Ponoć „wszystko, co dobre kończy się wcześnie.” Nawet za wcześnie.
Tym sposobem mój ulubiony miesiąc maj też już odszedł w zapomnienie, a jego miejsce zajął czerwiec. Z wiadomych względów (moje urodziny) czerwiec majowi do pięt nie dorasta, ale co tam, i tak go lubię!
Ma u mnie olbrzymiego plusa za ładną pogodę. Gdy słonko grzeje, mogę codziennie nosić sukienki! Tak bardzo je kocham, że w zasadzie nie miałabym nic przeciwko temu, aby zawartość mojej szafy ograniczała się wyłącznie do kiecek (niestety mama posiada na ten temat inne zdanie).
Usilnie próbuje przyodziać mnie w getry, dresy i spodenki („bo tak ci będzie wygodniej”, „bo ja też chodzę w spodniach”). I o ile pierwszy argument jeszcze jakoś do mnie przemawia, to ten drugi – wprost przeciwnie!
Na szczęście, w temacie sukienek, tatuś trzyma moją stronę („mam w domu trzy dziewczyny, niech choć jedna ubiera się jak kobieta”).
Tra la la la! Widzisz, mamusiu?
Patrz na swoją najmłodszą pociechę i się ucz!
Wiele nie trzeba:
Kapelusz, korale, sukienka i… proszę, już gotowa jest nasza panienka!
Gotowa w świat wkroczyć, gotowa wszystkich zauroczyć.
Okruszek ma wdzięk, ma klasę i szyk – kto pozna Okruszka, pokocha go w mig!
Ach, jak widzicie, piękna pogoda i ładna sukienka nastrajają mnie poetycko…
Tak w ogóle, to w Polsce dzieci muszą uwielbiać czerwiec!
Mają ku temu dwa ważne powody. Po pierwsze – czerwiec zaczyna się Dniem Dziecka, a po drugie – kończy się wakacjami.
Niestety nie w Holandii!
Niby Dzień Dziecka jest międzynarodowy, a jednak Holendrzy wcale go nie obchodzą.
Zakładają, że tutejsze dzieciaki codziennie świętują Dzień Dziecka i więcej im nie potrzeba. Świetna wymówka, prawda? Godna dorosłych!
Równie dobrze można by przyjąć, że Dzień Matki i Ojca trwa każdego dnia…
Zresztą, ja i mój brat zostaliśmy ograbieni z Dnia Dziecka, jeśli nie przez głupią Holandię, to przez naszą siostrę! Serio.
Starsze siostry to wyjątkowo złośliwy gatunek istot ludzkich.
Zwykle są zarozumiałe, zadzierają nosa, uważają, że pozjadały wszystkie rozumy i znajdują niebywałą przyjemność w uprzykrzaniu życia młodszemu rodzeństwu.
A moja siostra Iskierka posunęła się do znacznie większej podłości!
Zabrała mnie i bratu Dzień Dziecka!
Ni mniej, ni więcej, tylko „zawłaszczyła” pierwszy dzień czerwca na swoje urodziny.
Ponoć miała przyjść na świat wcześniej, bo w Dzień Matki, ale jej to nie zadowalało.
Jestem pewna, że celowo opóźniła swoje narodziny, by – w przyszłości – dokuczyć młodszemu rodzeństwu . Widzicie? Już w łonie matki wykazywała się złośliwością!
Tym oto sposobem w naszym domu pierwszego czerwca obchodzi się urodziny Iskierki (w tym roku już jedenaste), a o Dniu Dziecka nikt nawet nie wspomina.
Ale Iskra nie poprzestała na obrabowaniu nas z przynależnego nam święta…
Wyobrażacie sobie, iż w tym roku zażądała przyjęcia urodzinowego w miejscu niedostępnym dla mnie, swojej najbliższej krewnej? Naprawdę! Otóż mojej siostrzyczce zachciało się parku trampolin!
A w Holandii uważa się, że, owszem, czterolatek jest dojrzały, by rozpocząć naukę w szkole, natomiast nie dość gotowy do hasania po trampolinie!
W każdym razie muszę poczekać jeszcze rok i skończyć 5 lat, dopiero wtedy będę mogła do woli poszaleć w takim przybytku. A na razie nie pozostaje mi nic innego, jak zadowolić się naszą małą ogrodową trampolinką (na szczęście bez ograniczenia wiekowego)!
Jak widzicie, nieustannie przechodzę męki z tym moim rodzeństwem.
Dlaczego brat i siostra mogą robić pewne rzeczy, które dla mnie są nieosiągalne?
Dlaczego wciąż słyszę: „Okruszku, na to jesteś jeszcze za mała! Poczekaj aż podrośniesz, wtedy będziesz mogła robić to samo co Groszek i Iskierka”.
Całe szczęście nie wszystkie z „zakazanych owoców” wydają się kuszące…
Wiecie, że w Holandii każdego roku w czerwcu są organizowane czterodniowe marsze o nazwie „avond4daagse”?
Jednorazowo pokonuje się dystans 5 lub 10 km.
Moje rodzeństwo wybrało opcję bardziej ambitną, dla twardzieli!
Cha cha, gdybyście widzieli minę brata po czterech dniach „spaceru”!
Nawet medal nie był w stanie wynagrodzić mu bólu mięśni i odcisków na stopach!
Biedaczek musiał maszerować, podczas gdy ja zostawałam w domu bawiąc się beztrosko
(i bezodciskowo!).
W zeszłym roku, w czasie „avond4dagse” tatuś pchał mnie w wózku, w którym znienacka coś trzasnęło, gruchnęło i pojazd złamał się na pół.
Przez resztę trasy (tej ambitniejszej!) tata niósł w jednej ręce mnie, a w drugiej połamany wózek (licząc, że naprawi go w domu) i… cóż, od tamtego czasu ojciec nawet nie chce słuchać o czerwcowych wieczornych marszach, a co dopiero w nich uczestniczyć!
Kolejną dziwną rzeczą, którą musi robić moje rodzeństwo (a ja nie) jest pływanie w basenie w kurtkach, bluzach i długich spodniach.
Gdy po raz pierwszy brat i siostra weszli pod prysznic w takim stroju, zaczęłam obawiać się, czy aby nie zapadli na jakąś dziwną chorobę! Jednak za chwilę przekonałam się, że inne dzieciaki również pluskają się w kurtkach. Zrozumiałam, że widocznie w Holandii tak wyglądają lekcje pływania, a dokładniej przygotowania do egzaminu na dyplom C.
Holandia jest naprawdę dziwnym krajem!
Wakacje przychodzą tu dopiero pod koniec lipca i trwają nie dwa miesiące, a zaledwie sześć tygodni. Natomiast w czerwcu wiele domów przyodziewa się we flagi i plecaki (w ten sposób maturzyści obwieszczają sąsiadom, że właśnie zdali egzamin dojrzałości).
A w „naszym” kanale, po sąsiedzku, zamieszkało stado żółciutkich plastikowych kaczuszek! Nie wierzycie? Spójrzcie na zdjęcie!
Słodziaki, prawda? Ale ja i tak jestem słodsza…
Do zobaczenia w lipcu!
pozdrawiam Okruszka,Iskierkę i Ciebie 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękujemy z całych naszych serc i oczywiście odwzajemniamy:)
PolubieniePolubienie
Okruszku, nie miej za złe rodzeństwu, na Ciebie też przyjdzie pora, wszystko przed Tobą 🙂
Ci Holendrzy to mądrzy ludzie! moje wakacje też nie trwają dwa miesiące, dzieci tak, ale powiem Ci w sekrecie, że od połowy sierpnia przesiadują już na ławkach pod szkoła i nudzą się strasznie, przynajmniej niektórzy.
