W holenderskiej podstawówce, począwszy od grupy piątej (odpowiednik klasy drugiej w Polsce) raz lub dwa razy do roku każde z dzieci musi przygotować wystąpienie publiczne przed klasą.
Jest to wydarzenie dość ważne, gdyż ocena trafia na świadectwo.
Dzieci same dobierają temat, przeważnie: jakieś zwierzę, kraj, hobby, dyscyplinę sportową lub książkę. Muszą zgromadzić informacje i opanować je na tyle, by swobodnie przekazać je na forum. Prezentacja slajdów na ekranie jest powszechna, ale nie obowiązkowa, można pokazywać zdjęcia w książce lub samemu narysować obrazki.
Wystąpienie trwa: 5 – 10 minut.
Po prezentacji jest czas na pytania i opinie kolegów.
Grupa wychwytuje mocne strony występu, ale też podpowiada co się nie udało i co można było zrobić lepiej.
W oparciu o te uwagi nauczyciel przydziela punkty w skali do dziesięciu.
Pamiętam jeszcze prezentacje Iskierki i Groszka, nasz starsze dzieci były tutaj zdane wyłącznie na siebie, gdyż mój holenderski wtedy raczkował, podobnie Igotaty.
Nawet jakbyśmy chcieli pomóc w opracowaniu tekstu, to nie byliśmy w stanie.
Iskierka, indywidualistka, wybrała na temat szopy pracze, a za rok skunksy; Groszek – rekiny i Polskę.
Do dziś wspominam, jak wcześnie syn zaczął przygotowania: listopadową prezentację planował już w lecie!
Chciał mówić o Polsce, dlatego wykorzystał wakacyjny pobyt w ojczyźnie na gromadzenie materiałów pomocniczych – kupił polską flagę, wyszukał w second handzie biało – czerwoną koszulkę. Wypatrzył gdzieś magnes patriotyczny i takiż kubek.
Podziwiałam go za tę uważność i zapobiegliwość.
Wracając do Okruszka: w tym roku nasza najmłodsza pociecha doczekała się „przyjemności” występów przed klasą. Podeszła do zadania, cóż, bardzo na luzie.
Nie wiem, czy to generalnie cecha najmłodszych dzieci w rodzinie, czy też jakaś predyspozycja pokoleniowa lub być może sprawa indywidualna, w każdym razie nasz Okruszek z reguły wszystkie obowiązki zostawia na ostatnią chwilę, a potem…. a potem i tak mu się wszystko udaje i spija najtłustszą śmietankę.
W październiku w szkole Okruszka odbywały się tzw. „dziesięciominutówki”, czyli indywidualne spotkania rodziców z wychowawcami w obecności dziecka.
Nauczycielka Okruszka, juf Marije, powszechnie cieszy się opinią pedagoga idealnego. Wiem, że takowych nie ma, ale jej do ideału naprawdę blisko.
W doskonałych proporcjach łączy łagodność z wymaganiami, a ponadto po prostu lubi dzieci i to się czuje.
Pochwaliła Okruszka za kreatywność, aktywność i dobre relacje z rówieśnikami.
Gorzej było jeśli chodzi o koncentrację uwagi, pogaduchy z sąsiadami na lekcji i nieporządek na stoliku (oj, tak!, nieład na stole to zaledwie preludium możliwości bałaganiarskich Okruszka).
Na koniec juf przypomniała, że nasza córcia będzie miała prezentację jako druga w klasie, zaraz po jesiennych feriach i czy już wybrała temat.
– O tak! – powiedział Okruszek – będę mówić o Polsce.
– Dobry wybór – uśmiechnęła się juf – Polskę znasz najlepiej z całej klasy. Chętnie się czegoś od ciebie dowiemy.
Ucieszyłam się. Kiedyś „przerabialiśmy” Polskę z Groszkiem, więc jeszcze mamy wszystkie rekwizyty, wystarczy wyjąć je z szafy. To się da.
