W nocy rozszalał się wiatr. I to jak! Spać nie dało.
W dodatku nasza sypialnia znajduje się na poddaszu, więc wszelkie odgłosy z zewnątrz słychać ze zdwojoną siłą. A wiatr wirował w szatańskim transie.
Wył do komina, złowieszcze nuty wlatywały przez otwory wentylacyjne i dudniły w labiryncie rur. Kuliłam się pod kołdrą. Wciskałam uszy w poduszkę. Niech to się wreszcie skończy!
Ale wiatr bynajmniej nie miał zamiaru przestać. On się dopiero rozochocał. Rozpędzał. Pokaże ludziom – tym maluczkim, krnąbrnym zadufanym w sobie człowieczkom – kto tak naprawdę dzierży władzę.
Udowodni, że ON. Jednym dmuchnięciem zmiecie parkany, płoty, drewniane szopy. Szast, prast, szast prast. Złożą się jak domki z kart. Raz, dwa i nie ma. Jest płasko. Szybko poszło, a nie mówiłem?
Drżałam. Nasłuchiwałam siły zawodzenia, natężenia podmuchów.
Gdy już, już wydawało mi się, że chocholi taniec zastyga w bezruchu, to – łup! – niewidzialna łapa grzmotnęła w okno. Zakołysały się framugi.
Zaraz pójdzie szyba, pomyślałam.
Widziałam w wyobraźni, jak wiatr wyrywa okno z korzeniami, a w ścianie zostaje prostokątna wyrwa. Struga powietrza wlatuje do środka. Porywa z biurka zeszyty, książki, dokumenty. Luźne kartki jak spadochrony wzbijają się w powietrze, nadymają w locie, wirują, po czym ich przemoczone strzępy lądują na chodniku.
O zaśnięciu nie ma mowy! Jest tylko gorzej. Okno, co tam okno! Zaraz DACH nam porwie! Sufit oderwie się od ścian jak czapeczka. Otworzę oczy i zastanę nad sobą czarną przestrzeń. Nocne niebo. Wściekłe. Bezkresne.
A może tak właśnie wygląda koniec świata? Może nadszedł czas rozliczenia?
Nie, nie, nie! Nie jestem gotowa. Za wcześnie. Proszę, odwołać termin!
Zaraz, a DZIECI?! Co prawda śpią piętro niżej, tam jest spokojniej. Ale czy na pewno są bezpieczne? Nic im nie grozi?
Już grubo po północy. Igotata wciąż ślęczy przed komputerem, z słuchawkami na uszach. Taki to ma dobrze, nic go nie rusza!
A ja mocniej zaciskam powieki. Chcę w końcu spać. SPAĆ! Nie bać się.
Ale jak tu się nie bać? Wracają do mnie sytuacje z ukochanych książek.
Dorotka z Krainy Oz.
Ten moment, gdy tornado porywa dom i Dorotka leci w szalonym tempie, razem z pieskiem Todo, i… gdy wydaje się, że zaraz stanie się najgorsze – oboje lądują w pięknej, bajkowej krainie, a żółta wstęga drogi zaprowadzi ich do Szmaragdowego Grodu.
Zawsze zazdrościłam Dorotce możliwości przeżycia niezwykłych przygód.
Tymczasem teraz, gdy zdawało się, że wnet mam podzielić jej los i wznieść się w niebo, wcale tego nie chcę. Zapieram się nogami w łóżku, by tylko nie odfrunęło.
Motyw podrywającego się do lotu domu wrócił do mnie w książce o „Magicznym drzewie”. Czytałam dzieciom całą serię Maleszki. Uwielbiali ją.
O ile dobrze pamiętam, czerwone krzesło spełniło życzenie Wiki o lataniu.
Ale to zupełnie nie tak miało wyglądać! Wiki chciała podróżować, ale ZWYCZAJNIE. Tymczasem rozległ się huk, dom z fundamentami oderwał się od ziemi i poszybował w górę. Meble się poprzewracały, dzieci krzyczały z przerażenia i w ogóle wszyscy marzyli tylko o tym, by ten horror natychmiast się skończył, by móc z powrotem znaleźć się na ziemi.
Bo tak to jest. To, co wydaje się atrakcyjne w książkach, w życiu – niekoniecznie.
