Poranek przywitał nas walentynkową niespodzianką od Okruszka.
W pomysłowej kieszonce z kartki kryły się czekoladki. Rysunek – kwiaty i kufel piwa z pianką – jednoznacznie wskazywały adresatów. Nasza najmłodsza córcia uruchomiła też całą produkcję serduszek dla kolegów i koleżanek z klasy. Wstała już o szóstej rano z tego podekscytowania, że niesie do szkoły tyle miłości. ![]()
A ja i Igotata w zasadzie „świętowaliśmy” walentynki wczoraj.
Mieliśmy do załatwienia sprawę notarialną, wiszącą nad nami jak chmura gradowa od kilku miesięcy i na tę okoliczność pojechaliśmy do Tiel, miasta w środkowo – wschodniej Holandii (prowincja Geldria).
Tamtejsza kancelaria obsługuje klientów również w języku polskim, co nam bardzo odpowiadało, mimo że od Tiel dzieli nas ze sto kilometrów.
Na szczęście nie musieliśmy stawiać się w urzędzie z dziećmi, więc nie było potrzeby zwalniania ich z lekcji. Wyjechaliśmy po odprowadzeniu Okruszka do szkoły. Później Groszek miał odebrać siostrę. W garnku czekała zupa.
Wizyta przebiegła sprawnie i szybko, a skoro przebyliśmy w nowe miejsce, postanowiliśmy zrobić sobie po nim małą rundkę. Przechadzka we dwoje – oto nasza walentynka.
Tiel się nawet całkiem dobrze na nią nadało: ma dużo uroku i zabytków; jest niewielkie, stare; snuje się po nim jeszcze oddech świetlanej przeszłości. Bo kiedyś tętniło tu życie.
No, musiało tętnić, zważywszy, że miasto należało do hanzy.
Położone nad rzeką (Linge), posiadało port, handel kwitł (też z ośrodkami zagranicznymi), a wraz z handlem kwitło całe miasto.
Jak przystało na miejscówkę hanzeatycką, Tiel był otoczony fosą i murem.
Do dziś ostały się fragmenty miejskich murów i Waterpoort (Brama Wodna) z 1647 r., która kieruje wprost do centrum.
My jednak weszliśmy do miasta od innej strony.
Zaparkowaliśmy w parkingu podziemnym przy kompleksie budynków Zinder, widocznym z daleka ze względu na złotą elewację.
W tych złocistościach znajduje się: biblioteka, czytelnia, kawiarnia i punkt informacji turystycznej. W tym ostatnim otrzymaliśmy darmową mapę z propozycją „hanzeatyckiego spaceru” po historycznym centrum.
I właśnie taki spacerek sprawiliśmy sobie w ramach walentynek.
Miasteczko sprawiało wrażenie sennego. Dawny splendor i bogactwo najwidoczniej skruszały i opadły ze starym tynkiem, przynajmniej takie było nasze odczucie.
A może to sprawka lutego?
Jakby nie patrzeć mamy środek zimy, żaden to weekend, żadne ferie, zwykły wtorek, godzina jedenasta.
W centrum głucho i pusto; kawiarnie pozamykane, większość zdaje się nawet na cztery spusty – zdaniem Igotaty to pokłosie pandemii.
Szczęśliwie w końcu trafiliśmy na jakiś otwarty lokal. Trochę się rozgrzaliśmy i dodaliśmy sobie energii kawą. A tę serwowano dość oryginalnie: do każdej filiżanki kawowego napoju dołączano kubeczek z bitą śmietaną i likierem smakowym. Milusio.
Choć bardziej pasowałby owoc, zważywszy że Tiel cieszy się też mianem „miastem owoców”, bo ponoć życie w nim owocem się toczy.
I tak na przykład we wrześniu odbywa się fruitcorso, parada owoców.
Ale znów – teraz mamy luty.
I jedyna malina, którą spotykaliśmy to Flipje – ludzik o malinowym ciele, w białym kapeluszu. Wszechobecny.
Największego Flipje spotkaliśmy na rynku.
Chyba nawet się ucieszył na nasz widok, bo wyrzucił w górę malinowe ręce.
Jego podobizna widnieje również jako mural, mozaika, co więcej – zdobi ławki i… kosze na śmieci.
Tak więc Flipjego nie da się przeoczyć. A skąd się wziął?
Z holenderskich komiksów dla dzieci dowiadujemy się, że narodził się z zaczarowanej maliny. Później poleciał balonem do ogrodu zoologicznego. Tam się osiedlił, poznał przyjaciół, z którymi przeżywał przygody, opisane w książeczkach.
Prawda oczywiście jest nieco bardziej prozaiczna: w XIX w. w Tiel prosperowała znana fabryka dżemów i Flipje był jej maskotką reklamową (powołaną do istnienia w 1935 r).
Z biegiem lat stał się symbolem całego przetwórstwa owocowego w okolicy.
W miejskim muzeum znajduje się oddział poświęcony malinowemu ludzikowi, niestety nie mieliśmy szczęścia. Akurat trwała renowacja i miła pani kustosz zaprosiła nas w odwiedziny od przyszłego tygodnia.
Trudno. Kontynuowaliśmy przechadzkę.
Minęliśmy Vismarkt (market rybny), Gotycki Dom (któremu nijak nie dało się zrobić zdjęcia, bo był za duży), Ambtmanshuis (Dom Urzędniczy), kościoły (pozamykane).
Wyobrażaliśmy sobie, o ile piękniej jest tu wiosną i latem, gdy rozłożyste drzewa uginają się od liści i pąków, gdy w motylim ogrodzie (bo jest takowy blisko złotego centrum) trzepoczą skrzydełkami rusałki, bielinki i pazie królowej; gdy prostokąty domów rzucają podłużne cienie, a od wody w fosie bije przyjemny chłodek.
Zapowiedź budzącego się piękna znajdowaliśmy w pierwszych wiosennych kwiatach, kwitnących w pojedynczych kępkach lub tworzących fioletowe pole.
Dotlenieni, przewiani wiatrem wróciliśmy do domu, do wygłodniałych dzieci.
Na ich prośbę, trochę walentynkowo, pokroiłam ziemniaki na frytki, które (żeby było choć trochę zdrowiej) zamiast smażyć, upiekłam. A że jedna blacha okazała się niewystarczająca, wnet szykowałam dokładkę – drugą blaszkę.
A potem wspólnie obejrzeliśmy „Akademię Pana Kleksa”, tę starą wersję z 1985 r.
Okruszek aktualnie przeżywa fascynację tą historią (najpierw przeczytaliśmy książkę)
zna na pamięć teksty piosenek i wierszy z lekcji kleksografii; śpiewa i tańczy na okrągło. Naśladuje kaczkę dziwaczkę, kwokę, lenia – niezmiennie mnie zadziwia, z jaką lekkością przechodzi z jednej roli w drugą.
I tak świętowaliśmy tegoroczne walentynki – z Flipje, z Kleksem i frytkami, parzącymi place.
Alez ciekawie spedziliscie Walentynki.
A my poszlismy na nowa Akademie Pana Kleksa. Bardzo nam sie podobala.
Serdecznosci dla calej Rodzinki
Stokrotka
PolubieniePolubienie
Stokrotko, chętnie poszlibyśmy z Wami na nową „Akademię Pana Kleksa” , niestety w Holandii nie grają, a jak przyjedziemy do Polski (pewnie latem), to JUŻ nie będą grali. 😉 Taki „urok” emigracji. ;)
Pozdrawiamy serdecznie. 🙂
PolubieniePolubienie
Bardzo miło i z urozmaiceniem smakowo- wizualnym. Miasteczko ciekawe, aż ślinka cieknie na widok malinowych akcentów.
My podobnie, dzień przed walentynkami świętowaliśmy na wycieczce, z obiadem po hindusku, w towarzystwie czerwonych balonów:-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O, w takim razie wycieczkowaliśmy tego samego dnia, Wy z czerwonymi balonikami, my – z czerwonym ludzikiem. 🙂
No i dobrze, w końcu Walentynki zobowiązują… do czerwonego. :)
PolubieniePolubienie
Tak dawno u Was nie byłam, ze nie wiem czy komentarz się zapisze, bo nie znam znaczenia znaków powyżej. Dziękuję za kondolencje. Jest mi bardzo trudno, ale próbuję wrócić do blogowania, na razie przez czytanie i komentowanie. Nie widziałam nowej wersji „Akademii Pana Kleksa”, ale jestem negatywnie nastawiona, do wszystkich produkcji filmów już wcześniej nakręconych(„Chłopi”, „Sami swoi”, „Znachor”). Nie odbieram talentu współczesnym pokoleniom aktorów, ale nawet najzdolniejsi, nie mają tej charyzmy jaką mieli odtwórcy w pierwowzorach(Bińczycki, Dymna, Śmiałowski, Hańcza, Kowalski, Fronczewski, Krakowska). Serdecznie pozdrawiam Iwona Zmyślona.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Iwonko!
Kochana, tak się cieszę, że powolutku wracasz do życia, też do tego wirtualnego, ale przede wszystkim - do świata realnego.
Wierzę, że jest bardzo trudno (nawet sobie nie wyobrażam przez co przechodzisz!), ale mam wielką nadzieję, że w końcu uda się poskładać serce i codzienność na nowo.
Wiesz, mam w pracy taką koleżankę Basieńkę, która parę lat temu również straciła ukochanego syna. Wszyscy w parafii płakaliśmy razem z nią, choć minęło trochę czasu, nadal łapię się na tym, że jak rozmawiam z Basią, to mam mokre oczy. Ale Basia już nie. I całe szczęście!
W jej oczach znów palą się iskry, jak sama mówi – smutek pozostał, ale też pojawiła się radość życia i apetyt na to życie, jakby miała odtąd żyć podwójnie, też za syna.
Ona jest bardzo wierzącą osobą, a wiara niewątpliwie pomaga.
Basia ma głębokie poczucie, że syn żyje nadal, choć w innej materii i jest szczęśliwy.
Wiem, że to proces i jeszcze długa droga żałoby, ale ufam, że pewnego dnia życie ponownie Cię ucieszy, a Twój Kornel wyśle Ci jakiś sygnał, który uspokoi Twoje skołatane nerwy i przyniesie choć odrobinę spokoju.
Przytulam.
PolubieniePolubienie
Co za piękna i pełna uroku historia walentynkowego dnia w Tiel! Cieszę się, że spędziliście ten czas w taki wyjątkowy sposób, odkrywając magiczne zakątki miasta i celebrując miłość wraz z rodziną. 💖🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję! Trochę przypadkowo wyszło przy okazji załatwiania spraw urzędowych, więc połączyliśmy obowiązek z przyjemnością.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czasami życie potrafi nas zaskoczyć swoimi niespodziankami, ale świetnie, że udało Ci się znaleźć radość nawet w tych mniej przyjemnych obowiązkach, łącząc te dwie rzeczy
PolubieniePolubione przez 1 osoba