Wreszcie się udało: kilka zlotów szkolnych było od czasu, gdy opuściłem mury mojego liceum. Do tej pory zawsze znajdowało się coś, co mnie przed przyjazdem powstrzymywało: obowiązki, dystans, niepewność tego, co (lub raczej – kogo) tam zastanę. Wreszcie w tym roku wszystko ułożyło się po mojej myśli. I choć dystans się nie zmniejszył, pojechałem.
Decyzję było łatwiej podjąć z prostej przyczyny: na klasowej grupie WhatsApp już od maja pojawiały się wpisy moich znajomych ze szkolnej ławy potwierdzających udział w zlocie. Im bliżej terminu, tym lista chętnych rosła. Wreszcie w wakacje spotkałem się z jednym z przyjaciół z tamtego okresu i umówiliśmy się, że się zapiszemy. Na wymówek nie było już więc miejsca.
Dodatkowo tuż przed zlotem ktoś rzucił hasło, by już w piątek spotkać się wyłącznie w naszym gronie na jakimś piwku/ winku/ pogaduchach.
Frekwencja była nawet wyższa niż dnia następnego, jako że na tę imprezę nie trzeba było kupować wejściówek i wdziewać garniturów czy nocnych sukien.
Nie zabrakło, jak zwykle, naszego wychowawcy. To sprawiło, że do Polski wyruszyłem już w piątkowy poranek, by móc bez trudu dotrzeć na wieczorne spotkanie.
Zloty w moim liceum organizowane są przy każdej okrągłej rocznicy jego powstania, tym razem “dobiliśmy” do 80-tki. Program jubileuszowy obejmował cały tydzień, sam zlot zaplanowany był na sobotę. Najpierw wizyta w szkole: okazja by odwiedzić klasy, by na nowo przeżyć emocje z nimi związane. Jak się pewnie domyślacie – emocje bywały różne.
Wejście na podwyższenie w sali geograficznej, w przeszłości wiążące się z koniecznością wykazania się swoją wiedzą przed całą klasą, dało efekt taki sam jak w przeszłości. Koledzy nie pomagali, domagając się wskazania na mapie którejś z europejskich rzek…
Wizyta w sali chemicznej – wręcz przeciwnie. W sali do biologii udało nam się nawet cofnąć czas. Padło nawet mrożące krew w żyłach “wyciągamy karteczki”…
Naszą nauczycielkę od chemii spotkaliśmy chwilkę później, wszyscy zapewnialiśmy ją, że bardzo miło wspominamy jej lekcje. Widać było wzruszenie. Oprócz tego podziwiać mogliśmy zmiany: nowoczesny sprzęt, inny układ ławek.
Tylko drzwi do sal lekcyjnych wciąż takie same, jakby nietknięte przez te niemal trzydzieści lat od dnia, gdy widziałem je po raz ostatni. Jedyne pomieszczenie, które odwiedziłem po raz pierwszy to pokój nauczycielski. W jaskini smoka nie znalazłem żadnych szkieletów, niestety…
To co mnie zaskoczyło w trakcie tego zlotu to fakt, że w przeciwieństwie do naszych “prywatnych” zlotów, tu nierzadko ciężko mi było stwierdzić, czy osoba, którą właśnie mijam, to absolwent, czy nauczyciel. Jedynie obecnych uczniów nietrudno było wypatrzyć w tłumie równie obcych (w większości) twarzy.
Po zwiedzaniu szkoły wybraliśmy się sporą grupą najpierw na wspólny obiad, a później na krótki spacer nad morzem. Mimo upływu lat, mimo twarzy poznaczonych już delikatnie zmarszczkami, mimo włosów czy to kompletnie utraconych, czy też naznaczonych srebrnymi nitkami, nadal potrafimy spędzić ze sobą cały dzień, wciąż czerpiąc radość z towarzystwa ludzi, z którymi przyszło nam dzielić przez cztery lata dole i niedole licealnej rzeczywistości…
Główną część imprezy stanowił bal absolwentów. Kilkaset osób w jednej sali, eleganckie stroje, kilka świetnych stanowisk do grupowych fotek.
Muzyka – bardzo różna. Często było przaśnie i weselnie. Czasem brzmiały przeboje z pokolenia moich rodziców. Ale nie zabrakło też przebojów z naszej młodości: Nirvana, Rage Against the Machine, Beastie Boys, Prodigy. Garnitur średnio nadaje się do tańczenia “pogo”, ale nas to nie powstrzymało. Impreza trwała do trzeciej nad ranem. Dość powiedzieć, że po przebudzeniu rano miałem już ponad piętnaście tysięcy kroków “zaliczonych” według mojego yntelygentnego zegarka. ![]()
Co dalej? Za dwa lata kolejna rocznica naszej matury. Na grupie padło już kilka pomysłów, gdzie się z tej okazji spotkamy. Czas pokaże, czy znów się uda. I czy znów będzie nas równie dużo, co na zlocie w tym roku. Przyznam, że jest w tym jakaś magia, móc spojrzeć na te same twarze, które mimo upływu czasu, wciąż w moich oczach pozostają niezmienione…
Cukin chyba malował Wam ściany w LO…
Widać uśmiechy na twarzach, jak za dawnych szkolnych lat 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Strzał w dziesiątkę. 🙂 Przyznam, że wszyscy byliśmy zachwyceni, ale nie przyszło mi do głowy sprawdzić, kto jest autorem… 🙂 Dzięki za komentarz i cenną informację. Pewnie w czasie kolejnej wizyty „w regionie” przegonię rodzinkę po innych miejscach z muralami…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Piękny budynek, moje liceum też było w podobnym. Spotkanie wygląda na sympatyczne, ludzie radośni, ja przestałam bywać na naszych, bo w pewnym momencie zrobiło się niemiło… Powspominać lubię, ale już nie hurtowo.
Równie udanych kolejnych spotkań!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wydaje mi się, że takie zloty są dobre tylko wtedy, gdy spodziewamy się spotkać na nich ludzi, z którymi nam „po drodze”. Dla samego budynku, nawet najpiękniejszego, raczej nie chciałoby mi się tułac przez dziewięć godzin. 😉 Jeśli detalicznie, nie hurtowo, to przypuszczam, że jednak kontakt nadal jest, ale raczej poza oficjalnymi imprezami? 😉
PolubieniePolubienie
A tak, cztery osoby to maks!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Takie spotkania mają w sobie coś wyjątkowego, bo pozwalają spojrzeć na przeszłość z zupełnie innej perspektywy. Z jednej strony nostalgia, z drugiej – radość, że mimo upływu lat niektóre więzi i wspomnienia wciąż mają swoją siłę. Warto czasem zrobić taki krok wstecz, żeby przypomnieć sobie, skąd się wyszło.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Skąd się wyszło, gdzie się doszło, gdzie doszli inni – nawet tacy, którym w czasach licealnych nie wróżono nic dobrego… 🙂
PolubieniePolubienie
Takie spotkania po latach często pokazują, jak nieprzewidywalne potrafi być życie. Czasem ci, którzy wtedy byli na uboczu, dziś okazują się najbardziej spełnieni. To ciekawa lekcja pokory i przypomnienie, że młodzieńcze oceny rzadko bywają trafne.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Fantastyczne uczucie znaleźć się po latach znów w szkolnych ławach. Cały czas piękni i młodzi duchem! Sama spotykam się, ale w wybranym gronie, w którym czuję się jak za dawnych lat.
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Igomama też ma kilka wybranych przyjaciółek, z którymi widuje się przy każdej wizycie w rodzinnych stronach. Ja, nie ukrywam, troszkę zaniedbałem te znajomości… Teraz nadrabiam. To co poprawia mi humor najbardziej, że mimo upływu lat z pewnymi ludźmi można podjąć rozmowę tak, jakbyśmy ostatnio widzieli się wczoraj, a nie dwa-trzy lata temu…
PolubieniePolubienie
Miłe spotkanie po wielu latach, aż zaskoczony jestem frekwencją. U mnie było odwrotnie, im bliżej daty spotkania tym więcej osób odwoływało. Dziwne, ale tak było. Pozdrowienia serdeczne!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki za komentarz.
Cóż, dorosłość rządzi się swoimi prawami… 🙂 Przyjaciel, o którym wspomniałem, ostatecznie na główną imprezę nie dotarł: miał ambitny plan, by w jeden dzień „obskoczyć” wesele i bal… Zakładam, że zabalował na weselu na tyle, że nie udało nam się nawet spotkać w niedzielę (poprawiny :D).
Chcesz rozbawić Boga? Opowiedz mu o swoich planach… 😀
PolubieniePolubienie
Napisałam długi komentarz, ale wystąpił jakiś błąd i go nie dodano. Fajnie, że chciało Ci się jechać taki kawał drogi, by spotkać się z dawnymi koleżankami i kolegami. W moim liceum, jeżeli nawet organizowano takie jubileuszowe spotkania, to mnie nie zapraszano. Moja przyjaciółka zorganizowała w 1993 spotkanie studenckiego roku, ale frekwencja była mała, a atmosfera beznadziejna. Miło jest poczytać, że są ludzie, którzy mimo upływu lat, przy spotkaniu, potrafią ze sobą rozmawiać(mają o czym), jak dawniej. Pozdrawiam całą Rodzinkę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki za komentarz. 🙂 W sumie o zlocie dowiedziałem się od rodziców i kolegów/ koleżanek na grupie, żadnych zaproszeń ze strony szkoły nie było… Myślę, że zapraszają tylko szychy. 😉 Odnośnie studiów: niestety, straciłem kontakt ze wszystkimi kolegami i koleżanką z naszej grupy, więc jeśli jakieś zloty miały miejsce, to raczej nie miałbym szans się o tym dowiedzieć… Inna sprawa, że ze wspomnianej grupy po pierwszym roku niewiele się ostało i o zgraniu zbliżonym do tego z czasu liceum raczej nie mogło być mowy.
PolubieniePolubienie
Ale fajnie! Zazwyczaj jest tak, ze masowy zlot niejako nakazuje wesolosc etc, nawet jak sie nie pamieta osob, z ktorymi sie chodzilo do szkoly. ale z Twoich zdjec wyraznie widac, ze spotkanie bylo bardzo udane.
Ostatnie takie moje bylo (JUZ!!) 10 lat temu – jeden z naszych kolegow, ktory wlasnie wtedy wybudowal niedaleko miasta centrum konskie i wypoczynkowe – pensjonat. Nasz ogolniak sie reklamowal, ze na 60 rocznice otwarcia szkoly bedzie bal naad bale. Kolega wystosowal zaproszenia dla ok 60 osob z naszego rocznika/klas zaprzyjazionych na NASZA szescdziesiatke, bo akurat tego roku tyle konczylismy. Bylo swietnie, ale polowy osob (raczej z innych klas) W OGOLE nie poznalam! Przyjaciolka, z ktora pojechalam byla z tym na biezaco i mowila kto jest kto. Impreza bardzo udana, ALE nastepna refleksja – sporo osob mieszka tam, gdzie mieszkala te 60 lat temu, spotykaja sie czasem, robia zdjecia. To na pewno pomaga utrzymac te rozne wiezy, ktore moga byc jeszcze z czasow przedszkolnych! (naprawde). I ze trzeba to posycas i niech sie ogieniek tych wiezi pali. Moje dzieci mi troche zazdroszcza moich przyjazni z dziecinstwa – z Ewa znam sie od czasu, jak mialysmy chyba 4 i 5 lat (utrzymujemy nierowny, ale szczery i bardzo serdeczny kontakt), z Marucha – od czasu jak mielismy po 6 lat – z nim kontakt jest, jak jestem na miejscu i go spotkam. Z Dorata siedzialam w jednej lawce od 2 klasy. Mamy kontakt. Z Ania – od tuz przed ogolniakiem, z inna Ewa – od studiow, a ze s.p. Anka tez od 2 klasy – tu, jak ide na cmentarz, to wyrazam jej moje pretensje, ze nas tak zostawila. Zawsze jest wieksze spotkanie, jak przyjedzie ktores z nas na stare smieci – a to ja z uk, a to ktos z Australii czy Kaliforni. A wspomnienia szkolne? ZAWSZE jakies draki, wyglupy etc etc. Zycze Ci nastepnych spotkan, nawet w 4 osoby! Sa fajne, co nie?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Faktycznie, mieszkanie „na miejscu” ułatwia częste spotkania. Inna rzecz, która je ułatwia, to „kolonie” – ludzie, którzy studiowali w tym samym mieście i po studiach pozostali tam, gdzie studia kończyli. U mnie i z jednym, i z drugim krucho. Inna rzecz to osobowość chyba. Podtrzymywanie znajomości na odległość wymaga wysiłku, najczęściej z obu stron. Jeśli jedna ze stron tego wysiłku nie czyni (a to niestety często prawda w moim przypadku), to znajomości po pewnym czasie ulegają rozpadowi. Inna sprawa, że w obecnych czasach łatwiej takie nadszarpnięte znajomości na nowo „kleić”. Wszelkie „socjale” dają szansę odszukać osoby, których nie widzieliśmy lat naście, czy dziesiąt. :> I faktycznie: dwie, cztery, czternaście – każda z konfiguracji spotkań „po latach” ma swoje zalety. 🙂
PolubieniePolubienie