Wielkanoc już zbliża się do drzwi, ale na razie, w chwili gdy piszę te słowa, jeszcze mamy Wielką Sobotę – dzień ciszy i oczekiwania. Dzień długi, przez konieczność ciszy właśnie, a jednocześnie krótki, bo wciąż coś czeka do zrobienia. Sprzątanie było wcześniej, ale znów się naniosło, bo jakżeby inaczej? Ale dziś to przede wszystkim gotowanie.
Od rana urzędowałam w kuchni. Nastałam się gotując jajka i żurek aż mój kręgosłup powiedział „basta!”, a łydki stały się ciężkie, ołowiane. Dobry moment na przerwę! Toteż zasiadłam przy biurku, uniosłam wieko laptopa. Popiszę trochę.
Myśli tłoczą się w głowie, trzeba je rozbić, uporządkować pod palcami, a potem odcedzić, wystukać przez klawisze i już! – przynajmniej w głowie zrobi się przestrzeń i może poczuję więcej luzu?
Dzieci urosły, więc i święta wyglądają inaczej.
Choć staramy się, by jednak były tradycyjne. Myślę, że poniekąd ma to związek z emigracją. Gdy mieszka się poza ojczyzną, bardziej docenia się polskie tradycje, łaknie się ich. Choć nic na siłę. Dlatego spytałam dzieci, czy chcą dekorować jajka. Chciały.
A że słonko świeciło, stwierdziły, że będą malować w ogródku.
U nas do ogrodu wchodzi się z kuchni, więc mogę powiedzieć, że miałam dzieci na oku.
Miksując masę na sernik, popatrywałam na nie przez szybę.
Obserwowałam, jak rozmawiają, choć słów nie słyszałam. Z czegoś się śmieli, ale z czego – nie wiedziałam. Pewnie ze swoich malunków.
Mikser warczał, trząsł się miarowo, rozbijając twaróg z cukrem, jajkami i śmietaną i we mnie, w środku, też się coś trzęsło i rozbijało. Nie wiem co.
Może świadomość, że oni tacy duzi? A może fakt, że siedzą razem jak starzy ziomkowie i gadają z sobą, swobodnie, bez spiny, jak rozmawia się z najbliższymi ludźmi na świecie? Chciałabym, żeby tak było między nimi zawsze.
Żeby żaden mikser nieporozumień nie wtargnął w ich przestrzeń i by gigantycznymi trzepaczkami nie rozbił wzajemnych relacji, nie wkręcił niepotrzebnych niesnasek, głupich nieporozumień. Ba, to wcale nie musiałby być gigantyczne trzepaczki, czasem miniaturowe wystarczą, by namieszać.
To że dzieci się dogadują, przynosi mi ulgę. Przynajmniej mogłam w spokoju robić swoje. W tym roku wypróbowałam przepis na sernik dubajski.
Wiem, podobno moda na słodkości faszerowane nadzieniem pistacjowym już minęła i na topie pojawiło się coś nowego, ale ja zwykle jestem w tyle za modą.
A skoro dotąd nic „dubajskiego” nie upiekłam, stwierdziłam, że święta to świetna okazja. Specjalnie wybrałam się do sklepu tureckiego po ciasto kataifi i pastę pistacjową.
No, powiem Wam, że strasznie ciekawa jestem smaku tego serniczka!
Jednak Wielkanoc, poza, innymi niż na co dzień smakami, to dla nas przede wszystkim Zmartwychwstanie i towarzysząca mu NADZIEJA. Nadzieja, która nie pozwala się zniszczyć. Trwa, nawet gdy jest przybijana do krzyża, trwa – nawet gdy jest raniona cierniem, trwa nawet w grobie. I ma taką moc, że potrafi odsunąć kamień, przeniknąć ściany, mury, bramy, cielesność.
Nadzieja unosi się nad nami jak siateczka ochronna. Staram się ją wymacać w powietrzu, chwycić za splot i przytrzymać się, może nawet owinąć się nią jak jedwabnym całunem.
