Odkrywamy skarby Majorki

PXL_20251021_114944590.MP

Od naszego pobytu na Majorce właśnie mijają dwa tygodnie. Kontur pięknej wyspy traci ostrość, wrażenia się zacierają… Tym skwapliwej łapię obrazy, chwytam słowa i przyklejam do ekranu. Na pamiątkę.
Na Majorce spędziliśmy tydzień, za krótko, by zjechać całą wyspę. Zresztą jakiś czas temu porzuciliśmy ambicję „odhaczania” wszystkich ważnych punktów. Postawiliśmy na zwiedzanie bardziej „miejscowe”. Codziennie spacerowaliśmy, czasem gdzieś dojechaliśmy komunikacją miejską, a raz, ale tylko raz, skorzystaliśmy z oferty hotelowego biura podróży.
Wybraliśmy wycieczkę pod nazwą „Skarby Majorki”, jedyną dostępną w języku polskim, o której Wam dziś opowiem.

W praktyce okazało się, że towarzyszył nam duet przewodników: Polka i Hiszpan, a wycieczka była prowadzona jednocześnie po niemiecku, angielsku i polsku. Po wczesnym śniadaniu wsiedliśmy do autokaru. Nasz hotel był pierwszym punktem odbioru pasażerów.
Plus: mogliśmy zająć dowolne miejsce, minus: przez bitą godzinę zbieraliśmy współtowarzyszy z różnych hoteli, gdyż autobus był wypełniony co do fotela.
Na szczęście gdy na pokładzie był już komplet, dalsza jazda poszła sprawnie.

4ea6bd7b-c178-4200-bf67-8db39781a6bf

Ekologiczna plantacja aloesu

Pierwszy punkt programu: farma aloesu położona w roślinnej oazie.
Zero fabryk, krystaliczne powietrze, pasmo gór z jednej strony, morze z drugiej i oczywiście zieleń, dużo zieleni.
Sympatyczny właściciel poczęstował nas pysznym koktajlem na bazie aloesu, a potem oprowadził wzdłuż równiutkich grządek. Dowiedzieliśmy się, że tutejsze aloesy zostały sprowadzone z kanaryjskiej wyspy Lanzarote i świetnie się zaadaptowały, aczkolwiek zdarzył się sezon „martwy”, gdy przymrozki z gór lub wiatry monsunowe zniszczyły plony. Na drewnianym blacie właściciel przekroił tasakiem dorodny liść i z wprawą oddzielił skórkę od przeźroczystego, śluzowatego miąższu. Każdy wycieczkowicz otrzymał swoją porcję „żelki mocy”, którą powąchał i natychmiast wtarł w skórę, jako że roślina ta posiada cenne właściwości, ponoć sama Kleopatra nacierała się aloesem.
Nasza Iskierka na moment znalazła się w błysku fleszy, bo właściciel dostrzegł ślady ugryzień komarów na jej przedramionach, toteż natychmiast potraktował je swoim aloesowym eliksirem. I faktycznie swędzenie złagodniało, a przynajmniej tak utrzymywała Iskierka, ale nie wiem, czy za sprawą żelu, czy siłą sugestii, lub z zawstydzenia nadmiarem grupowego zainteresowania. 😉
Na koniec zostaliśmy zaprowadzeni do sklepiku i zachęceni do zakupów.
Coś mi się zdaje, że to nieodzowna składowa takich zorganizowanych wycieczek. Aloesowy żel na komary oczywiście znalazł się w naszym koszyku.

52998d25-ec45-41c1-8d21-b2c52fe7c56d

057775f5-8d0f-4e13-8fea-150974b79a40

14875fcf-c41b-47eb-a49d-0cc24d27d48b

192849fa-f249-45e0-809e-273d8d39cb7b

f7eefaed-a473-4d9d-b110-97b29d065cc8

Artà – stara i „prawdziwa”

Następnie zapakowaliśmy się do autobusu i pojechaliśmy do Arty, urokliwego miasteczka, które zachowało średniowieczny styl i autentyzm. To miejscowość z tych mniej turystycznych, a bardziej lokalnych.
Od lat, w każdy wtorek, brukowane uliczki przemieniają się w targowisko, na którym rzemieślnicy, z dziada pradziada, wystawiają oryginalne rękodzieła: wyroby wyplatane z wikliny i liści palmowych, a także ceramikę, naczynia z kokosa, biżuterię, ubrania. Jest też ogromny wybór ryb i owoców morza, mięs, warzyw, wypieków. Pani przewodniczka zalecała spacer wzdłuż straganów, co uczyniliśmy, aczkolwiek szczerze mówiąc nie przepadamy za przeciskaniem się w tłumie, nie wspominając, że nie umiem kupować spontanicznie (dzieciaki bynajmniej nie mają z tym problemu ;). Z kolei pamiątek nie gromadzimy, nie mamy gdzie ich ustawiać.
Więc bazar oblecieliśmy i skierowaliśmy się na wzgórze Sant Salvador, które było nieobowiązkowym punktem programu, ze względu na nieco bardziej wymagające podejście, a konkretnie: sto osiemdziesiąt schodów kalwaryjskich.
Na wzgórzu zachowały się średniowieczne mury obronne oraz świątynia Sant Salvador, ongiś miejsce schronienia przed piratami atakującymi miasto; dziś obiekt pielgrzymek.
Z tarasu delektowaliśmy się bajeczną panoramą, która łączyła piękno natury – gaje migdałowe i oliwne – i ludzkich dzieł: gotycki kościół u podnóża góry i przycupnięte w dolinie miasteczko.

65848bbb-278e-4bc0-be1f-c8ff82de5812

0ed2df58-beca-452e-a4c9-84f648e606fc

d94373dc-797b-4584-9d35-aeff2cc45ad5

4e1ba14c-996c-4ed3-95b3-9847ae436303

710ecdfb-d267-4b78-9987-1fd40450ccd4

3b5bbafa-72bd-4acf-b968-ad84f53ff465

a29d3f59-3f71-49a9-b264-99edfe71b086    f3810a0d-8807-4e91-9dd7-f46655403d27

bb4300ba-a35f-4b47-9e74-98f1d88bc24d

c20e9324-887e-4073-9bb5-ff32b98cf1c9

Jaskinie de Arta

Jednak najbardziej spektakularny okazał się ostatni postój: cuevas de Artà nad zatoką Canyamel. To były najpiękniejsze jaskinie, jakie dotąd widziałam! Ich piękno zapierało dech!
Kolory, elegancja, monumentalność stalagmitów i stalaktytów, wielobarwne formacje skalne, różnice wysokości, mosty między pokojami… Coś cudownego!
To nie była jedna jaskinia, tylko cały szereg jaskiń, z dość przyjazną (stałą w ciągu roku) temperaturą 18 stopni Celsjusza.
Już w Sali Wejściowej stanęliśmy jak wryci, nie przypuszczając, że dalej będzie jeszcze piękniej. Było! Widzieliśmy Królową Kolumn – smukły stalagmit o imponującym wzroście 17 metrów, Ale największe wrażenie wywarła na nas sala zwana Piekłem. Poczułam się trochę jak na balkonie, widząc pod sobą niewielką przepaść. I wtedy nagle buchnęły donośne dźwięki średniowiecznej „Carminy Burana”, a ściany pokryły się plamami światła.
Oczywiście wyobraźnia natychmiast ruszyła do roboty! W barwnych błyskach dostrzegliśmy monstrualne zwierzęta i zastygłe z przerażenia twarze.
To był taki moment: stop – klatki, gdy czułam, że doświadczam czegoś wyjątkowego, a w mojej duszy rosły stalagmity wzruszenia i stalaktyty szczęścia (i nie wiem, które przeważały).
Potem czekał na nas Czyściec, Teatr, Sala Flag i Sala Chwały, w której o jaskinia osiąga swój najwyższy punkt (sufit ma około 45 metrów wysokości, mierząc od dna sali Piekła).
Samo wyjście z podziemi również prezentuje się instagramowo.
Z doliny ciemności, wita nas jasność: błękit nieba w górze i zachwycający lazur Morza Śródziemnego w dole. Każdy sięga po aparat. Nie da się inaczej.

Wróciliśmy zadowoleni, rozmarzeni i nie nużyły już nas nawet komentarze w trzech językach (polski zawsze po niemieckim i angielskim) i odwożenie wszystkich pasażerów do hotelów w różnych miejscowościach, z nami – na końcu trasy. Takie małe niedogodności były niczym wobec możliwości odkrywania skarbów Majorki. Smile

3a56166d-4792-4737-8769-62165cb96aa7

8fd08639-f953-481f-9ac8-b72cfae8c495

9a71c79e-139c-407d-b967-4cf06ca6d5e4

891cfe6b-4056-4f04-a10d-171106dcaee6

a93026cc-ed46-450c-9169-cb1b6c10d4b2

f0b7ad64-4a43-4891-a7ec-9dbf386f70e8

ff1b3a60-e180-478a-9bea-feaaf4a302c1

PXL_20251021_113432080.MP

87de700a-7fea-4422-b3eb-18ee2852cfa4

Ten wpis został opublikowany w kategorii Hiszpania i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

11 Responses to Odkrywamy skarby Majorki

  1. jotka's awatar jotka pisze:

    Za wycieczkami autokarowymi nie przepadam, ale prawda jest taka, że więcej się zobaczy i z przewodnikiem wejdzie w zakamarki niedostępne indywidualnym turystom. Na Majorce mój syn się oświadczał, a my jeszcze nie byliśmy…

    Plantacja aloesu robi wrażenie, na Krecie widziałam plantację opuncji, ale nie tak wielką…

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama's awatar Igomama pisze:

      O, Jotko, to syn ma wyjątkowo romantyczne wspomnienia z Majorki. 🙂 Pięknie!
      A co do opuncji figowej – bardzo lubię herbatę zieloną z opuncją.
      Za skomercjalizowanymi wycieczkami autokarowymi w wielkiej grupie nieznanych osób też nie przepadam, ale cóż – często to najdogodniejszy sposób, by coś ciekawego zobaczyć.

