Gdy nie ma nas dłużej na blogu, znaczy się życie nas wciąga. To realne, analogowe. A ono czasem potrafi przygnieść!
Jednak jako że nie chcę na blogu w kłopoty, nastawiam kompas na pozytywy:
g jak goście, k jak kwiaty i A jak Antwerpia czy też a jak aktualności.
Więc tak: odwiedzili nas rodzice Igotaty z siedmioletnią Marysią. Spotkanie po dziesięciu miesiącach rozłąki ucieszyło jak prezent urodzinowy, nie pierwszy lepszy – tylko taki z dawna wymarzony.
I w końcu mogłam trochę „pociociować” (uwielbiam), a Okruszek – wybawić się do woli.
Zabawa zaczynała się od razu po powrocie ze szkoły, wystarczyło tylko obiad zjeść i już pokój zamieniał się w sklep, wioskę Barbie lub pluszowych kotów.
Lalki ożywały i podnosiły się z plastikowych łóżeczek, bo przecież musiały przygotować podwieczorek na maciupkich talerzykach, zabrać dzieci na plac zabaw, pieska wyprowadzić na spacer. I co tam jeszcze trzeba robić, gdy się jest lalką. ![]()
Niestety nasi goście już wrócili do Polski. Musieli, mają inne zobowiązania.
Ale nie pobędziemy za długo sami, bo zaraz powitamy naszego osiemnastoletniego chrześniaka. Dotychczas to my zawsze odwiedzaliśmy go będąc w Polsce, teraz w końcu będzie okazja się zrewanżować i ugościć Karola, pokazać mu Holandię.
Spędzi tu dziesięć dni, więc na pewno znajdzie się też sposobność, by poćwiczył swój angielski.
A potem zaczną się również nasze wakacje. ![]()
Bo w Holandii Północnej (gdzie mieszkamy) w tym roku uczniowie chodzą do szkoły do 19 lipca włącznie. Co prawda nasze starszaki, maturzyści, już od czerwca cieszą się wolnym czasem, ale Okruszek codziennie na lekcje pomyka. Jeszcze dzisiaj jego klasa pisała sprawdzian.
W związku z tym przy śniadaniu córcia zaczęła mnie odpytywać, choć ja sprawdzianu pisać nie będę. Mimo to musiałam wyjaśnić, czym jest pustynia, czy żyją na niej zwierzęta, a skoro żyją, wymienić jakie. Zapomniałam o lisku pustynnym i Okruszek nie mógł mi tego darować, bo przecież lisek fenek jest „taaaaki słodki”.
– W czym kaktus magazynuje wodę: w igłach, w tym…. jak to powiedzieć… brzuchu czy w… tych, no jak to się nazywa… w marchewkach? – dopytywała (chyba przez tego liska). ![]()
– W marchewkach? – zdziwiłam się, ale zaraz skojarzyłam, w czym rzecz: w Holandii wyraz „wortel” ma dwa znaczenia: marchew i korzenie. I te nieszczęsne „marchewki” stanowią prawidłową odpowiedź, dlatego nawet doniczkowych kaktusów nie należy przelewać.
Mimo sprawdzianów – niedobitków to już ostatnia przedwakacyjna prosta.
Damy radę. ![]()
I tak nam się poluzowało, odkąd zamknęliśmy rok szkolny w sobotniej szkole polonijnej.
Zresztą przedsmak wakacji miałam szczęście już poczuć (to właśnie owo: A jak Antwerpia, o którym wspomniałam na początku). 😉
Co roku w czerwcu Igotata uczestniczy w cyklicznych konferencjach, które za każdym razem są organizowane w innym mieście europejskim (i można przyjeżdżać z żoną, mężem, dzieckiem etc. – hip hip hura!).
W tym roku konferencje miały miejsce po sąsiedzku (w każdym razie dla nas), bo w Antwerpii.
W Antwerpii miałam okazję zabawić ok. 2 – 3 godzin w ramach przesiadki do Brugii. 😉 Ale to było siedem lat temu. I w lutym. I pewnie bym o tym nawet zapomniała, ale przypomniał mi… mój własny blogowy wpis „Antwerpia jak na dłoni”.
Teraz miałam okazję spędzić w tym mieście całe cztery dni i obejść je już bez pośpiechu.
Po półtoragodzinnej podróży pociągiem ze Schipholu wysiedliśmy na stacji „Antwerpen Centraal” i… i zaparło nam dech w piersiach!
Po pierwsze: stacja jest wielopiętrowa, dokładnie czterokondygnacyjna: pociągi stały pod nami i nad nami, co robiło wrażenie.
A po drugie: gdy wjechaliśmy ruchomymi schodami do głównej hali to mieliśmy wrażenie, że znaleźliśmy się nie na dworcu, lecz w pałacu lub kościele.
Stanęliśmy, zadarliśmy głowy i wodziliśmy wzrokiem po przeszklonej kopule sufitu, a potem nieco niżej, po ozdobnych ścianach, po tych wszystkich krużgankach, kolumienkach, wieżyczkach, frontowym oknie w kształcie wachlarza…
Wszystko piękne, w monumentalnych rozmiarach, misternie udekorowane, no jak w jakim muzeum.
Tylko lepiej nie zapatrzeć się za bardzo i nie zapomnieć o plecaku i torebce, bo jak w każdym turystycznym mieście, również tu trzeba uważać na złodziei (przed czym ostrzegają).
W Antwerpii jest dużo ludzi, gdy wyszliśmy na zewnątrz – wielobarwna ludzka rzesza wprost falowała po głównej trajektorii Mair, wiodącej w kierunku starówki.
Musieliśmy wyczuć puls tłumu, dostroić się i płynąć z nurtem.
Co też uczyniliśmy.
A potem…
Potem Igotata spędził cztery dni w sali konferencyjnej, dziadkowie z dziećmi, a ja eksplorowałam Antwerpię. I jeszcze Wam o tym opowiem. ![]()
Widać, że życie pełne jest pięknych chwil i radosnych spotkań. Cieszę się, że mogłaś spędzić czas z rodziną i przyjaciółmi, a opowieści o zabawach z Marysią i Okruszkiem są naprawdę urocze. Antwerpia również brzmi niesamowicie – świetnie, że miałaś okazję ją odwiedzić i podzielić się wrażeniami. Życzę Wam wspaniałych wakacji i niezapomnianych chwil z chrześniakiem 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wielki dzięki, Andrzeju. 🙂
Ps. Czytając Twój komentarz, za każdym razem, czuję się jakbym jadła najlepszą belgijską czekoladkę. Zawsze dla każdego znajdujesz dobre słowo. To miłe. 🙂
PolubieniePolubienie
Wspaniale, że możesz zwiedzać, a ponieważ potrafisz pięknie pisać, dlatego relacje z podróży czyta się jednym tchem. Nawet nie wiedzialam, że Antwerpia ma taki ciekawy dworzec.
Życzę wszystkim udanych wakacji.
Serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, kochana!
A Antwerpia nie tylko dworzec ma ciekawy. 🙂
Starówka jest piękna, katedra, ratusz…
No i Muzeum Sztuk Pięknych z obrazami Rubensa. To było jego miasto! 🙂
Pozdrawiam serdecznie, Ultro.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Realne życie zawsze wciąga bez reszty , a napisać zawsze zdążysz 😉
Dworzec cudo, niczym pałac 👍
Ja macham do Was z Krynicy i z górskich szlaków 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, cudownie, że jesteś w pięknej Krynicy i przemierzasz górskie szlaki!
Zazdrościmy widoków i orzeźwiającego, czystego powietrza.
Zbieraj piękne krajobrazy i wrażenia.
I koniecznie dziel się nimi z czytelnikami. 🙂
Wspaniałych wędrówek! 🙂
PolubieniePolubienie
Dawno mnie u Ciebie nie było, a gdy przyszłam, to widzę, że nawet szwendałaś się w okolicy a ja nic o tym nie wiedziałam 😉 Zapomniałąm już jakie ten dworzec robi wrażenie na pierwszy, czy nawet trzeci rzut oka. Mnie tam już się opatrzył i spowszedniał, ale podobać mi się podoba. Dziwnie mi się czyta o tym, że ktoś jeszcze do szkoły chodzi w lipcu. Chyba ciężko by mi się było przyzwyczaic do takiego planu roku…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Magda, dzięki za odwiedziny i komentarz.
Ciężki rok za Tobą i pełen wyzwań. Podziwiam i GRATULUJĘ!
A co do planu – da się przyzwyczaić również do nauki w lipcu.
Za to jak fajnie potem mieć tydzień wolnego w październiku, marcu i maju. 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
PolubieniePolubienie