Potem była tygodniowa jesienna przerwa od szkoły, wyjechaliśmy na Teneryfę, a gdy znów usadowiliśmy się w szkolnej karuzeli z lekcjami rozpiętymi od poniedziałku do piątku (a nawet do soboty, bo u nas jeszcze jest Polska szkoła) – nasz Okruszek nie bardzo kwapił się do pracy nad prezentacją.
Nadał żył chwilą i zamiast brać się za robotę, łapał się za przyjemności.
Zaznaczyłam w kalendarzu ściennym termin wystąpienia, ale prawdę mówiąc przejmowałam się nim bardziej niż córka.
– Jaka ty jesteś beztroska! – upomniałam ją.
Ona na to: – A czemu miałabym być troska?
I dalej biegała po pokoju odbijając czerwony balon.
– Zdążę! – zapewniała.
Cztery dni przed wystąpieniem oświadczyła, że… zmienia temat.
– Ale jak to? To już nie czas na zmianę tematu! – zdenerwowałam się. – Ty już powinnaś mieć przygotowany tekst i ćwiczyć, a nie temat zmieniać. Wybrałaś Polskę.
– Nie. Będę mówić o wulkanie na Teneryfie – odpowiedziała rezolutnie.
– Ale przecież nie mamy materiałów! Dasz radę przez dziesięć minut mówić na ten temat wulkanu?!
– Dam. Byliśmy na wycieczce na Pico el Teide i wszystko pamiętam.
I TAK się uparła, że nie było dyskusji. Musi być Teide i już.
Zasiadła do laptopa, zrobiła slajdy, wybrała jakieś zdjęcia z naszej wycieczki, filmik.
Starsza siostra sprawdziła błędy, skomentowała, że jest ich dużo i prezentacja będzie porażką.
Po poprawkach Okruszek zrobił występ dla naszej rodziny i mimo że czasem się chichrał lub rzucał w uwagi w kierunku rodzeństwa typu: „No, nie patrzcie tak na mnie cały czas!” – to moim zdaniem wyszło świetnie. Choć zdanie rodzeństwa było zgoła inne.
– Mamo, ty się nie znasz, bo nie masz porównania. U nas taka prezentacja byłaby oceniona tak między 4 a 6, nie więcej. Słabo.
Trochę się zmartwiłam. Pomyślałam, że jednak trzeba było zająć się Polską, a nie wymyślać jakieś Teneryfy. Cóż, teraz już za późno na poprawki.
– A ja to bym nawet chciał, żeby dostała słabą ocenę – powiedział mi wieczorem Igotata. – Bo następnym razem się bardziej przyłoży! I nauczy się, że nie wszystko jej się będzie zawsze udawać.
– Pewnie masz rację – odpowiedziałam. – Tylko czy juf Marije da jej słabą ocenę? Zawsze ją chwali.
– Juf Marije jest sprawiedliwa, umie oddzielić sympatię do dziecka z jego pracą. Zresztą ona wszystkich lubi tak samo.
No i poszedł Okruszek do szkoły z prezentacją. Rankiem pewność siebie zmalała, a pojawiła się trema, na szczęście w zalążku.
– Powiedz przed klasą tak, jak nam wczoraj, a będzie super! – dodałam jej otuchy. – Wiesz, że mi się bardzo podobało.
I cóż. Zgadniecie, jak się skończyła ta historia?
Co prawda oceny jeszcze nie znamy, bo punktacja będzie ogłoszona dopiero po występach wszystkich dzieci, ale Okruszek jest z siebie zadowolony. Mówi, że dzieci słuchały z zainteresowaniem. Zadały jej dwa pytania, na które znała odpowiedź. A jak doszło do krytyki, to wyliczały tylko dobre rzeczy i nikt nie umiał powiedzieć nic złego.
Dostałam też prywatną wiadomość od juf Marije ze zdjęciami Okruszka i komentarzem: “zuch dziewczyna!”
W pewnym sensie Igotata nie będzie zadowolony.
