Het Spoorwegmuseum, czyli muzeum kolei żelaznej

DSCN4973

W zeszłą niedzielę pojechaliśmy pociągiem do Utrechtu. I tak nam się spodobało to miasto, że byliśmy pewni, iż wkrótce zjawimy się tu ponownie. Słowa dotrzymaliśmy. Minął zaledwie tydzień, a my znowu zawitaliśmy w Utrechcie.

Głównym celem była wizyta w Muzeum Kolejnictwa. Tego dnia zaczyna się specjalna atrakcja dla najmłodszych – tydzień z Tomkiem, czyli sympatyczną ciuchcią z popularnej bajki „Tomek i przyjaciele”. Groszek ongiś uwielbiał Tomka. Jeszcze ma tory z tej serii, jakieś książeczki i czasopisma o bohaterach z wyspy Sodor.

Ale „Het Spoorwegmuseum” warto zwiedzić nawet bez Tomka. Można tu spokojnie spędzić pół dnia (a nawet cały dzień). Atrakcji jest mnóstwo. I wcale nie trzeba być pasjonatem kolei.

My najpierw obejrzeliśmy wnętrza zabytkowych pociągów urządzonych jak małe mieszkanka. Znajdowały się w nich piętrowe łóżka, meble, kanapy… Na półkach stały książki. Był też telefon i telewizor. Ba, wagony posiadały nawet łazienkę i aneks kuchenny!

DSCN4938

Nagle usłyszeliśmy charakterystyczne trąbienie. Zaciekawieni udaliśmy się w jego kierunku.

To nadjeżdżał Tomek. Pobiegliśmy go przywitać. Na peronie stał już Gruby Zawiadowca i przemawiał przez mikrofon do zgromadzonej dzieciarni. Parowóz Tomasz wyglądał jakby przyjechał prosto z kart książki lub z ekranu telewizora. Taki sam uśmiech, bystre spojrzenie…

DSCN4944

Przewoził paczki. Okazało się, że Tomek ma dziś urodziny (pewnie przez cały tydzień codziennie będzie je obchodził), więc Gruby Zawiadowca poprosił, by dzieci zaśpiewały „Sto lat”. Pstryknęliśmy pamiątkowe fotki i skusiliśmy się na lody w niebieskim wafelku, również prosto z wyspy Sodor.

DSCN4949

Później Groszek i Iskierka odbyli małą przejażdżkę ciuchcią, poślizgali się na zjeżdżalni razem z Okruszkiem, a także przemieścili się za pomocą małej łodzi na wysepkę z latarnią.

DSCN4958

W pobliżu znajdował się budynek z napisem „De Vuurproef”. W środku czekało kilkoro zwiedzających. Usłyszeliśmy, że odbywa się tu projekcja filmów. Pomyślałam, że pewnie wyświetlają bajkę o Tomku. Dzieci były trochę zmęczone szaleństwami na świeżym powietrzu, więc uznaliśmy, że nie zaszkodzi chwila relaksu.
Igotata zaczekał z Okruszkiem na zewnątrz. A my musieliśmy stanąć na narysowanych na podłodze kółkach, zapamiętać kolor i numer. Ja z Groszkiem stanęłam w rzędzie czerwonym, Iskierka obok – w zielonym. Najpierw weszliśmy do małej sali z dwoma telewizorami, na których wyświetlono czarno- biały film. Niewiele zrozumiałam. Wydawało mi się, że był to dokument dotyczący historii kolei, ale czy miałam rację – nie wiem. Ludzie momentami się śmiali, więc treść musiała być zabawna. Ja jednak czułam nutkę rozczarowania: nie było ani słowa o Tomku.

Ponownie ustawiliśmy się na tych samych kolorowych kółkach. Spodziewałam się, że pokierują nas do wyjścia, ale okazało się, że weszliśmy do kolejnego pomieszczenia, w którym stały kabiny w barwach odpowiadających kolorom kółek. Zostaliśmy rozdzieleni z Iskierką, która weszła do zielonego pojazdu.

Groszek i ja usadowiliśmy się w kabinie czerwonej, na miejscu pierwszym i drugim. Znów włączył się telewizor. Pani w zabawnym staroświeckim stroju przydzieliła nam role, przynajmniej tak zrozumiałam.

Groszek – jedynka, miał być lokomotywą, ja – dwójka – maszynistą.
Trochę się zestresowałam: jak dam radę prowadzić pociąg bez znajomości języka holenderskiego? Ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Zgasły światła. Nastała całkowita ciemność. Miałam wrażenie, że zaczęliśmy się przemieszczać! Za szybą, z przodu i z boku zmieniał się krajobraz. Wydawało się, ze poruszamy się z coraz większą prędkością. Oczywiście rozum podpowiadał mi, że to iluzja, ale odczucie jazdy pociągiem było wyjątkowo realistyczne. Spojrzałam na synka. W oczach Groszka dostrzegłam zdziwienie pomieszane z przerażeniem. Chwyciłam za rękę.

