Dziś, jak małe latawce, lecą do Was kadry z Gdyni, bo właśnie tam spędziłam miniony weekend. Wybrałam się na kameralne warsztaty, o których marzyłam już jakiś czas temu, jednak poprzednie terminy dublowały się z polonijną szkołą, w której uczę polskiego. Nie żeby teraz było inaczej, daty znów się zbiegły. Niestety. A jednak… a jednak tym razem coś się zmieniło we mnie.
Już nie zagłuszałam swoich marzeń, nie tłamsiłam potrzeb, nie odstawiłam się do entej poczekalni w ciemnym kącie. Jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi: wyszłam z tejże poczekalni i wsiadłam na pokład samolotu.
Podjęłam decyzję. Z trudem, z ciężkim sercem, kosztem odstawienia na bok obowiązków, z czego akurat nie jestem dumna, wprost przeciwnie: chowam się pod rozłożystym parasolem wstydu. Nie lubię rozczarowywać ludzi, a teraz zawiodłam po całości.
Dlatego gdy samolot wzniósł się kilka tysięcy metrów nad ziemią i przez owalne okienko obserwowałam białe pole chmur, to miałam ochotę zapaść się w tej kłębiastej wacie z poczucia winy i jednocześnie skakać po niej jak po trampolinie z radości, że wyszłam z gardy i odważyłam się zrobić coś dla siebie. Strasznie dziwne uczucie.
Życie nieustannie każe nam dokonywać wyborów.
Czasem wybieramy źle, to jest wliczone w ryzyko. Na ten moment przecież nie wiemy, co nas spotka. Zresztą mamy prawo popełniać błędy, podejmować złe decyzje. Ważne, by mieć dobre intencje. Z każdym zyskiem, przychodzi strata. Żeby jedno dostać, musisz drugie oddać. Podobno nie ma innej możliwości. A szkoda!
Wróciłam do domu w poniedziałek wieczorem.
Emocje są na tyle świeże, że nadal bujam w obłokach. Leżę na trapezowym grzbiecie latawca i fruwam w powietrzu. Kołysze mnie szum fal Bałtyku. Słodki zapach gofrów i lodów śmietankowych upaja zmysły. Być może wpadnę w turbulencje. Być może z hukiem uderzę o ziemię.
Jednak zanim to nastąpi, pokażę Wam Gdynię.
Gdynię bez planu zwiedzania, przechodzoną bez składu i ładu, mimochodem i przy okazji, bo tak właśnie Gdynia mi się przydarzyła. Trochę obok.
Jednego dnia oślepiła mnie blaskiem słońca, drugiego zamgliła obiektyw kroplami dżdżu. Gdynia trochę szara, a trochę kolorowa. Z reliktami PRL wrośniętymi w krajobraz i zmodernizowana, po liftingu. Z portem, bulwarem nadmorskim i trolejbusami.
I były statki, rzeźby, murale, a to wszystko na morenowych wzgórzach (brzmią prawie jak morelowe, aż czuję soczysty miąższ na języku, ty też?).
I jeszcze dworzec był. Rozsiadł ci się on w samiusieńkim centrum i przekroił miasto na dwie części (notabene zupełnie jak moje serce).
I tak sobie myślę, że gdynianie są zmuszeni wpadać na dworzec niemal codziennie. I wciąż natykają się na tablice odjazdów i przyjazdów, odjazdów i przyjazdów, odjazdów i przyjazdów… Wciąż słyszą turkotanie kółeczek od walizek i wciąż uświadamiają sobie, że życie jest podróżą, ciągłą zmianą, że nic nie jest nam dane raz na zawsze i stale musimy wykonywać ruch pionkiem na szachownicy naszego życia.
Jak to dobrze, że Miła Żonka nie posłuchała tym razem megafonów… Tak mi się jakoś skojarzyło. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂
PolubieniePolubienie
o matko ! Cudnie że za soba i przy sobie ❤️. Smutas jednak, że nie wypiłyśmy kawy podczas Twojego bycia w Gdyni ..
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kasiu! Myślałam o Tobie! 🙂
Jednak powiem Ci, że trudno byłoby mi się umówić na prywatne spotkanie, bo od rana mieliśmy zorganizowane warsztaty grupowe, a wieczorem integrację. Ale wierzę, że jeszcze będzie okazja spotkania. 🙂
Uściskuję! 🙂
PolubieniePolubienie
Twój tekst porusza coś bardzo ważnego – tę wewnętrzną walkę między obowiązkiem a potrzebą bycia sobą. Ilu z nas odkłada siebie na później? Na kiedyś, które nigdy nie przychodzi. Aż w końcu przychodzi zmęczenie, wypalenie, pustka. Dlatego Twoja decyzja, choć okupiona poczuciem winy, była odważna i… zdrowa. Bo czasem trzeba sobie powiedzieć: „teraz ja”. Nie z egoizmu, ale z miłości do siebie. I tylko wtedy mamy szansę wrócić do innych pełniejsi, spokojniejsi, bardziej obecni. Czasem właśnie takie nieidealne, nieskładne podróże – w przestrzeni i w sobie – najbardziej nas zmieniają.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie! Dla mnie to był trudny wybór i w zasadzie jednoznaczny: oczywiście nie jadę skoro termin się pokrywa z innym zobowiązaniem.
Nawet nie zakładałam innej opcji. Tymczasem moja przełożona dała mi zielone światło i uświadomiła, że marzenia też są ważne i trzeba czasem posłuchać wołania serca, a poza tym – nie ma ludzi niezastąpionych. 😉
Bardzo jestem jej wdzięczna za danie mi pozwolenia, aczkolwiek wyrzuty sumienia i tak mnie dręczyły/dręczą, ale to cała ja. 😉
PolubieniePolubienie
Czasem właśnie takie „zielone światło” od kogoś z zewnątrz pozwala nam dostrzec, że nie wszystko musi być zawsze zgodne z planem i obowiązkiem. Fajnie, gdy trafiamy na ludzi, którzy potrafią przypomnieć, że życie nie składa się wyłącznie z terminów, zobowiązań i „muszę”. Bo przecież serce też ma coś do powiedzenia – i warto je czasem usłyszeć, nawet jeśli z tyłu głowy szepcze poczucie winy. Znam to uczucie – to jakby wygrać coś ważnego, a jednocześnie mieć lekki ścisk w żołądku. Ale wiesz co? Z czasem właśnie te wybory, które były zgodne z nami samymi, okazują się najbardziej wartościowe.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak. Głos serca jest ważny. 😉
A jak się znajdzie obok ktoś, kto doda ci odwagi, dmuchnie w skrzydła i ukoi twoje nerwy i lęki – to już bardzo dużo.
PolubieniePolubienie
Czasem największą lekcją w dorosłym życiu jest zrozumienie, że nie wszystko trzeba brać na własne barki. Świat się nie zawali, jeśli raz postawimy siebie i swoje marzenie na pierwszym miejscu. Dobrze mieć wokół siebie ludzi, którzy to rozumieją i przypominają nam, że życie to nie tylko obowiązki – to też szanse, które się nie powtórzą. A wyrzuty sumienia? Znaczy, że mamy sumienie – ale niech nie zagłuszają radości z własnych wyborów.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jestem za i rozgrzeszam Cię ze wszystkiego. Skoro do dziś unosisz się na skrzydłach, to znaczy, że było warto! dzięki za piękne fotki!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Unoszę się, Jotko, naprawdę! 🙂 Warto było.
I chyba najbardziej sama siebie biczowałam, że kogoś zawodzę, bo inni – podobnie jak Ty – również mnie rozgrzeszyli. Na szczęście. 🙂
PolubieniePolubienie
Świetny spacer po Gdyni mi zapewniłaś!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To się cieszę. 🙂 🙂
PolubieniePolubienie
Jak pewnie pamiętasz z naszych rozmów, bardzo mi za morzem tęskno. Z tym większą radością obejrzałem zdjęcia z Twojego wyjazdu. Staliśmy z Mamą pod tym pomnikiem delfina, na tym samym placu – a w oddali kompleks hotelowy Sea Towers, nasza miejscówka ❤
Udało Ci się też odwiedzić podświetlany krzyż na Kamiennej Górze. My z Mamą trafiliśmy na gigantyczną kolejkę i po godzinie czekania wróciliśmy się do hotelu. Dziękuję Ci Kochana za tę notę 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Celcie, cieszę się, że mogłam przywołać Twoje piękne wspomnienia.
No widzisz, dreptaliśmy tymi samymi uliczkami w Gdyni.
Ale powiem Ci, że z tą kolejką na Kamienną Górę to mnie zaskoczyłeś.
U mnie było pusto, ani jeden człowiek nie czekał, więc nawet przyszło mi do głowy, że może ta winda tylko w weekendy jest uruchamiana.
Ale nie, przyjechała.
Na Górze też spokój, cisza. Ale to zasługa dwóch winowajców: wiatru i mżawki. No i fakt, byłam przed sezonem – połowa czerwca, poniedziałkowe południe. To wiele wyjaśnia. 🙂
Życzę, by udało Ci się wrócić nad Bałtyk, najlepiej jeszcze w te wakacje. 🙂
PolubieniePolubienie