A ja się cieszę.
I wiecie, nawet zazdroszczę Okruszkowi i jego pokoleniu optymizmu, naturalnej pewności siebie, wiary w swoje możliwości. Mnie tego zawsze brakowało.
To co dla niej jest naturalne, ja muszę w sobie wypracowywać, a skutki… i tak są różne.
A jak jest u Was? Podzielicie się w komentarzach?
Okruszka rozumiem w pelni. Zupelnie. Jestem tym mlodszym dzieckiem z dwojga. 5 lat roznicy, wiec dlugo Dzidzia 😉 Poza tym na niektorych dobrze dziala kop w tylek i krytyka, a na innych wrecz odwrotnie – pochwala i dobra ewentualna krytyka. Z wiekiem troszke sie tozmienia, no bo musi, ale ogolnie tak zostaje. Zuch dziewczyna – zgadzam sie 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękujemy serdecznie! Też myślę, że lepiej (i łatwiej) iść przez życie z pewnością siebie (taką zdrową oczywiście) niż zawsze obstawiać tyły i czuć się niewystarczająco dobrym (ja tak mam niestety).
A z metody kija i marchewki przynajmniej na mnie zawsze lepiej działała marchewka. 🙂
PolubieniePolubienie
Eeee, u mnie to nie tak. Beztroska jest, ale im starsza jestem tym bardziej wahanie, etc etc, a co do pewnosci siebie i czucia sie niewystarczajaco dobra, to mam to w malym palcu. Ale jako zem jest wariatka (ludzie poswiadcza), to zmiana zdania i glupie pomysly trzymaja sie mnie niczem nietoperz koafiury. A czy sie uda czy nie, to sie okaze w praniu. Tyle, ze trzeba przelknac to i owo i ruszyc do przodu nie patrzac na boki. I zmieniac zdanie. Jak Okruszek. To jest raczej elastycznosc. I oby jej zostala 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dobrze mówisz, kochana!
„A czy się uda, czy nie – to się okaże w praniu. Tyle, ze trzeba przełknąć to i owo i ruszyć do przodu nie patrząc na boki. I zmieniać zdanie.”
Zgadzam się. I też sobie to powtarzam, gdy lęk powstrzymuje mnie przed jakimś działaniem np. zapisaniem się na jakiś kurs.
I pamiętam co mi powtarzała moja mentorka, gdy zaczynałam pracę w szkole: „Ten się nie myli, co nic nie robi.”
Lepiej działać, nawet jeśli zrobi się błędy niż tkwić w biernym perfekcjonizmie.
PolubieniePolubienie
Co do kursow, to wreszcie doszlam do wniosku, ze fajne sa, j esli ciekawe, bo jak mi cos nie odpowiada (albo wyraznie sie nie nadaje), to juz nie mam objekcji, zeby rezygnowac. I – przeciwnie – chyba 11 lat temu Coreczka kupila mi na urodziny/pod choinke (blisko siebie) …6tyg kurs ceramiczny. W Newcastle College, raz na tydzien. I to byla milosc od 1. wejrzenia!! Tych 6tyg kursow dla poczatkujacych zrobilam chyba…7!!!! Lepilam (i lepie) buble nierowne, ale wynagradza mi to PRZYJEMNOSC – okazuje sie, ze nie tylko ja to powiedzialam ze jak sie jest w studio, to reszta swiata nie istnieje, moze byc zmieciona z powierzchni ziemi. Z kazdego bubla jestem dumna ;).
A kursow wszelakich narobilam sie w zyciu jakos strasznie duzo. Tylko jeden w calym moim zyciu zaowocowal najlepszymi tez w zyciu stopniami. Wez lek (lenk) wyrzuc za okno, zamknij oczy, nabierz powietrza i skacz na te glebsza wode. Co bedzie to bedzie, ale sprobujesz.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję za tę wspaniałą dawkę motywacji! 🙂 Cudownie!