Nie wiem, kiedy i jak w końcu zasnęłam. Obudziłam się obolała, wychłostana przez krnąbrne wietrzysko. Za to, jak się okazało, dzieci nie miały problemów ze spaniem/niespaniem:
– Owszem, wiało i co z tego? Żeby od razu porywać dom? Mamo, nie bądź dziecinna! Za dużo książek się naczytałaś. Za dużo „Magicznego drzewa” – śmiały się ze mnie.
– Dorotka. Najpierw była Dorotka – poprawiłam, ale tylko w myślach.
W drodze do szkoły z Okruszkiem co i rusz spostrzegałyśmy skutki nocnej hulanki.
Jednak to nie tylko moja wyobraźnia.
Śmietniki leżały na ziemi, ich wieka otwierały się jak paszcze, worki walały, wypełzały z nich śmieci. Kartki też były, zmięte, brudne…
Poprzewracane rowery, krzesła. Gdzieniegdzie urwane płoty.
No przecież mi się to nie przyśniło! Rzeczywiście nocą wiatr wybatożył świat.
A teraz znów świeci słońce. Drzewa stoją jak strażnicy, nawet nie drgną. Cisza wokół.
Przeraża mnie nocny wiatr. Mieszkamy w drewnianym domu, sypialnie też mamy na poddaszu, każdy dźwięk miażdży uszy, a mnie też dopadają wątpliwości, czy już powinniśmy brać nogi za pas.
Odkąd pojawiły się dzieci, świat zrobił się takie niebezpieczny…
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
To prawda. Albo świat się zrobił bardziej niebezpieczny albo my jako rodzice staliśmy się wrażliwsi na punkcie potencjalnych niebezpieczeństw.
Dużo spokoju dla Waszej rodzinki.
Pozdrawiam serdecznie.
PolubieniePolubienie
O tak, te wiatry nie dają spać, wzbudzają niepokój, powodują straty.
Zawsze w takich sytuacjach cieszę się, że mam gdzie mieszkać i mam ciepło, bo wielu ludzi nawet tego nie ma…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, ja podobnie. Gdy kładę się do łóżka, czuję wdzięczność, że je mam. Łóżko, kołdrę, pokój, dach nad głową. Nawet jak wieje, leje.
A może ZWŁASZCZA wtedy.
PolubieniePolubienie
O bogini….ja jestem zupelnie odwrotna…tak jak z burzami – jako male bardzo dziecko mialam wmawiany przez nianie histeryczny wrecz strach przed piorunami i blyskawicami etc (niania stawia w oknach swiete obrazy i gromnice). Potem zostalo mi to wybite z glowy i poszlo w druga strone. Kocham burze, wulkany, wichur szalejacy w kominie, za kominem, w szparach okien i drzwi. pewien wnuk w zaprzyjaznionej rodzinie kiedys tam u nich spal, a tam niezle wyje…powiedzial, ze wiecej nigdy u nich spac nie bedzie! (tylko potrzasanych lancuchow brakowalo….). Jak najbardziej mam respekt i wiem co moze sie stac, ale jednak nie ma sie na to wplywu, czy drzewo zwali sie na dom czy na ulice. W przedzien Wigilii – chyba juz pisalam – babeczki w piekarniku, rozne dania sie gotuja dla roznych ludzikow, pies chce porozmawiac, etc etc, a tu wiadomosc od sasiadku tu (PL) i zdjecie, ze drzewo uliczne opiera sie na plocie moim o moj dach. Centymetry od dwoch anten internetowych. Mamy przyjechac w sylwestra, hahaha. Zalatwilam wszystko w pol godziny, lacznie z uprzatnieciem. Kosztowalo nie jak zwykle drzewo, ale bylo juz popoludnie przedwigijne! W sumie nawet jakbym byla na miejscu, to niczego innego bym nie mogla zrobic i tak i tak. Tylko moze babeczki by sie nie przypiekly 😉
Takze, tu na koncu ogrodu, juz w ulicy jest transformator drobny i raz w czasie burzy pieron szczelil w niego. Chalupa sie rzetelnie zatrzesla – wspaniale. A wycia wichuru to slucham i slucham. W ogole jak mi gwizdze i szumi to lubie. Boje sie o rozne rzeczy, ale lubie. Jak zagladanie do wulkanu! P.S. Nigdy nie mialam ambicji zeby byc normalna, wiec, tego…..Tylko mi zal drzew polamancow i szkod.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wow, to rzeczywiście u Ciebie trochę nietypowo!
Ale to nawet lepiej, bo odważniej idziesz przez życie, a wszystkie bojaźliwe dusze mogą Ci pozazdrościć śmiałości i braku lęku przed burzami, wichrami i tym podobnymi strasznościami.
