezorientacji” sprawia, że sam zaczynam rozważać taką podróż – nie tylko literacką, ale może i szlakiem miejsc związanych z Konopnicką.

    Ciekawa jest też myśl, że to nie tylko biografia, ale wręcz dobra opowieść, która wciąga i daje kontekst dla jej życia i twórczości. Świetnie napisane książki tego rodzaju potrafią nie tylko odczarować postaci historyczne, ale też inspirować do odkrywania siebie w ich historiach.

    Polubione przez 1 osoba

  4. opakowana's awatar opakowana pisze:

    Chyba to takie stereotypowe myslenie o Konopnickiej, to tylko z sierotki Marysi, Pimpusia Sadelko i szkapy. Jakis tam obraz sie buduje z tego…zajrzalam do Wikipedii przejrzec jej zyciorys…o matko! przez 7 lat wczesnej mlodosci rodzila dzieci jedno po drugim, w tym bliznieta. Kto by to wytrzymal, do tego z takim mezem (na pewno uogolniam, ale …). Ta kobieta to byl kompozyt tak wielu warstw, ze chyba niewiele kobiet teraz by dalo sobie z tym wszystkim rade. Moze dla niej ta odskocznia i nie pasowaniem do owczesnych spoleczno-moralnych standardow bylo pisanie….Lubie Twoje recenzje! „Chlopki” czekaja na przeczytanie, troche sie boje, ze bedzie ciezko.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama's awatar Igomama pisze:

      O, widzisz zapomniałam o Pimpusiu Sadełku. 😉 No przecież. 🙂
      Ach, ta Konopnicka! Jak ona dawała radę pisać i oporządzić taką gromadkę dzieci? Nasze babki zresztą też były dzielne i wielozadaniowe.
      Dla mnie – bohaterki codzienności.

      Przeczytaj „Chłopki”, Krysiu, rozdziały są pogrupowane tematycznie, w każdym mamy kilka bohaterek, do tego zdjęcia, dokumenty z tamtych czasów. Ciekawe. A jak jakiś temat jest „za ciężki”, może go ominąć, tu nie ma fabuły.

      Jeśli lubisz tematykę wiejską/chłopską, to może spodobałyby Ci się też „Łakome” Małgorzaty Lebdy (nagrodzona magnetyzująca proza, przepięknie napisana, choć surowa) i „Szalej” Moniki Drzazgowskiej (przykład prozy poetyckiej, obrazy z życia Zosi wychowanej na pomorskiej wsi w połowie XX wieku, czyli nie tak dawno jak „Chłopki”).
      Mam jeszcze w pamięci „Owoc żywota twego” Ewy Ostrowskiej – piękna, dojrzała proza, ale pokazuje rzeczywistość wiejską okrutną, nieprzyjazną; ciężka książka, trudno ją „odpamiętać”.

      Dziękuję za miłe słówko i odwiedziny.
      Rzadziej ostatnio piszę na blogu, ciężko wyłuskać mi czas, a przecież tyle mamy ułatwień w życiu. Nie to co nasze babki. Ach.
      Pozdrawiam.

      Polubienie

      • opakowana's awatar opakowana pisze:

        , dziekuje bardzo za polecenia ksiazek! Na pewno sprawdze, choc teraz jestem znowu w wygrzebywaniu ksiazki o..chwastach, ktora zaczelam, no i…no i wlasnie, nastepne cos wpadlo w rece etc etc, wiesz jak to jest. I w ten sposob stos (wirtualny w Kindlach i na papierze) ksiazek do przeczytania rosnie… co do czasu, to czegos on sie ostatnio wygina i faluje. wiec nastepny temat to kwestia czasu – co to jest i na czym polega i astrofizyka (dla kompeltnych idiotow w tej kwestii) – gdzies mam zadolowane eseje/wyklady pana, co sie nazywa Neil deGrasse Tyson, przedwczoraj gdzies-cos-jakies slowo-jakies zdjecie i zaczyna wychodzic na prowadzenie (NA PEWNO chwilowe…) supernova, ktora moze bedzie, a raczej na pewno bedzie tylko kiedy i ze widac cos… do tego jednak sie ugielam i zrobie cos temi rencyma pod choinke – polskarpetki do lozka. I zgubilam przepis na bardzo rozciagliwy sciagacz… i przepis na taka jedna chaleczke (przydalaby sie na swieta)…i tak sie krece – w sumie w PELNYM niedoczasie…na szczescie odpuscilismy sobie katorge pisania kart swiatecznych juz dawno (ekwiwalent wydatku jest wplacany co roku na cele charytatywne, jeszcze nie wiem, komu przekaze w tym roku, moze doloze do uzbieranej kasy na Cancer Research – jutro ostatni dzien mojego chodzenia mili dziennie – sponsorowane, wiec zobowiazuje…z rok-dwa temu przejscie mili to dla mnie bylo ciezko, oj ciezko… teraz dla zdrowotnosci bede kontynuowac, ale wyjscie i lazenie to tez czas. Musze sie przekonywac, ze owszem – nikt mi go nie zwroci, ale moze pozyje dluzej 🙂

        p.s. Bardzo lubie Twoj blog i niewazne czy jestes codziennie czy raz na tydzien albo kiedy tam, bo chyba okropna jest ta jakas presja, ze trzeba, bo jak sie zaczelo etc etc etc

        Polubione przez 1 osoba

        • Igomama's awatar Igomama pisze:

          Krysiu, dziękuję Ci za wyrozumiałość.
          Jestem Ci bardzo wdzięczna za komentarze i za Twą obecność. Bardzo doceniam, że nie wypłoszyła Cię nieregularność mojej pisaniny!
          Akurat teraz uzbierał mi się stosik spraw pozablogowych i chwilowo musiałam odstawić blog na bok, ale wrócę. 🙂

          A wracając do Ciebie – uważam, że to wspaniała inicjatywa, takie sponsorowanym chodzenie, bo pieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu.
          Na pewno nie tracisz czasu, a w perspektywie go zyskujesz inwestując w kondycję i zdrowie.

          Jeśli chodzi o wysyłanie kartek świątecznych, widzę, że coraz więcej osób rezygnuje z tego zwyczaju. I powiem Ci, że to rozumiem zważywszy na ceny znaczków i spóźnienia w dostarczaniu kartek.
          Termin składania życzeń przez telefon lub smsem – wybieramy sami, natomiast kartki mimo że wyślemy dużo przed czasem, do adresata mogą dojść w nowym roku, a czasem wcale. To zniechęca.

          Skarpetki do spania dobra rzecz, sama śpię w skarpetkach z wełny roboty babci. Bardzo je lubię.

          Neil de Grasse Tyson – nie znam, ale wygugluję i być może chętnie poznam. 😉

          Pozdrawiam Cię serdecznie Krysiu i wybacz mi opóźnienie w odpowiedzi.

          Polubienie

Dodaj komentarz