Pewnie, że trzeba próbować i nie ma się co lękać.
Ależ piękny, wyjątkowo trafiony prezent sprawiła Ci córka!
Można powiedzieć, że to był strzał w dziesiątkę, bo dzięki temu odkryłaś nową pasję.
Tworzenie ceramiki to zajęcie bardzo kreatywne, na pewno daje ogromną przyjemność, a jaka radocha z własnych dzbanuszków, miseczek, spodeczków!
Przy okazji również relaks i terapia przez sztukę. Same plusy.
Uściski i jeszcze raz dziękuję. 🙂
PolubieniePolubienie
Brawo Okruszek, nie tylko bronił swego zdania, ale zrobił świetną prezentacje.
Sztuka wystąpień publicznych jest bardzo trudna, ale u nas dzieci tez to ćwiczą, może inaczej, niż w holenderskiej szkole, ale umiejętność weszła jakby do kanonu…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, Jotko, masz rację, umiejętność wystąpień publicznych jest teraz w cenie, bo przydaje się na całe życie. Na szczęście jest to sztuka do wyuczenia, przynajmniej do pewnego stopnia, bo jednak pewne predyspozycje osobowości ciężko zmienić.
Dziękuję za komentarz. 🙂
PolubieniePolubienie
Oj tak…Zdarzalo mi sie mowic do ludzi. Wtedy rece mi sie trzesa, notatek w ogole nie widze, a jak patrze na ludzi, to zawsze na jedna osobe i nie moge sie od niej odczepic. A jako mloda panienka mialam dwa wystepy w TV – raz w studio a raz wywaid ze mna u nas w domu. Wtedy to chyba moja Mama byla bardziej stremowana niz ja. A Twoje dziecko – co mysli o prezentacjach? i o swojej prezentacji pod tym katem?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Z Amelką jest tak samo… Sądziłam, że szkoła średnia wywieje tę beztroskę i robienie wszystkiego na ostatnią chwilę.. ja się denerwuję, a ona zbiera pochwały..!
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Marzenko, no to wiele wspólnego mają nasze dziewczyny, mogłyby sobie rękę podać. 🙂
Może w dzisiejszych czasach właśnie tak trzeba?
Może to my, mamy, mamy za głęboko wdrukowane denerwowanie się poczynaniami naszych młodych?
Najważniejsze, że one sobie doskonale radzą, w dodatku bez zbędnych nerwów. 😉 Pozdrawiamy Was serdecznie, Dziewczyny.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ad. Opakowana
Gratulacje występu w Tv i wywiadów. Nie było łatwo, pojawił się stres, ale grunt, że go zwalczyłaś i na pewno wyszło świetnie, a stremowana mama była dumna z córki. 🙂
Co do Okruszka – zadowolona z prezentacji. (Nieskromnie) uważa, że jak dotąd jej prezentacja była najlepsza razem z prezentacją drugiej dziewczynki (o sportach ekstremalnych). Pod koniec tego tygodnia będą już oceny, więc dam znać, czy (na ile!) przeczucie Okruszka myliło/nie myliło. 😉
PolubieniePolubienie
Kochana
Ja dzisiejszym młodym ludziom zazdroszczę odwagi, nie poddawania się, dążenia do wytyczonego celu!
Podziwiam ich za mądrość, trafność wyborów, upór, zgłębianie wiadomości, łatwe przyswajanie i naukę języków obcych.
Całą Rodzinkę najserdeczniej pozdrawiam i cieszę się, że Was poznałam:)
Morgana
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Morgano, ile w Tobie jest ciepła i życzliwości! 🙂 🙂
Ja też się cieszę, że gdzieś tam trafiłyśmy na siebie w tej wielkiej wirtualnej przestrzeni.
Bardzo lubię Twój blog, Twój spokój, serdeczność, polecane przez Ciebie książki, piosenki, aforyzmy. To takie ważne i potrzebne: dzielić się dobrem.
Dziękuję! 🙂
PolubieniePolubienie