Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni, gdy nie ma w domu dzieci, to…. – co śpiewa Kult, wszyscy wiemy – natomiast ja korzystając z chwilowej nieobecności dzieci chciałabym przede wszystkim nadrobić zaległości; wszelkiej maści, też te blogowe.
Tymczasem pogoda letnia, upał wpada do pokoju, a że pokój mam na poddaszu, bywa w nim duszno.
Mimo to siadam na krześle, skóra nóg przykleja się do skaju (gdy wstaję, czuję jakby ktoś z ud zrywał mi taśmę, brr!) promienie słońca odbijają się od szyby i niemal mnie oślepiają.
I jeszcze kot (no jakżeby inaczej?!) wskakuje na biurko i koniecznie, ale to koniecznie teraz, musi podreptać sobie po klawiaturze. Guzik to chyba jakiś koci pisarz, uwielbia naciskać łapkami na klawisze wywołując lawinę znaczków na ekranie.
Widzicie sami, łatwo nie jest. Aż chciałoby się spasować, ale… dałam słowo.
Poza tym druga taka okazja się nie powtórzy, przynajmniej nie w tym roku.
Dlatego zmuszam się do pisania. Zmuszam się do sprzątania. Zmuszam się…
Na liście zaległych notek mam Antwerpię, zwiedzanie Holandii z chrześniakiem, ale na pierwszy ogień wezmę to, co jest najtrudniejsze: szkołę średnią w Holandii.
Wiem, termin wpisu byle jaki, raczej wątpliwe, że znajdzie się choć jedna osoba chętna do czytania o szkole w środku wakacji. Trudno. Skoro obiecałam, spróbuję.
Opowiadałam Wam w czerwcu, Drodzy Czytelnicy, że nasze dzieci zdały maturę i z tegoż powodu mogliśmy powiesić przed domem flagi i plecaki.
Tak było. I sporo osób się dziwiło: że jak to, już matury, przecież twoje dzieci dopiero co skończyły szesnaście, siedemnaście lat i o co tu chodzi?
Ano chodzi o to, chodzi o to, że…
Ach, holenderski system szkolnictwa przypomina laboratorium jakiegoś szalonego chemika! Naprawdę. Dlatego trudno wyjaśnić to jednym zdaniem.
Wyobraź sobie, że wchodzisz do takiego pomieszczenia i dostajesz oczopląsu, bo cała ściana jest pokryta wielopoziomowymi konstrukcjami szklanych rurek, rureczek, lejków, zbiorników. I one na każdym piętrze się rozgałęziają, potem znów łączą z sobą lub rozdzielają i dalej biegną w różnych kierunkach.
Aż w końcu spotykają się w jednym kotle. Lub nie.
Chemik wlewa ciecz przez różne otwory, każda ma inną barwę, więc potem widać, gdzie one płyną: zielona, czerwona, tam się coś zmiesza, przez jakiś czas płyną razem, potem oddzielnie.
No mówię Wam: jeden wielki labirynt. Po prostu.
Choć Holendrzy się w tym wszystkim orientują.
Co więcej: oni są dumni. Uważają, że stworzyli system szkolnictwa przyjazny uczniom, nad wyraz zindywidualizowany, dostosowany do ZMIENIAJĄCEGO SIĘ rozwoju dziecka.
No cóż. Może i tak jest, ale…. weź wytłumacz ten system obcokrajowcowi, choćby nam, Polakom!
To jest wyzwanie. Przyznaję się: nie mam kompetencji do napisania merytorycznego artykułu, co najwyżej spróbuję wprowadzić Was w temat najprościej jak potrafię, czyli nieco „łopatologicznie”. I przy tym zastrzegam sobie prawo do pomyłki (Czytelnicy zamieszkali w Holandii, bardziej biegli w temacie, możecie sprostować ewentualne nieścisłości, bardzo proszę!).
Holenderska szkoła podstawowa jest taka sama dla wszystkich (w miarę), więc ją zostawimy, bo jazda zaczyna się w szkole średniej i tą się zajmiemy – tym bardziej, że moje starszaki dopiero co takową szkołę średnią ukończyły.
Oboje mają za sobą zwykłe licea, publiczne: syn – dwujęzyczne, córka – „katolickie” (tylko z nazwy).
Najważniejsza różnica między ogólniakiem w Holandii i w Polsce jest taka, że w Holandii, obowiązuje PODZIAŁ WEDŁUG POZIOMÓW ZDOBYWANEJ WIEDZY (plus dodatkowo klasy mogą mieć profile według zainteresowań: np. w szkole Iskierki był profil muzyczny, sportowy, teatralny, naukowy, artystyczny).
Pierwsza klasa to zawsze tak zwany brug – pomost: tu dzieci są obserwowane i selekcjonowane (wstępnie zostały podzielone na podstawie ocen już w ostatnich klasach podstawówki).
Po pierwszym roku nauki uczniowie zostają “tasowani” i trafiają na jeden z trzech poziomów: najwyższy VWO (przygotowanie do kształcenia akademickiego), HAVO (przygotowanie do kształcenia wyższego), i MAVO (ogólne kształcenie średnie).
Nauka na poziomie VWO trwa 6 lat, w przypadku HAVO – 5 lat, a MAVO – 4 lata.
U nas Iskierka skończyła poziom HAVO, a Groszek MAVO, dlatego choć syn jest o rok młodszy, zdawali „maturę” jednocześnie.
Z powodu wielopoziomowości w ramach jednego liceum, uczniowie posiadają inne podręczniki lub nawet jeśli te same, to zakres przerabianego materiału jest inny: podstawa programowa dla klas MAVO, rozszerzone treści na HAVO, a na VWO nierzadko występują elitarne przedmioty: filozofia, greka lub łacina.
I ważna rzecz: jeśli uczeń ma bardzo dobre oceny w ramach swojego poziomu osiągając co najmniej średnią powyżej 7,5 (w skali ocen od 1 do 10), a także wyróżnia się chęcią i motywacją do nauki, to w następnym roku szkolnym, może wskoczyć na wyższy poziom np. skończył drugą klasę MAVO, ale zdobył wysoką średnią, więc trzecią klasę zacznie już na HAVO.
Oczywiście, ta zasada działa w stronę przeciwną.
Uczeń otrzymał słabe oceny, złapał niedostateczne na koniec – spada poziom niżej. Oczywiście przyczyna tego stanu rzeczy może być niezależna od dziecka np. problemy zdrowotne i zaległości wynikają z przedłużającego się pobytu w szpitalu.
W praktyce oznacza to, że skład klasy zmienia się każdego roku.
Plusem tego systemu jest na pewno elastyczność i nieustanna mobilizacja uczniów do nauki.
Minusem – brak stałości, a czasami wręcz zmniejszona motywacja do nauki, gdy uczniowi po prostu „jest dobrze” na niższym poziomie i nie chce mu się starać „wskoczyć” wyżej, choć mógłby.
Tak było z naszym Groszkiem, a syn przyjaciółki jest w identycznej sytuacji.
Bo to łebskie chłopaki, ale leniwe i wygodnickie.
Groszek, w szkole podstawowej „przeskoczył” jedną klasę.
W dobrej wierze, za radą wychowawczyni, która twierdziła, że on nudzi się na lekcji, wszystko robi szybko i potem traci czas, a czasu szkoda. I z nowym rokiem szkolnym został przeniesiony oczko wyżej i pominął w swej edukacji klasę szóstą.
Trudno teraz to opiniować, było minęło, ale z perspektywy wydaje się, że ten ruch bardziej zaszkodził Groszkowi niż pomógł. Ale kto by przypuszczał?
Syn prędko obrósł w piórka, w zasadzie przestał się uczyć, bo po co? Skoro jest taki mądry, nie musi, wiedza sama wskoczy do głowy. Przecież dotąd wskakiwała.
A jednak nie tym razem.
W międzyczasie zmieniła się wychowawczyni, przyszła pandemia, my też z racji nieznajomości języka i systemu nie mieszaliśmy się do lekcji i nie mieliśmy pełnego obrazu sytuacji. W każdym razie syn skończył podstawówkę z zaleceniem „MAVO”.
Trochę go to zdziwiło, nas też (bo na to klasę przeskakiwał, by otrzymać „tylko” MAVO, czyli poziom bazowy?).
Groszek twierdził, że nowa wychowawczyni go nie lubi i że w szkole średniej na pewno się na nim “lepiej poznają” i wówczas zaraz przeskoczy z MAVO na HAVO.
I nie przeskoczył, choć fakt zabrakło mu niewiele, jakieś pół punktu do potrzebnej średniej.
Cóż, najpierw się trochę zmartwił, a potem… ucieszył!
Zorientował się, że w klasie MAVO jest fajnie, mniej nauki, towarzystwo weselsze, on sam błyszczy i ma przyzwoite oceny bez większego wysiłku. Przestało mu zależeć, by przejść poziom wyżej.
My z Igotatą też odpuściliśmy, bo jak mówią „z niewolnika, nie zrobisz pracownika”.
Tłumaczyliśmy dziecku, że warto się uczyć, bo rozwój daje radość, a poza tym nigdy nie wiadomo, co się w życiu przyda, a wykształcenie na pewno nie zaszkodzi.
Wychowawczyni radziła, by zaczekać, nie zmuszać do nauki, zostawić dziecko w spokoju i zaufać zarówno dziecku, jak i systemowi. Poza tym nie wszyscy muszą iść na studia.
No, prawda, nie muszą, tylko po co w podstawówce kazali mu klasę przeskakiwać? Tego nie rozumiałam i nadal nie pojmuję.
Wracając do Groszka – ukończył szkołę średnią na poziomie MAVO, z wynikiem umożliwiającym robienie poziomu HAVO.
Innymi słowy: skończył szkołę, a jednocześnie w szkole zostaje na dwuletnie „wyrównanie”.
Wybiera “okrężną” ścieżkę edukacji, traci jeden rok, ale przynajmniej jest to JEGO wola i decyzja.
Podobnie Iskierka.
Ją z kolei szkoła podstawowa skierowała na lewel VWO/HAVO.
Pierwsza klasa – pomostowa, rozpoznawcza – Iskierka miała dobre oceny, więc w drugiej uczyła się już na poziomie VWO, czyli tym najwyższym. I tu zaczęły się schody.
Było jej ciężko, prawie płakała nad chemią i matematyką. Francuski też sprawiał jej trudności. Nie wyglądała na szczęśliwą.
Wychowawczyni zaproponowała, by przenieść Iskierkę na niższy poziom, czyli na HAVO, bo tam będzie jej łatwiej, poczuje się pewniej.
My, rodzice, od razu na to przystaliśmy.
I faktycznie Iskierka w klasie HAVO odżyła, materiał nauczania przedmiotów ścisłych był okrojony, co ona, humanistka, przyjęła z ulgą.
Zatem skończyła liceum na poziomie HAVO i teraz mogłaby kontynuować naukę w szkołach wyższych w Holandii.
A jednak, słuchajcie!, życie jest bardziej skomplikowane, a sposób myślenia dojrzewającego dziecka – jeszcze bardziej.
Marzeniem Iskierki są studia filologiczne w Wielkiej Brytanii (to nie tajemnica).
Po zrobieniu researchu, sama Iskierka się dowiedziała (a mentorka to potwierdziła), że holenderskie HAVO nie wystarczy, aby studiować na Wyspach to, co ona sobie tam wymarzyła. Bo na ten kierunek potrzeba VWO.
I cóż, Iskierka, miała zagwozdkę!
Mogła wybrać studiowanie filologii w Holandii i tak byłoby najprościej.
A jednak w jej głowie już zakorzeniła się Anglia i nie chciała dać się wykorzenić, co to, to o nie!
Koniec końców córka podjęła decyzję, że zostanie jeszcze dwa lata w swoim liceum i zrobi poziom VWO, uprawniający do studiowania w Wielkiej Brytanii.
Dla Anglii gotowa jest pomęczyć się nawet z nieszczęsnymi przedmiotami „ścisłymi”, jak będzie jej bardzo ciężko, najwyżej poszukamy pomocy, bo tym razem to ONA chce.
A nam zależy na szczęściu dziecka, dzieci.
Wspieramy ich wybory, przynajmniej próbujemy, bo wiecie jak to jest: wybory dzieci niekoniecznie są tożsame z naszymi.
Jednak w tym przypadku oboje z Igotatą jesteśmy dumni z decyzji naszych nastolatków o kontynuowaniu nauki. Trochę im to zajęło, trochę to droga na okrętkę, bo robiąc poziom po poziomie zawsze traci się rok, ale… przynajmniej sami dorośli do takowej decyzji, nie została im ona narzucona przez nas.
A wiadomo, motywacja wewnętrzna ma większą wartość niż zewnętrzna: nacisk rodziny, społeczeństwa, presja norma środowiskowych…
I tak sobie myślę, drodzy Czytelnicy, że uprzednie nazwanie dzieci „maturzystami” było z mojej strony na wyrost i może wprowadzić w błąd, zwłaszcza jeśli się za punkt odniesienia przyjmie maturę w polskim rozumieniu.
Może bardziej zasadne byłoby określenie siedemnastoletniej Iskierki „półmaturzystką”, a szesnastoletniego Groszka – „ćwierćmaturzystą”?
Co nie zmienia faktu, że flaga i plecak na maszcie przed domem jak najbardziej im się należała, podług tutejszego obyczaju. ![]()
Ps. Mam nadzieję, że udało mi się choć trochę naświetlić Wam niuanse holenderskiego szkolnictwa średniego.
A jutro wrzucę coś znacznie przyjemniejszego w odbiorze: opis uroczystości kończącej szkołę. Dziękuję za doczytaliście do końca. Brawo dla Was za wytrwałość!
Rozjaśniłaś bardzo i nie wiem czy taki system nie byłby lepszy w Polsce, dla wszystkich stron edukacji!
Trzymam kciuki za wszystkie plany i marzenia dzieciaków, a wam życzę cierpliwości i wytrwałości:-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, kochana, cierpliwość i wytrwałość na pewno się przyda (przy dzieciach, młodzieży, sprawach szkolnych – zawsze!).
Co do systemu – ma tę zaletę, że każde dziecko znajdzie w nim swoje miejsce i każde może dojść na te studia różną drogą chociażby poprzez te dwuletnie wyrównania.
PolubieniePolubienie
Jak ja dobrze rozumiem Iskierkę! Jak się ta Anglia czy Stany w głowie zakorzenią, to za Chiny Ludowe się wykorzenić nie chcą! Bo korzenie zapuszczają w samym sercu… W moim przypadku tym bardziej, że w USA już byłem i chętnie bym tam wrócił… A Anglia? Co Ci będę mówić? Znasz mnie już trochę…
Rozumiem też Groszka powiem Ci. Zawsze dobrze się uczyłem i zawsze byłem ambitny. W gimnazjum jednak dopadł mnie zauważalny spadek chęci i sił. Wpadłem w ciąg drzemek, które sobie urządzałem „dla spokojności” przed każdą prawie lekcją czy klasówką. Odbiło się to nieco na wynikach…
TRZECI RAZ próbuję ten komentarz wpisać. TRZECI RAZ…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Trzeci raz? Jejku, Celcie, nie wiem dlaczego.
Coś się z woordpressem może dzieje.
Tym bardziej dziękuję, że się nie poddałeś! Bardzo, bardzo to doceniam!
I cóż, przepraszam za te utrudnienia.
Dziękuję za podzielenie się swoimi doświadczeniami.
Mnie gimnazja ominęły, ale faktycznie przypadały na najtrudniejszy wiek przemiany dziecka w nastolatka.
W sumie w Holandii dzieci kończą podstawówkę w wieku 12 lat i idą wtedy do liceum.
Więc te pierwsze klasy ogólniaka to takie dawne polskie gimnazjum.
Trudno wtedy o motywację do nauki, nawet ci solidni w podstawówce uczniowie, nierzadko na ten czas ją tracą, by… znów wróciła po kilku latach, jak to się stało w przypadku naszego syna.
A Anglia, Stany (bo też Iskierka marzy o podróży do USA) coś w sobie mają, bo kuszą naszą córkę bardzo.
Może to czar tej angielskojęzycznej literatury, którą tak namiętnie pochłania?
Ty to rozumiesz.
Pozdrawiam, Celciku.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj rozumiem 🙂 I czuję, że mielibyśmy z Iskierką tutaj dużo wspólnych tematów 🙂
Co do gimnazjum, akurat tak się złożyło, że byłem pierwszym rocznikiem, na którym je testowano. I powiem Ci, że ten etap, gimnazjum właśnie, wspominam najprzyjemniej z całej mojej edukacji, czy to tutaj, czy w Stanach.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Co do podróży do USA, życzę jej tego bardzo! Ale też wolałbym, żeby ją ominęło całe to „piekiełko” związane ze zdobywaniem wizy…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Celciku, teraz już chyba nie trzeba wizy, przynajmniej nie na krótki pobyt turystyczny.
Ale w Twoim przypadku to było na dłużej, prawda? I nie turystycznie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, cztery razy i zawsze na długo. Najdłużej ostatnim razem, na dwa lata…
PolubieniePolubienie
Kochana
Ciekawostek moc przyswoiłam, dziękuję:)
Dla całej rodzinki wszystkiego, co najlepsze:)
Morgana
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję Morgano z całego serducha i cieszę się, że mogłam się podzielić ciekawostkami z holenderskiej półki. 😉
U Ciebie zawsze też czegoś ciekawego się dowiem. 🙂
I zawsze czekam na recenzje książek.
Pozdrawiam z uśmiechem. 🙂
PolubieniePolubienie
Dla nas, Polaków, faktycznie może to być skomplikowany system niczym labirynt. Twoje doświadczenia z edukacją dzieci są nie tylko inspirujące, ale i pełne praktycznych wskazówek dla rodziców, którzy również mogą stanąć przed podobnymi wyzwaniami. Gratulacje dla Iskierki i Groszka za ich osiągnięcia 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wielkie dzięki, Andrzeju.
Tak, podzieliłam się tym, bo wiele osób pytało, o co chodzi z tą szkołą, tymi poziomami MAVO, HAVO, VWO.
Jest to coś zupełnie innego, bo w polskim liceum obowiązuje podział jedynie według profili: np. klasy humanistyczne, mat – fiz, biol – chem i wtedy faktycznie te klasy mają poszerzone pewne treści, ale w Holandii jest to na znacznie większą skalę.
Serdeczne pozdrowienia! 🙂
PolubieniePolubienie