      Polubienie

  2. To wspaniałe, że zamiast „odhaczać” kolejne punkty na mapie, wybraliście bardziej lokalne doświadczenia – właśnie w takich momentach powstają najpiękniejsze wspomnienia.

    Najbardziej urzekła mnie część o jaskiniach de Artà – opis, w którym miesza się zachwyt, wyobraźnia i refleksja nad pięknem natury, sprawia, że sama mam ochotę tam być i patrzeć na te stalagmity „wzruszenia i szczęścia”. Równie naturalne wydają się Twoje obserwacje o hotelowej wycieczce i aloesowym eliksirze – dodają tekstowi lekkości i humoru, a jednocześnie pokazują, że w podróży ważne są drobne, codzienne doświadczenia.

    To, co najbardziej cenię w Twoim tekście, to równowaga między opisem miejsc a tym, co przeżywacie jako ludzie – refleksje, emocje, zachwyt. Nie chodzi tu tylko o przewodnikowe fakty, ale o to, jak podróż dotyka Waszej wyobraźni i serc. I to sprawia, że czyta się to jak opowieść, a nie suchy reportaż.

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama's awatar Igomama pisze:

      Dzięki, Andrzej. Suche reportaże także cenię, ale w tym przypadku wolałam się skupić na naszych wrażeniach i emocjach. Pozdrawiam. 🙂

      Polubienie

      • I bardzo dobrze, że tak zrobiłaś — czasem to właśnie emocje i osobiste spojrzenie nadają tekstowi życie. Reportaż może być rzetelny, ale dopiero wrażenia autora sprawiają, że czytelnik naprawdę „widzi” to, o czym piszesz. W końcu nawet najlepszy opis miejsca nie zastąpi kilku szczerych zdań o tym, co się czuło, będąc tam naprawdę.

        Polubione przez 1 osoba

  3. Ula H.'s awatar Ula H. pisze:

    Och ! Nie mogę się nadziwić tym skarbom Majorki !? Rzeczywiście zwiedziliście najciekawsze miejsca ! Niesamowita jest dla mnie plantacja aloesu. Dotąd nie wiedziałam, że takowe istnieją, choć wiem, że roślina ma właściwości lecznicze. Jaskinia ze stalaktytami i stalagmitami musiała na Was zrobić ogromne wrażenie. Głośna muzyka dodała dreszczyku emocji do zwiedzania. Przepiękna wycieczka i klimaty takie jak lubię. Pozdrawiam serdecznie :)))

    Polubione przez 1 osoba

    • Igomama's awatar Igomama pisze:

      Dziękuję za przemiłe słowa, Ula. Wiesz na Majorce jest mnóstwo „najciekawszych” rzeczy do zobaczenia. Mnie się marzyła położona w górach Valldemossa – miasto, w którym spędził zimę Chopin i George Sand.
      Ale niestety, byliśmy dość daleko od tego miejsca, więc zostawiliśmy je sobie na „kiedyś tam”, koniecznie w połączeniu ze stolicą Palmą, której też nie widzieliśmy, tyle co lotnisko.
      Jaskinia natomiast przewspaniała, choć ponoć równie piękne, a może nawet piękniejsze są jaskinie smocze, których też nie widzieliśmy.
      Ale nie szkodzi, to był piękny wyjazd, też pogoda była idealna – cieplutko i słonecznie, ale bez męczących upałów, gdy się tylko szuka cienia.
      Pozdrawiam cieplusio. 🙂

      Polubienie

  4. pszczolkamaja's awatar pszczolkamaja pisze:

    Cześć, pamiętam bo miałem podobną wycieczkę na Majorce 😃 Zrobiła na mnie duże wrażenie, pamiętam jaskinie i to miasteczko Arta. A blog to świetne miejsce aby utrwalić sobie pamięć, wrażenia i emocje, które towarzyszyły wyjazdowi.

    Polubienie

    • Igomama's awatar Igomama pisze:

      O, ale fajny zbieg okoliczności! 🙂 🙂 🙂
      Dane nam było odwiedzić te same miejsca.
      Cieszę się, że swoim wpisem mogłam przywołać Twoje dobre wspomnienia. 🙂 Pozdrawiam serdecznie.

      Polubienie

  5. Ultra's awatar Ultra pisze:

    Dziś właśnie po raz pierwszy i to razem z Tobą odbyłam piękną podróż po Majorce. Dzięki wspaniałym zdjęciom mogłam zobaczyć ten ciekawy zakątek świata i popatrzeć na słoneczko, bo u mnie już przymrozki i zapowiadają opady śniegu.

    Zasyłam serdeczne pozdrowienia

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz