„I wtedy przyszedł maj, zamieszał w moim sercu, zgubiłam cały żal, poczułam co to szczęście…”
Maj to miesiąc czarodziej, bez dwóch zdań. Co roku owija mnie sobie wokół małego palca, czy raczej wokół wiotkich wierzbowych gałązek, strzelistych tulipanów, winogronowych kiści bzu i leśnych konwalii, umoczonych w rosie.
Chyba nie przez przypadek „majówka” przypada w maju, prawda?
Właściwie to w Holandii nie ma majówki analogicznej do tej naszej polskiej, natomiast w szkołach są ferie meivakantie, które w tym roku wyjątkowo zrosły się z przerwą wielkanocną.
Nasza majowa pauza była udana, mam nadzieję, że Wasze majówki – również. Że słońce Was nie opuszczało, zielone Wam pachniało i gdziekolwiek jakkolwiek – w pełni wypoczęliście. Co więcej – słoneczne promienie zatroszczyły się o Was niczym profesjonalny masażysta. Muskały skórę łagodnie po wierzchu, ale też zapuszczały się głębiej, aż do wystraszonych mięśni, zbitych w gromadkę. Czułym opatrunkiem obandażowały wszelkie niepokoje i zmartwienia.
A na koniec wstrzyknęły Wam cudowny eliksir witalności, sporządzony według oryginalnych receptur, przekazywanych z pokolenia na pokolenie.
Taka mikstura o sekretnym, ściśle tajnym składzie czyni cuda!
Oliwi zastałe komórki, napełnia ciało i ducha nową energią i to wiecie, taką podwójną, która z przodu ciągnie, z tyłu pcha, tak że człowiek leci jak wiosenna burza ku nowym dniom i wyzwaniom.
I aż sam chce lecieć, bo świat znów tak wypiękniał!
Drzewa wystroiły się w pióropusze liści, wiosenny wietrzyk w podskokach krąży między gałązkami, dmucha w zielone piórka niczym trębacz, a te kołyszą się całą swą liściastą powierzchnią zupełnie jakby machały na powitanie. Albo tańczyły z radości, że nastała wiosna.
Też macham (co mi szkodzi!), skoro spróbowałam tegoż cudownego eliksiru. ![]()
I niech radosny nastrój nas nie opuszcza – mimo że ferie się kończą, pogoda psuje, reszta miesiąca zapowiada się pracowicie, a obowiązki (na moment odłożone) piętrzą się jak stosy brudnych naczyń w zlewie.
Póki co cieszymy się tym, co dobre: że udało się nam wyjechać na parę dni, spędzić czas z przyjaciółmi i – chociaż byliśmy w dziesięcioro; a każdy z odrębnym pakietem cech, oczekiwań i humorków – to wespół w zespół sporo zwiedziliśmy, zaliczyliśmy kilometrowe trasy, a przy tym się nie pokłóciliśmy, nie dostaliśmy migreny i nikt ani razu nie podjął próby dezercji w odosobnienie czy wręcz do dom (a towarzyszyło nam sześcioro nastolatków między jedenastym a osiemnastym rokiem życia, więc łatwo nie było). ![]()
W tym czasie nie przeczytałam ani jednej książki (choć do plecaka wrzuciłam dwie), bo za dnia brakowało czasu, a wieczorem litery skakały mi przed oczami i nie mogłam się skoncentrować, zresztą graliśmy wtedy w gry.
Książkowy stosik wstydu zatem wcale nie zmalał, piętrzy się jak wspomniane wyżej naczynia w zlewie i nie wiem, kiedy się nim zajmę – a to że książki są cierpliwe i pokornie stoją na półkach – bynajmniej sprawy nie ułatwia.
Owszem czasem która przypomni o sobie wyeksponowanym tytułem na grzbiecie, krzyknie nazwiskiem autora, lecz i tak przegra w konkurencji z codziennym życiem, które woła głośniej, bardziej stanowczo i brutalnie. Ale… opita majowym eliksirem dam radę, no przecież!
Wy też, drodzy Czytelnicy, również podołacie temu co przed Wami.
Życzę Wam powodzenia na szlakach codzienności.
Na szczęście są zielone, umajone, więc wędruje się przyjemniej i jakoś bardziej ochoczo, nieprawdaż?
Chętnie poczytam w komentarzach, jak tam Wasze majówki (i nie majówki też), więc śmiało piszcie! ![]()
Piękna ta Twoja majówka. A jak poetycko opisana aż czytałam kilka razy, sama przyjemność. Wprawdzie sama nigdzie nie byłam, ale taką poezję przyjemnie się czytało, tym bardziej że wszyscy byli zadowoleni.
Zasyłam moc serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję Ci bardzo, Ultro. 😉
Czasem dobrze jest doprawić poezją prozę życia, choć tym razem wyszło tak samo z siebie. Kolejne posty będą już bardziej konkretne, ale w tym widocznie jeszcze miałam ochotę popląsać wśród konwalii i bzów.
Pozdrawiam wiosennie, z zapachem kwiatów. 🙂
PolubieniePolubienie
U mnie też majówka była momentem oddechu, takim zawieszeniem między codziennością a tym, co naprawdę ważne. Niekoniecznie spektakularna, ale za to prawdziwa – z bliskimi, z rozmowami, z ciszą, której tak często brakuje.
I choć po powrocie wszystko próbuje się na nas zwalić naraz – jak te naczynia w zlewie – to jednak ta majowa dawka spokoju trzyma mnie w pionie. Chyba o to właśnie chodzi w tym miesiącu: żeby na nowo poczuć życie, zanim znów wpadniemy w pęd.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To bardzo się cieszę, że wypocząłeś i udało Ci się spędzić czas z bliskimi, trochę zwolnić i się wyciszyć. O to chodzi.
Nie zawsze musi być spektakularnie, ba! takie fajerwerki jednak też potrafią zmęczyć, aż chce się odpocząć po „odpoczynku”. 😉
PolubieniePolubienie
Czasem najcenniejsze są te zwyczajne chwile: bez pośpiechu, bez presji, z ludźmi, którzy naprawdę się liczą. Nie potrzeba wielkich atrakcji, żeby coś poczuć głębiej. Czasami cisza i spokój potrafią dać więcej niż najgłośniejsze wydarzenia. Dobrze jest umieć to docenić i nie gonić na siłę za wrażeniami. Tak trzymaj – to bardzo zdrowe podejście. Zapraszam pod nowy adres: https://mrandrzejw.cba.pl/ i dziękuję za życzenia.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję, Andrzeju.
Gratuluję nowej domeny bloga, będę zaglądać. 🙂
PolubieniePolubienie
Pięknie napisałaś o swoim maju, faktycznie to niesamowity miesiąc, a o książki się nie martw, przyjdzie na nie czas, gdy pogoda zawoła pod kocyk i herbatką skusi.
Teraz zieleń, słonce i kwiaty! Trzeba nabrać kolorów i walorów na cały rok!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak pięknie to ujęłaś w słowach, Jotko! 🙂 🙂
Tak, trzeba korzystać ze słonka, nabrać kolorów i walorów (najlepiej od razu całymi garściami), a reszta się ułoży, co ma i może poczekać – poczeka. 😉
Pozdrawiam promiennie. 🙂
PolubieniePolubienie
Ooo, jaka fajna majowke mieliscie! Moje sokole oko wydlubalo na jednym zdjeciu pieska. Ludzie jak ludzie, ale jak piesek sobie dawal rade? Maj to zawsze yl moj ukochany miesiac, ale jakos sie przerzucam na czerwiec, nie wiedziec czemu – jakos kwitnace rzeczy w czerwcu byly ciekawsze. Byly, bo teraz jakos wszystko kwitnie w kupie, wlasnie w maju. Kto to widzial, zeby czarny bez kwitl w maju?? dla mnie to koniec czerwca (moze mysle o epoce polodowcowej plejstocenu (zalozmy), czyli o mojej mlodosci, hehehe). Ta majowka polska byla taka, ze wrocilismy do PL z urlopu 30 kwietnia, w drodze do domu kupilismy chleb, mleko i jajka. Bo w lodowce do piatku mamy rzeczy do wyjedzenia. Plan byl wyjechac do Krasnali = wnukow w piatek i w niedziele do Hoek v. H. i na prom. A tu klops, piatek odpadl, bo bysmy za duzo namieszali i przeszkadzali (za malo znamy Berlin, zbey rozwozic Krasnale na tenis i lekkoatletyke…), wiec w sobote…a tu jestesmy bez jedzenia, ale po co kupowac, zostanie etc etc, i tak torba serow jechala do Berlina! Najlepszy kasek zostawiam na koniec. wracamy do uk w poniedzialek skoro swit, ja juz mam liste zakupow, w domu zero swiezych rzeczy. A w domu czeka list, ze auto JEDNak nie zostalo ubezpieczone, bo nie dostarczylismy jednego dokumentu (Na zmiane z D ubezpieczamy siebie jako glownego kierowce, nie warto o tym tu pisac). Do ktorego te balwany maja dostep…. Znaczy sie, ze przez Europe, w te i nazad, jechalismy nieubezpieczeni, a grozi to np zabraniem auta od reki…siedzielismy w domu i wyjadalismy rzeczy z zamrazarki, a ja na glowny posilek np zjadlam puszke tunczyka z majonezem, a D 4 bulki takie, co do piekanrika trzeba, z marmolada pomaranczowa. Byla resztka pomidorowki w zamrazarce oraz dwa golabki. To taka nasza majowka byla. Ale dom stoi jak stal, pogoda cudna, tylko jedna roslinka padla (cytryna, to od reki wsadzilam 3 pestki 😉 Tradycyjnie przepraszam za rozwleklosc. p.s. fajne macie dzieci, to takie ogolne stwierdzenie :)))
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Krysiu, ależ nie masz za co przepraszać!
Lubię takie z serca pisane komentarze, życiowe, autentyczne…
A poza tym sama pytałam: Jak Wasze majówki? 🙂 To napisałaś jak.
No faktycznie, majówkę mieliście intensywną i nietypową. Odwiedziny dzieci i wnuków w Berlinie, niespodziewana zmiana terminów wyjazdowych, wyjadanie resztek z lodówki i do tego ta cała historia z ubezpieczeniem auta.
Jakie szczęście w tej niefajnej sytuacji, że nie trafiliście na kontrolę drogową, a przecież pokonaliście szmat trasy, więc ryzyko było spore.
I mogę sobie wyobrazić, jak smakuje pełnowartościowy posiłek po takim przegłodzeniu.: grzanki z marmoladą, tuńczyk z majonezem – to jedzenie takie a la student; makaron z masłem i solą, zupka chińska – pamiętam z akademika. 😉
A co do pieska na wyjeździe – sprawował się super i nie sprawiał żadnych problemów (może poza głośnym szczekaniem na lokalne psie towarzystwo, ale pewnie musiał się przywitać i jakoś dogadać w tutejszym: niemieckim, więc wychodziło jakoś bardziej donośnie).
Celowo „zakotwiczyliśmy” też w malutkim, spacerowym miasteczku, takim pieskoprzyjaznym. 🙂
Pozdrawiam z wyjątkowo słonecznej Holandii. 🙂
PolubieniePolubienie
Pies tez czlowiek, jak mawia, od dziecinstwa, moj brat!
Jak zwykle przyjemnie nam sie jechalo przez Holandie i znowu tesknie patrzylam, na skret na Amsterdam, bo stamtad to rzut berecikiem (bo nie beretem przeciez 😉 ) do Harlem… moze kiedys.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wierzę, że jeszcze będzie okazja. 🙂
I tego Wam życzę z całego serca.
PolubieniePolubienie