Igotata na delegacji

WhatsApp Image 2025-03-23 at 10.57.50_d1082bd3

Hej, dziś ja, Igotata, poczułem chęć, by przejąć blogową pałeczkę i podzielić się moim pobytem „w delegacji”. Choć pracy było po sufit i w sumie niewiele zdołałem zobaczyć, to i tak cieszę się, że miałem okazję odwiedzić nasze partnerskie biuro „za wielką wodą”, w Chicago.

Easy like a Sunday morning?

O „przygodach” pisała już Igomama, więc niestety, były „spoilery”. Lecieliśmy (razem z kolegą z pracy) po jedenastej, wstałem więc wcześnie, by na spokojnie dokończyć pakowanie. W salonie jakoś tak podejrzanie chłodno, na termostacie nie widać nic, ale założyłem, że staruszek nie ma siły przebić się przez poranny półmrok. Gdy walizka była już pełna, ruszyłem się wyprysznicować, by potem tylko się ubrać i zbierać na lotnisko. Woda pod prysznicem chłodna, czekam aż temperatura zacznie rosnąć, a ona, jakby na przekór, spada. Zimna woda, zimny pot na karku. Błagam, nie! Nie dziś! Do pieca centralnego ogrzewania dwa kroki, potrzebowałem chyba tylko jednego. I tak, moje obawy się potwierdzają. Nic nie szumi, nic nie mruga kontrolkami. Przycisk „reset” nikogo nie wzrusza.

WhatsApp Image 2025-03-17 at 10.45.23_8b4ea99c

Telefon do firmy „od ogrzewania” to jedynie źródło frustracji. Operator upiera się, że do pieca trzeba dolać wody. Głuchy na moje argumenty, że wody w systemie raczej nie ubyło, każe szukać pomocy na youtube. Wreszcie poddaję się, może to ja się mylę? Oglądam filmik, który mówi o dwóch zaworach, ja znajduję jeden. Telefon do przyjaciela i kilka minut później kwestia drugiego „zaworu” rozwiązana: wężyk od kranu nie jest na ogół podpięty, a drugi „zawór” to zwykły kran. Obaj kręcimy, tryskamy wodą, która „od pieca” cofa się chętnie i z przytupem. Wiaderko nabiera wody, a wskazówka przytulona do zera, nie drgnie nawet na milimetr. Po drugim telefonie do firmy dostajemy zielone światło na wizytę specjalisty. Wreszcie mogę odetchnąć i ruszyć na lotnisko. W samolocie przeczytałem wiadomość od Igomamy. Specjalista orzekł, że sprawa grubsza i nie do załatwienia od ręki. Startowałem ze świadomością, że wariant optymistyczny to wtorek. Pesymistyczny – nawet przyszły tydzień. Niestety, realistycznym okazał się ten drugi.

Czwarta nad ranem…

Sześć godzin różnicy sprawiło, że budziłem się na długo przed którymkolwiek z budzików. Pierwszego dnia jeszcze negocjowałem, jeszcze próbowałem pozostać pod kołdrą, by zakląć rzeczywistość. Ale ani sen, ani „ktoś od Ciebie” nie przybyli z odsieczą. Zamiast więc kręcić się z boku na bok, usiadłem do mojego narzędzia pracy. Wszak w Amsterdamie już poranek, a robota znajdzie się zawsze. W ten sposób dni pracy się wyciągały. Jeszcze pierwszego dnia do biura szliśmy przez pięknie położony Millennium Park, koło charakterystycznej „fasolki”. Zdjęć nie zrobiłem, przecież na pewno będzie jeszcze okazja… Biuro tuż przy parku, więc widok z okna przepiękny: widać i fasolę, i jezioro Michigan.

WhatsApp Image 2025-03-23 at 10.57.51_03469746

Wszystko wygląda znajomo, jedynie układ biura jakiś taki płaski: w naszym codziennie śmigam między piętrem piątym a pierwszym po schodach. Tu, poza krótką wycieczką na wyższe piętro w czasie prezentacji biura, ze schodów nie korzystałem wcale. Praca wre czasem nawet aż do wieczora: musiałem omówić kilka kwestii z koleżanką z Sydney. Dla niej dzień pracy się zaczynał, mój właśnie się kończył. I choć spać chodziłem późno, o czwartej znów byłem na nogach. Budzik przydał mi się jedynie w piątek, tuż przed odlotem, kilka godzin przed tym, gdy szósta zmieniła się w środek dnia. Dzięki, ciało!

