Listopad w Holandii? Wesoły!

Zdjęcie WhatsApp 2024-11-20 o 14.27.52_482a93a0

W Holandii za sterem pogody zasiada szaruga, wycieraczki dzień po dniu wymazują kolory z krajobrazu, świat szarzeje i się wychładza. Oczywiście Holendrzy, jak to Holendrzy, na wszystko znajdą sposób, znaleźli zatem również trik na rozświetlenie listopadowej ponurości.
Wy, wierni czytelnicy tego bloga, też już go znacie, piszę o tym rok w rok i pewnikiem już się powtarzam. Ale jak mogłabym nie wspomnieć o listopadowych „promykach”? Żal zostawić bez echa.

Tydzień temu obchodziliśmy Dzień Świętego Marcina, holenderskie halloween, z naciskiem na: holenderskie – Holendrzy nie uznają tego amerykańskiego.
Są wierni własnym obchodom Marcinowym (i nie sądzę, by coś w tej materii miało się zmienić), przypadającym jedenastego listopada.
Tutaj dzieciaki nie przebierają się, jedynie własnoręcznie przygotowują lampiony i oświetlając sobie nimi drogę wędrują po sąsiadach, pukają do drzwi i śpiewają okolicznościowe piosenki, a w zamian zostają nagradzane słodyczami.

Zdjęcie WhatsApp 2024-11-20 o 14.23.41_816c3735

Zwyczaj ten wywodzi się od świętego Marcina, który w zamierzchłych czasach, jako rzymski żołnierz, podzielił się połą płaszcza z żebrakiem; ma wprowadzać odrobinę światła w listopadowy mrok, dosłownie i metaforycznie.
Nasz Okruszek, lat dziesięć, jest w wieku “granicznym”, gdy jeszcze chce się bawić, ale już trochę mniej, gdy zaczyna się patrzeć z góry na młodsze dzieci, a jednocześnie jest się odrzucanym przez młodzież, która dziesięciolatków nie bierze poważnie.
Tak więc w klasie Okruszka połowa dzieci ruszyła z lampionami, a połowa się wyłamała.

Zdjęcie WhatsApp 2024-11-20 o 14.22.29_a1ec94c7

Nasza córa chodzić chciała.
Zrobiła lampion z papieru, który mnie kojarzył się z dynią, lecz w istocie był pomarańczą. Liczyła, że będzie kolędować z kolegą, tak się umawiali. Jednak kolega zmienił zdanie i został w domu. Mimo to córa nie zraziła się, wędrowała i śpiewała solo.

Zdjęcie WhatsApp 2024-11-11 o 18.17.48_f8555044

„Zarobiła” słodycze, choć nie w takiej ilości jak w latach ubiegłych, najwyraźniej inflacja trafiła również w portfele Holendrów.

Zaraz po świętym Marcinie siatką holenderskich kanałów popłynęła nowina, że Mikołaj i Piotrusie już wsiedli na statek w Hiszpanii.
W telewizji ruszył Sinterklaasjournal – codzienne wydanie Mikołajowych wiadomości. Tu nastąpiło niemałe zaskoczenie. Po raz pierwszy, od 23 lat, dziennika nie prowadzi Dieuwertje Blok. Jej zastępczynię dobrano kapitalnie pod względem wizualnym, wygląda jak młodsza wersja poprzedniej prowadzącej, ma tę samą fryzurą: długie sprężynki drobnych loków okalają jej twarz.

864.w1920.r1920-1080.8c98964         905.w1920.r1920-1080.57ebbc2

A Dieuwertje? Nie jest tajemnicą, że miała amputowany nos po walce z nowotworem skóry, ale tych szczegółów dzieci nie muszą wiedzieć, dla nich ukochana dziennikarka jest po prostu „ziek” (chora), więc wysyłają jej rysunki i życzenia powrotu do zdrowia.

W ubiegłą środę wraz z innymi mamami dekorowałam szkołę Okruszka na powitanie Mikołaja. Bo jak już wiecie w Holandii rodzice włączają się w gro prac pomocowych w szkole swojego dziecka. Ja, jeśli akurat mogę, też staram się angażować.
Zwłaszcza że malowanie prezentów, gwiazdek i dzwoneczków na szybach sprawia frajdę, tak po prostu. Zaaferowane dzieciaki podglądały nas zza przeszklonych sal, gdy wieszałyśmy girlandy, montowałyśmy biuro dla Sinterklaasa, ustawiałyśmy manekiny Piotrusiów w różnych częściach korytarza czy rozkładałyśmy atrapy prezentów.
Dzieci się cieszyły, zwłaszcza te najmłodsze, a nam udzielał się ich wesoły nastrój.