A te kaczuszki to z jakiej okazji?
Pozdrawiam całą rodzinkę 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ano każdy system szkolny ma plusy i minusy.
W Holandii letnie wakacje trwają 6 tygodni, ale potem w październiku jest tydzień ferii jesiennych, a w maju są 2 tygodnie.
Łącznie wychodzi na to samo. Częstsze przerwy są przydatne, zwłaszcza, że jesienią ceny wyjazdów niższe niż teraz, w szczycie sezonu, no i bardziej ciągnie człowieka w ciepłe strony. Za to teraz lipiec, gorąco, a dzieciaki w szkole…
Ps. Kaczuszki z okazji loterii szkolnej, jako fanty z nagrodami (każda miała numer losu pod spodem). 😉
PolubieniePolubienie
bardzo mi się podoba zdanie Pana domu – w kwestii sukienek i kobiecości mam identyczne zdanie. niech sukienka będzie pierwszym wyborem, a spodnie ostatecznością.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
🙂 No dobrze, już dobrze… 😉
Latem sukienki niech sobie rządzą, ale zimą?
Spodnie sprawdzą się najlepiej, przynajmniej dla zmaźluchów 😉
PolubieniePolubienie
Biedny Okruszek, jak to tak – bez Dnia Dziecka? Kilometry z wózkiem, znam to, rozumiem, że Ojciec Rodziny się poddał. Ale co robią te kaczuchy?
PolubieniePolubienie
🙂 Biedny to on nie jest, Aksiniu;)
Ma Dzień Dziecka codziennie (choć bez prezentów).
A co do wózka – Okruszek skończył 4 lata, a to taki wiek, że na wózek już za późno, a z kolei iść na małych nóżkach nawet te 5 km dziennie (czyli przez 4 dni- 20 km), to jednak za duże wyzwanie…
Odpuściliśmy w tym roku (zwłaszcza, że ojciec rodziny nabawił się traumy;)
A kaczuchy stanowiły losy w szkolnej loterii (numery były z drugiej strony). 😉
PolubieniePolubienie
Trauma ojca rodziny jest zrozumiała :))) Kaczuchy mię urzekły 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hi hi… Ach, ci ojcowie;) Ściskam Aksiniu:)
PolubieniePolubienie
tylko 6 tygodni wakacji?? ale małutko, a kaczuszki choc plastikowe to słodko wyglądają, ciekawe też to z zawieszanymi plecakami fajny gest 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, Olga, mnie ten pomysł z plecakami też wydaje bardzo sympatyczny. 🙂
Pamiętam, że gdy cztery lata temu w czerwcu po raz pierwszy zobaczyłam te plecaki z flagą (niemal na każdej ulicy), dziwiłam się: „o co chodzi?”.
A teraz wszystko stało się takie znajome i oczywiste, nawet przewidywalne czasami.
Do tych krótszych wakacji też się przyzwyczaiłam, choć łatwo nie było…
Ale każda inność – najpierw wydaje się nam dziwna, dopiero z czasem powszednieje…
PolubieniePolubienie
Wow, jaka fajna tradycja z tymi flagami i plecakami! Tutaj nie ma matury, ale przy domach dzieciakow, ktore koncza tutejsza szkole srednia, czesto ustawiane sa transparenty z gratulacjami. 🙂
Wlasnie sobie doczytalam o tym, ze wakacje w Holandii zaczynaja sie pod koniec lipca. Co kraj to obyczaj. U nas mniej wiecej jak w Polsce, wiec chociaz pod tym wzgledem nie bylo szoku kulturowego. 😉
A co to za egzamin z plywania, ktory trzeba zdawac w ubraniu? Pierwsze slysze… 🙂
Moj maz ma zgola inne zdanie co do ubioru naszej corki. Ja sama ubieram sie raczej wygodnie, ale skoro mam tylko jedna coreczke, to czasem mam ochote ubraz ja w kiecke, pozwolic na pomalowanie paznokci, itd. A moj maz za to przewraca oczami, ze „A co ty ja tak wystroilas?!”. 😉
U nas tez nie ma Dnia Dziecka, ale na szczescie Potworki w ogole o nim nie wiedza, wiec sie nie dopytuja. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O, a to też miły zwyczaj z tym ustawianiem transparentów z gratulacjami po ukończeniu szkoły średniej. Bardzo sympatyczny sposób na dowartościowanie dziecka, na uhonorowanie jego wysiłku, pracy, sukcesu… Fajnie!
A co do strojenia córci, to myślę, że Twój mąż „przewraca” oczami z sympatią.
W istocie jest dumny ze swojej pięknej małej księżniczki. 🙂
W Holandii (kraju pełnym wody) nauka pływania od lat jest otoczona wielką czcią, jeszcze do niedawna lekcje pływania były obowiązkowe dla wszystkich dzieci.
Teraz już nie są, ale i tak Holendrzy bardzo przywiązują wagę do tego, by ich pociechy nauczyły się pływać. Nauka pływania w ubraniu to też holenderski „must have”.
Więcej tu: https://dzieciakiwiatraki.blog/2016/12/20/jak-ucza-plywania-w-holandii/
PolubieniePolubienie
Dzieki za link! Przeczytalam z otwarta buzia! To niesamowite, ze Holendrzy az taki nacisk klada na nauke plywania!
W Stanach plywanie tez jest popularnym zajeciem pozalekcyjnym dla dzieci. Tylko tutaj wynika to chyba z tego, ze nawet na naszym polnocnym wschodzie kraju, klimat jest jednak nieco cieplejszy niz w Polsce, a lata sa gorace i wilgotne. To sprawia, ze doslownie co 3-4 dom posiada swoj basen. Umiejetnosc plywania jest wiec bardzo przydatna. Ja tez zapisalam moje Potworki, chociaz my basenu nie mamy. 🙂 Ale za to koledzy maja, a zreszta, srednie szkoly maja obowiazkowe zajecia plywackie oraz druzyny i nie chce, zeby kiedys sie wstydzili przyznac przed cala klasa, ze nie potrafia plywac. 😉 Corka chodzi na zajecia od zeszlego roku i je uwielbia. Jest obecnie na poziomie IV. Poziomow jest VI, a potem zostanie jej najwyzej druzyna plywacka. 😉 Ale to bedzie jej wybor. Syn za to, mimo ze wode lubi i w basenie rekreacyjnym szaleje az milo, to zorganizowanych zajec nie znosi. Niemal kazdy ranek przed nimi mamy przeplakany. 😉 Nie odpuszczam jednak i dusze go, zeby kontynuowal. Nawet jak potem porzuci plywanie na dobre, to przynajmniej juz nigdy nie pojdzie na dno jak kamien. 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agaciu, dziękuję, że zajrzałaś pod link. Cieszę się, że temat Cię zaciekawił.
Fajny jest klimat miejsca, w którym mieszkacie.
Faktycznie, gdy lata są takie gorące, umiejętność pływania jest bardzo przydatna i będzie często wykorzystana.
A poza tym, tak naprawdę, to nigdy nie wiemy, co nam się przyda w życiu.
Super, że Twoja córcia już tak ładnie pływa (poziom 6 to chyba odpowiednik takiego holenderskiego dyplomu B), oby synek też przekonał się do zajęć zorganizowanych (ale ma rację – to całkiem coś innego niż swobodna zabawa w wodzie). ;).
PolubieniePolubienie
Ojej, nie wierzę w złośliwość Iskierki. Uwielbiam oglądać świat oczami Okruszka. I zdjęcia oczywiście:) Tata ma rację – noście sukienki dziewczyny. Przynajmniej latem
PolubieniePolubienie