Ja niestety z tych bojących.
I często ten wysoki poziom lęku blokuje mnie w wielu sytuacjach.
Choć wiem, że jest po to, by chronić, ale mój to przesadza w drugą stronę. 😉
A tamto drzewo uliczne też wybrało sobie datę na przechyłki.
Podziwiam, że tak sprawnie i na czas wszystko załatwiłaś.
Zwłaszcza, że robiłaś to zdalnie i jeszcze z babeczkami w piekarniku i z karpiem na patelni.
I tu przydała się właśnie choćby ta odwaga do życia. 🙂 Brawo.
PolubieniePolubienie
Moze i jest smialosc, ale nie tak do konca – z zadnym spadochronem skoczyc bym nie skakala, od weza ucieklam na sam wierzch amfiteatru od sceny, gdzie facet zabawial widownie wezami, do morza z lodki boje sie skoczyc, etc etc. Pewnie gdyby byl mus, to musialabym, no bo tak, ale sama w siebie to nie. W tych wichurach i burzac i wulkanach musialo cos zaskoczyc! Tak samo bardzo lubie pajaki (i matwy i osmiornice, ale rekinow juz nie, jeszcze stonogi rozne dzikie egoztyczne powoduja u mnie panike. Tak jak z wezami – albo za malo nog, albo za duzo!
Moze obnizaj poziom leku przez leciutkie wystawienie sie na te niebezpieczenstwa. Bez spiny!
Dzis beda u nas znajomi z trojka drobnych dzieci – to jest wyzwanie! ale to bardzo grzeczne dzieci 😉 i nie maja za duzo nog.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂 🙂 🙂
Rozbawiłaś mnie tymi nogami. Albo za mało, albo za dużo. 🙂
No tak, jednak nie ma ludzi bez lęków. Każdy ma swoje. Byle zupełnie nie paraliżowały i nie wyłączały z życia - to się jeszcze da. 🙂
Powodzenia i przyjemności z Waszymi drobniutkimi gośćmi. 🙂
PolubieniePolubienie
Dziś wiatr o mało co mnie nie przewrócił, a wracałam z zakupów w samo południe i jeszcze do tego deszcz siekł prosto w oczy.
W nocy w czasie wichury lub burzy wkładam zatyczki do uszu. Może to jakieś rozwiązanie – podpowiadam i Tobie.
Zasyłam moc spokoju
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zatyczki to bardzo dobre rozwiązanie. Pytanie, czemu dotąd na nie nie wpadłam? Widocznie wcześniej aż tak nie wiało. 😉
Spokojności i bezpieczności dla Ciebie, Ultro.
PolubieniePolubienie
I u nas wiatry dały się we znaki. Chałupa stara, sypialnie na poddaszu, dach do remontu.. było kilka bezsennych nocy i przy każdym mocniejszym łomocie, gonitwa myśli, czy to już poleciało, czy jeszcze będzie odroczenie.. Mąż, tradycyjnie nic nie słyszał. W razie „W” nie budzić, wynieść z łóżkiem 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Och, ci mężowie! Z moim jest podobnie. Też nic nie słyszy, nic nie widzi. 😉
O ileż łatwiej im się żyje!
Szkoda, że my tak nie mamy i się wszystkim przejmujemy.
Ale widocznie ktoś w rodzinie musi. 😉
Dużo spokoju i samych przespanych nocy. 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Poruszająco opisana nocna przygoda z huczącym wiatrem! 🌬️🌙 To jak wiatr wywoływał chaos, grając z otoczeniem jak szalony artysta, jest niczym nieprzewidywalny taniec natury. 😱🌪️ Twoje opisanie momentu, gdy wyobraźnia splatała się z rzeczywistością, przypomina sceny z książek, gdzie bohaterowie zmagają się z niebezpieczeństwami i marzeniami o magicznych przygodach. 📚💫
Cieszę się, że mimo wiatru, dzieci potrafiły zachować spokój i z humorem spojrzeć na nocne zawirowania. To prawdziwie urocze, jak dorosłe obawy kłócą się z dziecinnymi przekonaniami o świecie. 😄💖 Mam nadzieję, że teraz, gdy słońce świeci z powrotem, spokój znów zagościł w Waszej okolicy. 🌈☀️
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję za przemiły komentarz. 🙂
Masz piękny styl pisania. 🙂
Ślę wdzięczności za ogrom życzliwości.
PolubieniePolubienie