Wietrzne miasto

Poza biurem widziałem niestety niewiele. Głównie kosztowałem miejscowej kuchni. Koleżanka, która pracowała z nami jakiś czas temu w Amsterdamie, polecała spróbować miejscowej pizzy.

WhatsApp Image 2025-03-23 at 10.57.49_986ed332

Szeptem uprzedziła, że to bardziej ciasto niż pizza, i ani trochę nie przesadziła. Mnie w równym stopniu zaskoczył kształt, co rozmiar: przyzwyczaiłem się, że Amerykanie lubią wszystko w rozmiarze XXL. Mój quiche a’la pizza miał wystarczyć dla jednej osoby, ale to musiała być dość niewielka osóbka. Deser przezornie wzięliśmy taki, który miał być wystarczający dla 1-2 gości. I tu opis w punkt. Mój kolega poddał się w połowie.

WhatsApp Image 2025-03-23 at 10.57.50_093905f3

Mnie jednak nie tego rodzice uczyli! Zwłaszcza, że dla mnie „za dużo czekolady” to niemal oksymoron.

Raz jeden zrobiłem sobie spacer do pomnika Chicago Fire. Spodziewałem się czegoś spektakularnego, ale tu znów rozmiary były mocno rozczarowujące.

WhatsApp Image 2025-03-23 at 10.57.50_ff553ee5        WhatsApp Image 2025-03-23 at 10.57.50_7b0c3a9e

Uwieczniłem jednak ten mocno niemonumentalny monument dla brata Igomamy, strażaka.

Jedyną prawdziwą atrakcją był wypad na mecz hokeja. Obaj wolelibyśmy zobaczyć Chicago Bulls w akcji (do dziś pamiętam finały z lat dziewięćdziesiątych i „hej, hej, tu NBA!” o nieludzkich porach, przed szkołą).

WhatsApp Image 2025-03-23 at 10.57.51_92db2877

Niestety, w czasie naszego pobytu grali tylko „na wyjeździe”. Blackhawks grają w tym samym miejscu (w czasie meczów koszykówki lodowisko przykrywane jest parkietem). Pod sufitem dumnie prężą się wspomnienia lepszych czasów obu drużyn.

WhatsApp Image 2025-03-23 at 10.57.52_d2aa4623

Hokeja na żywo nie widziałem nigdy, a ostatni raz oglądałem pewnie ze dwadzieścia lat temu, głównie w trakcie olimpiad. Ale przepisy chyba nie zmieniły się znacznie. Niestety, poziom miejscowej drużyny był tak niski, że nawet „lajkonik” taki jak ja dostrzegł, że ich gra pozostawia wiele do życzenia.

WhatsApp Image 2025-03-23 at 10.57.51_859d8072

Atmosfera na trybunach dopasowała się do poziomu graczy, było więc „martwo”. Ale sama oprawa to feeria dźwięków i świateł.

Szczęśliwie, miejscowa drużyna choć raz ustrzeliła gola, gdy publiczność (co prawda na moment) przypomniała o sobie. Jednak więcej owacji i wsparcia zyskali miejscowi bohaterowie, weteran wojenny i strażak, choć też pewnie bardziej na te owacje zasłużyli.

Loty dwa

Firma, w której pracuję ma dość przyjemną (dla pracowników) praktykę. Loty na tak długich trasach oferuje w klasie biznes. Koszt lotu jest oczywiście koszmarny, nie na „normalną” kieszeń, ale jest w tym sens: jeśli ktoś leci na tydzień na drugi koniec świata i ma być produktywny, to warto zadbać o jego wygodę. Wracając miałem przesiadkę w Newark. Do Newark leciałem klasą ekonomiczną, którą wiele lat temu znajomi z USA opisywali jako jedno z najgorszych doświadczeń. Nie przesadzali: dwie godziny praktycznie bez ruchu, bo w biodro wbijało się moje siedzenie, w kolana zaś siedzenie przede mną. Do tego lot mocno chwiejny, jakby pilot dopiero co uzyskał licencję i jeszcze nie do końca radził sobie z maszyną do przewozu pasażerów. Druga część już zgodnie z planem. Latałem trochę i zwykle klasa biznes mocno mnie bawiła: nieco szersze siedzenia i kurtynka, oddzielająca biznesmenów od „plebsu”. Loty transatlantyckie to jednak inna para kaloszy.

WhatsApp Image 2025-03-23 at 10.57.55_7a691ad5

To jakby lecieć w przedziale sypialnym, z uprzednio przygotowanym kocykiem, podusią i całym pakietem podróżnym – od zestawu do mycia ząbków na rano i smarowidła nawilżające do twarzy poprzez stopery i opaskę na oczy aż po skarpetki do spacerowania po samolocie bez konieczności ubierania butów. Do tego posiłki, które może łba nie urywają, ale uwzględniając warunki, na pewno ułatwiają znoszenie tak długiej podróży.

WhatsApp Image 2025-03-23 at 10.57.54_ef5e7599

Wylot po południu, lądowanie wczesnym rankiem – pora oddać „pożyczone” sześć godzin. Dobrze, że udało się przespać w samolocie. Pora zejść na ziemię, dosłownie i w przenośni. I wrócić do domku, gdzie kaloryfery nadal zimne, a Igorodzinka stęskniona ciepłej wody….

WhatsApp Image 2025-03-21 at 22.44.31_241ae903

Ten wpis został opublikowany w kategorii wiatrakowa codzienność i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 Responses to Igotata na delegacji

  1. salmiaki's awatar salmiaki pisze:

    No cóż… głośna była sprawa żony posła, który trafił do aresztu, a ona została w nie ogrzanym mieszkaniu, bo nie potrafiła włączyć termostatu. Trochę się śmiałam-do czasu, aż mąż nie wyjechał w delegację i sprawa odnalezienia termostatu w moim domu też mnie przerosła 😂
    Podczas kolejnej delegacji samodzielnie walczyłam z podtopieniem i wupompowywałam wodę z piwnicy. Potem awaria ekspresu do kawy, a ostatnio zmierzyłam się z awarią pralki, która wylała wodę i poza łazienką prawie zalała przedpokój.
    Jak jest mąż- w domu panuje senna atmosfera.
    I teraz nie wiem… bo albo to kara za grzechy, albo mąż coś uszkadza przed wyjazdem, żebym się nie nudziła….
    Co prawda jest taka, że jak ja wyjeżdżam, to usychają kwiaty doniczkowe, nie ma obiadu, kończą się czyste skarpetki….
    Wniosek- delegacje to zło!
    Choć z drugiej strony… ale to temat na inne rozmowy :))

    Polubione przez 1 osoba

    • mr Andrzej Włodarczyk's awatar mr Andrzej W pisze:

      @salmiaki – Oj, życie małżeńskie to czasem prawdziwa szkoła przetrwania. Zabawne, jak nagle okazuje się, że domowe sprzęty i systemy grzewcze mają wbudowany szósty zmysł – działają bez zarzutu, dopóki jedna osoba nie zostaje sama. A potem? Nagle pralka dostaje „kryzys tożsamości”, ekspres do kawy postanawia przejść na emeryturę, a termostat staje się artefaktem rodem z Indiany Jonesa.

      Ale coś w tym jest – równowaga musi być. Kiedy mąż wyjeżdża, dom zmienia się w pole bitwy z awariami, ale jak żona znika, to nagle kwiaty wchodzą w fazę suchego postu, a lodówka w stan hibernacji. Może to po prostu dowód na to, że każdy w domu ma swoją rolę, nawet jeśli nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę?

      A co do delegacji… cóż, może i są złem, ale przynajmniej dostarczają tematów do rozmów i okazji do testowania swoich ukrytych talentów survivalowych 😆

      Polubione przez 2 ludzi

    • igotata's awatar igotata pisze:

      O żonie posła nie słyszałem, ale faktycznie, zbiegi okoliczności na tyle liczne, że można podejrzewać Drugą Połowę. Albo złośliwe skrzaty, które chcą mieć pewność, że ich psikusy będą maksymalnie dokuczliwe…. 🙂 U nas na szczęście przyjaciel wspomógł Igomamę w potrzebie a i ona sama radziła sobie świetnie, mimo mojej nieobecności. Dużo gorzej to wyglądało, gdy wyjechała Igomama… 😉

      Polubione przez 1 osoba

  2. mr Andrzej Włodarczyk's awatar mr Andrzej W pisze:

    Czuć klimat podróży służbowej: trochę ekscytacji, trochę zmęczenia i sporo przypadkowych „atrakcji” po drodze. Opis porannej walki z piecem niemalże mnie zabolał – jakbyś zabrał nas ze sobą do tej lodowatej łazienki. A pizza w Chicago? Klasyk. Chyba nie da się jej nie skomentować, bo rzeczywiście to bardziej zapiekanka w głębokim talerzu niż włoski placek. 😄 No i mecz hokeja – cóż, wygląda na to, że większe emocje wywołało wspomnienie „hej, hej, tu NBA!” niż faktyczna gra.

    Podoba mi się, że nie tylko relacjonujesz, ale też wplatasz swoje przemyślenia i lekką autoironię. Widać, że był to intensywny wyjazd – trochę pracy, trochę przygód, a i tak wszystko minęło w mgnieniu oka. Może następnym razem uda się zobaczyć Chicago w pełni? Bo jak wiadomo, „zdjęcia można zrobić później” to największa pułapka każdej podróży. 😅

    Polubione przez 1 osoba

    • igotata's awatar igotata pisze:

      Dzięki za komentarz! Cieszę się, że udało się przelać emocje tego niedzielnego poranka, a emocji towarzyszyło mi na pewno sporo. Całe szczęście nikt się nie rozchorował i pogoda stosunkowo lepsza była niż w dniu, w którym odjeżdżałem. Teraz zaś… mam nadzieję, że nowy piec da nam spokój na kilka lat. Termostat też wymieniliśmy na nowy, „yntelygentny”. A co, jak się bawić, to się bawić! 😉

      Polubienie

  3. Ula H.'s awatar Ula H. pisze:

    Mało Chicago w tym Chicago. Co jest mi bliskie – to awaria pieca. U nas to dosyć częste. Hydraulik, który podłączał instalację w naszym domu chyba nie do końca wykonał robotę, bo ciągle coś się psuje. To nie jest przyjemne. Na szczęście mamy jeszcze dwa alternatywne źródła ciepła. Pozdrawiam :))

    Polubienie

    • igotata's awatar igotata pisze:

      Niestety, jak widać bez Igomamy z tym zwiedzaniem jest u mnie mocno na bakier. Aura też nie sprzyjała, jak raz zaplanowałem przed pracą spacer po okolicy, to poranek przywitał mnie deszczem ze śniegiem… Brrr. Źle wykonana hydraulika zaś… Brrr do kwadratu. ☹️

      Polubienie

  4. jotka's awatar jotka pisze:

    To jest próba…

    Polubienie

  5. jotka's awatar jotka pisze:

    Przepraszam za tę próbę, ale rano nie mogłam dodać komentarza.

    Podróż takim samolotem, to rozumiem i chwali się, że firma dba o pracowników.

    Polubienie

    • igotata's awatar igotata pisze:

      Dzięki za komentarz, jotko! Przykro mi, że system komentarzy płata Ci figle. 😦 A firma faktycznie dba o nas. Rzekłbym nawet, że nas rozpieszcza…

      Polubienie

  6. Ultra's awatar Ultra pisze:

    Od czasu do czasu włączaj pióro, ponieważ równie piszesz dobrze, umiesz zaciekawiać, więc człowiek czeka, czy dasz radę uruchomić piec, czy nie i co dalej…

    Zasyłam serdeczności

    Polubienie

Dodaj komentarz