– To nie dzieje się naprawdę – szepnęłam. – To tylko tak na niby. Taka zabawa.

Wtedy mój dzielny chłopczyk roześmiał się i śmiał się już do końca naszej trasy.

Jeszcze po zakończeniu całej przygody zapewniał mnie, że on ani przez chwilę nie uwierzył w prawdziwość tej jazdy. Mały bohater, niech mu będzie. Ja w jego oczach wyczytałam coś innego;)

Podróż pociągiem była szalona. Jechaliśmy, ba pędziliśmy, wśród rozmaitych krajobrazów (pamiętam prerię i krajobraz lodowcowy). Zmieniały się również warunki atmosferyczne. Pogodne niebo nagle stało się granatowe. Nastała burza. Piorun uderzył tuż przed nami!
Tory zniknęły i lecieliśmy w nieznaną przestrzeń. Gdy dopadła mnie myśl, że ta przygoda skończy się dobrze – przed nami ponownie pojawiały się tory i pociąg z impetem na nie wskoczył.

Może, jako maszynista, powinnam była sterować tą machiną, ale nie umiałam. Wolałam nic nie dotykać, by nie pogorszyć naszej, i tak niełatwej, sytuacji. Adrenalina krążyła po moim ciele.
Martwiłam się o samotną Iskierkę w sąsiedniej kabinie i …westchnęłam z ulgą, gdy szatańska podróż dobiegła końca, a my z Groszkiem byliśmy cali i żywi. Na szczęście Iskierka też. W dodatku nie wygląda na osobę, która doświadczyła traumy. Nie płakała, nie krzyczała, przeciwnie – śmiała się i była podekscytowana. Odważna! Powiedziała, że owszem, na początku poczuła strach, ale gdy uświadomiła sobie, że to nieprawda, to już się nie bała. I chce jeszcze raz. 😉

Igotata zdziwił się, gdy zobaczył na naszych twarzach wypieki:
– O, chyba ten film o Tomku był pełen emocji?

Uśmiechnęliśmy się z dziećmi porozumiewawczo.

Igotata sprawdził w słowniku, co po niderlandzku oznacza „de vuurproef”. Dosłownie jest to „próba ognia”, czyli próba odwagi…Wtedy zrozumiał. Pogratulował nam. Gdy zaczęliśmy się dzielić swoimi wrażeniami, też nabrał ochoty na tę przygodę. Niestety czas nas gonił, a przed pawilonem ustawiła się spora kolejka.

Cóż, tata będzie musiał przejść próbę odwagi następnym razem…

Po takiej dawce emocji, zapragnęliśmy trochę spokoju. Wtedy znaleźliśmy doskonałe miejsce na zabawę. Była to wydzielona, zadaszona przestrzeń, na której zgromadzono nieskończoną liczbę torów, stacyjek, pociągów, lokomotyw, wiaduktów, mostów. Wszystkie oczywiście z serii „Tomek i przyjaciele”. A pomiędzy nimi roiły się dzieci, najwięcej w wieku 3- 5 lat, ale nieco starsi, Groszek i Iskierka, też świetnie się bawili. Więcej, nie chcieli stamtąd wychodzić!

DSCN4969

A atrakcji jeszcze było sporo. Czytanie książek o Tomku, ilustrowanych na tablicy multimedialnej.

Kino, w którym na wygodnych poduchach lub fotelach można było, tym razem naprawdę, się zrelaksować i obejrzeć – tym razem – prawdziwą bajkę o Tomku, Piotrusiu, Kubie, Berci i pozostałych mieszkańcach wyspy Sodor.

Igotata, razem z Iskierką i Groszkiem, zwiedzili jeszcze miejsce pod nazwą „De Grote Ontdekking”, co oznacza „Wielkie Odkrycie”. Z słuchawkami na uszach zagłębili się w historię powstania kolei i jej początkach w Holandii.

DSCN4981

Reszty atrakcji już nie zdążyliśmy obejść. Został nam do obejrzenia, między innymi, pawilon „Stalen Monsters” i przedstawienie muzyczne „Droomreizen”. Cóż, stanowczo za szybko wybiła godzina 17, o której zamykano muzeum.

DSCN4997

Z żalem pożegnaliśmy Tomka i jego przyjaciół. Zrobiliśmy sobie jeszcze małą rundkę po Starówce Utrechtu i pojechaliśmy do domu. Dla odmiany – nie pociągiem, a samochodem…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Holandia i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz