Holendrzy uwielbiają żarty primaaprilisowe, a że mają smykałkę do handlu, potrafią wykorzystać humor w marketingu. Wiadomo, „grapje” (żarcik) będzie przekazywany z ust do ust, a wraz z nim powielana nazwa marki. I o to chodzi! By wskoczyć „na języki”. Ale mniejsza o reklamę, niektóre dowcipy z holenderskiego podwórka są naprawdę zabawne.
Moim niekwestionowanym faworytem wśród primaaprilisowych kawalarzy jest portal DutchNews.nl. Opublikował on obszerny artykuł (po angielsku), który przyprawił wielu imigrantów o drżenie kolan, oczywiście dopóki nie spojrzeli na datę: 1 kwietnia!
Portal donosił, że od roku 2026 wszyscy obcokrajowcy, którzy chcą otrzymać zezwolenie na stały pobyt w Niderlandach, są zobligowani do zdania egzaminu rowerowego FIETS (Foreigner Integration Enhanced Traffic Safety; fiets – niderl. rower).
Kto myśli, że to bułka z masłem, grubo się myli.
Trzeba będzie wykazać się umiejętnością jazdy w stylu holenderskim: z dwojgiem dzieci na jednym rowerze, plus zakupami na cały tydzień i jeszcze wiolonczelą.
Ach, zapomniałabym, kierownicę należy trzymać jedną ręką. Pikuś, prawda? ![]()
A skąd w ogóle ta inicjatywa? Z potrzeby zadbania o bezpieczeństwo na drogach.
Według dziennikarzy – to właśnie ekspaci powodują najwięcej wypadków i stanowią zagrożenie dla innych. To ekspaci śmią zatrzymywać jednoślady na czerwonym świetle, a przecież w ten sposób powodują kolizje z tyłu.
To ekspaci wyciągają rękę w bok, by zasygnalizować skręt, niepomni, że uderzają w twarz Holendra, który właśnie ich wyprzedza. Na dokładkę zakładają kaski rowerowe, co tutaj stanowi faux pas i zakrawa na jawną kpinę z lokalsów.
A wystarczyłoby zapamiętać najważniejszą i w sumie jedyną zasadę, mianowicie, że:
W Holandii rowerzyści mogą wszystko!
Pierwszeństwo mają zawsze i są poza prawem. Proste!
No więc, skoro sami się prosiliśmy, to teraz mamy za swoje i ostro trenujemy. ![]()
Tylko nie zakładajmy na rower najnowszych skarpetek z Hemy! One przydadzą się na inne okazje. Są superpraktyczne i superekologiczne, kosztują 4.99 euro, więc też nie jakoś bardzo drogo.
Połączone sznurkiem, na wzór dziecięcych rękawiczek, zawsze tworzą parę, toteż żadna sztuka się nie zapodzieje i nie zostanie pożarta przez pralkę… W końcu.
Niestety sznurek może wkręcić się w szprychy koła, dlatego nowatorskie skarpetki na rowerze akurat się nie sprawdzą.
Po treningu rowerowym wypadałoby napić się wody – w holenderskim supermarkecie Albert Heijn właśnie pojawił się nowy smak: woda o smaku croissanta, w butelce o zakręconym, rogalowym dizajnie.
A na pozostałe zakupy warto wybrać się do Lidla – z dniem 1 kwietnia robienie zakupów w tym dyskoncie stało się jeszcze wygodniejsze, za sprawą „inteligentnego” koszyka, który sam podąża za klientem. Nie trzeba nic dźwigać, rączka nie wrzyna się w nadgarstek, takie zakupy to frajda.
Z zakupami wracamy „do dom”.
Wreszcie możemy odpocząć, najlepiej w przytulnym wnętrzu o przyjemnym zapachu. Ogród zoologiczny Dieren Park Amersfoort przygotował limitowaną kolekcję spray`ów do pomieszczeń. To jak, na które perfumy się decydujemy?
Woń sawanny (w linii głowy futro zebry i żyrafy), aromat kolonii flamingów czy „Oddech T-rexa” z subtelnymi nutami fermentującego mięsa i gnijących zębów? A może na „Oazę Słoni”, imitującą feto… znaczy… zapach odchodów tegoż zacnego olbrzyma?
I koniecznie wybierzmy się do kina. Sieć kin Pathé idzie z duchem czasów. Wprowadza – pierwszy na świecie – ultranowoczesny pionowy ekran.
To oczywiście ukłon w stronę zmieniających się przyzwyczajeń widzów, którzy korzystają z Instagrama i TikToka. Idziemy?
Natomiast nie spotkał się ze zrozumieniem kawał, który miał miejsce w Leeuwarden, gdzie 1 kwietnia po kanale dryfowała mina morska, jak się później okazało – fałszywa. Jednak zanim potwierdzono, że to produkt minopodobny, zapadła decyzja o ewakuacji obszaru. Burmistrz poszukuje twórców miny z polistyrenu, by obciążyć ich kosztami akcji ratunkowej.
Na koniec – o ile jeszcze macie czas i cierpliwość – przenieśmy się na nasz skromny familijny front. Jakoś tak wyszło, że w tym roku prym wiodły u nas żarty kocio – mysie.
Rankiem Okruszek mnie nastraszył. Przygotowywałam śniadanie, gdy wbiegł zdyszany do kuchni.
– Guzik przyniósł martwą mysz! – zawołał, a ja zastygłam z kromką chleba w jednej dłoni i nożem w drugiej. Dostrzegłam, że kąciki ust córci delikatnie drżą, jakby chciały wygiąć się w uśmiechu, ale ktoś usilnie je powstrzymywał.
– Gdzie ta mysz? – spytałam z niepokojem, bardziej udawanym niż realnym.
– W moim pokoju. Chodź, zobacz!
– O, nie, nie, nie! – Potrząsnęłam głową. – Tego ode mnie nie wymagaj! Wiesz, że boję się myszy!
Okruszek wykazał się wspaniałomyślnością, wręcz brawurą.
– No dobra, nie musisz. Sama po nią pójdę.
Podałam skwapliwie szufelkę i parę listków papieru kuchennego, córka poszła. Tupot nóg na schodach i już była z powrotem. Podejrzewałam, że zaprezentuje mi pustą szufelkę, tymczasem leżał na niej zmięty farfocel szarej włóczki. Krzyknęłam. To naprawdę wyglądało jak mysz.
Z kolei Igotata wparował do domu po pracy z wielce zaaferowaną miną, tak zaaferowaną, że natychmiast wzbudziła moją czujność. Próbował mnie wkręcić, że będzie musiał lecieć na kolejną delegację, tym razem do Sydney, i to w maju, dokładnie w dniu Pierwszej Komunii naszej chrześniaczki. W samą delegację to bym uwierzyła, ale połączenie Sydney z komunią – było szyte zbyt grubym ściegiem.
Ja moim domownikom sprzedałam żarcik o Bako, sąsiedzkim kocie, który – być może pamiętacie – traktuje nasz dom jak stołówkę, a wręcz hotel.
Kilka dni temu właściciel Bako, czyli nasz sąsiad przez ścianę, wystawił mieszkanie na sprzedaż. Nie było tajemnicą, że planuje przeprowadzkę.
Gdy dzieci wróciły ze szkół, powiedziałam im, że dziś był u nas sąsiad od Bako z prośbą, czy nie przyjęlibyśmy jego kota na stałe, ponieważ koty źle znoszą zmiany miejsca, a Bako ma już swoje lata, a nas lubi. Dzieci uwierzyły. Okruszek ogromnie się ucieszył i potem nie mógł mi darować, że to tylko żart.
Cóż jemu żartować z myszą było wolno, mnie z kotem – już nie. ![]()
Dla udobruchania towarzystwa i dla dopełnienia kocio – mysiej atmosfery przygotowałam deser w kształcie żółtego sera. Moje myszy były bardzo głodne, bo wygryzły wielgachne dziury. Gdy Okruszek chciał zjeść twarogową myszkę, powiedziałam:
– Poczekaj, tylko wyjmę z niej goździki.
– Co?! – Okruszek wykrzywił się. – W tych myszach są gwoździe?!
– Nie gwoździe, tylko goździki – sprostowałam, ale dla Okruszka gwoździe i goździki to jedno i to samo. W każdym razie myszy z serem lub ser z myszami – zostały zjedzone.
A jak było u Was z żartami primaaprilisowymi? Zdarzyły się jakieś ciekawe? Jeśli tak, podzielcie się, przechowam pomysły na przyszły rok.
Moja kotka sobie zażartowała, bo ja musiałam sprzatac jej zabawki…

PolubieniePolubione przez 1 osoba
OMG! Pani Salmiakowa, rozbiłaś bank! Twój kot też. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I nie sprząta po sobie zabawek, na szczęście nie rozrzuca ich fragmentów po domu… ani nie chowa na przyklad pod łóżkiem…
PolubieniePolubienie
Proszę już nie rozpalaj moje wyobraźni… 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Świetny tekst – czyta się z uśmiechem od początku do końca! Holendrzy rzeczywiście mają dar do żartów z charakterem i klasą, a przy okazji potrafią z tego zrobić niezły marketing. Ten egzamin rowerowy FIETS to perełka – wyobraziłem sobie siebie, jak próbuję manewrować po ścieżce rowerowej z wiolonczelą, siatkami i dwójką dzieci, jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą… no właśnie, może smartfona z GPS-em, bo pewnie bym jeszcze zabłądził.
Pomysł z wodą o smaku croissanta i perfumami „Oddech T-rexa” to już wyższy poziom absurdu – kocham to 😄 A te domowe żarciki – majstersztyk. Szczególnie ten z myszą z włóczki – niby drobiazg, ale jakie emocje wywołuje! Zresztą wiadomo, że najfajniejsze są te rodzinne, codzienne psoty, które potem wspomina się latami.
U mnie w tym roku prima aprilis był spokojniejszy, choć znajomy próbował mnie nabrać, że wygrał w totka – tylko że jego poker face zawiódł w pół minuty. Ale zapisałem sobie kilka Twoich pomysłów, bo te kocio-mysie motywy to złoto. Dzięki za dawkę świetnego humoru i… niech żyje kreatywność pierwszo kwietniowa
PolubieniePolubienie
Dzięki, Andrzeju. 🙂
No właśnie, zachować poker face w trakcie wypowiadania żartu, to największa trudność, ale jak się uda – to mamy sukces.
Ja niestety nie umiem kłamać, mam wszystkie emocje wypisane na twarzy.
Dowcip z wygraną w totka podoba mi się – klasyk, ale dawno nie słyszałam, więc zapomniałam o tym. Oprócz wygranej w totka, można wymyślić jeszcze jakieś zabawne „wygrane” – choćby na promocji w sklepie lub w jakimś konkursie blogowym, to już opcje całkiem prawdopodobne…
PolubieniePolubienie
Zdecydowanie coś jest w tym, że najtrudniejsze w żartach jest ich dobre podanie. Sam dowcip może być stary jak świat, ale jak się go powie z odpowiednią miną i wyczuciem chwili – to działa. Taki „poker face” to w sumie sztuka teatralna, tylko bez sceny i widowni, a efekt potrafi być bezcenny.
Co do nieumiejętności kłamania – szacun. W świecie, gdzie wielu ludzi potrafi z kamienną twarzą wygadywać największe bzdury, taka szczerość na twarzy to zaleta. A „wygrane” z życia codziennego są nawet lepsze od tych totkowych – bo prawdziwe, zabawne i bliskie. Promka w sklepie za 90%? To dopiero emocje! 😄
Masz rację – czasem wystarczy dobrze opowiedziany banał, by rozbroić towarzystwo. Trzeba tylko trafić w moment.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pomysł z koszykiem wędrującym za klientem super, biorę! Choć ostatnio zdziwiłam się w sklepie sportowym – kasa samoobsługowa, wkładasz zakupy do kosza i od razu wyskakuje ile masz zapłacić, bez żadnego klikania!
U nas nie zarejestrowałam żartów na 1 kwietnia, czyżby ludzie stracili poczucie humoru?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jotko, taki koszyk wędrujący za klientem czasem naprawdę by się przydał.
A jeszcze jakby niósł zakupy aż pod sam dom lub drzwi (ci co mieszkają na czwartym piętrze bez windy, byliby bardzo wdzięczni), to już w ogóle wynalazek cud miód malina!
Z tą kasą samoobsługową w sportowym sklepie, bez potrzeby klikania w kody to mnie zadziwiłaś. Nie spotkałam się jeszcze z czymś takim.
Tak jakby w samym koszyku był jakiś czujnik?
PolubieniePolubienie
Chyba tak, ledwo włożyłam bluzę do kosza, już wyskoczyły dane, przytknęłam kartę bankową do czytnika i zapłacone!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂
PolubieniePolubienie
Widziałam reklamę emand😂 boskie. Wysłałam koledze z Polski to się złapał. 😜
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂 🙂 🙂
PolubieniePolubienie
Kupuje wszystkie zarciki! U nas zero – ani ja jego ani on mnie, radia nie sluchalismy, internet – wybiorczo i jakos nic mi nie wpadlo w oko…jeden z najlepszych zartow mial miejsce wieeeeele lat temu, BBC pokazalo drzewo spaghetti….bardzo prawdziwie wyglaadalo.
Dzieki za porcje usmiechu!!!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję! Aż sobie wyguglowałam to drzewo spaghetti. Świetne!
Rzeczywiście bardzo realistycznie wszystko wygląda i jeszcze ten „sprawozdawczy” ton BBC. 😉 Super kawał, można się nabrać. 🙂
PolubieniePolubienie
Bardzo duzo ludzi sie nabralo, jak bum cyk cyk.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Po obejrzeniu tej wiadomości, wcale się nie dziwię. 🙂
PolubieniePolubienie