Dziś zaproszę Was do Chipiony, urokliwego miasteczka na południu Hiszpanii.
Bez obaw, nie przytłoczę zabytkami, liczbami, datami. Będzie w weekendowym klimacie, spacerowo i plażowo, bo taka zresztą jest natura Chipiony.
I obiecuję nawet parę promyków słońca, jako że przez pierwsze dwa dni naszego pobytu w Hiszpanii słońce JESZCZE świeciło (choć chmury już zbierały się, wisiały nad horyzontem, by wkrótce lunąć ciągiem deszczy). Ale dziś przywołujemy słońce (i tylko słońce!), które patronuje całej Andaluzji.
Idziemy na spacer! Miasteczko niewielkie, ale jest gdzie spacerować.
Latarnia morska
Zbiórka przy latarni morskiej. To idealna miejscówka, gdyż nie da się przeoczyć smukłej wieży w kolorze piasku, w końcu to najwyższa latarnia morska w całej Hiszpanii! (a trzecia w Europie i piąta na świecie – ups, miało być bez liczb, więcej nie będzie!).
Z powody niekorzystnych prognoz pogodowych obowiązuje tymczasowy zakaz wejścia na górę, toteż nie przekonamy się, czy widoki są spektakularne; zgadujemy, że tak.
Plaża
Za to plaża na pewno jest przyjemna i piaszczysta. Rozciąga się wzdłuż Atlantyku długą, szeroką wstęgą. Latem przyciąga tłumy, teraz świeci pustkami: gdzieniegdzie miejscowi spacerują z psami, a nieliczni wczasowicze na kocach lub leżakach odwracają twarze ku słońcu.
Natomiast my (śmiałkowie!) chlapiemy się i przeskakujemy przez fale.
A po kąpieli podążamy do kościoła, usytuowanego przy samej plaży.
Sanktuarium Matki Bożej Regli
Okazuje się, że ten właśnie kościół rozpoczyna pielgrzymi szlak Via Franciscana do Santiago de Compostela. W tylnej nawie pozdrawia nas święty Jakub w kapeluszu z szerokim rondem, wsparty na kiju.
Podziwiamy wnętrze kościoła, freski, witraże, a przede wszystkim wizerunek Matki Bożej Regli, której przypisywane są cuda. Kult maryjny odczuwa się w całym miasteczku.
Po wyjściu z kościoła rzucają nam się w oczy charakterystyczne pielgrzymie znaki ze strzałkami i muszlą przegrzebka. Odtąd będziemy je wyłapywać niemal wszędzie.
Centrum
Tymczasem pozwalamy sobie na błądzenie malowniczymi, brukowanymi uliczkami. Nieśpieszne, bez celu. Mijamy domy z bielonymi fasadami, zapuszczamy żurawia przez żelazne barierki na zadbane patia, podziwiamy zieleń roślin, która na tle jasnych ścian nabiera intensywności.
Na większości budynków spostrzegamy „święte” mozaiki, przeważnie z wizerunkiem Maryi z Dzieciątkiem.
Wstępujemy też do drugiego pięknego kościoła, tym razem barokowego.
Obok stoi murowany zamek, dziś: biuro turystyczne i muzeum regionalne.
Na każdym kroku znajdujemy nawiązania do Rocio Jurado, ikony hiszpańskiej muzyki, która właśnie stąd pochodzi. Śpiewała flamenco i cieszyła się międzynarodową sławą.
Dociera do nas gwar z lokalnych sklepów, również z kawiarni i barów. Głośne rozmowy, szuranie krzeseł, odgłosy telewizji. Stoliki są wystawione również na zewnątrz, Hiszpanie uwielbiają przesiadywać w restauracjach. My też potrzebujemy coś przekąsić.
Kuchnia
W menu Chipiony królują ryby i owoce morza. Karty dań, przynajmniej w tak małej miejscowości, są wyłącznie po hiszpańsku. Obsługa nie zna angielskiego, my nie znamy hiszpańskiego, dogadanie się wymaga użycia tłumacza w telefonie, tudzież dyskretnego podpatrywania „co jedzą inni” oraz gotowości na niespodzianki. Taką gotowość w sobie mamy – w końcu jesteśmy na wakacjach, a wakacje oznaczają więcej luzu i mniej stresu (przynajmniej z założenia).
Nazwy dań brzmią jak zagadki. Iskierkę ciekawi przystawka „choco frites”, bo nazwa miło się kojarzy. Może to będą frytki z gęstym sosem o ciemnobrązowej barwie? Pudło! Iskierka dostała kalmary smażone w głębokim oleju. Na szczęście jej smakował. Kto lubi niespodzianki, będzie zadowolony.
A jak nie (i oczywiście o ile jest pełnoletni), to niech spróbuje regionalnego wina Moscatel. Delikatne w smaku, o kwiatowo – miodowo – owocowym aromacie, powinno poprawić humor.
A propos deseru: w kawiarniach poza ciastami jest „mydło i powidło”, ale nie zrażajcie się tym. Ciasta (ach, te wszystkie flany, serniki, napoleonki!) widoczne zza szklanych witrynek powodują ślinotok i to nic, ze obok cały regał jest wyłożony pudełkami wyglądającymi jak farby do włosów, to nic, że w drugim kącie stoją pudła z butami, a na centralnej ścianie piętrzą się wytłoczki po jajkach! Nie szkodzi. Czujemy się swojsko i domowo.
Miejscowi popijają kawę, czytają gazety, nigdzie się nie śpieszą, a przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Dają nam przykład, jak celebrować chwile.My też wrzucamy na luz.
Ponownie zachodzimy na plażę, tylko tym razem człapiemy w drugą stronę – wzdłuż muszli świętego Jakuba, kierunek: port.
Połów ryb
Po drodze natknęliśmy się na osławione „Los Corrales”, czyli zagrody służące do połowu ryb. Są to półkoliste mury w wodzie, usypane z kamieni, muszli i rafy koralowej. W czasie przypływu całkowicie zalewa je woda, więc los corrales nie widać z brzegu. Wyłaniają się dopiero podczas odpływu, wygląda to jakby na wodzie unosił się gruby sznur. Ryby (biedne!) tym sposobem zostają uwięzione w pułapce.
Plaża kotów
Ostatnim punktem naszego spaceru jest port. Tam przypadkiem trafiamy na stado kotów, które na nasz widok wychodzą zza kamieni, łaszą się nam do nóg, miauczą, przymilają się.
Zauważamy legowiska, kocie domki, miski z pozostałościami karmy. Najwyraźniej jest to rewir bezpańskich kotów. Ktoś jednak o nie dyskretnie dba, donosi im jedzenie, spostrzegamy też panią, która siedzi na murku, głaska dwa koty siedzące jej na kolanach. Już wiemy, gdzie będziemy wracać. Kolejnego dnia kupujemy karmę w Intermarche i niesiemy ją mruczkom. Do końca pobytu poznamy najbardziej wyróżniające się kocie osobowości, a Okruszek nada im imiona i będzie dywagował, czemu Cytrynek jest nieśmiały i się nas boi, a Czurros pierwszy pcha się do miski.
Widok tych półdzikich kotów chwyta za serce, dlatego próbuję sobie wmówić, że wiodą szczęśliwy żywot, wszak cieszą się wolnością i przyjaznym klimatem (na ogół). Wmówić i w to uwierzyć.
I tak oto nasz spacer dobiega końca.
Nad brzegiem oceanu i w urokliwych uliczkach Chipiony, czas zdecydowanie zwalnia. Mam nadzieję, że też to poczuliście.
Piękna ta wycieczka ! Czytając posta poczułam spokój, wolność i harmonię. Widok palm zawsze sprawia mi ogromną radość. Może dlatego, że u nas nie ma takich roślin ? Nie sądziłam, że z Chipiona wiedzie szlak do SDC. Stamtąd to przeszło 800 km !!! Dziękuję Ci za pokazanie figury św. Jakuba. Wiesz…bardzo chcę wrócić na szlak jakubowy. Pozdrawiam serdecznie :))
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ula, rozumiem Twoją tęsknotę. 🙂
Ja też nie wiedziałam, że Chipiona ma powiązania z Santiago De Compostela, bo to faktycznie kawał drogi. A jednak.
To właśnie tu bierze początek szlak Via Franciscana, który potem łączy się z Via de Plata w Sewilli (o ile dobrze pamiętam).
Cieszę się, że lektura przyniosła Ci spokój. O to chodziło.
Serdeczności. 🙂
PolubieniePolubienie
Och, jak cudnie w ten listopadowy pochmurny dzień wybrać się do Hiszpanii, pięknie tam i apetycznie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, o ile się lubi ryby i owoce morza. 😉 Bo te są na okrągło serwowane, zwłaszcza w kurortach nadmorskich.
Ja Ci powiem, że tęskniłam już za jakąś zupą, bo nie na trafiliśmy na żadną.
Ale w ciepłych klimatach zupy nie cieszą się taką popularnością jak u nas.
PolubieniePolubienie
Jak dobrze, że Twoje dzieci mają czarująco blogująćą Mamę! Po latacch wrócą do wspomnień.
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję kochana, Ultro.
Oby faktycznie te notatki były dla dzieci sezamem pięknych wspomnień.
Póki co, przynajmniej starsza córka, nie chce bym o niej pisała na blogu.
Piszę więc o niej tylko w wyjątkowych sytuacjach, a ona to autoryzuje. 😉
Syn i młodsza córka nie mają z tym problemu, wręcz lubią, gdy opowiadam tu o ich przygodach. 😉
Serdeczności dla Ciebie.
Ps. Dziękuję za maile, przeczytałam ze wzruszeniem. Odezwę się.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O! Co się stało? Mogę już komentować. Hura!
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Uff… To dobrze, że działa. 🙂
PolubieniePolubienie
Zupełnie nie rozumiem tego, że dawniej nie mogłam przesłać napisanego komentarza, a teraz nagle mogę. No, ale nie wszystko muszę pojmować, tym bardziej że nie znam się na komputerowej technice.
Mój starszy wnuk zachęcał mnie do pisania, fotografować pozwalał się jedynie z tyłu, a młodszy całkowicie zabronił wrzucać swoich zdjęć. I słusznie. Nie wiadomo, gdzie będzie kiedyś pracował i kto może wykorzystać jego zdjęcie w prześmiewczy lub szyderczy sposób
Natomiast w Twoich postach ważne są miejsca, które zwiedzacie i przeżycia, które im towarzyszą. W Twoim wydaniu są bezcenne!
Pozdrawiam serdecznie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, Ultro.
Tak, masz mądrych wnuków. Nigdy nie wiadomo, kto nie wykorzysta treści/zdjęć zamieszczonych w internecie.
Dlatego powiem Ci, że zapala mi się lampka z tyłu głowy, gdy mam napisać coś bardziej prywatnego lub coś, co mogłoby w jakiś sposób kogoś skrzywdzić. Mam świadomość, że tracę w ten sposób czytelników, bo moje posty nie generują sensacji i emocji, a podróże i wycieczki nie wszystkich ciekawią. Jednak są „bezpieczne”, a wysyłam je w świat – tak jak mówiłaś – jako rodzinną pamiątkę, a zarazem inspirację dla zaciekawionych tematem.
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za życzliwość, Ultro.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Miło czyta się Twoje rozważne słowa. Internet w rękach nieodpowiedzialnych ludzi przestaje być bezpieczny. Widzę bezradność hejtowanych młodych ludzi. A na FB jest taka społeczność: Single i dodawany jest rocznik. Ludzie (czasem wiekowi 45 rocznik) wrzucają swoje zdjęcia, a pod spodem czytają nieprzyjemne komentarze dotyczące swojego wyglądu. Wprawdzie nie rozumiem po co od razu wszystkim wrzucają swoje zdjęcia, ale niby mają prawo, tylko że potem muszą wyczytać złośliwości innych, a to już przyjemne nie jest.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie, Ultro.
Wiesz, a propos członków tej grupy, o której wspominasz, myślę, że ludzie wrzucają swoje zdjęcia z samotności, z potrzeby akceptacji, docenienia.
Wydaje mi się, że w dużej mierze człowiekowi ciężko zachować dystans wobec siebie samego i większości populacji wydaje się, że wygląda dobrze i młodziej niż wskazuje Pesel.
Ludzie wrzucają swoje portrety z tęsknoty za dobrym słowem i niestety nie myślą w tym momencie, że wykładają się na talerzu hejterom.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja to wszystko rozumiem, samotność to plaga naszego wieku!
Zasyłam pozdrowienia
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Serdeczności, Ultro!
I z tą plagą samotności – całkowita racja. Niestety.
PolubieniePolubienie