Zdjęcie WhatsApp 2024-11-20 o 14.24.20_98415694

Statek Mikołaja i załogi przypłynął do portu w Holandii w minioną sobotę (16 listopada), akurat gdy przypadały nasze zajęcia w szkole polonijnej.
Nie zdziwiłam się, że część uczniów nie dotarła na lekcje. Rozumiem to, bo co prawda Mikołaj będzie przebywał w Holandii jeszcze przez całe trzy tygodnie (do 5 grudnia), ale ten moment pojawienia się i pierwsze dni na niderlandzkiej ziemi zwykle wzbudzają najwięcej emocji.
Doświadczyłam tego nazajutrz po przybyciu Mikołaja, czyli w niedzielę.

Umówiłam się z koleżanką w centrum naszego miasteczka. Nie widziałyśmy się prawie trzy lata, więc było o czym rozmawiać. W jednej z kawiarni popijałyśmy cappuccino z pięknych, wzorzystych filiżanek. I jak to zazwyczaj bywa po długiej przerwie w kontaktach przeskakiwałyśmy z tematu na temat, niczym Piotrusie po dachach, gdy wrzucają prezenty przez komin. Aż tu raptem w kawiarni zrobiło się zamieszanie, kilka osób wstało z krzeseł, dźwięki perkusji przerwały rozmowy.

Zdjęcie WhatsApp 2024-11-20 o 14.25.52_76d6e14d

My również się poderwałyśmy. I co się okazało?
Mikołaj ze świtą umorusanych sadzą Piotrusiów paradował po galerii. Piotrusie w jaskrawych kolorowych kostiumach uderzały w bębny, grały na trąbkach, pozowały do zdjęć i rozdawały małe, korzenne ciasteczka.
Jeden z Piotrków wpadł do „naszej” kawiarni, biegał od stolika do stolika i rozdzielał pepernoten. Nam też się dostało. Winking smile
Hop, wrzucił nam pierniczki na serwetkę, radość “hopsnęła” do naszych serc.
Wcale nie taki szary i ponury ten listopad!

Zdjęcie WhatsApp 2024-11-20 o 14.21.34_03d5b662

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność, wiatrakowe zwyczaje i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 Responses to Listopad w Holandii? Wesoły!

  1. jotka's awatar jotka pisze:

    Faktycznie nie taki straszny,ale chyba właśnie te wszystkie święta i imprezy powymyslano by ten listopadowy mrok rozproszyć 👍

    Polubione przez 1 osoba

  2. mr Andrzej Włodarczyk's awatar mr Andrzej W pisze:

    Holenderska tradycja św. Marcina z lampionami to piękny sposób na rozjaśnienie tej ponurej pory roku. Zawsze miło widzieć, jak dzieci angażują się w te proste, ale pełne uroku rytuały. Twoja córa, choć trochę zawiedziona zmianą planów, pokazała prawdziwą determinację – jak ładnie to brzmi: „wędrowała i śpiewała solo” To piękny obrazek, w który wpleciono nie tylko rodzinne ciepło, ale i trochę zdrowego optymizmu.

    Podoba mi się, jak w Holandii, pomimo chłodów i mroków, ludzie znajdują sposób, by świętować i wprowadzać radość do swoich codziennych chwil. Widać to także w organizowaniu Mikołaja, który przyciąga całą uwagę w miasteczkach. Urok takich wydarzeń tkwi w prostocie – przebierający się Piotrusie, grający na bębnach, rozdający pierniczki… To po prostu sprawia, że listopad staje się bardziej znośny, a może nawet radosny.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama's awatar Igomama pisze:

      Oj, tak. Ładnie ująłeś w słowa urok listopadowego świętowania w Holandii. Jest kolędowanie z piosenką i lampionami, a potem są Piotrusie i Mikołaj, więc listopad staje się znaczenie bardziej kolorowy i radosny.
      I da się lubić. 🙂

      Polubienie

      • mr Andrzej Włodarczyk's awatar mr Andrzej W pisze:

        Wydaje się, że w takich chwilach można naprawdę poczuć wspólnotę i radość, które niosą te małe, ale jakże barwne rytuały. Może właśnie w tym tkwi ich urok – w prostocie i ciepłych emocjach, które są uniwersalne i ponadczasowe. To miłe, że takie chwile potrafią zapaść w pamięć i zmienić nasze spojrzenie na zwyczajne dni. 😊

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz