Wracam do Was po majówkowej przerwie. Przerwie, którą sobie zrobiłam od pisania, a właściwie to przerwa sama się zrobiła, bo jej nie planowałam, ale widocznie była potrzebna. Życie mnie zawołało, ot i cały sekret.
Teraz wróciłam i stoję u progu tego tygodnia, z torbą wypełnioną emocjami.
Niosę w niej radość i wzruszenie: w środę Okruszek obchodzi urodziny, już dziesięć lat jest z nami. To są te dobre uczucia. Resztę torby wypycha lęk i stres.
W Holandii w liceach właśnie zaczynają się egzaminy końcowe, odpowiednik polskich matur. Egzaminy zdaje zarówno Iskierka jak i Groszek. Jutro zaczynają: Groszek – historią, Iskierka – matematyką, która jest jej piętą achillesową, bo to humanistka, dobra w litery, nie w cyfry.
Dlatego drżą mi dłonie. Na niczym nie potrafię się skupić.
Dodatkowo martwi mnie jeszcze parę spraw, których nie chcę wywoływać do tablicy.
Przeciwnie potrzebuję schronić się przed nimi na blogu.
Ukołysać się tu w ciszy i marzeniach.
Złapać promienie słońca, ale nie po to, by się nimi poparzyć, a jedynie ogrzać myśli, napełnić się optymizmem aż po kokardę.
Widmo egzaminów skradło nam tegoroczną majówkę.
Mimo dni wolnych, rozsądek kazał przełożyć podróże na lepsze czasy, a teraz proszę, pozostał pokój, biurko, zeszyty, notatki. Do nauki, dzieci!
I oby nauka nie poszła w las. ![]()
Dzieci same zdecydowały, że chcą majówkę wykorzystać na powtórki.
Jednak na jeden dzień chillowania sobie pozwoliły.
W końcu zmęczone wkuwaniem głowy należy przewietrzyć.
Szczęśliwie od morza dzieli nas pół godziny jazdy samochodem, więc całą rodzinką wybraliśmy się Zandvoortu, małego, przyjemnego miasteczka z szeroką plażą i długą promenadą.
Z bonusem – wokół rozciąga się przepiękny park krajobrazowy z wydmami.
To takie „holenderskie” wydmy – pokryte niskopienną roślinnością, specyficzną dla regionu.
Fantastycznie wyglądają z góry!
Jak ogromny pofałdowany patchworkowy pled dla Guliwera.
Albo kawałek krajobrazu prosto z Irlandii, ale tego porównania nie jestem pewna, bo w Irlandii nigdy nie byłam.
Niestety jest też minus, zwłaszcza dla osób, które przyjeżdżają do Zandvoortu nacieszyć się spokojem, i chcą słuchać jedynie szumu fal i ewentualnie krzyku mew.
Mogą poczuć się zawiedzeni i zdziwieni – jako my byliśmy – gdy nasze uszy wychwyciły jednostajny i nieprzerwany odgłos a la warkot silników samochodowych.
Początkowo nie mogliśmy zdiagnozować i zlokalizować źródła dźwięku.
Może jakiś plac budowy jest w pobliżu? Ale to bardziej kojarzyło się z żużlem.
No i w końcu spacerując w stronę Bloemendaal odkryliśmy sekret!
Wśród wydm, zaraz za Zandvoortem znajduje się wielki tor wyścigowy Circuit Zandvoort, bardzo znany zresztą.
Co prawda obiekt jest codziennie monitorowany pod względem ilości wytwarzanych decybeli i musi przestrzegać norm wprowadzonych przez władze miasta – więc, owszem, w samym miasteczku odgłosów motoryzacyjnych nie słychać – ale na wylocie w kierunku Bloemendaal, na plaży i na bulwarze, potężne wryyyyyyyy i brrrrrrum niosło się nieustannie, a że dzień był bezwietrzny, niosło się tym bardziej.
Gdy się zorientowaliśmy, o o chodzi z tym hałasem i zobaczyliśmy tor wyścigowy, to zwyczajnie zrobiliśmy w tył zwrot i ruszyliśmy spacerniakiem w stronę przeciwną, czyli na Hagę. I to była dobra decyzja. W końcu zrobiło się spokojnie.
I przede wszystkim usłyszeliśmy morze. A przecież po to przyjechaliśmy.
Rozległe połacie biało-żółtego piasku, brak tłumów, bezchmurne niebo, bogactwo muszelek na plaży, rześkie powietrze – to wszystko napełniło nas wspaniałą energią i uwolniło do krwiobiegu zestaw hormonów szczęścia, w pakiecie z witaminą D i witaminą miłości.
Takie dni chciałoby się zasuszyć jak rośliny w zielniku, by mieć do czego wracać w sytuacjach kryzysowych.
Ukoronowaniem dnia był zachód słońca.
Zapatrzyliśmy się, jak bursztynowa kula delikatnie zbliżała się do linii horyzontu.
Potem przyszedł moment, gdy dzieliły ją od niego zaledwie centymetry i – pyk! – zespolenie słońca z morzem, które odtąd chowało się za wodą.
Miarowo, jednostajnie, wytrwale dążyło do miejsca przeznaczenia, co oczywiście było iluzją optyczną.
Uwielbiam patrzeć, jak niebo zmienia barwy, jak te barwy się mienią odcieniami, jak całość pięknie się razem komponuje.
Każdy kolor odgrywa rolę w tym magicznym spektaklu.
Do domu wróciliśmy z zachwytem pod powiekami i w sercu.
A teraz do boju, nowy tygodniu!
Jesteśmy gotowi na Twoje wyzwania.
A dzieci – mam nadzieję! – poradzą sobie z wszystkimi egzaminami, zwłaszcza z tą nieszczęsną matematyką.
Trzymam kciuki (to nic że dłonie drżą) !
Niesamowite przeżycie….. ale wszystko będzie dobrze. No i fajnie ze o tym piszesz bo to pomaga. Podobnie jak widok morza. Pozdrawiam najserdeczniej Was i Wasze dzieci. Stokrotka
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Stokrotko, dziękuję! Stokrotnie. 🙂
PolubieniePolubienie
W takim razie i ja trzymam kciuki, bo to ważne egzaminy i wyprawa nad morze na pewno się przyda!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, dziękuję!
Przekazałam dzieciom, ucieszyły się, że mają też wsparcie „blogowe”.
PolubieniePolubienie
To fantastyczne, jak morze potrafi złagodzić stres i przynieść spokój, nawet w najbardziej napiętych chwilach. Widzę, że macie talent do odkrywania magicznych miejsc i czerpania z nich pełnymi garściami. Wam pewnie nawet hałas toru wyścigowego nie przeszkodził w cieszeniu się chwilą i ucieczce od codzienności. A widok zachodu słońca nad morzem to naprawdę niezapomniane przeżycie, które napełnia serce radością i spokojem 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak, cieszyło nas wszystko – i zachód słońca, i spacer po plaży, i wydmy.
Albo odgłosy z toru wyścigowego były dla nas trudne do przyjęcia. 😉
Dlatego zrobiliśmy w tył zwrot i dalej spacerowaliśmy w przeciwną stronę.
Dziękujemy za miły komentarz i pozdrawiamy.
PolubieniePolubienie
Pięknie tam macie ☺I niczym sie nie przejmuj, wszystko będzie dobrze. Dzieciaki sobie świetnie poradzą, są mądrzejsze niż my w ich wieku… chyba. Całuski
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oby tak było, kochana, jak mówisz. 🙂
Dziękuję serdecznie.
PolubieniePolubienie
Pamiętam jak „wczoraj” moje córki zdawały matury. Dziś już kończą uczelnie.. Czas płynie strasznie szybko.. Cudnie popatrzeć na te płaskie piaszczyste wybrzeża, zwłaszcza gdy wróciło się właśnie z wycieczki po Alpach Berneńskich;-)
Serdeczności.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Och, Ceramiku, a ja tęsknię za górskimi widokami.
A tu jeszcze Alpy. Ajajaj. 🙂
Piękną wycieczkę odbyłeś. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No i jak tam z tymi egzaminami? Dzieci zadowolone? Ty juz nie gryziesz pazurow? Dzieciaki madre masz, wiec, tego, byleby one nie popadly w zbyt wielka nerwowosc. Ja tez zawsze bardzo przezywalam wszystkie egzaminy dzieci, ale chyba mniej nerwowo niz Ty. DALEJ to troche mam, bo Coreczka jest na ostatnim etapie studiow podyplomowych – i ma najlepsze jak dotad wyniki ze wszystkich swoich kursow, studiow, licencjatow i magistrow 😉 (dziecko nie skonczylo matury, ale ma 2 licencjaty i jednego (hehe) magistra plus kilka pomniejszych rzeczy).
A Wasza wycieczka nad morze – no, marzenie jak juz te pusta plaze znalezliscie. Dla mnie bycie blisko morza (a mielismy ze slubnym plywac jachtem po swiecie. Byl w budowie nawet, ale nam sie synek ulagl) to jakby podlaczenie do mega ogromnej baterii – chyba na Was tez to tak troche dziala…plus szare komorki odkurza 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak, Krysiu, na nas morze działa podobnie – podłączamy się do tego wielkiego zbiornika piękna, energii, mocy i ładujemy nasze życiowe baterie.
Na szczęście nad morze mamy blisko 20 km z małym kawałkiem, można by częściej jeździć, ale jakoś się nie udaje.
Weekendy za krótkie, zwłaszcza że w soboty jeździmy w przeciwnym kierunku, do polonijnej szkoły i w niedzielę już nie bardzo się chce wycieczkować. 😉
A co do egzaminów jeszcze są w toku. 😉 Wyniki w połowie czerwca.
Na razie dzieci są raczej zadowolone, więc jesteśmy dobrej myśli – nawet z matmą u Iskierki i biologią u Groszka.
W Holandii dzieci zdają maturę z wszystkich przedmiotów, więc troszkę inaczej to wygląda. Większość zadań ma formę testów wyboru.
Pozdrawiam i brawa dla Twojej Córeczki.
Widać że studia podyplomowe są zgodne z jej zainteresowaniami – to wtedy większa motywacja, łatwiej przychodzi nauka, a to przekłada się na lepsze oceny. 🙂
PolubieniePolubienie
Fajna wycieczka nad chłodne morze… Natomiast co do leku i stresu to proponuje naprawde uzbroić sie w cierpliwość i unikać przesady: pod koniec roku nwo zafunduje nam nowy globalny wielki strach… I niestety wielu w to uwierzy, a osobiste smutki zejda na dalszy plan ! Pozdr.
PolubieniePolubienie
Ojejku, Maćku, to teraz mnie dopiero zmartwiłeś.
Możesz rozwinąć myśl?
Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
To nie chodzi o martwienie się, bo jest ono raczej bezproduktywne…a o zdawanie sobie sprawy !
Miałem na myśli bycie, jako ludzkość, bardzo blisko Trzeciej Wojny.
Strach napompowany przez media może być dla większości ludzi bardzo, aż za bardzo, realny.
Taki jest cel, aby był jak największy, bo wtedy będzie można nim usprawiedliwić pewne działania na które w czasie pokoju społeczeństwa by się nie przecież nie zgodziły. Realność może zmieszana z wirtualem, w bardzo nierównych proporcjach…
To będzie prawie jak ten samochód który przejeżdża bardzo szybko obok kogoś kto wysunął się za bardzo na pasach zamiast czekać na chodniku, bliziutko na tyle że faktycznie jest szok…i w dodatku pojazd trąbi głośno.
No ale jednak te pół metra odległości było i żyje się nadal, ufff.
Taką metaforka.
PolubieniePolubienie
Doceniam metaforę, aczkolwiek takie prognozy budzą we mnie ogromny niepokój.
PolubieniePolubienie