Chciałabym dzielić się nadzieją z innymi. Gdybym umiała szyć, szyłabym tuniki nadziei i rozdawała wszystkim chętnym. Niestety nie umiem, w czasach szkolnych, na pracach technicznych szycie było wręcz moją zmorą!
Nici z tuniki z nadziei.
Mimo to życzę Wam otuchy, niech jej płomyczek zawsze Was ogrzewa.
Świętujcie, oddychajcie wiosennym powietrzem i ODETCHNIJCIE!
W końcu odetchnijcie.
A jeśli nie umiecie w odpoczynek i nawet w święta musicie być w ruchu, to w takim razie biegajcie. Wybiegajcie sobie zdrowie. I przy okazji dogońcie zajączka, takiego co podaruje Wam czekoladowe jajo. Czekoladowe jajeczka muszą być na Wielkanoc, prawda? No, w Holandii na pewno.
Smacznego dla Was, kochani Czytelnicy, i jeszcze pięknego, dobrego i uśmiechniętego! A jak znajdziecie czas po świętowaniu lub w międzyczasie, to proszę dajcie znać w komentarzach, co u Was.
Kochana ! Piękne życzenia i rozmyślania o nadziei. Życzę Wam radosnego świętowania, bo Zmartwychwstanie to radość i nadzieja, a przede wszystkim podstawa wiary. Spacerujcie, oddychajcie świeżym powietrzem i cieszcie się tym czasem.
Spojrzałam na zdjęcie i sama nie mogę uwierzyć, że dzieci tak Wam wyrosły. Zawsze pisałaś: ” Okruszek to, Okruszek tamto…” A ja tu żadnego Okruszka nie widzę, tylko same podlotki. Pozdrawiam serdecznie :))
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
„Podlotki”. 🙂 Dziękuję za to słowo, Ula. Zapomniałam o nim, a ładne i pasuje bardzo. No właśnie, podlotki same, szykujące się do lotu.
Okruszek to, Okruszek tamto… Faktycznie nadal tak piszę, ale to wyłącznie z sentymentu i by nie wprowadzać zamętu kolejnym nickiem. 😉
Choć „Okruszek” już zupełnie nie pasuje. 🙂 🙂 🙂
Dziękuję za miłe życzenia i mam nadzieję, że odpoczęłaś w święta i był to dla Ciebie błogosławiony czas. Pozdrawiam poświątecznie.
PolubieniePolubienie
Podziwiam Twoją aktywność w kuchni, u mnie minimalizm.
Piękny obrazek – rodzeństwo przy wspólnym malowaniu pisanek.
Zdrowia, radości, słoneczka!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, minimalizm jest najlepszy i jak najbardziej w porządku. 🙂
Ja troszkę się nagimnastykowałam w kuchni, to fakt, ale dlatego, że miałam dla kogo gotować. W każdym razie dziś już nic nie zostało. Znów trzeba kucharzyć, ale to już tak „codziennie”, prosto i bez szaleństw. 😉
Pozdrawiam i dziękuję za Twą życzliwą obecność. 🙂
PolubieniePolubienie
Bardzo fajny wpis…zgoda miedzy dzieciakami to duzy temat. Doczekalam 😉 Fajnie jest sie tak gapic na dzieci (i wnuki) z boczku – uwielbiam i zdjecie cudne.
Z roku na rok na swieta ktorekolwiek przygotowuje coraz mniej jedzenia, bo jakos coraz mniej jemy….Zjedlismy po jednym faszerowanym jaju, biala kielbasa odlezala swoje, takoz pieczyste. Salatka byla z jednego malego kartofla, wiekszego kawalka selera, malusiej puszki groszku etc etc – wiekszosc lezy…Zurku zostalo i sernika, a my wyjazdowi akurat, wiec roznosze i rozdaje… Jakby tu byly nasze Krasnale, dzieci – to by chyba zjedli, ale tak, dla nas obojga nie warto, bo roboty duzoooo. Do tego jestem prawie niejedzaca przez cholerne zeby! Jedyne pozytywne w tych zebach, ze chudne, hehehe
Mody kuchenne NIGDY mnie nie wzruszaly, nic a nic, ja tam sobie sama wymyslam roznosci, ale nie ciasta, bom cienki Bolek w ciasta wszystkie. No, prawie wszystkie… Nie jestem wierzaca (w tradycyjnego, powiedzmy, Boga), ale nadzieja jest we mnie zawsze i od zawsze.Mam mieszane uczucia wobec Wielkiejnocy, ale idac bardziej w swieckosc, ogladalam sliczny filmik, jak dziewczynka uparcie pytala tatusia, ktory juz ledwo dychal od pytan, o zajaczka wielkanoscnego, Jezusa, czekoladowe jaja, w kolko i w kolko, swoja prawdziwa dziecieca logika podwazala tezy tatusiowe, az wreszcie doszla do wniosku, ze Jezus i zajaczek wielkanocny byli kumplami….
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A pewnie że byli kumplami! Jak najbardziej, też się przychylam do tej odpowiedzi. 🙂
Duchowość ma wiele wymiarów, a wiara nie jest czymś stałym, zmienia się w różnych etapach życia i wraz to rośnie, to maleje wraz z ilością trosk lub radości.
U każdego inaczej. Jednych cierpienie zbliża do Boga, innych oddala…
Wiesz, Krysiu, ja też nie jestem ekspertką w tej dziedzinie, daleko mi do ludzi naprawdę religijnych, ale potrzebuję Boga i chcę wierzyć.
Bóg pomaga, zwłaszcza na emigracji.
Mamy to szczęście, że w Holandii są z nam wspaniali polscy księża, którzy oprócz tego, że są zaangażowanymi duszpasterzami (takimi z powołania), to są też zwyczajnie dobrymi, fajnymi ludźmi. Swoją życzliwością i autentycznością przyciągają wiernych i w kościele zawiązała się wspólnota polonijna, która prężnie działa i można w niej znaleźć oparcie. Pomaga nam to.
Jejku, a co do zębów – współczuję bardzo! No tak, przy tego typu kłopotach, jedzenie staje się kłopotliwe i pewnie bolesne. Pewnie stąd tak maleńkie porcje.
Nie, u nas zdecydowanie większe. Jedno faszerowane jajko na pewno nie zaspokoiłoby apetytów naszej rodzinki.
A do sałatki nagotowałam cały talerz ziemniaków….
Zdrówka życzę i poprawy sytuacji, byś nie doświadczała bólu, Krysiu i mogła delektować się jedzeniem (zachowując szczupłą sylwetkę – oj, to sama bym chciała!).
Dziękuję za Twój komentarz i że z nami jesteś. 🙂
PolubieniePolubienie
Czytając ten tekst, miałem wrażenie, jakbym sam usiadł przy kuchennym stole z kubkiem herbaty i patrzył przez okno na toczące się życie – proste, zwyczajne, ale pełne czułości. I choć piszesz o Wielkiej Sobocie, to między wierszami wybrzmiewa cały klimat Świąt – nie z katalogu, ale z życia.
To piękne, jak łączysz codzienność z czymś głębszym – z nadzieją, relacjami, wspomnieniem dzieciństwa i kręgosłupem, który mówi „dość”, gdy sernik dopiero się zaczyna. Takie prawdziwe pisanie zawsze trafia do serca. A tuniki z nadziei – cudowny obraz. Nici może brak, ale słowa szyją znacznie mocniej.
Dzięki za ten kawałek normalności – pachnącej świętami, zmęczeniem i czułym okiem matki. Tak trzymaj, bo takich słów się dziś bardzo potrzebuje.
PolubieniePolubienie
Och, Andrzeju, rozpieszczasz słowami! Aż zaniemówiłam.
Otuliłeś aksamitną tuniką życzliwości całe moje serce.
Dziękuję za Twoją serdeczność i ogromną empatię.
Dobrze wiedzieć, że zwyczajność jeszcze się liczy, a wręcz bywa pożądana. 🙂
PolubieniePolubienie