Mamy już sprawny piec, co za ulga, zwłaszcza że na dworze się ochłodziło. Zupełnie jakby słonko zdecydowało się zamknąć swój kram.
– Kochani, na mnie już pora – powiedziało, po czym strzepnęło swe promienie i zgrabnie je złożyło. – Cały tydzień wam towarzyszyłem, w okna dmuchałem, ale teraz pędzę do innych, nara, cześć!
Tu słonko chwyciło walizkę i poleciało w inne rejony.
Na szczęście nasz dom znów zrobił się ciepły i przyjazny.
Rankiem i wieczorem kaloryfery ożywają: wnętrza ich blaszanych brzuchów wypełniają szmery i trzaski, widocznie toczą się tam jakieś dysputy i nagadać się nie mogą po tygodniu milczenia. Przykładam dłonie do stalowych żeber, a one użyczają mi ciepła.
W rurach płynie gorąca rzeka. Można wziąć relaksujący prysznic.
Co za radość! To już nie zwykły prysznic, lecz cała ceremonia prysznicowa.
Najpierw lekkie niedowierzanie, gdy z słuchawki natryskowej kapie gorąca woda (znów gorąca! Go – rą – ca!). A wówczas nabrzmiałe wilgocią kropelki zwołują się, gromadzą licznie, po czym całą chmarą spadają jak letnia mżawka, radośnie pluskają o skórę, kap, kap, kap.
Oczyszczają ciało, ostukują czubek głowy: puk, puk, pani głowo, pozwól nam cię rozmasować. Głowa pozwala, więc kropelki wnikają do umysłu, tam gdzie kłębowisko myśli wszelakich. Teraz te myśli rozplątują się, rozciągają powyginane grzbiety, kładą się łagodnie jedna obok drugiej w łóżeczkach i wygodnych piżamkach. Pozwalają się wygładzić, zreperować, usterki załatać, ukołysać, zapaść w sen kojący, dobry sen.
Sytuacje niewygody przypominają, w jakim luksusie żyjemy na co dzień.
Ocieplony dom, gorąca woda. Bieżąca woda! Taka, która płynie z kranu i w dodatku jest czysta. Można szklankę podstawić i od razu pić, bez przegotowywania, bez filtrowania.
Jakąż jestem szczęściarą, że nie muszę brać wiadra i iść z nim do studni, a później ciągnąć po sznurku napełnione, chlupoczące i nieść ostrożnie, by woda się nie rozkołysała, nie przelała, żadna kropla nie poszła na zmarnowanie.
A gdybym tak mieszkała w afrykańskim buszu i wędrowała do wodopoju z glinianym naczyniem na głowie? Wyprostowana sylwetka, podbródek zadarty, nawet jak mucha zabrzęczy przy twarzy, skrzydełkiem w nos połaskocze, kichnąć nie wolno, pokręcić głową nie wolno, a upał ciało pali, a naczynie wżyna się w samą czaszkę…
A gdyby tak zabrakło prądu? Z nastaniem zmierzchu ciemność wpełzałaby do mieszkania i wypełniała szczelnie prostopadłościany pomieszczeń aż po sufit?
Wszystkie udogodnienia i sprzęty stałyby się bezużyteczne: pralka by nie uprała, zmywarka nie umyła, kuchenka nie upiekła, czajnik nie ugotowałby wody…
A komputer i telefon! Ich brak to by dopiero doskwierał! Chwilkę jeszcze podziałaliby sobie ci modernistyczni panowie na bateriach, ale chwilkę zaledwie, bo wnet domagaliby się prądu, maleńkich elektronów galopujących po drucikach z tobołkami wypełnionymi energią, energią, życiodajną energią.
Strach, pomyśleć, co by to było. Brr! Lepiej sobie nie wyobrażać, bo jeszcze w złą godzinę sobie powyobrażamy i co wtedy? Noż dramat! Musielibyśmy na nowo nauczyć się żyć.
Dlatego doceniam, co mam i dziękuję moim „luksusom” za ich codzienną (i conocną) robotę dla nas. Nowy piec traktuję z szacunkiem, niech dobrze mu się u nas mieszka i niech nie szwankuje.
A Wam, drodzy moi, ciepełka życzę, wszelakiego. ![]()
To prawda, na co dzień nie doceniamy naszego komfortu, u nas gdy wyłączają ciepłą wodę na czas remontu lub zamykają z powodu awarii, to robi się problem, a prąd? Masakra, dobrze że choć piec jest gazowy! Wszelkim awariom stanowcze NIE!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak. Nie, nie i jeszcze raz nie. 🙂 A w każdym razie jak najrzadziej.
PolubieniePolubienie
Jaka to ulga, kiedy dom znów staje się ciepły – nagle wszystko wraca na swoje miejsce, a człowiek uświadamia sobie, jak bardzo komfort bywa niedoceniany. Czasem wystarczy kilka dni bez ogrzewania czy ciepłej wody, by spojrzeć na codzienność inaczej.
Ciepło to nie tylko temperatura – to atmosfera, spokój, przyjemność z prostych rzeczy. Ta pierwsza chwila, gdy grzejniki zaczynają szumieć, a dłonie mogą w końcu ogrzać się na stalowych żeberkach, ma w sobie coś niemal magicznego. I ten prysznic! Nie zwykła czynność, ale mały rytuał, który koi, odpręża i pozwala zebrać myśli.
Dobrze czasem przypomnieć sobie, jak wielkie znaczenie mają te „zwyczajne” rzeczy. Czysta woda z kranu, światło, które zapala się jednym ruchem ręki, ciepły kąt. Wydają się oczywistością, dopóki ich nie zabraknie.
A piec? Oby służył długo i wiernie, bez żadnych kaprysów. Niech pilnuje domowego ogniska i daje to, czego najbardziej potrzeba – ciepło, dosłownie i w przenośni.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Och, tak! Jak zwykle pięknie napisałeś, Andrzeju.
Z tymi naszymi codziennymi udogodnieniami, jest podobnie jak ze zdrowiem – zwykle zapominamy o ich istnieniu, są dla nas czymś oczywistym i wręcz należnym, a zaczynamy je doceniać, dopiero gdy je stracimy.
PolubieniePolubienie
Wygoda staje się normą, a my przyzwyczajamy się do niej tak bardzo, że przestajemy dostrzegać, jak wiele rzeczy ułatwia nam życie. Dopiero gdy coś przestaje działać – czy to zdrowie, technologia, czy nawet zwykłe codzienne rutyny – uświadamiamy sobie, jak bardzo na tym polegaliśmy. Może warto częściej zatrzymać się na chwilę i po prostu docenić to, co mamy, zanim los zdecyduje, że czas nas tego nauczyć na własnej skórze.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Na pewno warto zatrzymać się, docenić i podziękować za to co mamy, choćby i codziennie. 🙂
PolubieniePolubienie
Ciepły dom /w kilka znaczeniach/ i wspaniała rodzina to najlepsze co może nam się przytrafić. No i jeszcze oczywiście dobre zdrowie.
Stokrotka
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie inaczej, Stokrotko. 🙂
PolubieniePolubienie